Rozdział 6
Naruto rozsiadł się wygodnie na ławce, wystawiając twarz do słońca. Przymknął powieki wsłuchując się w otaczające go dźwięki. Śmiech dzieci baraszkujących na placu zabaw, powolne kroki przechodniów, stłumione rozmowy niesione przez wiatr, szum samochodów z pobliskiej ulicy, szczekanie psów. Tym wszystkim starał się zagłuszyć własne, niepokojące myśli które kłębiły się w jego głowie.
Nigdy nie należał do osób przesądnych, jednak tym razem nie mógł pozbyć się tego nieprzyjemnego skurczu, jaki zacisnął się wokół jego serca i wbił szpony głęboko w duszę. A co jeśli? To pytanie kołatało się po jego głowie jak zacięta płyta. I nie ważne, jak bardzo starał się go pozbyć, nic nie było w stanie go uciszyć.
- Asami, spokojnie to był tylko sen - szeptał kołysząc ją w swoich ramionach. - Nic złego się nie dzieje.
- Ale... - chlipała mocząc jego koszulkę. - Mama i Itachi...
- Nic im nie jest - przerwał, całując ją w skroń.
Koszmar który wyrwał ich ze snu, dotyczył rodziców. Zaskakującym było, że obojgu w tym samym momencie przyśniło się praktycznie to samo. Żegnający się z nimi rodzice. Żegnający tak, jakby już mieli nie wrócić. Nic dziwnego, że dzieciaki obudziły się z krzykiem a teraz nie mogły się uspokoić. Coś takiego, nie łatwo sobie wytłumaczyć. Najchętniej od razu zadzwoniłby do Shizune, jednak bał się że jeśli przyjaciółka nie odbierze, tylko spotęguje to ich strach. Zrezygnowany siedział na łóżku, wpatrując się w przestrzeń. Naprawdę miał nadzieję, że to tylko nic nie znaczący sen.
Kiedy dzieciaki ponownie zapadły w sen, zanim sam się położył, nie zważając że dochodzi trzecia nad ranem, wysłał krótką wiadomość do Shizune. "Odezwij się". Starał się zrobić to tak, żeby nawet Sasuke tego nie widział, chociaż dobrze wiedział, że nic nie umknie czujnym oczom męża.
- Za bardzo panikujesz - Sasuke szepnął układając się wygodniej. Tomoe nadal był wczepiony w niego jak małpiatka. - To tylko głupi sen - dodał na pozór obojętnie, choć Naruto wychwycił w jego głosie niepokojące nuty.
- Wiem - odparł, poprawiając kołdrę. Obaj leżeli na boku, zwróceni twarzami do siebie. Naruto wyciągnął rękę w poszukiwaniu dłoni partnera. Ich palce splotły się nad głowami dzieci. - Wiem. - Powtórzył po raz kolejny, przekonując sam siebie.
- Śpij. - Sasuke mocniej ścisnął jego dłoń i przymknął powieki kończąc temat, chociaż tak naprawdę sam miał mieszane uczucia co do zaistniałej sytuacji.
- Cześć Naruto!
Naruto zaskoczony spojrzał na zziajanego Kibę, który ciężko opadł na ławkę.
- A ty jak zawsze w pędzie - skwitował, podając mu butelkę wody. Akamaru przysiadł naprzeciwko Naruto i położył swój wielki łeb na jego kolanach, domagając się należytej uwagi. - Co tym razem się stało? - Spytał z uśmiechem drapiąc psa.
- W sumie nic - odparł, łapiąc powietrze. - Akamaru cię zwęszył i przeciągnął mnie przez pół dzielnicy.
Naruto parsknął śmiechem. Kiba był naprawdę dziwnym człowiekiem. Przez te kilka lat zdążyli się zaprzyjaźnić, chociaż bywały chwile, kiedy kompletnie go nie rozumiał. Starał sobie przypomnieć jakim był człowiekiem jeszcze za czasów liceum i musiał przyznać, że od tamtej pory niewiele się zmienił. Zawsze trzymały się go głupie, nie do końca zrozumiałe żarty, które ostatecznie zaprowadziły go przed oblicze sadu. Nie było tłumaczenia, że to miał być tylko niewinny żart, który potoczył się w całkowicie nieprzewidziany sposób. Za wyrządzone szkody musiał zapłacić, a skoro nie mógł, musiał to odpracować. 3600 godzin prac społecznych orzekł sąd a silne uderzenie młotka, przekreśliły jego plany wyjazdu i zwiedzania świata.
- Jak schronisko? Wyjaśniło się już wszystko? - spytał Naruto, nawet na niego nie patrząc.
- Tak. Właśnie! - Walnął się w czoło. - Hana chciałaby jeszcze raz podziękować Sasuke za pomoc. Zaprasza was dziś na kolację, osiemnasta może być?
- Nie wiem... muszę porozmawiać z Sasuke. - odparł zerkając na telefon. Nadal żadnej wieści od Shizune i Itachiego.
Kiba spojrzał na niego uważnie. Chociaż to Sasuke pomógł jego siostrze w problemach, to nadal go nie lubił. Z resztą ze wzajemnością. Nie mógł uwierzyć, że Naruto związał się z kimś takim. Wcześniej nawet było mu żal Sasuke, kiedy stracił bliskich i zamknął się w sobie, jednak teraz, jak go trochę poznał, uważał go za skończonego gbura.
Nie miał nic do związków homoseksualnych. Sam, jeszcze z liceum, miał przyjaciela geja. I choć na początku czuł się z tym nieswojo, ochłoną kiedy Neji dobitnie mu powiedział, żeby przestał się tak przy nim spinać, gdyż nie jest w jego typie. Ale Naruto i Sasuke byli jak ogień i woda, dlatego kompletnie nie mógł zrozumieć, jak ci dwaj dogadują się ze sobą.
- Jak twoja gorsza połówka nie będzie chciała przyjść, to Hana mnie za to prześwięci - burknął, patrząc w bok.
Na to stwierdzenie Naruto pokręcił głową i uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że Sasuke nie darzy Kiby szczególną sympatią. Z resztą, z goryczą musiał przyznać, że mąż praktycznie nikogo nie darzy szczególną sympatią. Wyjątkiem są dzieci i Shizune. Nawet własnego brata traktuje z rezerwą, a pozostałych jedynie w mniejszym lub większym stopniu toleruje. Kiba zaś był na szarym końcu tej jakże długiej listy. Był nawet niżej od śmieciarza, który jeden, jedyny raz, krzywo spojrzał na Naruto, kiedy ten wybiegł w samym szlafroku przed dom z ostatnim workiem śmieci.
Naruto wysłał sms'a sprawdzając przy okazji, czy nie przeoczył wiadomości od przyjaciółki.
- Naruto? Cóż za spotkanie!
Po raz kolejny, czyjś głos wyrwał go z zadumy.
- Sakura? - Uśmiechnął się szeroko. - Co ty tu robisz? - Przytulił ją na powitanie.
- Mam chwilę przed dyżurem - odwzajemniła uścisk, całując go jednocześnie w policzek. - Postanowiłam skorzystać z pogody i się trochę przejść. Sam mi zalecałeś więcej ruchu i abym nie żyła wyłącznie pracą. - Zaśmiała się trącając go w ramię. Tak naprawdę była tu, niemal codziennie, polując czy przypadkiem go nie spotka. Dziś miała szczęście. - Cześć Kiba. - Rzuciła do zszokowanego kolegi.
- Cześć... - odparł niepewnie.
Nie znał dobrze Sakury. W sumie rozmawiał z nią może ze trzy razy, nie licząc ich ślubu. Wówczas już zauważył z jaką niechęcią a wręcz wrogością, Sasuke się do niej odnosi. Kiedy tylko dziewczyna próbowała wyciągnąć Naruto na parkiet, szczególnie kiedy był już nieźle podpity, od razu wyrastał przy nim odciągając go w jakiejś, niby to ważnej, sprawie. Raz jeden nie zdążył zareagować na czas i siedział wówczas niczym chmura gradowa, wbijając czujny wzrok w tańczących. Rozluźnił się dopiero kiedy Asami postanowiła wkroczyć między nich, skutecznie separując ich od siebie. Widocznie wiele się od tamtego czasu zmieniło.
- O Sakura! - Naruto ożywił się. - Mam do ciebie ogromną prośbę - spojrzał błagalnie.
- Mów - zaśmiała się perliście.
- Przegapiłem termin badań kontrolnych - zaczął wyjaśniać drapiąc się po karku. - Mogłabyś mnie gdzieś wcisnąć? Wolałbym aby Sasuke się o tym nie dowiedział, wiesz jaki on jest. A jeśli tego szybko nie załatwię... - uśmiechnął się - Może być ze mną krucho. - Dodał po chwili.
- Nie daj mu się tak - położyła mu dłoń na policzku, patrząc czule w oczy. Nie mogła się powstrzymać przed takimi gestami. Wiedziała, że Naru traktował ją jak przyjaciółkę, a ona sama wykorzystywała to jak mogła.
- On się tylko martwi - rzekł odsuwając się od niej. Nie może sobie pozwolić na taką intymność.
- Zobaczę co da się zrobić i zadzwonię do ciebie, a teraz wybaczcie. Pójdę przywitać się z moim aniołkiem i znikam na dyżur. - W jej głosie pobrzmiewały smutne nuty a ręka, która jeszcze przed chwilą dotykała ciepłego policzka bezwładnie opadła.
Naruto patrzył jak Sakura wita się z zachwyconym Tomoe. Widać było, że mały ubóstwia swoją chrzestną. Padł jej w ramiona, przytulając rumianą twarzyczkę do jej policzka. Asami stała z boku z bladym uśmiechem na ustach. Sakura znów uśmiechała się promiennie, przysiadając na brzegu piaskownicy, pochłonięta rozmową z czterolatkiem, jednak raz po raz zerkała w ich stronę.
- To co mam powiedzieć Hanie? - Kiba zagadnął, czując że atmosfera robi się coraz bardziej niezręczna.
- W jakiej sprawie? - Głos rozbrzmiał tuż koło nich.
- Sasuke? - Naruto poczuł dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa a w błękitnych oczach mieszał się strach z zaskoczeniem, kiedy skrzyżował wzrok ze swoim mężem. Jego nic nie wyrażająca mina nie potrafiła ukryć złości czającej się w czarnych oczach.
----------------------------------
Dziękuję za wszystkie komentarze, które kocham i gwiazdki :)
Za wszelkie błędy bardzo przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top