♛68

Gdy tylko Cullenowie dotarli do domu, Carlisle dał Hailee silne leki nasenne. Przebadał ją i stwierdził, że dziewczyna faktycznie była głodzona. Zdecydowanie odwodniona i wyczerpana. Podał jej wszelkie potrzebne witaminy i kroplówkę. Przewidywał, że będzie spała kilkanaście godzin. 

Oczywiście nie był w stanie stwierdzić, w jakim stanie jest psychika dziewczyny. Podejrzewał, że Hailee przeżyła zbyt dużo, była kompletnie przerażona i niełatwo zapomni o ostatnich wydarzeniach. 

Cullen ruszył do pokoju, w którym czekały na niego Willow i Evangeline. Zamierzał zająć się rodziną, porozmawiać z córką. Dopiero później planował pomartwić się o Hailee i całą sytuację. 

Uśmiechnął się, gdy wchodząc do pokoju, ujrzał Evangeline, wtuloną w matkę. Takiego widoku od dawna mu brakowało.

Podszedł i usiadł po drugiej stronie córki. 

Gdy tylko Leannie wyczuła obecność ojca, wyprostowała się. Dopiero wtedy Carlisle dostrzegł zapłakaną twarz dziewczyny. 

— Leannie... — powiedział cicho, na co blondynka wybuchła głośnym płaczem. 

Wtuliła się w ojca, łkając. Carlisle starał się ją uspokoić, głaszcząc po plecach, całując we włosy. Na nic zdawały się jednak jego próby. Evangeline wciąż płakała, mocno przytulając się do taty. 

Rodzice Leannie widzieli, jak bardzo dziewczyna żałuje swoich czynów. Nie musiała niczego mówić. Ich serca łamały się, gdy widzieli, w jakim stanie jest ich córka. Choć zarówno Carlisle i Willow marzyli, by Evangeline w końcu zrozumiała, że wszystko, co robili, robili tylko dla niej i dla jej bezpieczeństwa, cierpieli razem z nią.

Nie mogli ukoić jej bólu i żalu, nie mogli cofnąć czasu.

Evangeline miała świadomość tego, że była lekkomyślną egoistką. Wyparła się rodziny, w końcu dość boleśnie przekonała się, jak wielki był to błąd. Jej przyjaciółka znalazła się na granicy życia i śmierci. Gdyby nie Valentino, wszystko mogło skończyć się o wiele gorzej, a Leannie prawdopodobnie skończyłaby jako królik doświadczalny Emmy.

Dziewczyna żałowała wszystkiego. Każdej kłótni z matką, każdego słowa wypowiedzianego do ojca. Tego, że ośmieliła się obarczyć ich winą. Nienawidziła siebie za swoją głupotę i ślepotę. To, jak bardzo dała się omamić Volturim było wręcz niewyobrażalne. Dopiero z perspektywy czasu mogła spojrzeć trzeźwo na swoje zachowanie.

Było jej wstyd. Tak bardzo wstyd, że zawiodła rodziców, całą swoją rodzinę. Mimo tylu błędów, mimo tego, że tak bardzo naraziła ich wszystkich... oni znów przyjęli ją do domu. Bez zająknięcia, bez mrugnięcia okiem. 

— Oszukał mnie... — szepnęła, wciąż nie odrywając się od ojca. — Aro... Nicolas... Joham... oni wszyscy... oni mówili, że im na mnie zależy... że... 

— Spokojnie, kochanie... — szepnął Carlisle. Serce łamało mu się za każdym razem, gdy rozmyślał nad tym, co Evangeline przeżywała. Jak wielkie poczucie winy odczuwała. Usiłował postawić się w jej sytuacji.

Od kilku tygodni Evangeline uważała, że nikt w domu jej nie rozumie. W akcie desperacji posunęła się do wyjazdu, który okazał się dramatyczny w skutkach. Pozwoliła się zmanipulować. Aro kupił dziewczynę, mówiąc jej właśnie to, czego potrzebowała. 

— I Hailee... Hailee cierpiała przeze mnie...

Carlisle uniósł zbolałe spojrzenie na żonę. Willow pokręciła głową. Domyślała się, że Cullen zastanawiał się, czy to dobra pora, by powiedzieć Leannie o tym, że cała wycieczka zapłaciła najwyższą cenę. 

Leannie była jednak w tak złym stanie, że informacja o śmierci kolegów i koleżanek z klasy mogłaby okazać się gwoździem do trumny. Dziewczyna musiała pozbierać się z szoku, przyzwyczaić do sytuacji. Zrozumieć błędy i na spokojnie poukładać sobie wszystko, co się wydarzyło. Dopiero później mogli powiadomić ją o ofiarach Volturich, czy o tym, że... została przywódcą stada Jacoba. To ostatnie w ogóle mogli sobie odpuścić, dopóki pod drzwiami domu nie pojawili się czworonożni pobratymcy Blacka. 

— Kochanie, Aro jest starym, potężnym wampirem... — zaczął powoli tłumaczyć Carlisle. — Potrafi odczytać myśli przez dotyk. Mówił ci dokładnie to, czego potrzebowałaś. Nie jesteś jego pierwszą ofiarą, słońce... 

— Chcieli sprawdzić, czy faktycznie jestem taka niezwykła... Joham prowadził badania na takich, jak ja... nie chciałam zbyt dużo... to im się nie spodobało... tato, ja... ja przepraszam... ja... ja już wiem, że nie jestem wyjątkowa... Elio jest i... 

— Evangeline — przerwała Willie, zaciskając dłoń na ramieniu córki. 

Leannie odwróciła się, by spojrzeć na matkę.

— Jesteś jedyna w swoim rodzaju. Kochamy cię z tatą nad życie... ciebie i Elio... nie obchodzą nas wasze dary, umiejętności... 

— Teraz to wiem... — Dziewczyna kiwnęła głową. — Ale wtedy... gdy odkryliście dar Elio... powiedziałaś, że jestem przeciętna, zwykła... najpierw... chciałam pokazać ci, że tak nie jest, ale potem... potem stwierdziłam, że skoro tak uważasz... będę żyła zwykłym życiem... dlatego... dlatego zadałam się z Hailee... dlatego poszłam na imprezę... dlatego ruszyłam do Włoch... mamo, przepraszam...

Willow uważnie wpatrywała się w córkę. Nie sądziła, że jedno zdanie, które wypowiedziała w przypływie emocji, odbije się tak bardzo na Leannie. Cullen przecież nie miała nic złego na myśli. Jedyne, o co w tamtej chwili jej chodziło, to bezpieczeństwo córki. 

Pokręciła głową, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Gdyby wiedziała, że jej słowa przyczyniły się do tych wszystkich wydarzeń, ucięłaby sobie ten za długi język. 

— Chodziło mi tylko o twoje bezpieczeństwo... — wyjaśniła cicho Willow, ocierając mokre policzki blondynki. — Aro rekrutuje wampiry z umiejętnościami... dlatego... dlatego zabrał nam i ciebie, Leannie... 

— Wiem, że nie miałaś nic złego na myśli, mamo... teraz to wiem... — Evangeline kiwnęła głową. Odwróciła się, by móc złapać dłoń taty. — Teraz widzę, że kochacie mnie oboje, nawet... nawet jeśli przed naszym narodzeniem...

— Bałem się — przerwał Carlisle, mocniej ściskając dłoń córki. On także musiał coś wyjaśnić swojej córce. Tłumaczenie należało się nie tylko jej, ale i Elio, jednak na szczerą rozmowę z Elliamem jeszcze przyjdzie czas. — Czekałem na twoją mamę trzysta pięćdziesiąt lat, Leannie... gdy w końcu ją znalazłem... nie mogłem znieść myśli, że coś jej się stanie i mnie zostawi... ciąża z wampirem jest dla człowieka śmiertelna, dlatego... bardzo tego żałuję, ale... ale chciałem, żeby... żeby...

Kolejna łza popłynęła po policzku Leannie. Jej ojciec całe swoje życie kierował się tym, co słuszne. Dbał o tych, których kochał. Był gotów oddać życie za każdego z członków swojej rodziny. A Willow? Willow była dla niego sensem egzystencji. Bez niej nie byłoby jego.

Gdyby Willow Cullen umarła, zabrałaby duszę Carlisle'a ze sobą.

— Wybaczam ci... — powiedziała szczerze Evangeline. — Przyszliście po mnie aż do Włoch, gotowi walczyć o moją wolność... żałuję, że dopiero teraz dostrzegłam, jak wspaniałą mam rodzinę... kocham was wszystkich i.. mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczycie to, jak okropna byłam...

— Kochamy cię z mamą nad życie i wybaczymy ci wszystko, Leannie... jesteś naszym dzieckiem... 

Elliam wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w Jacoba. Właśnie trawił informacje, które przekazał mu wuj. Skoro Leannie wróciła do domu, wszyscy powinni świętować i cieszyć się z dobrych wieści. Tymczasem Black orzekł, że jeszcze tego samego dnia wyjeżdżają po Denalczyków. 

Renesmee natomiast już wyjechała do Mount Lebanon, bo miała coś do załatwienia

Elio był zupełnie zagubiony. 

— Nie rozumiem, po co po nich jedziemy? — ponowił pytanie Elliam. — Skoro Evangeline wróciła do domu...

— Twoja siostra wróciła, ale wciąż jest w niebezpieczeństwie — wyjaśnił krótko Jacob, nie odrywając wzroku od jezdni. Wyjechali z miasta, więc Black mógł pozwolić sobie na szybszą jazdę. Zgodnie ze słowami Alice, nie miał czasu do stracenia. Każda minuta zwłoki działała na ich niekorzyść. Każda minuta mogła przechylić szalę zwycięstwa na stronę Volturich. 

— Możesz mi wytłumaczyć, o co chodzi? — zapytał znów Elio, zirytowany postawą wuja. 

Rano obaj zmierzali do Forks z myślą, że misterny plan musi się udać, a Volturi, gdy zrozumieją, kim stała się Leannie, po prostu odpuszczą. Cullen nie rozumiał, dlaczego wszystko tak nagle się zmieniło. W końcu Aro dał Evangeline wybór i powiedział, że będzie mogła wrócić do domu, jeśli tylko zechce. Tak zdecydowała, więc w czym do cholery leżał problem?!

— Wujku! — warknął Elio, gdy nie doczekał się od Blacka żadnej reakcji. 

— To wszystko nie jest takie proste, młody... — westchnął Jacob.

— To mi wyjaśnij! Sam mówiłeś, że rodzice nam nic nie mówili i z tego wyniknęła ta chora sytuacja... — kontynuował Elio, mimowolnie przypominając sobie rozmowę, podczas której Jacob zarzucił Cullenom zatajanie prawdy. Nagle Elio zbladł, wyraźnie przypominając sobie słowa, które wtedy padły i historię, którą w dużym skrócie opowiedział Jacob. — Powiedziałeś... powiedziałeś, że Volturi chcieli zabić Renesmee... 

Jacob zacisnął dłonie nieco mocniej na kierownicy, jednak nie przerwał siostrzeńcowi. 

— O mój... czy oni... czy oni chcą... chcą zabić Leannie? — wydusił, kierując przerażone spojrzenie na Blacka. 

Zmiennokształtny zacisnął wargi. Owszem był zdania, że Elio musi znać prawdę, jednak nigdy nie wyobrażał sobie, że przekazanie mu jej będzie aż takie trudne. Cullen wciąż pozostawał zaledwie dziesięcioletnim chłopakiem, który dotychczas żył pod płaszczykiem rodziców. Z drugiej jednak strony Jake wiedział, że Elliam musi dowiedzieć się, co tak właściwie się wyprawia. Nie miał wątpliwości, że i on zechce stanąć do walki.

— Przykro mi, młody... — powiedział tylko, zerkając z ukosa na Elliama. 

Chłopak odetchnął, opierając się o zagłówek. Wszystko działo się tak cholernie szybko, a on miał problem, żeby się odnaleźć. Chciał, żeby Leannie wróciła do domu i wszystko było jak dawniej, ale nie sądził, że wraz z powrotem, Evangeline ściągnie na siebie śmierć.

— Wiedziała o tym? — szepnął po chwili.

— Nie wiem — przyznał Jake. — Alice powiedziała tylko to, co zobaczyła w wizji... 

— Co dokładnie zobaczyła Alice?

— Idą po nas — rzekł po chwili ciszy Jacob. Naprawdę chciałby zaoszczędzić Elliamowi prawdy, ale nie chciał powielać błędów siostry. Problemy z Evangeline wyniknęły między innymi z powodu sekretów, które Carlisle i Willow mieli przed dziećmi. Poza tym, Volturi byli już w drodze. W drodze po wszystkich Cullenów, którzy mieli ponieść karę za ucieczkę Evangeline. — Idą po całą twoją rodzinę i tych, którzy staną po naszej stronie.

— Wataha?

— Też. Poza tym, zgodnie z prośbą twojego ojca, jedziemy właśnie do Denalczyków, prosić o pomoc. Lata temu wiele wampirów stanęło do walki w obronie Renesmee. Pozostaje nam wierzyć, że i tym razem pomogą...

Elio poczuł, jakby wielki ciężar spadł na jego serce. Kilka tygodni temu był zwykłym nastolatkiem, którego największym problemem było krycie siostry, która postanowiła urwać się z zajęć. 

Dziś musiał stać się kompletnie kimś innym. Obrońcą swojej rodziny. Tym, który stanie ramię w ramię z ludźmi, których kocha. Tym, który gotów będzie ponieść śmierć w obronie siostry. To po nią szli Volturi. To śmierci Evangeline chcieli. 

Elliam wiedział jednak, że prędzej wszyscy zginą, niż oddadzą Leannie. Nieważne, jak wiele błędów popełniła, jak bardzo skrzywdziła rodzinę. 

Elio także był gotowy stanąć do walki.

Już wtedy, siedząc w samochodzie razem z Jacobem, odczuwał strach. Bał się, że Denalczycy odmówią. Bał się, że pozostali przyjaciele klanu także wycofają się z bitwy. Był przerażony perspektywą utraty członka rodziny. Ale wiedział też, że tylko głupiec by się nie bał.

— Wszystko poszło zgodnie z planem — powiedział Valentino, wpatrując się w Emmę.

Kobieta uśmiechnęła się, wyraźnie zadowolona. Oczywiście, że poszło zgodnie z planem. W końcu sama zadbała o wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Nie przewidziała tylko jednego, o czym wspomniał jej Nicolas. Musiała jednak doprowadzić sprawę do końca. 

— Oczywiście, mój drogi Valentino. — Kiwnęła głową, zerkając na Nicolasa. 

— Więc? Co teraz? 

— Tym już... — szepnęła blondynka, odgarniając złote włosy na plecy. — Nie powinieneś się martwić, przyjacielu...

— Jak to? — zdziwił się wampir. — Wyprowadziłem stąd małą Cullen... tę rudą dziewuchę też...

— Problem leży jednak w tym, że nie zrobiłeś tego z... czysto lojalnych... wobec nas pobudek...

Valentino spuścił wzrok tylko na chwilę, lecz to wystarczyło Emmie za odpowiedź.

Może i kobieta miała trochę racji, a Val polubił Leannie. Nie zmieniało to jednak faktu, że wykonał swoją część planu i zasługiwał na wtajemniczenie w kolejny etap. 

— Zrobiłem, co chciałaś...

— Jedno pozostaje w tobie niezmienne, Valentino... — szepnęła Emma, stając dokładnie przed wampirem. Wpatrywała się w niego czerwonymi oczami, usiłując rozpoznać na jego alabastrowej twarzy choć cień przerażenia. Czegoś, co pozwoli jej jeszcze bardziej cieszyć się z pozycji, w której się znalazła. Gdy po dłuższej chwili niczego takiego nie dostrzegła, musiała dać za wygraną. 

Cofnęła się, kiwając lekko głową. 

Valentino nie dostrzegł, że Nicolas i Jane zbliżają się w jego stronę. 

— Twoja dziecięca wręcz naiwność... — dokończyła Emma, opuszczając salę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top