♛65
— Śpij dobrze, moja droga.
Valentino wywrócił oczami. Ostatnie, na co miał ochotę to stać przy drzwiach pokoju małej Cullen i słuchać końskich zalotów Nicolasa. Nieważne, część planu, czy nie. Poza tym, skromnym zdaniem Valentino, Nico posuwał się nieco za daleko. Miał namącić Evangeline do tego stopnia, by zgodziła się zostać w Volterze na dłużej. Tymczasem on wciąż kleił się do tej małej i nie dawał jej spokoju.
Gdy drzwi za wampirem zatrzasnęły się, Valentino zwrócił oczy w stronę wampira. Stał na samym końcu korytarza, a jego oczy migotały złowrogo. Był wyraźnie z siebie zadowolony. Valentino pokręcił głową z dezaprobatą.
Nicolas podszedł, uśmiechając się szeroko.
— I co? Zadowolony z siebie jesteś? — parsknął Val, gdy Nico wygładził swoje szare szaty.
— Realizuję plan. Tobie też radzę, bo póki co jedyne, na co się przydałeś, to usunięcie tych beczących nastolatków.
Valentino spuścił wzrok. Wiedział, że część planu, przypadająca na niego, nieubłaganie się zbliżała. Głupio było mu się przyznać, ale z każdą chwilą miewał wątpliwości.
Może nie powinien był zgadzać się na to całe szaleństwo, tylko stać cicho z boku i wykonywać rozkazy Aro? Poza tym, Evangeline wcale nie była taka zła, jak z początku zakładał. Dało się ją lubić. Wprowadziła do Volterry nie tylko poruszenie, jako pierwsza hybryda, ale Val miał wrażenie, że wraz z nią do zamku przybyło nowe życie. Stare, skostniałe wampiry spotkały się z nową energią, która płynęła prosto z serca tej zwariowanej, acz zranionej dziesięciolatki.
Valentine przeczesał dłonią i tak perfekcyjnie ułożone włosy. Dziesięć lat. Miała zaledwie dziesięć lat, całe dotychczasowe życie spędziła pod opieką kochającej rodziny. Zaprzepaściła to wszystko, pod wpływem emocji zgadzając się na zamieszkanie w Volterze, nie zdając sobie sprawy, że skazała na siebie wyrok.
Nicolas warknął, gdy dostrzegł zamyślenie wampira. W mgnieniu oka przygwoździł go do kamiennej ściany, przytrzymując za kołnierz szaty. Valentino natychmiast zacisnął ręce na nadgarstkach Nico.
— Nie mów, że nagle zrobiło ci się żal tej małej? — prychnął. Nicolas dobrze wiedział, że Valentino to maszyna do zabijania. Nigdy nie miał problemu z sentymentami. Zabijał wszystkich ludzi, którzy napatoczyli mu się pod nogi. — Masz wykonać plan, rozumiesz?
Valentino wydał z siebie warknięcie, a jego czerwone oczy pociemniały.
— Jeśli coś schrzanisz, my wszyscy zapłacimy za to głowami... Dobrze się zastanów, czy ten uroczy pakiecik wilczej krwi jest tego wart...
Valentino użył całej swojej siły, by wyrwać się z uścisku Nicolasa. Poprawił szatę, gdy wampir odsunął się od niego.
— Co wy wyprawiacie?
Obaj mężczyźni spojrzeli na Emmę, wychodzącą zza zakrętu. Skrzyżowała ręce na piersi, przyglądając się wampirom. Była gotowa poświadczyć głową, że słyszała odgłosy szarpaniny. Nie miała jednak zamiaru poświęcać temu zbyt dużo uwagi.
— Nic — odchrząknął Valentino, spoglądając znacząco na Nicolasa.
— Czego chcesz? — zapytał Nico, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
— Valentino... — podjęła znów Emma, zwracając się do wampira. — Już czas.
♛
Jacob spojrzał na wchodzące do pokoju Renesmee i Bellę. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego twarzy, gdy obserwował, jak Nessie z przejęciem tłumaczyła coś mamie. Cullen wielokrotnie wspominała, jak bardzo tęskni za rodziną. Problem tkwił jednak w tym, że Jake nie mógł tak sobie zostawić watahy, by złożyć rodzinie ukochanej wizytę. Musiał mieć pewność, że nic nie zagrozi stadu. Dopiero, gdy zyskał pewność, że Seth dobrze go zastąpi, wpakował siebie i Nessie w samolot i wyruszył na dłuższy urlop, który w tym wypadku miał być także odsieczą Evangeline.
— Carlisle zaraz tu będzie — powiedziała Willow, wchodząc do pokoju. Zaczęła dreptać niespokojnie w tę i z powrotem.
Jake zmarszczył brwi, jednak nic nie powiedział. Rozumiał, że jego siostra była niespokojna. Mógł tylko domyślać się, jak paskudnie się czuła. Nigdy nie sądził, że Willie i Carlisle mają tyle problemów z Leannie. Owszem, mała była wulkanem energii, z charakteru wydawała się kopią Willow, jednak siostra Jacoba nigdy sprowadzała na rodzinę aż tylu kłopotów.
Black był ciekawy, co takiego się stało, że Leannie została we Włoszech, ale nie zamierzał poruszać tego tematu przy wszystkich. Wolał poczekać, aż zostanie sam na sam z siostrą.
— Załatwmy to, póki Elio jest w szkole — powiedziała Rosalie, wchodząc do pokoju. Omiotła spojrzeniem obecnych, Willie natomiast zupełnie zignorowała. Zajęła miejsce obok Jaspera i Alice, dokładnie naprzeciwko Jacoba, któremu posłała groźne spojrzenie. Mimo, że zjawił się z pomysłem, który może sprowadzić Leannie do domu, blondynka wciąż żywiła do niego niechęć. I to nigdy nie miało się zmienić.
— Powinien to usłyszeć — sprzeciwił się Jake. — Leannie to jego bliźniaczka. Poza tym jest rozsądny i...
— Nikt nie pytał — syknęła Rose, prostując się gwałtownie.
— Skarbie... — szepnął Emmett. Wstał z fotela i przysiadł przy Rosalie, by ewentualnie przytrzymać ją, gdyby postanowiła wydłubać oczy Jacobowi.
— Tylko tego nam brakuje, żeby Elliam wplątywał się w sprawy dorosłych...
— Jeszcze poczuje się odpowiedzialny za Leannie... — dodała cicho Alice.
— Już raz ukrywaliście przed nimi prawdę i oto, jak to się skończyło... — prychnął coraz to bardziej zirytowany Jake. Cullenowie oczywiście niczego się nie nauczyli. Powinni od samego początku mówić dzieciom prawdę. — Gdyby Leannie wiedziała, czego w przeszłości dopuścili się Volturi, nie zostałaby u nich na wakacje.
— Willow? — wtrąciła Bella, posyłając pytające spojrzenie wampirzycy.
Brunetka zatrzymała się w pół kroku. Zerknęła na żonę Edwarda.
— Czy chcesz, żebyśmy poczekali na Elio?
Willow odetchnęła głośniej. Szczerze mówiąc, nie chciała podejmować już żadnej decyzji. Dotąd wydawało jej się, że postępowała dobrze, a jej wybory doprowadziły do katastrofy. Wątpiła już w samą siebie. Bała się zrobić krok w którąkolwiek stronę, bo możliwe skutki przerażały ją.
— Niech Carlisle zdecyduje — powiedziała cicho, wracając do swojego spaceru po pokoju.
Pół godziny później w domu zjawił się Carlisle, który po telefonie Willow postanowił odebrać Elio szybciej ze szkoły. Był zdania, że jego syn powinien orientować się w sytuacji. Tym samym spór Rosalie i Jacoba został zażegnany, a Black mógł w końcu powiedzieć, jaki odnalazł sposób na ściągnięcie Leannie.
— Tata uruchomił swoje znajomości — zaczął Jake — cała Rada Starszych zebrała się kilka dni po waszym wyjeździe. Dyskutowali naprawdę długo, przynieśli jakieś stare zapisy przodków... i w końcu... wysnuli pewną teorię... Jako potomek Ateary w linii prostej, mogę być Alfą watahy... ale nie tylko ja mam do tego prawo... — Jake skierował spojrzenie na stojącą przy kominku Willie.
Wampirzyca spojrzała na niego pytająco.
— O czym ty mówisz? — zapytała. — Seth i Leah są z bocznej linii, a poza nimi...
— Poza nimi jesteś jeszcze ty i twoje siostry... — wtrącił Edward.
Jake posłał mu karcące spojrzenie. Zamierzał sam wytłumaczyć całą sytuację.
— Rachel i Rebecca są starsze, ale nie są zmiennokształtnymi — kontynuował Black.
— Ja też nie. — Willie wzruszyła ramionami.
— Ale masz ich gen — wtrącił Carlisle, gdy zaczął rozumieć, do czego zmierzał Jacob.
Willow posiadała gen zmiennokształtnych, więc przynajmniej w teorii była zdolna do przemiany. Przeciwnie do jej sióstr.
— Dokładnie — kiwnął głową Jake. — Nie ulega wątpliwości, że przekazałaś go Elio i Leannie. Choć oni też się nie zmienili, Elliam już posiada dar, typowy dla członków watahy... Czy teraz rozumiecie?
Jacob rozejrzał się po Cullenach z nadzieją, że ktokolwiek zdołał zrozumieć, do czego zmierzał. Spotkał się jednak ze skonsternowanymi spojrzeniami i Edwardem, który już chciał otwierać usta.
— Aktualnie na świecie są trzy osoby, które zgodnie z więzami krwi mogą być alfą. Ja... Elio i Leannie. Jeśli ja zrzeknę się tego prawa, przejmuje je Elio. Jeśli on się go zrzeknie, przejmuje je Leannie.
— Co nam to da? — zdziwił się Jasper.
— Zgodnie z naszym prawem, wataha osiedli się tam, gdzie alfa.
— Jeśli my zrzekniemy się prawa do bycia przywódcami... — wtrącił cicho Elio, patrząc na wujka — wataha będzie mogła przenieść się do Volterry, bo tam jest Leannie?
W pomieszczeniu zapadła cisza. Wszyscy usiłowali na spokojnie poukładać sobie w głowie to, co powiedział Jacob. Cullenowie nigdy nie przypuszczali, że wilcze prawo będzie tym, co ściągnie Evangeline do domu. Nawet, jeśli pomysł wydawał się skrajnie ryzykowny i miał tak dużo luk... nikt nie mówił tego głośno, ale wszyscy czuli, że byli w stanie zaryzykować.
Willow odsunęła się od kominka i powoli podeszła do brata. Usiadła obok, bawiąc się nieśmiało dłońmi. Jej podejście było najbardziej sceptyczne. Nie chciała robić sobie nadziei. Wolała mieć pewność, że ten plan faktycznie może się powieść.
— Byłbyś gotowy zrzec się prawa? — zapytała, nie podnosząc wzroku na brata.
Jacob spojrzał na siostrę, wyraźnie zdziwiony. Złapał jej lodowatą dłoń w swoją i mimo, że nie cierpiał chłodu, uścisnął ją nieco mocniej.
— Leannie to moja siostrzenica. Oczywiście, że zrzeknę się prawa. Jej życie liczy się dla mnie bardziej, niż głupie przywództwo w stadzie, Wills.
Wampirzyca kiwnęła głową, gdy oczy zapiekły ją nieprzyjemnie. Pozwoliła, by brat objął ją ramieniem. Wtuliła się w niego, przymykając na chwilę oczy.
— Jesteś pewien, że Willow też nie musi się zrzec? W końcu ma gen... — zapytał Jasper.
— Jad zabił ten gen — powiedział Carlisle.
— Ma rację. — Jake kiwnął głową. — Według tego, co udało nam się znaleźć, gen wilkołaka może funkcjonować tylko w ludzkich organizmach. Wasze są jakby martwe, więc...
— W takim razie jak funkcjonuje w Elliamie i Leannie?
— Jest częścią ich ludzkiej natury, nie wampirzej.
— O mój Boże... — szepnęła Willow, prostując się. — My naprawdę możemy ściągnąć Leannie do domu, nawet wbrew jej woli?
— Jeśli nie zgodzi się pójść, wataha po nią przyjdzie. Teoretycznie tkwi w łapach wampirów, więc jak najbardziej można wykorzystać to jako pretekst do walki. A wątpię, że Volturi porwą się na całą watahę...
— Walka byłaby wyrównana — stwierdził Jasper. — Ale nie daliby rady... zbyt dużo strat po obu stronach...
— Więc nie mamy czasu do stracenia — powiedział Carlisle, wstając. — Jacob, jak wygląda zrzeczenie się prawa do przywództwa?
— A może... — przerwała cicho Renesmee. Wszyscy obecni zwrócili na nią swoje spojrzenia. — Jake wcale nie musi się zrzekać? Nie damy rady oszukać Volturich?
— Aro nie jest głupi, słońce... — powiedział Edward, uśmiechając się pokrzepiająco do córki. — Tylko stary, potężny wampir mógłby spreparować swoje wspomnienia... to zbyt duże ryzyko...
— Co jeśli Leannie też zechce się zrzec prawa?
Jake uśmiechnął się, wyraźnie z siebie zadowolony. Czy ci krwiopijcy naprawdę aż tak wątpliwi w jego świetny plan?
— Jeśli zrzekasz się prawa, to tylko na młodszego. W tym wypadku, przypadłoby ono albo na.. wasze kolejne dziecko, co jest w tym przypadku niemożliwe — mruknął, zerkając to na Willie, to na Carlisle'a — albo na... — W tym miejscu zerknął na Renesmee, która zarumieniła się nieznacznie. Jake jednak nie dokończył sentencji, bo z gardła Edwarda wyrwało się ciche warknięcie. Miedzianowłosy czuł, że w powietrzu wisi kolejny, ciężki udar.
— Uspokój się, dziadziusiu — zarechotał Emmett, poklepując brata po plecach.
— Zaraz wyrzucę cię przez okno — zagroził Edward.
Emmett już otwierał usta, jednak w tym momencie Rosalie uderzyła obu po głowie.
— Do rzeczy — nakazała, tym razem rzucając w stronę Jacoba nieco przychylniejsze spojrzenie.
Black pokrótce objaśnił Cullenom, że zrzeczenia należy dokonać w obecności całej watahy, co już samo w sobie było nieco problematyczne. Postanowiono jednak, że Elio i Jacob wyruszą w drogę do Forks, żeby wykonać tę część planu, a Cullenowie w tym czasie wybiorą się do Włoch, by tym razem skutecznie odzyskać Evangeline.
♛
Jacob, Nessie i Elliam mieli wyruszyć z samego rana. Elio został więc wygnany do spania. Renesmee skorzystała z okazji i zamierzała spędzić trochę czasu z rodzicami. Jake natomiast chciał porozmawiać z siostrą.
Zastał ją, siedzącą cicho w ogrodzie. Wpatrywała się w gwiazdy, tak pięknie migoczące na tle ciemnego nieba.
Jake zajął miejsce obok wampirzycy. Uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie ostatnią taką sytuację. Miała miejsce w Forks. Wtedy Willie stawiała pierwsze kroki w domu Cullenów, zaczynała pobierać korepetycje od Carlisle'a. Kto by pomyślał, że dziesięć lat później Jacob będzie wpatrywał się w to samo niebo, a obok ponownie będzie siedziała jego siostra. Ta sama, lecz zupełnie inna Willow. Z innym nazwiskiem, zamarzniętym sercem, zamartwiająca się o córkę.
— Wszystko będzie dobrze, zobaczysz Willie...
— Boję się, że ktoś z nas ucierpi... — szepnęła. — Carlisle, Elio... Leannie... Jasper, albo Alice...
— Mała, oni wszyscy robią to świadomie... kochają Leannie tak bardzo, jak ty...
Willow westchnęła, po raz pierwszy od dłuższej chwili odrywając wzrok od nieboskłonu. Skierowała złote spojrzenie na brata. Chyba przeoczyła moment, gdy Jacob Black zmądrzał.
— Kiedy nabrałeś rozumu?
— Mniej więcej wtedy, gdy ci oczy pożółkły — parsknął. — Prawie jak Stworek w Harrym Potterze...
— Jesteś okropny, wiesz? — prychnęła Wills, jednak zaśmiała się. — Ale tęskniłam za tobą... — przyznała po chwili. Przysunęła się bliżej, by oprzeć głowę na ramieniu brata.
— Ja też tęskniłem.
— Jake? — zapytała znów Willie, prostując się.
Black zwrócił na nią zaciekawione spojrzenie.
— Jeśli się uda... i Leannie wróci... będzie alfą? Tak na zawsze?
— Tak jak mówiłem... będzie mogła się zrzec, ale na kogoś młodszego. Chyba, że pojawi się ktoś inny i odbierze jej przywództwo...
— Jak?
Black odwrócił wzrok. Nie chciał w tamtej chwili rozwijać się nad wilczym prawem. Willow była zbyt zdruzgotana całą sytuacją, by jeszcze uświadamiał ją o tych nieco mroczniejszych aspektach życia zmiennokształtnych.
— Jake — syknęła, łapiąc lodowatą dłonią nadgarstek chłopaka.
— Dobra już, lodówko... — mruknął, wyrywając się z uścisku siostry. — Albo zrzekasz się prawa na młodszego w linii prostej, ale to zdarza się rzadko... drugim sposobem jest... Gdy pojawia się silniejszy przeciwnik i chce wygryźć przywódcę po prostu go... go zabija...
Willie przymknęła powieki. Spodziewała się takich słów, choć wciąż były dla niej trudne do zniesienia.
— Ale nie martw się... gdy Leannie zostanie alfą, będzie chroniona przez całe stado... przez mnie też... nic jej się nie stanie, Wills... obiecuję ci to...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top