♛ 54

Willow przesiedziała pół nocy w pokoju Elio, który wiercił się przez sen. Dopiero około drugiej nad ranem wampirzyca wyszła i ruszyła odnaleźć Carlisle'a. Musieli ustalić jakąś wspólną wersję dla Leo i wymyślić coś, aby rodzice się o niego nie martwili. 

Gdy brunetka nie znalazła męża w żadnym z pomieszczeń zrozumiała, że najprawdopodobniej jest w swoim gabinecie, czuwa przy Leo. Dla bezpieczeństwa chłopaka wolała poczekać w salonie. 

Carlisle sprawdził ciśnienie Leo, ilość krwi w organizmie oraz wszelkie inne parametry. Wszystko powoli wracało do normy. Pozostało kwestią kilku godzin, zanim chłopak się obudzi. Cullen nakrył go jeszcze kocem i wyszedł, gasząc światło.

 Nie zdążył zrobić zbyt wielu kroków, gdy wyrosła przed nim Willow. 

— Jak on się czuje? 

— Myślę, że dobrze — przyznał Carlisle, uśmiechając się niepewnie. Taką przynajmniej miał nadzieję. — Musimy poczekać, aż się obudzi...

— I co mu powiemy? — zapytała Willow, wyraźnie zdenerwowana. Spojrzała na Carlisle'a oczami pełnymi przerażenia. 

Cullen westchnął, przyciągając żonę do siebie. Willie była przekonana, że żadne tulenie nic jej nie da, w końcu cała rodzina miała kolejny, poważny problem. W momencie, gdy otuliły ją chłodne, znajome ramiona, poczuła się jakoś lepiej. Przynajmniej miała pewność, że siedzą w tym bagnie razem. 

— Najpierw musimy dać znać jego rodzicom, że jest u nas. Wymyślić coś, żeby się nie martwili. 

— Tylko co? Najlepiej, żeby Leo do nich zadzwonił i powiedział, że chce u nas zostać przez weekend, ale w obecnym stanie to chyba niemożliwe.

Carlisle zastanowił się. Faktycznie, Leo nie może sam zadzwonić, ale on może. W końcu jest lekarzem, a to chyba wzbudza zaufanie ludzi, prawda? 

— Spróbuję to z nimi wyjaśnić. Może SMS z telefonu Leo wystarczy dla potwierdzenia? 

— A jeśli nie? — uparła się Willie. 

— Widzisz wszystko w czarnych barwach — mruknął Cullen. 

— Od ciebie się tego nauczyłam.

— Nieśmieszne. 

— Też nie jest mi do śmiechu — przyznała Willow, kręcąc nosem. — Ta impreza pewnie powoli dobiega końca, a nam kończy się czas.

Carlisle musiał przyznać żonie rację. Telefon Leo leżał w gabinecie na stoliku. Co prawda milczał, ale pewnie była to kwestia czasu. Cullen sam nie wiedział, co robić. Dzwonić do rodziców chłopaka? Usiłować ich przekonać, że wszystko jest dobrze? 

Wiedział jednak, że nie ma innego wyjścia. Albo spróbuje porozmawiać z państwem Chatier, albo może czekać aż zaniepokojeni rodzice zawiadomią policję, a wtedy Cullenom pozostaje tylko wyprowadzka. 

— Obudzę Elio i zapytam, czy zna rodziców Leo choć trochę, bo nie mam pojęcia, jak z nimi rozmawiać...

Willie zacisnęła wargi, wciąż wzbraniając się przed odsunięciem się Carlisle'a. Telefon do rodziców Chatier w środku nocy to chyba nieciekawy pomysł. 

— Nie budź Elliama... ledwo zasnął... Napiszmy SMS-a z telefonu Leo, dla upewnienia jeszcze z twojego. Zobaczymy, czy zadzwonią.

Rodzice Leo kojarzyli doktora Cullena. Wiedzieli, że był lekarzem, cieszyli się, że Leo przyjaźni się z jego synem. Nie wzbudziła w nich podejrzeń wiadomość, że nastolatek zanocuje u Cullenów. Poza tym druga w nocy nie była dobrą godziną na telefonowanie. Państwo Chatier postanowili zająć się sprawą następnego dnia.

Oznaczało to, że Cullenowie zyskali więcej czasu. O dziewiątej rano w salonie domu panowało wielkie poruszenie. Bella i Edward przyjechali z samego rana. Cała rodzina prócz Elio zgromadziła się w salonie. Nawet Leannie bestialsko wyciągnięto z łóżka. Właściwie dokonała tego Bella, bo ani Carlisle, ani Willow nie mieli ochoty i nerwów na szarpanie się z nastolatką. 

Głównym tematem spotkania było oczywiście opracowanie planu. Co zrobić z Leo? 

— Powinniśmy się spakować i wynosić stąd — powiedział Jasper, wpatrując się w Carlisle'a. Dla niego plan był prosty. Po prostu zniknąć. Bez słowa. Doprowadzić Leo do stanu względnej użyteczności i wyjechać z miasta. Rozstania i wyjazdy były nieodzowną częścią życia Cullenów, więc Jasper nie widział powodu, dla którego tym razem miałoby być inaczej. 

Evangeline ziewnęła przeciągle, zanim podarowała bratu pełne dezaprobaty spojrzenie. Nie chciała nawet słyszeć o wyprowadzce.

— Nie ma takiej opcji — powiedziała, przecierając zmęczone oczy. Nie po to znalazła tak wspaniałych przyjaciół, by teraz ich stracić. Jej zdaniem musiał istnieć inny sposób na rozwiązanie tej całej sytuacji. — Mam tu przyjaciół i nauczyłam się żyć pełnią życia...

Jasper prychnął, wyraźnie rozbawiony słowami dziewczyny.

— Ignorancji i zarozumiałości też — dodał. — Tu nie chodzi o ciebie Leannie, tylko o to, co zrobił Elio.

— Mówcie ciszej... — poprosiła Willow, która od godziny siedziała cicho na brzegu kanapy. Wpatrywała się w widok za oknem, jakby to tam nagle miała znaleźć się odpowiedź na dręczące ją pytania. A było ich zbyt dużo. 

Wampirzyca nie chciała, by jej syn przypadkiem się obudził i usłyszał słowa podobne do tych, które wypowiedział Jasper. Wierzyła, że blondyn nie miał złych intencji, ale po ciężkiej nocy Elio i jego zachowaniu gotowa była wierzyć, że chłopak zinterpretuje je bardzo negatywnie.

— Ucieczka nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem — przyznał cicho Edward, zerkając pobieżnie na Evangeline. — Zależy, jak dużo widział Leo. Poczekajmy, aż się obudzi.

— Gdy się obudzi zacznie zadawać pytania. 

— Więc zapytajmy Elio, czy coś pamięta — podsunęła Alice. Otworzyła dotychczas zamknięte oczy, by spojrzeć na siedzącego obok Jaspera. Złotowłosy uśmiechnął się ledwo zauważalnie, ogarniając ukochaną ramieniem. 

— Elio jest w kiepskim stanie — wtrąciła Willow, której nie podobał się pomysł budzenia Elliama. Wolała, by chłopak porządnie wypoczął i powoli doszedł do siebie. Bezcelowe było zasypywanie go pytaniami, które mogły jedynie doprowadzić go do kolejnego załamania.

— Albo zadbamy o stan Elio, albo o naszą tajemnicę. Musimy wybrać jedno z dwóch. I choć wszyscy kochamy Elliama dobrze wiesz, jak będzie odpowiedź, Willow.

W tamtej chwili Willie żałowała, że Rose już nie ma. Ona na pewno stanęłaby po jej stronie i opowiedziała się za ochroną Elliama. Niestety wszyscy postanowili, że póki co nie będą informować Emmetta i Rosalie o tym, co się stało, aby chociaż oni mogli cieszyć się przeprowadzką i nowym rozdziałem w życiu. 

— Może zamiast dywagować nad tym, zastanówmy się, dlaczego doszło do całej sytuacji — zaproponował Carlisle. — Co spowodowało takie działanie Elio i dlaczego Alice go zobaczyła? Na ciele Leo nie znalazłam żadnej, najmniejszej ranki prócz tej na szyi — kontynuował doktor. Jego spojrzenie odruchowo powędrowało w stronę Willow, która teraz już siedziała na kanapie z podkulonymi pod brodą nogami. Wampir był bliski stwierdzenia, że jego żona za chwilę dostanie ataku paniki. Przejęła się sytuacją z Elio do tego stopnia, że ledwo kontaktowała z otaczającym ją światem. Carlisle miał doskonałą świadomość tego, że to również z powodu jej problemu z kontrolą. 

Usiadł obok i objął kobietę ramieniem z nadzieją, że jego obecność choć trochę pomoże.

— To znaczy, że Elio zaatakował sam z siebie. Nie mam pojęcia dlaczego, skoro nigdy nie miał wielkiego parcia na polowanie. Potrafił przebywać wśród ludzi, wolał ludzkie jedzenie, niż krew... Nie wiem, co mogło spowodować taką zmianę...

Edward podniósł gwałtownie głowę, by spojrzeć na ojca. Wydawało się, że ci dwoje w tym samym momencie wpadli na rozwiązanie zagadki, jednak żaden z nich nie chciał mówić głośno, w obawie na reakcję reszty rodziny.

— Powiedz — poprosiła Bella, łapiąc dłoń męża. Widziała w jego spojrzeniu, że już miał jakiś pomysł.

— Wilkołactwo — szepnął Edward. 

Leannie zaczęła kaszleć, ni to rozbawiona, ni zaskoczona. Kto normalny łączył wilkołactwo z piciem krwi?

Carlisle przypomniał sobie teorię Parmenidesa, który twierdził, że wilkołak i wampir to jedna istota zdolna zmieniać się w ogromną, wilczo podobną bestię i pić krew. Linia zmiennokształtnych łączyła się w dalekiej przeszłości z czysto krwistymi wilkołakami. 

Elliam był połączeniem genów Willow i Carlisle'a, a więc wampiryzmu i zmiennokształtnych, a co za tym idzie miał coś wspólnego także z pradawnymi wilkołakami.

— Nie rozumiem — przyznała Willie, nieco już poirytowana ciszą i dziwnymi spojrzeniami męża i przyszywanego syna. — Możecie mówić prościej?

— Elliam najprawdopodobniej potwierdza teorię Parmenidesa i łączy w sobie dwie natury - wilkołaka i wampira... — wyjaśnił Edward. — Przez to jest nie tylko silniejszy, szybszy, ale i bardziej niebezpieczny dla ludzi. 

Willow słuchała słów miedzianowłosego z niedowierzaniem. Nie przypuszczała, że zwykłe dzielenie się myślami ze sforą Jacoba przyniesie tak tragiczne skutki. Sądziła, że może to być po prostu dar Elio. Dar, który odziedziczył poprzez gen zmiennokształtnego, który ona nosiła w sobie, gdy była jeszcze człowiekiem. Łudziła się, że umiejętność nie przyniesie Elliamowi żadnych dodatkowych problemów, że będzie po prostu bardziej uzdolniony, jak Edward, czy Jasper. 

Tymczasem jej dziecko zostało ukarane za swoją niewinność. Za czyste, wrażliwe serce. 

Jak to możliwe, że geny mogły się w nim skrzyżować w najgorszy z możliwych sposobów? Dlaczego to musiało przytrafić się akurat jemu? Dlaczego syn Willow okazał się naczyniem dla dwóch, z definicji zupełnie sprzecznych ze sobą światów? 

Najgorszym jednak była świadomość, że Willie nie miała pojęcia, jak pomóc swojemu dziecku. Nigdy nie słyszała o wilkołakach, nigdy żadnego nie spotkała. Nie wiedziała nawet, w którą stronę ruszyć, kogo zapytać. Kto mógłby pomóc Elio zawładnąć nad tym, co w nim drzemało.

— Twój tata... — szept Edwarda wybudził Willie z zamyślenia. Spojrzała na niego złotymi oczami, nie rozumiejąc, co tak właściwie miał na myśli. — Jeśli ktoś może się czegoś dowiedzieć, to właśnie twój tata. Jest członkiem Rady Starszych i wie więcej, niż ci się wydaje. Niż nam wszystkim się wydaje. Myślę, że właśnie on jest kluczem do rozwiązania. 

— Musimy zabrać Elliama do Forks i to jak najszybciej.

— I to mi pomoże? — zapytał nieśmiało Elio, unosząc wzrok na matkę. 

Willow uśmiechnęła się pokrzepiająco, gładząc chłopaka po policzku.

— Dziadek znajdzie odpowiedzi na pytania. Tata mu pomoże. Razem coś wymyślą. Nie spoczniemy, dopóki nie dowiemy się prawdy, kochanie.

Willie te same słowa powtarzała sobie w myślach. Tak bardzo chciała w nie wierzyć. Nie mogła jednak pozwolić, by Elio wątpił. Musiała dać mu nadzieję i zrobić wszystko, by poczuł się choć trochę lepiej. 

Nie wiedziała jednak, że w tamtej chwili coś jeszcze gnębiło Elliama. 

Od sytuacji w lesie chłopak nie zamienił z ojcem ani słowa. Wciąż czuł się, jakby wyrządził mu największą z możliwych krzywd. Carlisle wiele razy powtarzał synowi, jak bardzo szanuje ludzkie życie, jak jest ono piękne i wartościowe. A Elio tak po prostu złamał żelazną zasadę rodziny, zbezcześcił poglądy i wartości ojca. I tego właśnie nie mógł sobie wybaczyć. Przez całe życie starał się, by Carlisle był z niego dumny. A teraz wbił mu nóż w serce i nie mógł zrobić już nic, by naprawić całą sytuację.

Poza tym Leo. Pierwszy, prawdziwy przyjaciel, na którym Elio zawsze mógł polegać. Elliam wciąż zachodził w głowę, jak doszło do tego, że zaatakował Chatier. Pamiętał niewiele. Tylko tyle, że Jasper odstawił jego i Leannie na imprezę. O czymś rozmawiał z siostrą, a wtedy rozeszli się w swoją stronę, a on poczuł palący wręcz głód, który doprowadził go do Leo. 

Leo pachniał pięknie, kusił z odległości kilku mil. Elio nie chciał zrobić mu krzywdy, jednocześnie nie mógł się powstrzymać i zanim jego przyjaciel zdążył choćby otworzyć usta, Cullen znalazł się przy nim i zanurzył kły w szybko pulsującej żyle. 

Elio wzdrygnął się wyraźnie, co nie uszło uwadze Willow. Przytuliła chłopaka do siebie. 

— Elio proszę cię, nie myśl już o tym. Leo będzie żył.

— Prawie go zabiłem... — szepnął Elliam, z całej siły próbując powstrzymać się od płaczu. — Skrzywdziłem przyjaciela... on mi ufał mamo, a ja...

— Elio...

— Tata też.

— Co tata? — zdziwiła się brunetka.

— Tata też mi ufał... wierzył we mnie... a.. a ja... tak go rozczarowałem... on ratuje ludzkie życia, a ja prawie jedno zakończyłem... — Elio nie znalazł już w sobie siły, by powstrzymać łzy. — Jest na mnie zły... zawiodłem go... zawiodłem... mamo przepraszam... przepraszam... tak bardzo was przepraszam... tata mi nigdy nie wybaczy... przepraszam... 

Carlisle wszedł do pokoju syna i podszedł do łóżka, na którym siedział chłopak i wtulał się w matkę. Blondyn usiadł po drugiej stronie syna ucałował go w czubek głowy. 

Elio zadrżał, jednak nie odważył się otworzyć oczu. Czuł obecność ojca i był nią nawet zaskoczony, ale strach zbyt mocno go sparaliżował. 

— Elio, spójrz na mnie... — poprosił Carlisle, jednak brunet zdecydowanie pokręcił głową. — Elio, proszę...

— Elio... — poprosiła Willow łagodnym tonem. 

W końcu chłopak przestał łkać i odważył się otworzyć oczy. Skierował spojrzenie na ojca. Obawiał się, że dostrzeże w jego złotych oczach wściekłość, żal, rozczarowanie. Jednak Carlisle wpatrywał się w syna z miłością, która wręcz promieniała z jego twarzy.

— Elliam, jesteś moim synem i nigdy nie przestanę cię kochać. Jestem z ciebie dumny... 

— Przestań... — Elio pokręcił głową, znów zamykając oczy, ale doktor złapał jego twarz w obie dłonie i zmusił, by syn na niego spojrzał. 

— Jesteś moim dzieckiem. Kocham cię i wybaczę ci każdy błąd, rozumiesz? Jestem szczęśliwy, bo potrafisz przyznać się do błędu. Wiesz, że źle zrobiłeś, ale czasu nikt nie cofnie. Takie rzeczy się zdarzają każdemu... Jesteś wspaniałym chłopcem, Elio... młodym i niedoświadczonym wampirem, a i tak radzisz sobie bardzo dobrze wśród ludzi. Jeśli ktoś jest winny tej sytuacji, to tylko ja, bo wcześniej nie dostrzegłem, że te wilcze zmiany, które w tobie zachodzą mogą być źródłem problemów...

— Tato.. to nie twoja wina... to ja... to ja... przepraszam... przepraszam, nie chciałem...

— Wiem, że nie chciałeś, Elio. Nie możesz więcej zadręczać się tą sytuacją. Teraz musimy zastanowić się, co zrobić, by w przyszłości nic takiego się nie wydarzyło, rozumiesz?

Elliam wpatrywał się w ojca niepewnie. Dopiero po chwili odważył się pokiwać głową.

— Nie jesteś zły?

— Nie jestem zły. Kocham cię Elio, nie zapominaj o tym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top