♛ 53
Willow była w szoku, gdy w drzwiach domu pojawił się Carlisle z ledwo żywym chłopakiem na rękach. Zaciągnięta przez Bellę i Alice do najbliższego pokoju, nawet nie miała szans, by o cokolwiek zapytać.
Carlisle zniknął w swoim gabinecie, gdzie zadbał o stan chłopaka. Przede wszystkim musiał podać mu kroplówkę i wprowadzić do jego organizmu krew, której kilka minut wcześniej pozbawił nastolatka Elio.
Każda minuta dłużyła się Willie niemiłosiernie zwłaszcza, że wciąż nigdzie nie było Edwarda i Elliama. Alice zdążyła opowiedzieć o swojej wizji, w której widziała Elio na środku lasu, pożywiającego się człowiekiem.
Willie nie chciała w to wierzyć. Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że jej kochany Elio mógł zrobić coś takiego. Zaatakować człowieka?
Elliam był spokojny, rozsądny. Nigdy nie odczuwał silnego pragnienia, ani chęci żywienia się krwią. Świadomie wybierał ludzkie jedzenie, tylko czasami wybierając się z rodzeństwem na polowanie, dla wzmocnienia. Bywało, że chłopak miał wyrzuty sumienia żywiąc się zwierzętami, więc niemożliwym było, by z własnej woli zaatakował człowieka.
Coś musiało się stać. Leo pewnie się obficie się zranił... to uzasadniałoby zachowanie Elliama i brak kontroli.
— Evangeline powinna wrócić do domu — szepnęła Willow, unosząc wzrok na Bellę. Wampirzyca ledwo zauważalnie kiwnęła głową, po czym zabierając jeszcze kluczyki od samochodu, wyszła z domu.
Willie była wdzięczna wampirzycy za jej szybką reakcję. Nie miała siły tłumaczyć jej, że czuła się zbyt słaba na podróże. Zbyt słaba na przebywanie wśród ludzi. Wystarczy, że dwa piętra wyżej leżał chłopak, którego zaatakował Elio. Jedna ofiara tego wieczora to i tak za dużo.
Willow miała szczerą ochotę wstać i ruszyć do gabinetu doktora, żeby zapytać, co tak właściwie się stało. Zbyt dużo teorii krążyło w umyśle wampirzycy. Jedna gorsza od drugiej. Nie chciała wierzyć, że jej syn poddał się najbardziej prymitywnym instynktom, z drugiej jednak strony wizja mówiła sama za siebie. Wpół martwy Leo także.
Kiedy kolejne tyknięcie zegara odbiło się echem w głowie Willow, kobieta nie wytrzymała. Wstała z kanapy i stanęła naprzeciwko Jaspera, który przez cały ten czas stał przy oknie i się nie odzywał.
— Idziemy dowiedzieć się, co się stało... — zażądała.
Alice poderwała głowę, by spojrzeć na Willow.
Wyglądało na to, że Cullen nie żartowała, także Jazz doskonale o tym wiedział. Nie mógł jednak zgodzić się na tak durnowaty pomysł.
— Ty i ja w pokoju z rannym nastolatkiem? To się nie skończy dobrze...
— Nie wytrzymam dłużej... — szepnęła Willow, odruchowo łapiąc blondyna za dłoń. Desperacja w oczach wampirzycy była tak widoczna, prawie namacalna. Jasper jednak nie mógł się zgodzić.
Nie zdążył nawet otworzyć ust, bo Alice wstała szybko, ściągając na siebie uwagę pozostałej dwójki.
— Nie będziesz musiała.
Willow zmarszczyła brwi. Odwróciła się, by popatrzeć na drzwi. Dwie sekundy później już wiedziała, o czym mówi wampirzyca.
Edward stanął w progu pokoju, obejmując ramieniem zgarbioną postać.
Serce Willie złamało się na sam ten widok. Elio wyglądał żałośnie. Z jego zwykle sprężystych, lśniących loków, skapywały kropelki deszczu. Ubrania miał przemoknięte, postawę zgarbioną. Wydawało się, że wręcz nie ma siły, by się poruszać. Spuszczona głowa i drżące ciało.
Elliam nie miał odwagi podnieść oczu na matkę, rodzeństwo. Jego serce biło jak oszalałe. Wiedział, że wszystkie wampiry doskonale słyszą, jak szybko krew krąży w jego żyłach. Ta świadomość spotęgowała poczucie winy.
On, biologiczny syn Carlisle'a Cullena. Doktora, ratującego ludzkie życia, założyciela klanu wegetarian dopuścił się potwornej zbrodni. Splamił honor rodziny, oczekiwania ojca. Zawiódł matkę.
— Elio... — zdołała wyszeptać Willie, mimo że w jej gardle powstała wielka gula. Zrobiła krok do przodu, by móc złapać syna za dłoń.
Elio natychmiast ją wyrwał, cofając się. Wpadł na Edwarda, jednak miedzianowłosy zupełnie się tym nie przejął. Położył dłonie na ramionach brata, by dodać mu otuchy. Sam kiedyś przechodził przez wyrzuty sumienia, widmo przeszłości ciągnęło się za nim przez długie lata. Przyszedł czas, że Edward pogodził się z tym, że kiedyś zbłądził. To czekało także Elio. Znaczącą różnicą było jednak to, że Edward był wtedy dorosły, a Elliam miał zaledwie dziesięć lat.
— Elio, spójrz na mnie — poprosiła Willie, posłusznie czekając, aż Elio pozwoli jej się zbliżyć. Cierpliwość nigdy nie była jej mocną stroną, ale widząc syna w takim stanie, nie mogła zrobić nic innego. Elliam musiał oswoić się z tym, co się stało. — Kochanie...
Elliam pokręcił głową. Cichy szloch rozległ się po pomieszczeniu, a serce Willie ponownie się rozkruszyło. Jak miała pocieszyć swoje dziecko? Co mogła powiedzieć synowi, który złamał świętą zasadę rodziny?
— Elliam, proszę cię — powiedziała Willow, tym razem nieco głośniej i wyraźniej. — Elliam, nieważne co się stało. Jesteśmy rodziną, pomożemy ci... poradzimy sobie z tym, słyszysz mnie?
Elio warknął. Był zły. Jak matka mogła powiedzieć, że sobie poradzą? On prawie zabił człowieka...
— Elio...
W końcu chłopak odważył się podnieść wzrok. Willow ostatkami sił powstrzymała się przed cofnięciem o kilka kroków. Czerwień tęczówek Elliama przerażała ją. Dotychczas rzadko widywała wampiry o tym kolorze oczu. Zwykle zachowywała od nich dystans, bo iskrzący się rubin jasno wskazywał, że ten gatunek wampirów za nic ma ludzkie życie.
Jak doszło do tego, że rodzony syn Willow patrzył na nią czerwonymi oczami?
— Mamo spójrz na mnie... — jęknął żałośnie Elio, gdy zauważył, jak wzrok Willie zatrzymuje się na czymś, albo na kimś, znajdującym się za nim.
Świadomość podpowiadała Elliamowi tylko jedno. Mama była zawiedziona do tego stopnia, że nie chciała popatrzeć mu w oczy.
— Patrz na mnie! — krzyknął, gdy Willie nie zareagowała.
Wampirzyca posłusznie skrzyżowała spojrzenie z synem.
— Patrz, kim się stałem! Patrz, co zrobiłem! Patrz! — Chłopak wyrwał się z uścisku Edwarda i podszedł do matki. Wyciągnął ręce, ale w ostatniej chwili powstrzymał się, by nie dotknąć Willie. Brzydziła się nim, czuł to. Bał się to usłyszeć, ale wiedział: mama nie chciała, by jej dotykał. — Patrz, co zrobiłem... — Elio spojrzał na swoje dłonie. Były blade, jak zwykle. Ale on widział na nich coś jeszcze. Widział krew, krew Leo, który dwa piętra wyżej walczył o życie.
Elio czuł wstręt do samego siebie. Nienawidził siebie w tamtej chwili tak bardzo, że byłby w stanie wskoczyć w ogień i zakończyć swoją egzystencję, byleby tylko nie czuć przytłaczającego ciężaru winy.
Osunął się na kolana, zanosząc się głośnym szlochem.
Willow upadła tuż przy nim. Objęła płaczącego syna, chcąc choć trochę ukoić jego żal.
— Przepraszam... przepraszam, mamo... przepraszam... ja nie chciałem... nie chciałem... naprawdę... nie chciałem...
— Wiem, kochanie... — szepnęła Willow, składając krótkie pocałunki na włosach Elio. Wiedziała, że czeka ich ciężka noc. Elio to wrażliwy, delikatny chłopiec. Wątpiła, że kiedykolwiek wybaczy sobie to, co zrobił. Mogła tylko zgadywać, jak okropnie się czuł.
Willie rozpaczliwie chciała znaleźć sposób, by ulżyć synowi w cierpieniu. Problem w tym, że takowy nie istniał.
Evangeline weszła do domu wyraźnie niezadowolona. Wściekła się, że Bella zabrała ją szybciej z imprezy, która dopiero się rozkręcała.
Przyszywana siostra obwieściła Leannie, że Elio miał wypadek, jednak blondynka nie przejęła się tym specjalnie. Co takiego mogło się stać? W pobliżu nie było innych wampirów, ani wilkołaków. Elio mógł ulec więc ludzkiemu wypadkowi, jak potrącenie przez samochód, którego efektem mogło być jedynie draśnięcie. Leannie miała wrażenie, że czasami jej rodzina zapominała, że Elliam to pół wampir i nie jest kruchy, jak porcelana.
Bella natomiast czuła kłopoty w powietrzu. Nie tylko z powodu Elliama, którego szloch słyszała już na parterze, ani Leo, któremu Carlisle próbował przywrócić przytomność.
Evangeline była tym powodem. Kompletnie pijana, odór papierosów ciągnął się milę za nią. Pozostało kwestią czasu, zanim Leannie znów popadnie w konflikt ze swoimi rodzicami.
Bella bez zbędnych słów zaprowadziła blondynkę do pokoju, w którym zgromadziła się reszta rodziny. Pijana czy nie, miała prawo wiedzieć, co dzieje się z jej bliźniakiem.
W momencie, gdy Leannie stanęła w drzwiach pokoju i ujrzała płaczącego Elliama, tulonego przez Willow, coś do niej dotarło.
Wyraźnie zbladła, a jej dłonie zaczęły nienaturalnie drżeć. Zerknęła pobieżnie na koszulę Elliama, na której dostrzegła smugi krwi. Nie była to jego krew.
Minutę później do nozdrzy Leannie dotarł znajomy zapach. Zapach Leo. Wyjątkowo silny i... słodkawy...
Evangeline wstrzymała oddech, po czym rozejrzała się po pozostałych. Alice i Jasper siedzieli wtuleni w siebie, Edward i Carlisle zniknęli... Bella stała tuż za Leannie.
— Zaatakował Leo... — wyjaśniła cicho Isabela, a Leannie zmroziło.
Tamtego wieczora zrozumiała, że ten akurat wypadek mógł być częściowo jej winą.
♛
— Jeszcze raz, Evangeline... Twój brat zaatakował przyjaciela, a ty w tym czasie postanowiłaś się upić?!
Evangeline jęknęła, przekręcając się na drugi bok. Mike coś wspominał, żeby nie mieszała rodzajów alkoholu, ale była tak zafascynowana nowymi smakami, że nie wzięła sobie tej rady do serca. I bardzo tego żałowała.
— Skarbie, nie mieszaj w to Elio... — poprosił Carlisle, pocierając ramiona Willow. Brunetka posłała mu pełnie niezrozumienia spojrzenie. — Leannie nie jest odpowiedzialna za to, co się stało.
— Otóż to! — zawołała Evangeline, podnosząc palec wskazujący ku górze. Może nie była to do końca prawda, ale nie zamierzała akurat wtedy się do tego przyznawać.
— Co nie znaczy, że nie odpowiesz za swoje czyny — dodał doktor, patrząc na córkę. — Naprawdę Evangeline? Zaufaliśmy ci i pozwoliliśmy pójść na imprezę, a ty wracasz w takim stanie?
— Wróciłam o własnych siłach! — zawołała znów Leannie, unosząc się nieco, by spojrzeć na ojca. Może i jego mina dla pobocznego obserwatora byłą groźna, ale dla niej samej była zabawna. Przecież Carlisle nie zrobi jej nic więcej, jak tylko smęcenie na temat tego, jak nieodpowiedzialnie się zachowuje.
— Czy możesz chociaż usiąść i z nami porozmawiać?!
Willow przysiadła na fotelu, wyraźnie zdziwiona rozgrywającą się sceną. Jak to możliwe, że Carlisle przejął inicjatywę? Zwykle to ona była wydzierającą się, upierdliwą babą, a blondyn musiał ją uspokajać. Czyżby sytuacja z Elio wszystko zmieniła?
— Nie jest w stanie... — powiedziała cicho Willow, uważnie patrząc na Leannie. Jej bladą cerę i rozbiegane spojrzenie.
Wampirzyca mimowolnie przypomniała sobie studenckie lata, kiedy to jej też zdarzało się wrócić do akademika w podobnym stanie. Niewiele było takich przygód, ale jednak.
— Chcę wiedzieć... — powiedział Carlisle, kucając przy łóżku.
Evangeline wlepiła spojrzenie w ojca. Doktor odgarnął złote loki, które przysłoniły twarz dziewczyny.
— Dlaczego to zrobiłaś?
— Bo chciałam.
— Chciałaś? Evangeline, na litość boską... chciałaś się stoczyć...
— Nie — zaprzeczyła dziewczyna, siadając. Poczuła, jak zawartość żołądka podchodzi jej do gardła. — Chcę być taka, jak moi przyjaciele. N-normalna. Nie chcę żyć wiecznie... nie... nie chcę być, jak wy... chce być z ludźmi... żyć ich życiem... nie waszym.
W głowie Carlisle'a kłębiło się mnóstwo pytań. Chciał dowiedzieć się, co kierowało Evangeline. Dlaczego uważała, ze życie, które miała było złe? Co jej się w nim nie podobało? Miała do szczęścia wszystko, czego potrzebowała. Kochających bezgranicznie rodziców, rodzeństwo... budziła się każdego ranka i nie musiała o nic się martwić.
Doktor nie zdążył nawet otworzyć ust, bo Leannie wstała i wybiegła z pokoju, by podążyć wprost do łazienki. Rodzice ruszyli za nią, choć oboje podświadomie wiedzieli, dlaczego dziewczyna tak nagle wybiegła.
Zastali córkę klęczącą nad toaletą. Willow domyślała się, że dziewczyna prawdopodobnie zwymiotuje alkohol, który w siebie wlała, ale nie chciała mówić tego głośno. Łudziła się, że może nie wypiła go aż tyle. Miała jednak przed sobą niezbity dowód. Oparła się o futrynę podczas, gdy Carlisle podszedł do Leannie i złapał jej włosy, odgarniając je do tyłu.
— Coś mi to przypomina... — szepnął, zerkając na Willie.
Wampirzyca uśmiechnęła się niedbale, jednak Carlisle nie dostrzegł na jej twarzy ani cienia rozbawienia. Tylko zmęczenie. Była zdruzgotana sytuacją z Elio, najprawdopodobniej winiła za nią jeszcze siebie pewna, że Elliam problem z pragnieniem odziedziczył po niej. Do tego wszystkiego dochodziła Evangeline, jej nastoletnie problemy, dziecinne zachowanie, brak możliwości porozumienia się. Dodatkowo ledwo żywy Leo na piętrze.
— Zajrzę do Elio.
Carlisle pokiwał głową. Odprowadził Willie wzrokiem, po czym znów spojrzał na Leannie. Do nozdrzy wampira dotarł nieprzyjemny zapach tego, co opuściło żołądek dziewczyny.
— Warto było? — zapytał, przykładając lodowatą dłoń do czoła blondynki.
Leannie przymknęła powieki, odczuwając ulgę.
Nie odpowiedziała, ale podświadomie przyznała, że było warto. Choć czuła się paskudnie, huczało jej w głowie, a żołądek bolał, powtórzyłaby imprezę. W końcu mogła powiedzieć o sobie, że żyła, jak prawdziwa nastolatka. Tak, jak zawsze chciała.
— Pomogę ci wstać, musimy przemyć ci twarz...
— Nie chcę — jęknęła Leannie.
Carlisle nie miał zamiaru słuchać jej protestów. Wziął dziewczynę na ręce i posadził na niewielkim krześle.
— Evangeline, spójrz na mnie — poprosił, już zupełnie łagodnym tonem.
— Znowu będziesz na m-mnie krzyczał? Bo powiedziałam prawdę?
— Skarbie... — powiedział wampir, mocząc ręcznik. Podał go Leannie, by dziewczyna mogła choć trochę obmyć twarz. — W tym wszystkim, co powiedziałaś, boli mnie tylko jedno... Przychyliłbym ci niebo, gdybym tylko mógł... jesteś nieszczęśliwa, a ja nie wiem, co mam zrobić, by to naprawić... co jeszcze mam ci dać?
Leannie uśmiechnęła się, otwierając oczy.
— Wolność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top