♛ 52
Alice uśmiechnęła się smutno, gdy Rosalie dopięła ostatnią walizkę. Blondynka obiegła spojrzeniem swój dotychczasowy pokój, na dłużej zatrzymując złote oczy na siostrze. Podeszła i potarła lekko ramiona chochlikowatej.
Przez lata wspólnego życia wampirzyce nauczyły się czytać z siebie, jak z otwartych ksiąg. Rose dobrze wiedziała, że Alice jest smutno z powodu szykującej się rozłąki, jednocześnie znała ją na tyle, by wiedzieć, że nie ma nic za złe rodzeństwu. Każdy czasami potrzebuje odetchnąć.
— Al daj spokój, przecież nie żegnamy się na zawsze.
— Wiem — westchnęła chochlikowata. Nie bywała zbyt wylewna, nie lubiła też pożegnań. Podeszła więc do łóżka, przy którym stały ostatnie trzy walizki i wzięła dwie, kierując się w stronę wyjścia.
Rosalie zabrała trzecią i we dwie ruszyły na podwórko.
Emmett i Rose stwierdzili, że skoro Leannie i Elio poznali prawdę, małżeństwo może wyjechać spokojnie już wieczorem. Głównym powodem było to, że Rosalie nie chciała narażać Leannie na ponowne przeżywanie rozstania i co gorsza, na kłótnie z matką.
Jasper pomógł wpakować do samochodu ostatnie walizki, tymczasem Emmett i Rose zdążyli pożegnać się z członkami rodziny. Oczywiście Edward i Bella także przyjechali, aby uściskać rodzeństwo i życzyć im dobrej podróży.
Pozostali Cullenowie wydawali się już oswoić z myślą, że przez jakiś czas w ich domu będzie nieco ciszej. Sytuacja nie była aż tak niecodzienna, w końcu lata temu Renesmee odłączyła się od rodziny, by zostać z Jacobem. Tyle, że tamten wybór Willow mogła przetrawić jakoś lepiej, w końcu Ness chciała być szczęśliwa, a Jake nie mógł z dnia na dzień zostawić watahy.
Rose i Emmett byli natomiast małżeństwem i żadne z nich nie miało dobrego powodu, by opuszczać rodzinę. Przynajmniej zdaniem Willie.
— To nie z twojej winy — powtórzył Carlisle, obejmując żonę ramieniem. Brunetka odruchowo wtuliła się w wampira obserwując, jak Rosalie i Emmett wchodzą do samochodu.
Willow czuła nieprzyjemną suchość w oczach. Może i nikt z rodziny nie winił jej za wyjazd tej dwójki... nikt poza Evangeline, ale Wills wciąż czuła się winna. Powinna była ugryźć się w język. Niechcący zadała wiele bólu Rosalie i wyglądało na to, że właśnie dopadły ją konsekwencje niewyparzonego jęzora.
Carlisle uśmiechnął się delikatnie, gdy mimo zbitego humoru Willie uniosła dłoń i pomachała oddalającemu się małżeństwu. Kilka sekund później samochód Emmetta zniknął za drzewami, a Willow mocniej zacisnęła ramiona wokół doktora. Odetchnęła głęboko, chcąc w jakiś sposób się uspokoić. Leśne powietrze wypełniło jej płuca, jednak wciąż czuła się kiepsko. Potrzebowała kilku dni, aby przyzwyczaić się do nowej sytuacji.
— Willow?
Brunetka uniosła głowę, by spojrzeć w oczy Carlisle'a. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy wampir objął jej twarz dłońmi.
— Tak?
— Co powiesz na kąpiel? Jesteś wykończona.
Willie roześmiała się, wtulając twarz w klatkę piersiową blondyna. Podświadomie wiedziała, do czego dążył.
— Twierdzisz, że seks poprawi mi humor?
Carlisle roześmiał się dźwięcznie, kręcąc głową. Lata z Willow pozwoliły mu przyzwyczaić się do tego, jak bezpośrednia niekiedy bywała.
— Zdaję się, że zaproponowałem kąpiel, a nie...
— Zdaję się, że my tu jeszcze stoimy — wtrącił Jasper, wywracając oczami. Dla niego takie informacje, a raczej plany, rozpowiadane w obecności innych członków rodziny, były co najmniej niesmaczne. Wolał, by wszystkie pary, zamieszkujące w tym domu udawały, że nie wiedzą, co robią pozostali za zamkniętymi drzwiami.
— Chodź, pomęczymy konsolę — zaproponował Edward, nieco rozbawiony komentarzem brata.
Jazz wsunął ręce do kieszeni i pozwolił, by brat zarzucił mu ramię na szyję i poprowadził w stronę wnętrza domu. Bella uśmiechnęła się ciepło i jeszcze raz zerknęła w stronę, gdzie przed chwilą zniknął samochód Emmetta.
— Będzie tu trochę pusto bez nich — westchnęła brunetka, odwracając się do przybranych rodziców.
— Wrócą zanim się obejrzymy — zapewnił Carlisle. Objął Willow ramieniem, drugim ogarnął Bellę i we trójkę ruszyli do domu.
W całym tym zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi na Alice, która zatrzymała się w pół kroku, a jej złote oczy zaszły mgłą. Cullenowie aż za dobrze wiedzieli, co to oznacza.
Carlisle natychmiast podbiegł do córki. Po sekundzie z domu wybiegli Jasper i Edward. Jazz natychmiast złapał ukochaną za dłoń, chcąc ją trochę uspokoić. Wizja, której doznała wzbudziła w niej potężne emocje. Przekonał się o tym nie tylko jej mąż, który doskonale je wyczuł, ale i Edward, który z łatwością przeniknął do umysłu siostry i zobaczył dokładnie to, co ona.
Bella i Willow wymieniały się poddenerwowanymi spojrzeniami. Żadna z nich nie miała pojęcia, dlaczego Alice nagle doznała wizji i co takiego zobaczyła. Obie przekonały się, że nic dobrego, gdy Al wróciła do żywych. Wyraźnie zmęczona wtuliła się w Jaspera.
Edward natomiast spojrzał przerażony na Carlisle'a.
— Chodź ze mną, nie mamy czasu.
W tamtej chwili mnóstwo pytań cisnęło się na usta doktora, jednak rozbiegany wzrok Edwarda nie pozwolił mu na ich wypowiedzenie. Coś było zdecydowanie nie tak. Instynkt Carlisle'a podpowiadał mu, że ma to coś wspólnego z bliźniakami, ale wolał nie wyciągać pochopnych wniosków tym bardziej, że nie miał pojęcia, co zobaczyła Alice.
Carlisle ruszył za synem.
— Edwardzie! — Bella złapała męża za rękę, wyraźnie zdezorientowana. Edward często zapominał, że inni nie posiadali daru czytania w myślach i jedyne co mogli, to snuć domysły.
— Zostańcie i zajmijcie się Alice. My nie mamy czasu.
♛
Elliam zupełnie nie miał władzy nad tym, co się z nim działo. Władała nim tylko jedna myśl, jedno pragnienie.
Był przeraźliwie głodny, potrzebował pożywienia. Tylko ta krew mogła zaspokoić jego głód. Tylko ta krew.
Tak słodka.
Delikatna.
Ciepła.
Świeża.
Przyjemnie drażniła kubki smakowe Elio. Była niczym najwspanialsze pożywienie. Jej smak, zapach, gęstość, temperatura, wszystko w niej było wręcz idealne.
Przez myśl przemknęło mu, że tylko posmakuje, wypije odrobinkę.
Gdy tylko zanurzył kły w szyi chłopaka przekonał się, że to wcale nie takie proste zadanie. Każdy łyk sprawiał, że Elio chciał więcej i więcej. Nie mógł oderwać się od tego ciepłego ciała, choć prześwity rozsądku podpowiadały mu, by jak najszybciej stamtąd uciekał.
Nie mógł.
Czuł, że krew wręcz go przyzywa.
Powtarzał sobie, że wypije jej jeszcze troszkę. Tylko troszkę. Przecież nic takiego się nie stanie.
Czuł zwalniający puls, serce, które biło coraz słabiej.
Jeszcze tylko troszkę.
Przerwie w odpowiedniej chwili.
Nic się nie stanie.
— Elio nie! — głuchy, rozdzierający serce krzyk dotarł do uszu chłopaka. Kojarzył go skądś, miał wrażenie, że wręcz zna bardzo dobrze, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Zresztą, teraz nie to było ważne. Tylko ta niebiańska ciecz, której miał okazję spróbować.
Chłopak warknął, gdy poczuł, jak ktoś go obejmuje, próbując odciągnąć od słodkiej, orzeźwiającej krwi.
— Elio przestań... — ten szept także był znajomy.
Elliam wciągnął gwałtownie powietrze do płuc. Ten zapach. Tak dobrze znał te dwa zapachy.
Właśnie wtedy, wykorzystując chwilowe oszołomienie Elliama, Carlisle i Edward zdołali odciągnąć go od ofiary. Kiedy Elio znalazł się w pewnej odległości od ciała, zapach krwi nie atakował jego nozdrzy aż tak bardzo, a oczy do tej pory zamglone, wróciły do zwyczajowego stanu, chłopak rozejrzał się wokoło.
Carlisle mocno trzymał go za ręce, aktualnie wykręcone do tyłu powodując, że Elliam pochylał się.
— Ja go potrzymam, ty zobacz co z nim... — cichy, niski głos dotarł do uszu chłopaka. Tuż potem uścisk Carlisle'a poluzował się, a jego miejsce zastąpił inny, nieco mocniejszy.
Elliam jeszcze nie do końca był świadomy tego, co się działo. Nie rozumiał, dlaczego ktoś go trzymał, dlaczego w całym lesie czuć tak intensywny zapach krwi. Dopiero, gdy podążył wzrokiem za blondwłosym wampirem, zrozumiał.
Carlisle przyklęknął przy chłopaku, który jeszcze przed chwilą był pożywką Elliama.
Elio rozpoznał sylwetkę, rozpoznał twarz nieprzytomnego. Brunet krzyknął, usiłując wyrwać się z uścisku.
Już pamiętał. Już wiedział. Wszystko wiedział.
Rozpacz rozdarła jego młodzieńcze serce, gdy tak patrzył na nieprzytomnego Leo. Ten znajomy, przyjazny, szalenie inteligentny nastolatek teraz leżał w lesie, pośrodku niczego, w pół żywy. Krople krwi spływały po jego szyi, którą zdobiły także dwa, niewielkie punkty. Elio przełknął ślinę przerażony.
Leo wyglądał tragicznie. Nie dość, że nieprzytomny, zakrwawiony, jeszcze przeraźliwie blady, jakby pozbawiony życia.
Elio odzyskał już zdolność racjonalnego myślenia, jednak Edward wciąż nie zamierzał go puścić.
— Edwardzie, proszę... — jęknął Elio tak żałośnie, że miedzianowłosy przez chwilę chciał spełnić jego prośbę. Zaraz jednak, słysząc myśli Carlisle'a, zacisnął dłonie mocniej. Elliam w tamtej chwili był niepoczytalny i stanowił zagrożenie dla Leo. — To mój przyjaciel...
Elliam podjął kolejną próbę szarpania, ale na nic się zdała. Uścisk Edwarda był żelazny. Elio nie mógł się ruszyć, nie mógł podbiec do przyjaciela, choć ból rozrywał mu serce. Musiał wiedzieć, że z Chatier wszystko w porządku. Przeżyje... tylko stracił przytomność.
— Żyje... — Carlisle wyraźnie odetchnął z ulgą. — Muszę go zabrać do szpitala...
— To dobry pomysł? — podjął temat Edward. Dla niego zabieranie do szpitala chłopaka, którego pozbawiono ponad litra krwi, nie było dobrym rozwiązaniem. — Wiesz dobrze, że zaczną się pytania... co powiesz? Nie wiemy, ile pamięta...
Carlisle zawahał się. Edward miał sporo racji. Jak Carlisle wytłumaczy swoją obecność w lesie i bliznę po zębach na szyi Leo? Co, jeśli przed atakiem Chatier rozpoznał Elliama? Chłopak mógł być doskonale świadomy tego, do czego dopuścił się młody pół wampir.
— Nie powinienem zabierać go do domu... — przyznał cicho Carlisle, biorąc chłopaka na ręce.
Leo wciąż był przeraźliwie wiotki i blady, jednak Elliam wyraźnie odetchnął z ulgą, gdy ojciec powiedział, że Chatier będzie żył.
— Nie wiem, jak Willow zareaguje na... — Carlisle zacisnął wargi. Willie prosiła, aby bliźniaki nie dowiedziały się o jej problemie z pragnieniem. Resztę swoich obaw doktor przekazał synowi poprzez swoje myśli.
Carlisle obawiał się zabrania do siebie Leo, bo bał się, że Willow wpadnie w podobny szał, jak Elliam. Leczenie w domu Cullenów mogło być dla Chatier niebezpieczne.
Edward milczał przez chwilę, uważnie zastanawiając się nad tym, co przekazał mu ojciec. Może i coś w tym było, ale Carlisle nie brał pod uwagę tego, że w domu jest mnóstwo wampirów, które będą w stanie powstrzymać Willow przed zrobieniem czegoś głupiego. Poza tym, miedzianowłosy wierzył, że dziewczyna jest silna i da sobie radę.
— Willow nie będzie dla niego zagrożeniem. Zaufaj mi.
Carlisle kiwnął głową.
— Idź przodem — nakazał Edward. — Poczekam, aż Elio trochę się uspokoi i wrócimy do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top