♛ 43
Elio nie wierzył własnym oczom. Wybryki Leannie to jedno, ale to, co działo się w szkole następnego dnia, to jakaś nieśmieszna parodia.
Pomijając całkowicie fakt, że z samego rama dowiedział się, że jego siostra wyszła pobiegać, a do szkoły ubrała się, jak Lady Gaga na czerwony dywan, coś jeszcze było zdecydowanie nie tak.
Wyprostowała włosy. Wyprostowała cholerne włosy, przez co i on musiał słuchać półgodzinnego wykładu Rose na temat szkodliwości prostowania. Jakby w ogóle go to obchodziło. On nawet nie rozczesywał swoich loków, to co dopiero mówić o prostowaniu.
Przed samym wyjazdem z domu stoczyła batalię z ojcem na temat tego, jak mocno się umalowała. Oczywiście przegrała, ale Elio doskonale wiedział, że wpakowała kosmetyczkę do plecaka i po przyjeździe do szkoły poprawi sobie tu i tam.
Po przyjeździe na szkolny parking, zamiast wejść jak człowiek do budynku, pognała w stronę grupki starszych uczniów.
Wyglądała przy nich, jak karzełek i chyba tylko stylizacja (w tym czarny kapelusz) sprawiła, że obserwator mógł uznać, że jest tylko rok młodsza.
Elliam wpatrywał się w siostrę przez dłuższą chwilę. Podobnie uczynił Leo, który ledwo poznał nieco zmienioną Leannie. Widząc jednak minę przyjaciela, nie chciał go dodatkowo dobijać.
Elio naprawdę marzył, aby był to koniec dziwnych niespodzianek.
W drodze do stołówki, idąc wraz z Leo, Leannie i Phoebe odzyskał nadzieję, że jego siostra rano doznała chwilowego zamroczenia umysłu i później wszystko wróci do normy.
Naiwny.
Usiedli przy swoim stoliku. Nie zdążyli nawet chwycić widelców, gdy grupa pięciu osób podeszła. Najzwyczajniej w świecie zajęli wolne krzesła powodując, że Cullen, Richardson i Chatier musieli nieco bardziej się ścisnąć. Naturalnie Phoebe to nie przeszkadzało. Gorzej z Elio. Leo był gotów przysiąc, że jeszcze minuta, a jego przyjacielowi pójdzie para z uszu.
— Angel, skarbie, wyglądasz pięknie w tej stylówce — zadeklarowała Roxanne, uśmiechając się uroczo do Cullen. Leannie potrzebowała kilku przydługich sekund, by zarejestrować, że dziewczyna mówiła do niej.
Odpowiedziała niepewnym uśmiechem.
— Ona ma na imię Leannie — odchrząknął Elio, zaskarbiając sobie spojrzenie niebieskich oczu.
Podjął wyzwanie i uniósł podbródek wyżej, nie odwracając ciemnych tęczówek ani na moment. Roxanne po dłuższej chwili roześmiała się, kręcąc głową z dezaprobatą. Wzięła do ręki jedną z trzech marchewek, które przyniosła ze sobą z domu.
— Nie oszukujmy się, Elliam. Leannie to dobre dla pięciolatki. Angel pasuje dużo lepiej...
Elio wyprostował się gwałtownie, posyłając siostrze ostre spojrzenie. Nie podobała mu się cała ta sytuacja. Zdecydowanie bardziej wolał śliniącą się Phoebe niż całą zgraję szkolnych sław decydujących o tym, jakie imię bardziej pasuje do Evangeline.
— W sumie, ładnie... — Leannie pokiwała głową udając, że nie denerwuje jej spojrzenie Elio. Przecież nie będzie kłócić się z koleżanką o jakiś głupi pseudonim. Poza tym, Roxanne miała rację. Angel brzmiało bardziej dorośle, a Leannie... cóż, rodzina zwracała się tak do niej od urodzenia. Może faktycznie pora coś zmienić.
W końcu była przeciętna. A dużo częściej spotykało się nastolatki, na które wołano Angel, niż Leannie.
— Podoba mi się — uśmiechnęła się szeroko, przez co Elio zacisnął szczękę. Co tu się do cholery wyrabiało?
Cullen wymienił szybkie spojrzenie z Chatier. Leo także nie podobała się cała ta sytuacja. Czuł się nieswojo w obecności tylu obcych osób. Elio zerknął jeszcze na Phoebe, ale ona zachowywała się jeszcze dziwniej niż zwykle.
Elliam wstał tak szybko, że jego krzesło zachwiało się. Nie opadło jednak na ziemię, bo zdołał je przytrzymać. Chłopak złapał Phoebe za sweter i podciągnął ją do góry, by wstała. Richardson znalazła się na dwóch nogach, powoli rejestrując to, co się stało. Leo natomiast wstał o własnych siłach.
— Co robisz? — zdziwiła się Leannie, z uwagą obserwując brata.
— Wypisujemy się z tego cyrku — odparł spokojnie brunet, uśmiechając się z przekąsem do siostry.
— A-ale — zająknęła się Richardson, ale Elio wyprostował gwałtownie dłoń i wskazał dziewczynie stolik swojego rodzeństwa. Phoebe spuściła głowę i pozwoliła, by Cullen złapał ją za nadgarstek i pociągnął za sobą.
— Chatier rusz się — rzucił jeszcze do Leo, który wzruszył ramionami i zabierając uprzednio swoją tacę, poszedł za przyjacielem.
Nieważne, czy pozostali Cullenowie chcą gości, czy nie. Tamtego dnia Elio nie miał zamiaru pytać nikogo o zdanie. Posadził Phoebe na wolnym krześle obok Emmetta.
Podobnie, jak Leo dostawił sobie krzesło ze stolika obok i z grobową miną zajął miejsce. Jego oczy spotkały się z tymi, należącymi do Rosalie. Wampirzyca spoglądała na niego wyraźnie zdziwiona.
Rose zawsze miała problemy, gdy między bliźniakami dochodziło do poważnych kłótni. Nie potrafiła jasno wybrać którejś ze stron. Zamiast tego częstowała rodzeństwo pogadanką na temat tego, jak specjalna jest więź, która ich łączy i że powinni cieszyć się z tego, że siebie mają. Niestety nie mogła wygłosić podobnego apelu na samym środku stołówki, z czego Elio niesamowicie się cieszył. Posłucha sobie innym razem.
— Zostawiłam jedzonko... — Phoebe odezwała się po raz pierwszy podczas lunchu. Spojrzała ciemnymi oczami na Elio. Faktycznie, jedynie Leo zabrał swoją tacę.
Richardson zerknęła na posiłek chłopaka i wyciągnęła powoli dłoń, by zabrać mu jedną frytkę.
Chatier natychmiast uderzył wyciągniętą rękę Phoebe.
— Gdzie z łapami? Moje!
— Leo nie dzieli się jedzeniem — przypomniał Elio, pocierając męczeńsko nasadę nosa. Oparł się wygodniej o krzesło, wyciągając nogi daleko przed siebie. Dlaczego w tamtej chwili czuł się, jako jedyny dorosły?
Cullen sięgnął po tacę Rose i podsunął przyjaciółce Leannie.
Ciemnowłosa zerknęła niepewnie na Hale, która nie wyglądała na przejętą.
Nie zmieniało to jednak faktu, że Rosalie Hale autentycznie przerażała Richardson. I nie pomagały tłumaczenia Leannie, że Rosie to chodzący aniołek. Ze szpiczastymi różkami i ogonem zamiast skrzydeł, ale wciąż aniołek.
— Macie się pogodzić do końca dnia — zażądała cicho Rosalie.
Elio, wyraźnie zrezygnowany, pokręcił głową. Przecież wcale nie kłócił się z siostrą. Jawnie prezentował swoją niechęć do paczki kretynów, którą Leannie uważała za przyjaciół.
Zerknął na Phoebe, która cicho siorbała swój makaron. Właściwie makaron Rose, ale to szczegół. Wyglądała przy tym tak niewinnie, że przez chwilę Elio zrobiło się żal dziewczyny. Ale tylko przez chwilę.
Potem żałował tego ruchu, bo czuł na plecach jakiś dziwny ciężar. Zupełnie, jakby sumienie podpowiadało mu, że powinien zająć się Phoebe, która została pozbawiona jedynej przyjaciółki.
Niech szlag jasny trafi jego miękkie serce.
— Elio, mówię poważnie — zadeklarowała Rose, gdy przez dłuższy czas nie uzyskała odpowiedzi. — Jesteście...
— Bliźniakami, tak wiem, Rosalie! — warknął chłopak. — Ale to żadne wytłumaczenie...
— Może... — wtrąciła Alice widząc, że jej siostra miała coś jeszcze do powiedzenia — pogadajcie o tym w domu.
Rosalie spojrzała na Phoebe, która powoli przeżuwała makaron. Leo natomiast bezczelnie gapił się na Hale.
— Nie krępujcie się — uśmiechnął się szeroko, na co Rose prychnęła.
♛
— Mamo, co się dzieje? — Elio wszedł do sypialni rodziców, rozglądając się niespokojnie. Dostrzegł Willie, wychodzącą z łazienki.
Kobieta uśmiechnęła się do niego szeroko, w dłoniach trzymała niewielką kosmetyczkę.
— Nic takiego, słońce. Wyjeżdżamy z tatą do hotelu. Musimy dopilnować kilku spraw. Zajmie nam to zaledwie kilka dni...
Elio kiwnął głową, jednak wewnętrznie miał ochotę krzyczeć. Teraz, gdy Leannie zachowywała się jak kompletny szaleniec, rodzice tak po prostu wyjeżdżają. Jakby nie mogli znaleźć sobie lepszego momentu na wycieczkę do hotelu.
— Coś nie tak? — zapytała Willow, domykając walizkę.
Elliam pokręcił głową. Jeszcze wszystko było na swoim miejscu, ale nie mógł obiecać, że wciąż będzie, gdy Willie i Carlisle wrócą do domu. Czuł, że coś pójdzie nie tak.
— WYJEŻDŻACIE?! — zawołała Evangeline, wbiegając do pokoju.
Willow uniosła jedynie brew, patrząc karcąco na córkę.
— Skarbie, możesz chociaż udawać, że będziesz za nami tęsknić — mruknął Carlisle, wchodząc do pokoju. Ucałował Leannie w czubek głowy, na co dziewczyna wzruszyła niewinnie ramionami.
W głowie Evangeline już tworzył się pewien plan. Musiała tylko poprosić kogoś o pomoc.
— Oczywiście, że będę tęsknić, tato — powiedziała, przytulając się do ojca.
Carlisle odwzajemnił uścisk.
— Elio chodź ze mną —zwrócił się do syna. — Pokażę ci, co musisz przeszukać.
Elliam pokiwał głową. Ostatnio jego ojciec znalazł kolejną legendę o Wilczych Wojownikach i upatrywał ją jako mającą powiązania z przodkami Willie i Jacoba.
Oboje wyszli z pokoju, nie zauważając wyrazu twarzy Leannie. Evangeline już się nie uśmiechała. Wyglądała na przygnębioną zwłaszcza, że niepewne spojrzenie wbiła w podłogę.
— Leannie? — zapytała Willie, podchodząc do córki. Położyła dłoń na ramieniu blondynki. Evangeline uniosła wzrok. — Wszystko dobrze? Jeśli chcesz, możesz jechać z nami...
Evangeline natychmiast pokręciła głową. Wyjazd rodziców był jej szansą na przypieczętowanie nowych znajomości. Nie zamierzała jej zmarnować.
— Nie, zostanę.
— Jesteś pewna? Rose i Emmett jadą z nami i jeśli tylko chcesz...
— Nie, mamo... — zapewniła Leannie, przytulając się do Willie. Chciała w ten sposób ukrócić temat. Przytulanie było słabością Willow. Dawało jej pewność, że wszystko jest w porządku i o nic nie musi się martwić. Evangeline już dawno zauważyła, że to działa za każdym razem, gdy jej mama pełna jest wątpliwości. Musiała jak najszybciej pomóc jej się ich wyzbyć.
Poza tym - Rose również poza domem? Świetna wiadomość. W końcu to Hale była jedyną osobą, która mogła zepsuć cały plan.
♛
Evangeline cały wieczór chodziła podekscytowana. Śpiewała pod nosem, uśmiechała się szeroko, nawet nie pobiła się z Emmettem, chociaż Cullen wziął sobie za punkt honoru uprzykrzyć jej jeszcze trochę życie. W końcu taki jego braterski obowiązek.
Blondynka w podskokach wpadła do gabinetu ojca, w którym zastała rodziców oraz Elio. Zupełnie nie zwracając na nich uwagi, podeszła do regału z książkami. Oparła ręce na biodrach, wzrokiem szukając odpowiedniej pozycji.
— Szukasz czegoś? — zapytał Carlisle, gdy Evangeline westchnęła ostentacyjnie po raz trzeci.
— Może mózgu? — zapytał obojętnie Elio, wciąż nie odwracając wzroku od książki.
— Bądź miły dla siostry — upomniała chłopaka Willow.
— Mówmy o rzeczach wykonalnych, mamo — poprosił Elliam, przerzucając kolejną kartkę księgi wielkości Biblii.
— Mamy książkę o weterynarii? Chyba kiedyś taką widziałam.
— Weterynarii? — zdziwił się Carlisle.
Evangeline pokiwała energicznie głową. Dziś podczas lunchu rozmawiała z Hailee na temat zwierząt. Obie doszły do wniosku, że to bardzo szlachetny zawód, a skoro Leannie kocha psy, to mogłaby spróbować. Poza tym weterynarz do bardzo szanowane zajęcie.
W końcu jako przeciętna dziewczyna powinna pomyśleć o wyróżniającym zawodzie, aby jakoś wybić się w tłumie zwyczajnych.
— Po co ci taka książka? — zapytał Elio, po raz pierwszy od wejścia Evangeline do pokoju podnosząc na nią wzrok. Od kilku dni zachowywała się jak świrnięta, ale to już przesada. Skąd nagle wzięła jej się fascynacja weterynarią? — Ty się boisz małego pajączka...
— Gadów też się boję, a ciebie toleruję — odgryzła się dziewczyna, trzepocząc rzęsami. — Nie wtrącaj się i badaj swoją niezwykłość!
— Leannie... — wtrącił Carlisle, wstając. Podszedł do regału i odnalazł książkę, o którą pytała jego córka. Podał ją Evangeline. — Możemy wiedzieć, po co ci ona?
— Jak to po co? Będę weterynarzem.
Elio miał ochotę się roześmiać, ale powstrzymał się tylko ze względu na ostre spojrzenie Willow. Kaszlnął cicho zadowolony, że udało mu się zdusić swoją wewnętrzną, głęboko ukrytą wredotę.
— Kochanie... — zaczęła delikatnie Willow, podchodząc do córki. Evangeline i zwierzęta to nie najlepszy pomysł. Dziewczyna bała się zdecydowanej większości gadów, płazów, niektórych ptaków. Kiedyś, gdy odwiedzili Billy'ego, wybrali się na spacer. Kogut rodziców Paula zaatakował małą Leannie, która do tej pory żywi uraz do wszelkich kurczakowatych.
— Co? — zapytała blondynka, odwracając się do matki. Mina Leannie była zacięta, podbródek uniesiony wysoko, szczęka mocno zaciśnięta. Po tonie matki zgadywała, że będzie ją odwodzić od tego pomysłu. — Myślisz, że sobie nie poradzę?
— Nie o to chodzi... — Carlisle potarł ramiona córki. Po chwili stanął przed nią, uśmiechając się niepewnie. — Słoneczko, pamiętasz jak bardzo przeżyłaś odejście Mozarta? Pamiętaj, że weterynarz jest tym, który czasami mus uspać zwierz...
— Jesteście nudni jaki flaki z olejem — jęknęła Evangeline. Zacisnęła dłoń na książce i ignorując Willow, która ponownie próbowała coś powiedzieć, wyszła z gabinetu.
Zapadła cisza, nieprzerwana nawet szumem przekładanych kartek. Cullenowie wpatrywali się jeden w drugiego i nikt nie miał pojęcia, co powiedzieć.
Carlisle'owi na myśl przychodziła tylko jedna myśl. Jego córka dojrzewała. Weszła w wiek, nazywany przez wielu buntem nastolatków. Wygląda na to, że po ponad trzystu latach w końcu miał okazję zakosztować tego etapu życia rodzica. Co więcej czuł, że wcale nie będzie to kolorowy czas.
— Flaki z czym? — zapytał jeszcze, marszcząc nos.
Willow nie powstrzymała się od wywrócenia oczami.
— Flaki z olejem — westchnęła Willie, ale Carlisle wciąż wpatrywał się w nią nieodgadnionym spojrzeniem. — Czasami naprawdę mam wrażenie, że jesteś ze średniowiecza.
Carlisle pokręcił głową z dezaprobatą. Znalazł się przy Willie w mniej niż sekundę i złożył szybki pocałunek na jej zimnych wargach.
Elio skrzywił się nieznacznie. Zagłębił nos w lekturze, ale wciąż słyszał wymianę zdań rodziców, choć w tamtej chwili pragnął być głuchy.
— Skończyliśmy na dzisiaj? — szepnął Carlisle, zabierając Willow z rąk książkę.
Wampirzyca nie oponowała. Zagryzła wargę i pozwoliła, by Carlisle wziął ją na ręce. Roześmiała się głośno, chowając twarz w jego szyi.
— Ja tu jeszcze chwilę posiedzę — mruknął cicho Elio choć wiedział, że już nikt go nie słucha.
Za to on usłyszał szum lejącej się w łazience wody. Jak z procy wystrzelił po swoje słuchawki, gotowy prowadzić dalsze badania w asyście rockowych dźwięków.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top