♛ 41

Elliam był świadomy dziwnych spojrzeń Phoebe w swoją stronę. Bawiły go nawet trochę, ale nigdy nie powiedział tego dziewczynie wprost. Całe jej zainteresowanie swoją osobą zwalał na wampirzy urok, który ponoć posiadał.

Wydawało mu się, że to właśnie ten urok sprawił, że gdy tylko podszedł do Richardson powiedzieć jej, że Leannie pojechała do domu, bo się zaziębiła, czarnowłosa wpatrywała się w niego błyszczącymi oczami i z uchyloną buzią.

Kiedy zakończył swoją opowieść, a po półtorej minutowym zawieszeniu Phoebe pokiwała głową, Elio uznał to za znak, że wszystko będzie dobrze. Pozostało mu tylko oszukać przyszywane rodzeństwo i rodziców.

Pożegnał się jeszcze z Richardson i pozostawił ją przy szafkach. Sam pobiegł na parking, gdzie spodziewał się ujrzeć rodzeństwo. Zamierzał wykorzystać fakt, że nie widzieli wychodzącej ze szkoły Phoebe i wcisnąć im, że Leannie wraz z Richardson chcą jeszcze skoczyć do McDonalds.

— Od kiedy ty biegasz? — zakpił Emmett, gdy Elio zjawił się przy samochodzie nieco zdyszany.

Elliam wywrócił oczami, poprawiając plecak. Racja, nie lubił biegać. W ogóle za sportem nie przepadał, przez co Emmett często robił sobie z niego żarty.

— Kondycji nie masz za grosz, El. — Wampir pokręcił głową z dezaprobatą.

— Kondycja i rozum nie idą w parze. Albo jedno, albo drugie — wyjaśnił Elio.

— Ja jakoś mam kondycję...

— I brak rozumu. — Brunet pokiwał głową i bezceremonialnie wpakował się na tylne siedzenie. Otworzył szybę i zerknął wyczekująco na Jaspera, który od dłuższej chwili stał, opierając się o maskę samochodu.

Elliam wydedukował tyle, że Rose i Alice musiały pojechać już szybciej. W duchu brunet cieszył się, jak nienormalny. Gdyby Rosalie jeszcze była na terenie szkoły, nikt nie wyjechałby z parkingu bez szczegółowego śledztwa dotyczącego miejsca przebywania, grupy rówieśniczej i poziomu bezpieczeństwa Leannie.

— Możemy jechać?

— Gdzie Leannie? — zapytał Jasper, zerkając na brata.

— Przyjedzie busem — powiedział brunet, z całych sił próbując wyglądać na wyluzowanego. Próbował także uspokoić drżące w piersi serce. — Poszła do Maka z koleżanką...

Jasper przyjrzał się z uwagą chłopakowi, ale nic nie powiedział. Kiwnął głową i zajął miejsce kierowcy. Emmett tymczasem usadowił się na miejscu pasażera.

Elio miał ochotę odetchnąć z ulgą. Pierwsza część planu wydawała się zbliżać ku końcowi. I wszystko szło dobrze, gdy we trójkę zbliżali się do wyjazdu z parkingu. Naprawdę nic nie mogło pójść nie tak.

Chyba, że walnięta przyjaciółka siostry Cullenów zacznie biec za autem, krzyczeć i machać dziko ręką.

Hale spojrzał we wsteczne lusterko.

Sam nie wierzył swoim oczom, ale wszystko się zgadzało.

Phoebe Richardson biegła za ich samochodem, machając i krzycząc.

— Czy to... — Emmett odwrócił się do Elio i gestem nakazał, by chłopak spojrzał do tyłu przez szybę.

Elio zacisnął zęby, ale posłusznie się odwrócił. Żałował, że nie miał jakiegoś daru typu laser w oczach... czegoś cichego, co szybko eliminuje wrogów, albo wariatów.

— Phoebe? — dokończył Emmett, a Elio utwierdził się w przekonaniu, że czarnowłosego matka natura obdarzyła siłą mięśni, nie umysłu.

Jasper ostatni raz zerknął na dziewczynę, po czym zatrzymał samochód mimo, że wyczuł stres Elio.

Tylne drzwi samochodu otworzyły się i wpadła przez nie Phoebe. Uśmiechnęła się szeroko do wampirów mimo, że była cała spocona, dyszała, po prostu wyglądała jak zziajany zając.

— Cześć... — zdołała wydukać, na co Emmett odpowiedział uśmiechem.

— Złap oddech, bo się zapowietrzysz — poradził czarnowłosy, na do Phoebe uśmiechnęła się nieznacznie. — Już jednego takiego mamy. Więcej nie chcemy.

Elio był w tamtej chwili tak zły, że nie zareagował na złośliwość.

— Co cię tu sprowadza? — zapytał Elio, masując obolałe skronie. Dlaczego jego plan nie działał?! Nie rozumiał, po cholerę Phoebe wpakowała im się do auta!

— Pomyślałam... — wyjaśniła dziewczyna, gdy już złapała oddech — że skoro Leannie leży chora, to przekażę jej notatki...

— Mhm. — Elio pokiwał głową. Wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. — Daj te notatki, przekaże jej...

— Pojadę do was, jeśli to nie problem... — wydukała Phoebe. — Potrzebuje zeszyty do nauki...

— To nie problem — odparł Emmett, wbijając spojrzenie złotych oczu w Elio. — Skoro Leannie leży chora...

— Ale... jeszcze się zarazisz...

— Nie boję się, spokojnie...

— Ale... — Elliam nie dokończył. I tak był na przegranej pozycji, bo Emmett i Jasper już wiedzieli, że ściemnia. Tylko co zrobi, gdy za dwadzieścia minut będą w domu i okaże się, że Leannie tam nie ma?

Przejebane. Tak Elio mógł określić swoją sytuację. Właśnie zmierzał do domu, gdzie nie było jego siostry, tylko matka, która najprawdopodobniej usłyszy dwie wersje. I najciekawsze będzie to, że żadna nie była prawdziwa.

Brunet poczuł, jak zalewa go fala spokoju. Zerknął na Jaspera, który wpatrywał się w drogę. No tak, na dokładkę będzie Hale, który z pewnością nie puści płazem takiego popisu emocji, który w ciągu kilku minut dał Elio.

Cullen na szybko próbował wymyślić coś, co zmusiłoby jego brata do wydłużenia drogi, albo celowego zabłądzenia? Czegokolwiek, co dałoby Leannie dość czasu, by dotrzeć do domu!

Chłopak rozejrzał się po samochodzie, szukając nagłego oświecenia. Naturalnie na marne, bo nic nie zwróciło jego uwagi. Wręcz przeciwnie, uporczywe spojrzenie Phoebe już działało mu na nerwy.

— Jasper czekaj! — zawołał nagle, przesiadając się na środkowe siedzenie. Wetknął głowę pomiędzy siedzenie kierowcy a pasażera i spojrzał przenikliwie na brata. — Wróć do szkoły, zapomniałem czegoś.

— Doprawdy? — blondyn uniósł brew.

Elio pokiwał energicznie głową, aż loki spadły mu na oczy, przysłaniając widok. W pośpiechu odgarnął je za uszy, czym przyprawił Phoebe o kolejny zawał serca.

— Ale masz smukłe palce... — mruknęła cicho.

Elliam zmarszczył brwi i w tej samej chwili, co Emmett, wbił zdziwione spojrzenie w Richardson. Dopiero wtedy dziewczyna zdała sobie sprawę, że powiedziała to głośno.

Emmett już otwierał buzię, by skomentować uwagę nastolatki, ale Jasper jakby wyczuł, że słowa jego brata będą dalekie od stosownych i jeszcze dalsze od normalnych, więc szturchnął go ostrzegawczo w przedramię.

— Z-znaczy... — zająknęła się Phoebe, usiłując wybrnąć z niekomfortowej sytuacji. — P-pianista... mógłbyś być pianistą... oni mają takie... takie... — Czarnowłosa odchrząknęła, po czym wbiła oczy w swoje dłonie. W skali zażenowania, pobiła dziś swój rekord. Do tego zrobiła to w obecności braci swojego lubego. Gorzej być nie mogło.

— Dobra nieważne — powiedział Elio, wracając spojrzeniem do brata. — Jazz, zawróć.

Hale nie zamierzał oponować. Posłusznie zawrócił na najbliższym parkingu, co chwila posyłając bratu czujne spojrzenia, które aż nadto dobijały Elio. Ostatni raz pozwolił Leannie na coś takiego. Ostatni raz naraża dla niej swoje zdrowie, stabilizację psychiczną i dobre imię. Evangeline sama powinna płacić za swoje wybryki.

Gdy pięć minut później znów znaleźli się na prawie pustym, szkolnym parkingu, Elio wystrzelił z samochodu, zabierając jedynie telefon. Nie oglądał się na nikogo i pobiegł wprost do wnętrza budynku.

Plan był prosty. Zostanie tam tak długo, aż dostanie wiadomość od Leannie, że ta jest już praktycznie przed szkołą. Wtedy wystarczy, aby dopilnował, by dziewczyna wsiadła do szkolnego autobusu, który wyjeżdża o 15:30. On wraz z braćmi i pasażerem na gapę wyjadą minutę szybciej. Przy odrobinie szczęścia, gdy już będą w domu uda mu się przetrzymać gdzieś Phoebe, aby Evangeline mogła dobiec do domu i przemknąć się do swojego pokoju. Plan brzmiał dobrze. 

Elliam przysiadł pod swoją szafką. Miał takie szczęście, że znajdowała się za rogiem głównego holu, obok schodów. W przyciemnionym miejscu, nie rzucającym się w oczy. Tam zamierzał przeczekać całą tę burzę. Oczywiście w międzyczasie wysyłają Evangeline SMS-y, że ta ma się pospieszyć, opisując jeszcze półsłówkami zaistniałą sytuację. Tym razem Leannie stanęła na wysokości zadania i na bieżąco odpowiadała na wszelkie pytania. Zapewniła też brata, że przemknie niezauważona do busa i wejdzie do swojego pokoju oknem, by zapobiec przedwczesnemu spotkaniu z Phoebe.

Elio odetchnął głośniej, bezwładnie opierając głowę o szafkę. Jeszcze siedemnaście minut. 

— I co się wtedy wydarzyło? — zapytała Hailee, powstrzymując się jednocześnie, by nie wybuchnąć śmiechem. 

— Emmett cały miesiąc wyzywał mnie od pajęczych terrorystów, a Rose kupiła mi nową lalkę w ramach wdzięczności za posłanie Misi na tamten świat — wyjaśniła Leannie.

Grupa przyjaciół wybuchła śmiechem. Evangeline dawno nie czuła się tak dobrze. I to w towarzystwie nowo poznanych osób. Toby, Michael, Melissa i Roxanne to paczka Hailee. Osoby, z którymi Martin zapoznała Leannie dosłownie cztery godziny wcześniej, a Cullen już czuła się z nimi niezwykle swobodnie. Zachowywali się, jakby znali ją latami. 

— Mamy rozumieć, że w następnym filmie o Spider-Manie pojawisz się, jako jego główny wróg? — zagaił Mike, upijając łyk piwa, które przed wejściem do autobusu nastolatkowie przelali w kubek od coli. — Będziesz w połowie ośmiornicą? Czy elfem?

— Bardzo śmieszne — sarknęła blondynka, wyrywając chłopakowi picie. Upiła kilka łyków i podała kubek Hailee. — Będę mścicielem na motorze.

— Motorze? — Roxanne uniosła brwi ze zdziwienia. 

Roxanne Ferrer była niską, dobrze zbudowaną dziewczyną. Chearleederką, zupełnie jak Hailee. Uwielbiała eksperymentować ze swoim wyglądem. Od koloru włosów na butach kończąc. Była przy tym bardzo dziewczęca. W ogóle lubiła typowo damskie zajęcia, więc zainteresowanie motorami było dla niej co najmniej dziwne. 

— Mhm. — Evangeline kiwnęła głową. — Moja mama ma motor. Zaraziła mnie miłością do nich, ale jeszcze nigdy nie pozwoliła mi się na nim przejechać... 

— Jak to? — zdziwił się Michael, który słynął z łamania zasad. Nie było dnia, żeby nie naruszył choćby jednego punktu szkolnego regulaminu. Nie wspominając już o drobniejszych przewinieniach w skali całego miasteczka. Powiedzmy, że lokalni policjanci dobrze znali Corteza. — Ani razu go nie wykradłaś, żeby przejechać się w nocy? 

— Wiesz... — Leannie zastanowiła się. Jakby tu przekazać koledze, że jej rodzina to cholerne wampiry, które mają słuch lepszy niż trzy gepardy razem wzięte i każda próba przejażdżki motorem skończyłaby się co najwyżej złapaniem go za kierownicę? — W moim domu zawsze ktoś jest i... można powiedzieć, że mama pilnuje swojego skarbu, jak oka w głowie...

— Nie może być! — zawołał wyraźnie zawiedziony Toby. 

— Toby ma rację — wtrąciła Hailee, patrząc znacząco na Leannie. — Musisz nam obiecać, że przy najbliższej okazji przejedziemy się motorem...

Evangeline zagryzła wargę. Odmowa nie wchodziła w grę. Ledwo co znalazła normalnych przyjaciół, a nie jąkającą się koleżankę, która w obecności Elio nie potrafiła wydukać słowa. Poza tym, na pewno istniał jakiś sposób, by pozbyć się wszystkich z domu choćby na godzinę i zaprosić na ten czas znajomych. 

Elio na pewno pomoże. 

— Coś wymyślę — obiecała Evangeline, uśmiechając się szeroko. — Musicie się tylko uzbroić w cierpliwość.

— Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną — zauważyła Roxanne, kręcąc nosem. 

Hailee wywróciła oczami i posłała Leannie uspokajający uśmiech. Już nie mogła się doczekać nowego doświadczenia. 

Zostały trzy minuty. Elio stał przy oknie i wyczekiwał, aż nadjedzie autobus. Oczywiście zdążył w tym czasie napisać błagającego SMS-a do Jaspera, by na niego poczekali i zagadali Phoebe. Obiecał naturalnie, że wszystko później wytłumaczy. Tutaj miał na myśli, że Leannie wszystko wytłumaczy, ale to tylko taki drobiazg. 

— Elliam, dobrze, że cię widzę!

Chłopak wyprostował się gwałtownie, gdy usłyszał głos swojej wychowawczyni. A jeśli swojej, to także Leannie. Tylko tego mu do pełni kłopotów brakowało. Czy z doniczki zaraz wyskoczą rodzice? Nie zdziwiłby się.

— Chodzi o twoją siostrę... nie było jej na czterech ostatnich lekcjach... — powiedziała nauczycielka, stając przed chłopakiem. Wpatrywała się w Elio wyczekująco. Spojrzenie ciemnych oczu pięćdziesięciolatki zaczęło mu wyjątkowo doskwierać. Co miał jej powiedzieć? — Słyszysz, co do ciebie mówię?

— Tak, proszę panią... Evangeline źle się poczuła i pojechała autobusem do domu... nic wielkiego, czuje się już lepiej... — Chłopak uśmiechnął się pięknie w nadziei, że jakoś mu to pomoże. 

Błagam, urok wampirów, działaj!

Nauczycielka zmarszczyła nos, lecz po chwili uśmiechnęła się delikatnie. 

— Dobrze, przekaż proszę rodzicom, aby zadzwonili do mnie potwierdzić tę informację i wszystko będzie w porządku. 

Elio wciągnął gwałtownie powietrze, a jego oczy zwiększyły się nieznacznie. 

Świetnie.

— Jakiś problem?

— Skądże. — Brunet pokręcił głową. Kątem oka dostrzegł, że autobus z miasta już przyjechał. Wyszła z niego dość spora grupka osób. Musiała być tam Leannie. — Muszę lecieć. Do widzenia! 

Chłopak odwrócił się na pięcie, wpadając po drodze na ławkę. Zdusił w sobie przekleństwo i nie oglądając się za siebie, wybiegł z budynku. 

— Naprawdę cię zabiję, Linka — mruknął sam do siebie, gdy biegł w stronę auta. 

Całe szczęście samochód był po drugiej stronie parkingu, więc szanse, że Phoebe dostrzegła Evangeline były zerowe. Zwłaszcza, jeśli Emmett posłusznie zagadywał dziewczynę. Kto by pomyślał, że Elio kiedyś będzie wdzięczny czarnowłosemu?

Willow nie ukrywała zdziwienia, gdy w kuchni zamiast Elliama i Leannie zjawili się Elio i ktoś, kogo Cullen widziała pierwszy raz w życiu.

— Gdzie...

— To jest... — przerwał Elio, kładąc dłoń na ramieniu Phoebe. — Phoebe, przyjaciółka Leannie... która przyszła do Leannie... i.. — Chłopak uśmiechnął się nerwowo. — I idzie teraz do pokoju Leannie... Phoebe, to moja mama.

Zanim Willow zdążyła choćby się przywitać, Elliam wypchnął Richardson z pomieszczenia i poprowadził do pokoju Evangeline. Modlił się po drodze, aby Leannie była już w środku. Zatrzymał Phoebe tuż przed wejściem i wziął nieco głębszy oddech.

Zanim jednak zdołał rozpoznać nieco dziwny zapach, czarnowłosa nacisnęła klamkę i wpadła do pokoju. Elio bezradnie wyrzucił ręce w górę i mimo, że miał ochotę udusić Richardson, wszedł za nią do pomieszczenia.

Evangeline siedziała beztrosko na swoim łóżku i uśmiechała się szeroko do swoich gości. Była w pełni ubrana, nieco zarumieniona, naprawdę nie wyglądała na chorą.

Phoebe omiotła szybkim spojrzeniem pokój przyjaciółki. W oczy rzuciły jej się otwarte na oścież drzwi balkonowe.

— Ogłupiałaś?! — zawołała Richardson, natychmiast podchodząc, by zamknąć szczelnie drzwi.

— Już dawno — syknął Elio, podchodząc do siostry. — Leannie, capi od ciebie piwem i papierosami, czyś ty...

— No i już! — zawołała uśmiechnięta Phoebe, otrzepując ręce. Zajęła niewielki fotel, stojący przy półce z książkami i wpatrywała się w Evangeline świecącymi oczami. — Czujesz się lepiej?

Elio zacisnął wargi. Wciąż wyglądał, jakby zaraz miał popełnić podwójne zabójstwo. Nawet nie mógł w spokoju porozmawiać z siostrą i ustalić wspólnej wersji wydarzeń, bo Richardson usiłowała zachowywać się, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało.

— Lepiej. — Leannie kiwnęła głową. Czuła się dobrze i nie rozumiała, dlaczego Elio był taki zestresowany. Przecież wszystko skończyło się dobrze. Dodatkowo Phoebe przyniosła jej lekcje. Sekrecik zostanie sekrecikiem. — Pokaż mi z-zeszyty!

Jedno zająknięcie, a Elio zrozumiał, dlaczego Leannie zachowywała się nad wyraz spokojnie. Z nerwów powinna chodzić po ścianach, tymczasem zachowywała się, jakby nic się nie stało. Wytłumaczenie było przeraźliwie proste. Do tego ten smród? Leannie była pijana. Może nie jakoś bardzo, ale jednak. W końcu po raz pierwszy w życiu spożywała alkohol. Nie wspominając o  tym, że doprawiła go tytoniem.

Elio naprawdę zaczął wątpić, że Evangeline jest jego bliźniaczką. Jak mogła zachować się tak skrajnie nieodpowiedzialnie?!

— Eliooo — zawołała Leannie, zerkając na brata znad zeszytu Phoebe. — Wyjmij kij z dupy!

Evangeline roześmiała się sama z siebie, a Phoebe jej zawtórowała.

Elliam wywrócił oczami. Musiał jakoś ukryć stan Leannie przed matką.

— Zostańcie tu, przyniosę wam obiad — westchnął, wychodząc z pokoju. Domyślał się, że piętro niżej mama czeka na wyjaśnienia. Wolał jednak przedstawić jej jakąkolwiek, możliwie prawdopodobną wersję, zamiast pozwolić Willow na rozmowę z Leannie. I to w aktualnym stanie blondynki. — Mamo, tylko nie krzycz... — poprosił, wchodząc do kuchni.

Willow odwróciła się do syna, wyraźnie zdziwiona.

— Czemu miałabym krzyczeć? — zapytała, uśmiechając się niepewnie.

— B-bo... — Elio wskazał dłonią schody. — Phoebe.

— Cieszę się, że macie przyjaciół. Tylko następnym razem uprzedźcie mnie proszę... — powiedziała, podchodząc do syna. — Wiesz, że w naszym domu rzadko bywają ludzie.

— J-ja...

— Zaniesiesz dziewczynom obiad? Czy zejdą na dół?

— Zaniosę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top