♛ 37
Willie przyciszyła telewizor, gdy usłyszała kroki. Spojrzała na Carlisle'a, jednak mężczyzna był zahipnotyzowany książką. Jak zwykle. Wstała, kręcąc głową z dezaprobatą.
— Mogliby nas napaść, a ty skumałbyś dopiero, gdyby odrąbali mi głowę — sarknęła, jednak blondyn zmarszczył jedynie brwi.
Naprawdę nie słuchał Willie.
— Mhm... — mruknął cicho, przekładając kolejną kartkę.
Willow podążyła do korytarza, w którym przed chwilą coś szumiało. Nie potrzebowała światła, by rozpoznać postać, która przetrząsała wieszak w poszukiwaniu swojej kurtki.
— Elio, czy rozum ci wyparował? — zapytała, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Brunet odwrócił się w stronę matki z uroczym uśmiechem. Jego ciemne loczki były rozbrajające.
— Nie.
— Co ty robisz? Czemu nie śpisz?
— Jake napisał mi SMS-a...
— Dla ciebie wujek Jake, smarku — odpowiedziała Willie, podchodząc bliżej. Miała złe przeczucie, co do SMS-owania z Jacobem o drugiej w nocy. To nie mogło przynieść nic dobrego.
— No więc wujek Jake napisał, że wybiera się na nocną przebieżkę ze sforą i pytał, czy mam ochotę dołączyć... — zaczął wyjaśniać chłopak, ubierając kurtkę.
— A ty odpowiedziałeś, że gdy tylko zapytasz rodziców, czy ci pozwolą — dopowiedziała Willow, której coraz mniej podobała się cała sytuacja.
— Oczywiście. — Elio uśmiechnął się szeroko, podchodząc do Willie. Ucałował ją w policzek. — Mogę iść, mamo?
— Nie.
Elliam spodziewał się nieco innej odpowiedzi.
— Ale jak to?
— Tak to. — Brunetka wzruszyła ramionami. — Wracaj do łóżka.
Wampirzyca odwróciła się i zanim Elio zdążył ją zatrzymać, była z powrotem w pokoju. Chłopak mruknął coś niewyraźnie. W pierwszej chwili chciał dać za wygraną, ale pech chciał, że upartość odziedziczył po matce. Stanął w drzwiach z zaciętą miną.
— Mamo, przecież nic mi nie będzie... idę tylko się przejść ze sforą...
— Nie będziesz mi się wałęsał po Forks z paczką psów. Zapomnij — odpowiedziała spokojnie kobieta, przełączając kanały w telewizorze. Nie leciało nic ciekawego tej nocy.
— Tato powiedz coś! — zawołał Elliam, opierając ręce na biodrach.
— Możesz iść — powiedział Carlisle, przewracając kolejną kartę w swojej książce.
Willie spojrzała zszokowana na blondyna, który wciąż spokojnie czytał. Elio natomiast zamierzał skorzystać z okazji i jak najszybciej ulotnił się z domu.
— Jak możesz? — syknęła Willie.
Carlisle znów nie zareagował, więc chwyciła poduszkę i uderzyła go w głowę. Tym razem nie miał wyboru i musiał spojrzeć na żonę, bo efektem jej działań, była pognieciona kartka książki i rozczochrane włosy blondyna.
— Podważasz mój autorytet.
— Co w tym złego, że chce spędzić trochę czasu z twoim bratem? — zapytał Carlisle, usiłując rozprostować kartkę.
— To, że druga w nocy to pora na spanie, a nie łażenie po Forks, w którym nie powinno nas być. I na pewno n... — Willie nie dokończyła, bo Cullen odłożył egzemplarz na stolik i ucałował dziewczynę, skutecznie ją uciszając.
Z początku próbowała coś jeszcze powiedział, ale usta Carlisle'a jej to uniemożliwiały. Zwątpiła i oddała pocałunek.
— Nic mu się nie stanie, Willie — powiedział blondyn, gładząc policzek brunetki. — Jest z nimi bezpieczny.
— Ale...
— Żadnego ale.
♛
Willie miała przed sobą ostatni dzień w Forks. Zamierzała nacieszyć się ojcem, bratem. Powspominać stare czasy, które napawały ją swego rodzaju smutkiem, ale i powodowały, że na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Musiała jednak odczekać jeszcze kilka godzin. Była czwarta nad ranem. O tej porze Billy spał. Jacob oczywiście też powinien, ale to ten typ człowieka, który nigdy nie robi tego, co powinien.
— Idziemy się przejść? — zaproponowała nagle Willie, zerkając na Carlisle'a.
Blondyn uśmiechnął się nieznacznie, przeczesując dłonią włosy wampirzycy.
— Słońce, doskonale wiem, że chcesz się przejść, bo zamierzasz wytropić Elio. Moja odpowiedź brzmi nie.
— No wiesz — prychnęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Wstała z kolan wampira i usiadła, opierając się o kanapę. Carlisle właśnie usiłował zrobić z niej nadopiekuńczą mamusię, albo przewrażliwioną siostrę. Nic z tego. — Chciałam cię rozruszać, bo boję się, że przyrośniesz mi do kanapy, ale jak wolisz...
— Chyba próbujesz mnie obrazić...
— Sprowokować, ale i tak jestem pod wrażeniem twojej inteligencji — roześmiała się Willow, widząc uniesioną brew blondyna.
— Mam lepszy pomysł.
— Jaki?
— Nauczę cię portugalskiego.
— O nie... — jęknęła Willow, ukrywając twarz w dłoniach. Ostatnie na co miała ochotę, to uczenie się. Faktycznie chciałaby porozumiewać się w innych językach, ale nie miała zamiaru marnować na naukę czasu w Forks.— To w drodze powrotnej. Elio i Leannie też się czegoś nauczą.
— Tak sądzisz?
— Wiem to — odparła brunetka, przyciągając Carlisle'a do siebie. Zrobiła to z taką siłą, że oboje opadli na kanapę z głośnym śmiechem. Trochę zbyt głośnym.
— Mogę cię pocałować? — zapytał Cullen, kciukiem muskając zimne wargi Willie.
— Od kiedy pytasz się o zgodę?
— Raz na dwadzieścia lat mogę zapytać cię o zdanie... — mruknął cicho, po czym złożył leniwe pocałunki na ustach Willow.
Trwali tak przez dłuższą chwilę, ciesząc się sobą wzajemnie. Nie dane im było jednak zbyt długo rozkoszować się swoją obecnością i ciszą, bo dwie minuty później gdzieś w oddali rozbrzmiał tupot stóp.
Kilka sekund później rozległo się trzaśnięcie drzwi, a w progu pokoju zjawił się Jacob. Zapalił światło i wywrócił oczami, widząc rozgrywającą się przed nim scenę.
— A ci jak zwykle — prychnął, wchodząc do środka pomieszczenia. — Ciągle się migdalicie... że wam jeszcze języki nie odpadły...
Carlisle wyprostował się i pomógł usiąść Willow. Oboje wbili złote spojrzenia w Blacka. Chyba mieli prawo do odrobiny prywatności i to w swoim domu?
— Ciebie też dobrze widzieć, Jacob — westchnął Carlisle, na co Jake wyraźnie się skrzywił. Widział, że powitanie było nieszczere. Z resztą po tym, co zastał domyślał się, że ta dwójka miała nieco inne plany.
— Nie kłam, Carlisle — poprosiła Willie, która nie miała w zwyczaju udawać czegokolwiek przed bratem. Uśmiechnęła się jeszcze do Jacoba, opierając głowę na ramieniu doktora. — Czemu zawdzięczamy twoją wizytę?
— Elio był z nami na patrolu — wyjaśnił Jacob, uważnie patrząc na reakcję Cullenów. Oboje wciąż czekali na dalsze słowa zmiennokształtnego. — Czyli o tym wiecie... dobrze...
— Sądziłeś, że nasz syn nas okłamie? — obruszyła się Willow.
Jake pokręcił nosem. Brał pod uwagę, że Elio zamiast prosić rodziców o zgodę na wyjście w środku nocy po prostu wymknie się oknem.
— Ja bym tak zrobił — przyznał cicho.
Willow zamierzała zapewnić brata, że doskonale wiedziała, że nie miałby skrupułów, by okłamać Billy'ego, ale powstrzymała się, gdy do pokoju wkroczył Elio.
Chłopak minę miał dość nietęgą, dłonie zaplecione przed sobą. Stawiał niepewne kroki, błądząc niewyraźnym spojrzeniem po twarzach obecnych.
— Nie powiedziałeś im... — szepnął chłopak, stając obok fotela, na którym siedział Jacob.
Black spojrzał na siostrzeńca i uśmiechnął się delikatnie.
— Spokojnie młody, zaraz będą zbierać szczęki z podłogi.
Elliam nie wydawał się przekonany. Skrzyżował ręce na piersi i czekał na dalszy rozwój akcji.
— O czym wy mówicie? — zapytała Willie, wędrując podejrzliwym spojrzeniem od syna, do brata. Jej dziwne przeczucie sprawdziło się. Elio nie powinien był iść na patrol z watahą.
— Spacerowaliśmy sobie po lesie — zaczął opowiadać Jake, rozsiadając się wygodniej. Jego mina zdradzała, że był dużo pogodniejszy, niż Elliam. — Na początku towarzyszyłem Elio, reszta była już pod postaciami wilków i... w pewnym momencie zauważyłem, że wataha coś zwięszyła. Też się zmieniłem i pobiegłem za resztą, ale przedtem kazałem Elio poczekać... — Black spojrzał znacząco na bruneta.
Elio westchnął i przysiadł na oparciu fotela.
— Ale ja nie zostałem... Nie wiem, co mnie podkusiło... Po prostu... wataha przez cały ten czas krążyła daleko od nas, a kiedy wujek się zmienił... ja też coś poczułem... jakby... usłyszałem głosy... w... w głowie...
Carlisle i Willow uważnie wpatrywali się w syna. Nie do końca rozumieli, co usiłował im powiedzieć... Złamał zakaz Jacoba, świadomie naraził się na niebezpieczeństwo, czy zaczął słyszeć głosy, które mogą świadczyć o chorobie?
— Głosy w głowie? — powtórzyła Willie, gdy cisza stała się wybitnie niezręczna.
— Mamo nie miej mnie za szaleńca...
— Okazało się, że to głosy członków watahy — wtrącił Jacob.
Po raz kolejny w ciągu kilku minut zapadła głucha cisza, ciężka do zniesienia. Carlisle wędrował spojrzeniem od syna do Jacoba, usiłując rozeznać się w tym, co właśnie dotarło do jego uszu. Może źle zrozumiał?
— J-jak to? — zapytał w końcu, tym razem wbijając spojrzenie w Elio.
— Normalnie. — Chłopak wzruszył ramionami. — Wujek się przemienił i pobiegł za resztą, a ja za nim i doskonale słyszałem, o czym ze sobą rozmawiali.
— Jakimś dziwnym, niewyjaśnionym cudem, młody jest połączony telepatycznie z moją watahą — wyjaśnił Jacob.
— Ale jak to jest możliwe? — zapytała Willie, patrząc na brata.
Jake natomiast wywrócił oczami. Ile razy miał powtarzać, że nie wie, jak to jest możliwe.
— Której części zdania "dziwny, niewyjaśniony cud" nie rozumiesz? — prychnął. — Tylko wilki należące do tego samego stada mogą się ze sobą porozumiewać. My nie słyszymy watahy Sama, oni nie słyszą nas. To, że Elio słyszał nasze rozmowy, że nawet w nich uczestniczył... będąc w połowie wampirem, w połowie człowiekiem... jest dla mnie tak samo dziwne, jak dla was.
Willie w końcu wstała i podeszła do syna. Odgarnęła niesforny loczek z jego czoła i uśmiechnęła się delikatnie.
Był zagubiony. Widziała to w jego oczach, po nim całym. Podczas, gdy Jacob emocjonował się całym zajściem, Elio nie wiedział, co robić i jak się zachować. Cała jego postawa krzyczała, że potrzebuje porady, wsparcia.
Willow przytuliła syna do siebie. Chłopak westchnął ciężko, gdy oparł policzek na ramieniu kobiety.
— Jak się czujesz, Elio?
Chłopak nie był w stanie wydusić choćby słowa. Czuł się... dziwnie. Chyba dziwnie. Z jednej strony podobało mu się, że jego umysł był telepatycznie powiązany z członkami watahy. Mógł traktować to jako swego rodzaju talent. W końcu Alice, Nessie, Bella, Edward i Jasper posiadali specjalne zdolności.
— Może powinieneś pójść spać — zaproponowała, gdy brunet nie odpowiedział. — Dużo wrażeń, jak na jeden dzień. Rano nad tym pomyślimy, hmm?
Elliam cofnął się i spojrzał z niemrawym uśmiechem na Willie. Może i jego matka miała rację. Był zdziwiony całym zajściem, równocześnie zmęczony. Potrzebował snu.
Willow potarła ramię chłopaka, który wolnym krokiem skierował się ku górze. Zniknął za drzwiami, nie zaszczycając już nikogo spojrzeniem.
Gdy tylko Elio poszedł, Willie odwróciła się do męża z zaciętą miną.
— Nie mam pojęcia — powiedział szczerze Carlisle, zanim kobieta zdążyła choćby otworzyć buzię. Spodziewał się, że będzie miała mnóstwo pytań i najprawdopodobniej oświadczy, że skoro to on jest lekarzem i najstarszym wampirem, powinien cokolwiek wiedzieć na ten temat.
A on miał w głowie kompletną pustkę.
— Zero teorii? — zapytał Jake.
— Kompletnie — mruknął Carlisle, wstając. Powoli przechadzał się po pokoju, usiłując na szybko przeanalizować sytuację.
Jego dzieci w jednej czwartej mogły być wilkołakami. Może właśnie to spowodowało, że pewne zdolności typowe dla zmiennokształtnych ujawniły się w Elio. I to nie w przypadkowym czasie.
— Przypomnij mi, w jakim wieku się zmieniacie?
— Zdarzało się, że od trzynastego... do siedemnastego... nawet osiemnastego.
— Elio fizycznie znajduje się w tym przedziale... — powiedział Cullen, kierując złote oczy na Willow. — Jeśli przekazałaś mu gen, przemiana mogła dokonać się w nim tylko na jakimś etapie. W tym przypadku ujawniły się w nim jedynie zdolności telepatyczne...
— Czyli co? Elio na przykład dostał telepatię, a Leannie co? Za miesiąc okaże się, że wyrośnie jej ogon, a twarz pokryje sierść, bo w jednej czwartej jest zmiennokształtną? To brzmi jak najbardziej pokręcona krzyżówka na świecie — powiedział Jake. — Poza tym oni są w połowie wampirami. My przemieniamy się, bo na naszym terenie pojawiają się wampiry... Twoja teoria oznaczałaby, że dzieciaki są czymś, co łączy wrogów. Dwie sprzeczności. Mają w sobie dwie sprzeczne natury. Na dłuższą metę niemożliwa jest ich egzystencja...
— Albo — przerwał Carlisle, kręcąc głową. Podszedł bliżej wciąż zmartwionej Willie. Potarł uspokajająco jej dłoń. — Możliwe, że teoria plemienia była błędna. Nie znajduje innego wytłumaczenia dla dzisiejszych zdarzeń. Dar Elio objawił się dopiero teraz. Nie jest to więc taka umiejętność, jak choćby czytanie w myślach Edwarda, bo wampirze dary są z nami od narodzenia...
— Jak zamierzasz to zbadać? — zapytała cicho Willie.
— Zacznę od ksiąg. Musi być coś wspólnego dla wilków i wampirów. Coś, co spowodowało, że Elio jest w stanie porozumieć się z członkami watahy, gdy są pod swoimi wilczymi postaciami. Dowiemy się, dlaczego nasz syn ma taką zdolność. Obiecuję ci, Willie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top