♛ 26
Willow uśmiechnęła się, stając w progu pokoju. Dostrzegła Carlisle'a, który wciąż wpatrywał się w bliźniaki. Zajrzała do niego jeszcze godzinę i półtorej później. Wciąż wpatrywał się w maleństwa, nie zmieniając pozycji nawet odrobinę.
W końcu czuła się w pełni szczęśliwa. Już niczego jej nie brakowało. Miała wspaniałego męża i cudowne dzieci. Kochającą rodzinę. Drobnym problemem był tylko naburmuszony brat z zachowaniem pięciolatka i ojciec, który najprawdopodobniej nie wiedział, że został dziadkiem.
Willow usiadła przy komputerze i zaczęła przeglądać strony z artykułami dla dzieci. Łóżeczka, zabawki, ubranka, kocyki, misie, krzesełka, nocniki, chodziki, wózki. Było tak wiele, cudownych, uroczych produktów, że wręcz nie mogła się zdecydować.
— Rosie, pomóż... — jęknęła, widząc przechodzącą wampirzycę.
Blondynka uśmiechnęła się szeroko i weszła do pomieszczenia. Stanęła za Willow, lecz gdy zrozumiała, że brunetka robi zakupy życia, przysiadła obok.
— To jest nieziemskie! O i to! Dla Elio weź to, dla Leannie to... — pisnęła blondynka, wskazując okrągłe łóżeczka z baldachimami. Jedno z niebieskim, drugie z różowym. — Ooo i jeszcze wózki! Kup jeden dla bliźniaków i dwa osobne... uwierz Wills, wiem co mówie...
Willow śmiała się praktycznie cały czas, widząc entuzjazm Rose. Nawet nie miała zamiaru gasić jej zapału. Poza tym, aprobowała większość propozycji blondynki. Na szczęście miały dość podobny gust.
— Co robicie? — zapytała cicho Alice, pojawiając się w pokoju.
Rosalie natychmiast wstała i wyszła.
— Rose, czekaj... — powiedziała Willow, jednak blondynka nie zareagowała. Zniknęła na piętrze.
Brunetka westchnęła ciężko, spoglądając na Alice. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że pozostał jej taki ludzki odruch. Zaraz jednak, widząc grobową minę Al, poklepała miejsce obok siebie.
— Muszę wybrać jeszcze kilka rzeczy dla bliźniaków, pomożesz mi?
Alice kiwnęła głową, choć nie było widać, by cieszyła się tak bardzo, jak kiedyś. Choć wciąż miała fioła na punkcie zakupów i nowych ciuchów. Willow domyślała się, że Rosalie wciąż ma za złe siostrze sytuację z wizją i nie zamierza tak łatwo odpuścić.
Wills natomiast po usłyszeniu całej historii, nie była zła, czy wściekła na Alice. Rozumiała, że wampirzyca robiła to, co według niej było najlepsze.
— To jest piękne — powiedziała Alice, wskazując różową sukieneczkę.
— Dodane do koszyka.
♛
— Carlisle, polowałam dwa dni temu — przypomniała Willow, z miną męczennika wlokąc się za mężem. Była zdziwiona, gdy blondyn obwieścił jej, że musi znów zapolować. Nie czuła głodu, naprawdę. Wolała spędzić czas w domu, z bliźniakami, które oczywiście większość czasu spały, ale... mogła wpatrywać się w nie godzinami. Nie widziała sensu ciągłego łażenia za niedźwiedziami.
Cullen natomiast był nieugięty. Nie chodziło tu wcale o to, że nie ufał Willow. Po prostu nie chciał, aby czuła się nieswojo, gdy zapach krwi Elliama i Evangeline atakuje jej nozdrza. Doskonale pamiętał, jak często Emmett wybierał się na polowania, tuż po przemianie. Podobnie było z Edwardem.
Był zdania, że Willow powinna stopniowo robić coraz dłuższe przerwy między posiłkami tak, aby powoli osiągnąć taką odległość czasową, jak choćby Bella. Poza tym, musiał być pewien, że bliźniaki są stuprocentowo bezpieczne.
W duchu przyznał się, że trochę przeraził się pierwszym polowaniem Willow. Dziewczyna nie była w stanie nawet wysłuchać do końca jego wskazówek, gdy wyczuła duże zwierzę. Pozwoliła, by instynkt całkowicie przejął nad nią kontrolę. Carlisle nie wyznał dziewczynie prawdy, bo nie chciał jej dołować. Wiedział jednak, że przed nimi sporo pracy.
— Nie marudź, jako człowiek jadałaś o wiele częściej — zauważył, łapiąc dłoń brunetki.
Willow uniosła brew, patrząc na blondyna znacząco.
— Czy ty do czegoś pijesz? — zapytała oschle. — Może jeszcze mi powiedz, że jadałam za dużo.
Carlisle milczał, a Willie wyrwała dłoń i stanęła, opierając dłonie na biodrach. Zmarszczyła brwi.
— Nic z tych rzeczy, słońce... — wyjaśnił szybko, uśmiechając się uroczo. Zbyt uroczo. — Po prostu chcę, abyś uczyła się kontroli nad swoim pragnieniem. Teraz powinnaś polować jak najwięcej, by później stopniowo polować coraz rzadziej...
— Wymówki nigdy nie były twoją mocną stroną — powiedziała, wymijając wampira. Ruszyła wprost przed siebie, gotowa wypić kolejnego niedźwiedzia. Może Carlisle miał trochę, ale tylko ociupinkę racji i wcisnęłaby kilka litrów krwi... profilaktycznie, oczywiście.
Trzy godziny i dwa niedźwiedzie później Willow i Carlisle wrócili do domu. Weszli do środka i już od progu usłyszeli roześmianą Rosalie. Wills uśmiechnęła się delikatnie sądząc, że zabawia jednego z bliźniaków. Wzięła głęboki wdech i zamarła.
Carlisle również odetchnął głośno i natychmiast zrozumiał reakcję Willow.
W ich domu znajdował się człowiek. Nie hybryda, a człowiek z krwi i kości.
Willow nie panowała nad swoim instynktem, który zagłuszył wszystkie pozostałe zmysły.
Krew ludzka.
Czuła ją. Pachniała tak pięknie, tak cudownie... Przyciągała ją, jak magnes. Podświadomie przesunęła językiem po zębach.
Posmakuje tylko troszeczkę.
Tylko ociupinkę.
Ruszyła wprost po schodach, nie przejmując się Carlisle'em, który chyba coś do niej mówił. Nie panowała nad sobą na tyle, by go posłuchać. Chciała tylko krwi.
Troszeczkę.
Przecież nic się nie stanie, jeśli posmakuje.
Tylko kropelkę.
Carlisle zdołał złapać brunetkę za dłoń i przyciągnąć ją do siebie. Rozwścieczył tym tylko Willow, która usilnie chciała dotrzeć do źródła cudownego zapachu. Warknęła ostrzegawczo, usiłując wyrwać się z uścisku męża.
Krew.
Krew liczyła się w tamtej chwili.
— Emmett! — zdołał zawołać Carlisle.
Czarnowłosy momentalnie zjawił się na korytarzu i złapał ręce Willow, wykręcając je do tyłu. Dziewczyna usiłowała drapać, warczała i rozglądała się w szaleńczym amoku. Była silna, ale nie na tyle, by pokonać Carlisle'a i Emmetta razem.
Carlisle spoglądał przerażony w oczy Willow.
Gdy przestała wierzgać się na wszystkie strony, głos Carlisle'a zaczął do niej docierać.
Był tak znajomy i kojący. Głos ukochanej osoby, potrafił przebić się przez najgorsze rządze, najokropniejsze pragnienia.
Willow otworzyła szeroko czerwone oczy. Wpatrywała się w złote tęczówki Carlisle'a, który szeptał do niej uspokajające słowa. Gładził dłońmi policzki dziewczyny, usiłując przemówić jej do rozsądku.
Była silna, silniejsza niż pragnienie. Wierzył w to tak cholernie mocno.
— Willow spójrz na mnie... Willow, to nic, słyszysz? To tylko Rachel, twoja siostra... to normalne... nie chcesz jej skrzywdzić...
Brunetka cofnęła się o krok, wciąż przytrzymywana przez Emmetta.
— Willie, uspokój się. Przestań oddychać, przejmij kontrolę nad pragnieniem. To tylko krew... nie jesteś głodna... to Rachel... nie chcesz jej skrzywdzić, prawda?
Oczywiście, że nie.
Willow pokręciła delikatnie głową, wciąż wpatrując się w blondyna.
Kochała Rachel, nie mogła jej skrzywdzić.
Zgodnie z radą Carlisle'a przestała oddychać. Do jej nozdrzy nie dochodził żaden zapach.
Poczuła się o wiele lepiej.
— Emmett, puść — poprosił Carlisle, gdy dostrzegł smutek w oczach Willow.
Czarnowłosy puścił ręce Willie, jednak wciąż był gotowy, by ją unieruchomić.
Brunetka natomiast przeczesała dłonią włosy, chcąc w jakiś sposób się uspokoić. Kolejny ludzki nawyk, który jej pozostał.
— Co się ze mną dzieje? — zapytała, wtulając się w Carlisle'a.
Blondyn gładził uspokajająco plecy żony. Działo się właśnie to, czego się obawiał. Willow miała problem z opanowaniem głodu. Nawet, kiedy wróciła z polowania, a człowiek znajdował się w innym pomieszczeniu, na innym piętrze. Rachel nie miała żadnego zranienia, pachniała tak, jak zwykle...
Ucałował Willow w czoło.
— Nie martw się, popracujemy nad tym.
— Willie?
Do uszu Willow dotarł głos Rachel. Wampirzyca momentalnie się spięła. Zamknęła oczy i mocniej wtuliła się w Carlisle'a. Nie chciała nawet patrzeć na siostrę. Było jej wstyd, że jeszcze chwilę temu marzyła tylko o tym, by pozbawić ją życia. Czuła się okropnie.
— Zabierz ją stąd — powiedziała cicho.
Carlisle spojrzał na Emmetta, który natychmiast zrozumiał, o co chodziło. Powoli wszedł po schodach, gotowy wytłumaczyć Rachel całą sytuację.
— Willow, czy ty... — Lahote nie dokończyła, bo Willow utkwiła w niej czerwone tęczówki. Blondynka przełknęła ślinę, cofając się odruchowo.
Willie wyglądała pięknie, jednocześnie przerażająco.
— Przepraszam, Rachel... — zdążyła wyszeptać Willie, zanim Carlisle zaprowadził ją do innego pomieszczenia, by nie musiała już dłużej patrzeć na siostrę.
Czekało go dużo trudniejsze zadanie, niż przypuszczał.
♛
Willow z uśmiechem patrzyła, jak Carlisle nosi Evangeline. Minęły zaledwie trzy dni, a już zdążyła zauważyć, że Elliam był małym śpiochem, a Leannie rozrabiaką. Przed zaśnięciem musiała być noszona, inaczej minutę po odłożeniu do łóżeczka rozdzierała się w niebogłosy.
Elio natomiast, nawet po tym, jak obudził go płacz siostry, potrafił zasnąć pięć minut później, bez jakiegokolwiek kołysania.
Kilka godzin po zdarzeniu z Rachel, Willow zdołała się przemóc i wejść do pokoju, w którym leżały jej dzieci. Prawda była taka, że obawiała się, że może coś zrobić również im. Sama nie spodziewała się po sobie takiej reakcji na zapach Rachel. Nie wiedziała, że w aktualnym stanie był silniejsza i szybsza od Carlisle'a, a już na pewno nie podejrzewała, że pragnienie może przejąć nad nią całkowitą kontrolę.
Przecież w dzień swojego ponownego narodzenia trzymała bliźniaki. Były w połowie ludźmi, dlaczego więc nie odczuwała żadnego pragnienia w stosunku do ich krwi? Do Renesmee także?
Opadła na materac, oczy utkwiła w suficie. Nie sądziła, że życie wampira jest tak trudne.
— Chcesz ją ukołysać? — zapytał cicho Carlisle, na co brunetka pokręciła głową.
Gdzieś w głębi duszy obawiała się, że może powtórzyć się sytuacja z Rachel. Chyba wolała nie ryzykować.
Cullen kiwnął głową. Znów nastała głucha cisza, komfortowa dla wszystkich. Carlisle w końcu odłożył Evangeline do łóżeczka i przysiadł obok Willow.
Brunetka doskonale czuła na sobie jego wzrok, jednak nie chciała otwierać oczu. Było jej najzwyczajniej w świecie wstyd.
— Martwisz się.
— To nic — odparła, machając ręką.
— Mnie nie oszukasz — szepnął Carlisle, nawijając sobie na palec pasmo włosów Willie. Wampirzyca nie była w stanie ukryć uśmiechu. Z jednym musiała przyznać doktorowi rację. Po przemianie każdy jego dotyk odczuwała dziesięć razy bardziej. — Doskwiera ci sytuacja z Rachel.
Tym razem Willow otworzyła oczy i spojrzała wymownie na Carlisle'a.
— Czy ty masz jakiś osiedlowy monitoring z miernikiem uczuć? — zapytała, unosząc się na łokciach.
— Nie, mam Edwarda i Jaspera.
— No tak — prychnęła Willie. Że też na to nie wpadła.
— Ale w tym wypadku ich nie potrzebowałem... widzę, kiedy coś nie gra, Wills...
— Po prostu... — powiedziała cicho, siadając. Z jednej strony było jej wstyd i nie chciała na nowo rozpamiętywać sytuacji. Z drugiej jednak Carlisle był doświadczonym wampirem i jeśli ktoś mógł jej pomóc, to tylko on. — Niezaprzeczalnie kocham Leannie i Elio, ale... boje się, że... że pewnego dnia pragnienie wygra i... i skrzywdzę nasze dzieci...
— Willow, to nonsens...
— Carlisle, ale... Rachel jest moją siostrą, a chciałam ją... — Willow nie dokończyła. Stwierdzenie, że chciała zabić własną siostrę, nie przeszło jej przez gardło.
— Wills, Evangeline i Elliam to twoje dzieci. Nie odczuwasz pragnienia wobec nich, bo to krew z twojej krwi, rozumiesz? Dojrzewały w tobie. Nie skrzywdzisz ich.
— Skąd możesz być pewien? Rachel też...
— Bo nie ma na świecie piękniejszej miłości niż miłość matki do dziecka. Nawet instynkt nie jest w stanie z nią wygrać. Poza tym, jeśli masz się przez to poczuć lepiej, możemy polować nawet codziennie. Stopniowo to ty nauczysz się władać głodem, nie on tobą...
Willow odwzajemniła ciepły uśmiech, który posłał jej Carlisle.
— Obiecujesz?
— Obiecuję.
♛
Hej Aniołkiiii!💞💞
Chciałam naszykować Wam maratonik, ale oczywiście znalazło się milion innych rzeczy do zrobienia... przepraszam, nici z pomysłu, ale obiecuję zrobić, jeśli tylko będę miała kilka rozdziałów do przodu.
Jeszcze taki drobiazg odnośnie imion - dwa rozdziały temu wśród propozycji pojawił się Elio. Nie wylosowałam go, jednak stwierdziłam, że ładnie pasuje jako skrót od Elliama, więc... podkradłam💝
Dobrej nocy 💞🧁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top