♛ 22
— Cześć, mała... — Jacob stanął w progu pokoju i uśmiechnął się widząc siostrę.
Willow była tak zaskoczona widokiem brata, że wypuściła kubek z dłoni. Napój truskawkowy z dodatkiem krwi rozprysł się na ziemi, a zapach natychmiastowo doszedł do nozdrzy wilkołaka. Zebrało mu się na odruch wymiotny, gdy zdał sobie sprawę, że w truskawki wmieszano ludzką krew.
Zacisnął jednak zęby i podszedł do siostry, omijając cały bałagan, który zrobiła.
Leżała pod kocem. Chociaż tyle dobrego, bo choć Jacob dobrze wiedział, w jakim stanie się znajdowała, wolał nie widzieć tego na własne oczy.
— Jake... dawno cię nie było... — powiedziała cicho brunetka. Usiłowała grać twardą, choć serce kołatało jej w piersi. Jej ciąża była już wyraźnie widoczna, a Jacob nie pojawiał się od ponad dwóch tygodni. Ostatnimi czasy jakoś nie miała czasu zamartwiać się bratem, nie spodziewała się też jego wizyty. Zwykle pisał chociaż SMS-a, że wpadnie.
Brunetka ukryła ręce pod kocem, by nie było widać, jak bardzo drżą.
— Możemy sobie darować całą otoczkę? — zapytał, wciąż siląc się na spokój.
Willow zbladła, głos ugrzązł jej w gardle.
— Nie udawaj, że nic się nie dzieje — poprosił. — Wiem, co on ci zrobił, Willow.
Willow spuściła wzrok. Tym razem miała pewność, że Jake wiedział o ciąży. Nie obchodziło jej, kto mu powiedział. Domyślała się, że Bella. Ewentualnie Nessie nie dotrzymała tajemnicy. Najdziwniejszy jednak był spokój, który zachował Black.
Siedział obok i wpatrywał się w dziewczynę ciemnymi oczami. Zupełnie nie rozumiała jego niecodziennego zachowania. Dlaczego na nią nie krzyczał?
— Uszczęśliwił mnie — powiedziała cicho, siląc się na uśmiech.
Jacob prychnął.
— Ta twoja pijawka nawet nie chciała mnie tu wpuścić...
— Nie mów tak o nim — sprzeciwiła się natychmiast.
— Jak mam o nim mówić, Willow? — syknął czarnowłosy, zaciskając ręce w pięści. Naprawdę starał się utrzymać emocje na wodzy, ale nie mógł. Nie, kiedy widział już Willie leżącą w trumnie. — Już łatwiej było mi przełknąć to, że zostaniesz wampirem, niż to...
— Jake, uspokój się! Nie mam zamiaru tłumaczyć ci się z moich wyborów...
— Wyborów?! Nie mów mi, że zrobiliście to celowo... — Chłopak pokręcił głową, wstając. Nie wierzył w głupotę własnej siostry.
— Oczywiście, że nie! Wyniki jasno wskazywały, że jestem bezpłodna, więc...
— Więc gziliście się w każdym możliwym czasie bez jakiegokolwiek zabezp...
— NA LITOŚĆ BOSKĄ ZAMKNIJ SIĘ, JACOB!
— JEŚLI UMRZESZ, ON BĘDZIE WINNY TWOJEJ ŚMIERCI, ROZUMIESZ?! ZABIJĘ GO! ZABIJĘ GO Z ZIMNĄ KRWIĄ! BĘDĘ PATRZYŁ, JAK PŁONIE!
— Z niczego nie będę ci się tłumaczyć, Jake... — Dziewczyna pokręciła głową. Zbyt szybko pochwaliła brata za jego spokój i opanowanie. Mogła się domyślić, że po trzech normalnych zdaniach Jacob wybuchnie. — To moje życie i moje wybory. Zajmij się sobą i daj mi święty spokój...
— Jak mam zająć się sobą, gdy ty umierasz, Willow?!
— Pamiętasz, co mi obiecałeś w dniu mojego ślubu?! — zapytała, zrzucając z siebie koc. Wstała, a Jacob od razu skierował wzrok na jej brzuch. Cofnął się o krok. — Obiecałeś, że będziesz mnie wspierał. Więc albo wywiążesz się z tej obietnicy, albo znikaj z mojego życia...
— Ty nie mówisz poważnie...
— A co, jesteś głuchy? — zapytał Jasper, który przed sekundą zjawił się w pokoju. Za nim wpadła Bella, pomysłodawczyni całego spotkania... a może raczej ta, która jako jedyna poddała się namowom przyjaciela.
Jake prosił ją, by w odpowiedniej chwili poszli do Willow i z nią porozmawiali. Bella rozeznała się więc w czasie i ustaliła moment, w którym Rosalie i Carlisle nie będą w domu. Była to jedyna szansa, by rodzeństwo mogło zamienić kilka słów na osobności, bo Carlisle był nieugięty i wciąż nie chciał wpuścić wilkołaka do domu.
Bella, widząc scenę przed sobą, coraz bardziej żałowała, że pomogła Jacobowi. Ruszyła więc do przodu wymijając Jaspera i stanęła przed Jake'iem.
— Jake, wystarczy... nie tak to miało wyglądać — syknęła, łapiąc chłopaka za ramię.
— Wystarczy?! Zobacz, co on jej zrobił! — wskazał wymownie siostrę.
Bella zacisnęła dłoń nieco mocniej.
— Jasper, zabierz go, proszę...
Złotowłosy bez zająknięcia złapał wilkołaka za ramię.
Jacob posłał jeszcze siostrze pełne bólu spojrzenie. Nie spodziewał się, że tak go potraktuje. Chciał tylko, by zrozumiała, jak wielki błąd popełnia, ryzykując życiem. By wiedziała, jak wiele znaczy dla ojca i dla niego.
— Jeśli coś ci się stanie, on tego nie przeżyje... — powiedział cicho, wyrywając się z uścisku wampira. — Sam trafię do wyjścia...
Wilkołak wyszedł z pomieszczenia, nie trudząc się pożegnaniem. Po trzech sekundach zniknął w ciemnym lesie.
Bella stała jeszcze przez chwilę i wpatrywała się w miejsce, w którym przed chwilą stał jej przyjaciel. Chciała tylko, by porozmawiał spokojnie z Willow i wszystko sobie z nią wyjaśnił. Łudziła się, że chłopak wydoroślał i przestanie być nadopiekuńczy w stosunku do siostry. Oczywiście musiała się zawieść.
Wampirzyca oprzytomniała dopiero, gdy do jej nozdrzy dotarł znajomy zapach. Zapach świeżej krwi. Spojrzała na Jaspera, który zorientował się w tym samym momencie. Oboje podeszli do Willow, która nie zdążyła nawet usiąść na kanapie.
— Mamy problem... — jęknęła tylko, gdy poczuła, jak robi jej się słabo.
♛
Carlisle marzył tylko o jednym, spokojnym polowaniu. Był to jego pierwszy posiłek od dwóch miesięcy. Chciał pobyć chwilę sam na sam ze swoimi myślami, które zmieniały się jak w kalejdoskopie.
Chwilami czuł, że rozrywa go wściekłość, spowodowana bezradnością i możliwą śmiercią Willow. Wtedy miał ochotę rozerwać wszystko i wszystkich. W ciągu pięciu minut jego uczucia potrafiły zmienić się gwałtownie na wyjątkowo pozytywne. Spowodowane radością Willow, jej uśmiechem, samym jej widokiem. Była szczęśliwa i chyba to bolało go najbardziej. Że on nie potrafił cieszyć się razem z nią.
W ostatnim czasie dużo udawał. Sprawiał wrażenie, że wszystko jest w porządku, że nie dostaje zawału, gdy słyszy, jak serce Willie zwalnia. Każdy trzask gałęzi na podwórku kojarzył mu się z dźwiękiem łamanej kości. Owszem, uśmiechał się szczerze, gdy Willow przychodziła do niego, by pokazać mu śliczną, różową sukieneczkę. Ale w tym wszystkim nie mógł zapomnieć, że jego żona może nie być tą, która będzie ubierała w nią maleństwo.
Zbliżał się do domu wolnym krokiem. Odetchnął po długim czasie, jednak gdy powietrze znalazło się w jego nozdrzach, zamarł. Wszędzie rozpozna smród Jacoba. Problem w tym, że sekundę później odtarło do niego coś jeszcze.
Krew.
Znalazł się w domu w pół sekundy. Podążył za znajomym zapachem. W pokoju znajdowała się nie tylko leżąca na łóżku Willow, ale starający się ją uspokoić Jasper i panikująca, trzymająca w dłoniach telefon, Bella.
— Całe szczęście, że już jesteś... — powiedziała Cullen, odrzucając urządzenie na stolik.
— Co się stało?! — zaniepokoił się Carlisle, stając nad Willow.
Oczywiście nie potrzebował odpowiedzi Belli. Chciał tylko, by ktoś coś do niego mówił, aby nie stracił nad sobą kontroli. Rozszarpie tego, kto przyczynił się do takiego stanu Willie.
Dziewczyna leżała na łóżku, blada jak ściana. Ledwo kontaktowała, powieki miała na pół przymknięte. Jej spodnie były całe oblepione krwią.
— Chyb-chyba krwawi...
— Przecież widzę! — warknął. — Jasper przynieś mi kroplówkę... jest podpisana Willow... do tego... takie niebieskie pudełko w szafce z lekami, trzecia półka... Bella, pomóż mi...
Wampirzyca podeszła i zgodnie z prośbą Carlisle'a pomogła zdjąć brudne rzeczy dziewczyny. Gdy Jasper przyniósł wszystkie rzeczy, o które prosił go doktor, oboje wyszli z pokoju zapewnieni, że blondyn nad wszystkim panuje.
Starali się mu wierzyć.
Po krótkim czasie wróciła Rosalie. Zdołała wyciągnąć od Belli, że sprawcą całego zamieszania był Jacob. Wampirzyce zdążyły solidnie się pokłócić. Rose płonęła z wściekłości, a Izabela wiedziała, że miała do tego prawo. Czuła się winna całej sytuacji. Niepotrzebnie pozwoliła Blackowi na konfrontację z siostrą.
♛
Pół godziny później Carlisle wyszedł z pokoju. Bez słowa opłukał zakrwawione dłonie i nie reagując zupełnie na pytania Rose, ruszył do wyjścia.
Blondynka na samym początku chciała za nim iść, jednak po chwili zrezygnowała.
Cullen był wściekły. Nie musiał słyszeć całej historii Belli, by wiedzieć, że to Jacob był winien całej sytuacji. Ostrzegał go, by nie zbliżał się do Willow, ze względu na jej stan. Złamał zakaz, wykrzyczał siostrze w twarz to, co myślał. Skoro on miał do tego prawo, Carlisle też.
Nie kłopotał się wejściem do domku, wyczuł Jacoba w garażu. Szybkim krokiem skierował się do pomieszczenia. Dostrzegł chłopaka, siedzącego na jednej z drewnianych skrzynek. Black uniósł głowę, jednak zbyt późno, by obronić się przed blondynem, który jednym ruchem wyrzucił go na zewnątrz. Jake z grymasem bólu wylądował na ziemi.
— Ostrzegałem cię, Jacob!
Gdyby nie kamień, który boleśnie wbił się w udo czarnowłosego, Jake z pewnością głośno by się roześmiał.
— Ostrzegałeś... — warknął jedynie, podnosząc się z ziemi. — A ja ci ufałem, wiesz?!
Zrobił krok w stronę Carlisle'a. Wpatrywali się w siebie pełnymi nienawiści spojrzeniami. Żaden nie zamierzał ustąpić, jeden winił drugiego.
— Ufałem, że się nią zajmiesz!
— Myślisz, że tego chciałem?! Kocham ją!
— Ty nie wiesz, co to miłość!
— A ty wiesz? — Tym razem Cullen zdobył się na nutkę ironii. Był tak wściekły, pozbawiony pozytywnych emocji, że wszystko było mu jedno, co powie. — Przez cały czas usiłujesz kontrolować Willow! Nawet teraz, kiedy jest już ze mną! Nie kochałeś jej, gdy była w college'u! Potrzebowałeś jej tylko po to, by się wyżalić! Gdybyś ją kochał, wspierałbyś ją po śmierci mamy! Zawiadomiłbyś, gdzie jesteś! A ty pozwoliłeś jej umierać ze strachu o siebie! Nienawidziłeś jej, gdy wyznała ci, że mnie kocha! Każdy jej ruch, który się tobie nie podobał był obarczony jej poczuciem winy! Chciałeś, by żyła po twojemu! Grałeś na jej uczuciach! Tak nie postępuje osoba, która kocha!
Jacob nie drgnął, gdy Cullen umilkł. Wpatrywał się w niego ciemnymi oczami, jakby każde jego słowo dokładało mu ciężaru na plecy. Nie mógł się ruszyć.
— Willow zrobi to, co zechce. Niezależnie od tego, co myślisz ty, twój ojciec... a nawet ja... Nie chciałem, by urodziła to dziecko. Nie wyobrażam sobie życia bez niej... ale... jeśli wciąż będę ją przekonywał do mojego zdania... będę taki, jak ty... a do tego nie mogę dopuścić... bo mnie znienawidzi...
Jacob zacisnął pięści dokładnie w momencie, gdy samotna łza popłynęła po jego policzku. Willow kazała mu znikać ze swojego życia. Czy naprawdę tego chciała? Chciała, by zniknął? Nie odzywał się do niej? Przecież była jego kochaną siostrzyczką. Zależało mu na niej, na jej szczęściu... na jej życiu.
Carlisle odwrócił się na pięcie, gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Zupełnie zignorował Billy'ego, który pod wpływem krzyków opuścił domek. Black siedział na wózku, na środku podestu. Deszcz moczył jego ubrania, a on wpatrywał się pustym wzrokiem w Carlisle'a.
Łudził się, że źle usłyszał. Błagał przodków, by źle usłyszał!
Czy to możliwe? Willow... Willow była w ciąży?
— Powiedz mi, że ona przeżyje... — zdołał wyszeptać, gdy akurat blondyn go minął.
Cullen przystanął. Nie mógł spojrzeć w oczy Billy'emu. Wiedział, co w nich zobaczy. Nienawiść.
Wsunął ręce do kieszeni i zniknął z pola widzenia Blacka.
♛
Carlisle wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Przyjrzał się Willow, wciąż leżącej na łóżku. Była szczelnie opatulona kołdrą, w pokoju rozbrzmiewało spokojne bicie jej serca. Cullen uśmiechnął się na ten widok. Cicho wślizgnął się na miejsce obok dziewczyny. Wtulił się w jej plecy, obejmując ją ramieniem. Ciemne loki delikatnie połaskotały go w nos.
Nie żałował ani jednego słowa, które wypowiedział w stronę Jacoba choć wiedział, że najprawdopodobniej Willie będzie na niego wściekła. Nie lubiła, gdy usiłował załatwiać sprawy za jej plecami. Chociaż nie nazwałby tego typową sprawą. Jacob musiał w końcu zrozumieć, że nie ma prawa mieszać się w nie swoje sprawy. Willow była dorosła, miała swoje życie.
Poza tym, była teraz w nieco innym stanie i jedynym celem, który przyświecał wampirowi, gdy zakazywał Jake'owi wizyt, było bezpieczeństwo Willie.
Jacob powinien był uszanować wolę Carlisle'a. Nie posłuchał i przez niego dziewczyna doznała krwotoku. Niegroźnego, jednak wciąż bolesnego i spowodowanego nadmiernym stresem.
Rozmowa z Jacobem dała doktorowi jeszcze coś do zrozumienia.
Gdy wykrzyczał chłopakowi te wszystkie słowa, które od długiego czasu leżały mu na sercu zrozumiał, że sam usiłował robić to, co Black. Chciał wymusić na Willie pewną decyzję. Tłumaczył sobie, że była podyktowana jej dobrem, ale czy na pewno? Czy chodziło tu może o egoizm? Carlisle nie wyobrażał sobie życia bez Willow. Usiłował namówić ją na usunięcie płodu, bo nie zniósłby jej śmierci. W tym wszystkim na dalszy plan schodziły pragnienia dziewczyny.
Cullen był hipokrytą i podświadomie robił to, co Jacob, unieszczęśliwiając tym Wills.
— Kocham cię najbardziej na świecie... — szepnął tuż przy uchu dziewczyny. Zamknął oczy, gdy czuł bijące od niej ciepło. — I chcę cię przeprosić... w tym wszystkim byłem tak zapatrzony na własne uczucia, że nie zapytałem o twoje... jestem przerażony wizją utraty ciebie i nie zdawałem sobie sprawy, że ty możesz czuć się podobnie względem... naszego dziecka... Byłem egoistą, Wills. Przepraszam cię za to. Powinienem zwracać większą uwagę na twoje uczucia i pragnienia, nie własne. Twoje życie jest zagrożone, nie moje... i... i choć nie wierzę, że to mówię... masz pełne prawo decydować... i od teraz obiecuję ci... cokolwiek postanowisz, będę cię wspierać... nie zostawię cię... przysięgam.... jesteś moim wszystkim, Willow... moim początkiem i końcem... moim słońcem, najjaśniejszą gwiazdą... zrobię wszystko, by cię ocalić... nie pozwolę ci mnie zostawić... będziemy szczęśliwi we trójkę, obiecuję ci to... — Ucałował brunetkę we włosy.
Usłyszał, jak głośniej wydycha powietrze.
Po chwili pociągnęła nosem.
— Wiedziałeś, że nie śpię...
— Oczywiście — odparł, nie otwierając oczu. — Twoje serce bije inaczej, gdy śpisz...
— Cieszę się, że mi to powiedziałeś, wiesz? — zapytała, ściskając dłoń blondyna.
— Potrzebowałem takiej chwili szczerości...
— Ja też — szepnęła Willow. — Doceniam twoje słowa i cieszę się, że zmieniłeś nastawienie, ale... Carlisle ja też muszę ci coś powiedzieć... wiem, że zrobisz wszystko, by mnie ocalić. Nie wątpię w to, ufam ci... ale... gdybym... gdyby coś mi się stało chcę, żebyś pamiętał, że... kochałam to dziecko tak bardzo, jak kocham ciebie... tak mocno, jak ty kochasz mnie...
♛
No czeeeeść. To ja i rozdział. A raczej rozdział, a w gratisie ja.
Nie miałam prądu od wczoraj od 14 do dziś do 13, czaicie?? I jak tu człowiek ma mieć nauczanie zdalne. Wszędzie problemy...
Ale koniec użalania się 🐾🐾
W poprzednim rozdziale zachęcałam, abyście proponowali imiona. Dostałam kilka propozycji, ale zauważam, że to same dziewczęce. Moi drodzy, nic nie jest przesądzone, żeby było jasne 🤣🤣🤣
Macie pomysły dla chłopca?
Ale dziękuję Wam za wszystkie sugestie 💖💖 jeszcze nic nie mogę Wam zdradzić, ale już niedługo dowiecie się co i jak
🌸✨❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top