♛ 21

Jacob chodził nerwowo po pokoju i ostatkami sił powstrzymywał się, by czegoś nie rozwalić. Półtorej tygodnia. Cholerne półtorej tygodnia potrzebował, by znów stawić się w domu Belli i choć usiłować porozmawiać z nią na temat Willow. Właściwie tego, co zrobił jej Carlisle.

Krew gotowała się w Blacku, gdy tylko myślał o tym, w jakim stanie może aktualnie znajdować się jego siostra. Czy już wygląda jak śmierć, czy może jeszcze przypomina wrak człowieka?

- Jacob, uspokój się - poprosiła Bella, która od dłuższej chwili siedziała i czekała, aż chłopak zajmie miejsce obok.

- Jestem pieprzoną oazą cholernego spokoju - syknął, po czym znów zacisnął zęby, a Bella usłyszała niemiły dla ucha zgrzyt.

- Jake... zanim coś powiesz, wysłuchaj mnie...

- Nie mów mi, że będziesz go bronić! - warknął Black, posyłając przyjaciółce wrogie spojrzenie. Choć z drugiej strony, czego mógł się spodziewać.

Bella za pewne popierała stanowisko Willow. Sama chciała donosić ciążę i dziwnym trafem to samo ubzdurała sobie jego siostra. O ile w przypadku Izabeli Jake był z tego powodu szczęśliwy, nie czuł nic podobnego w stosunku do Willow.

- Rozumiem Willow i jej decyzję... i gwarantuję ci, że Carlisle nienawidzi siebie jeszcze bardziej niż ty jego...

- Co mi po jego złości? - warknął Jacob, wbijając ostre spojrzenie w wampirzycę. - On... on... - Black miał problem z doborem słów. Sam nie wiedział, jak ma go nazwać. Jak obrazić. Jak w ogóle opisać całą tę chorą sytuację.

- Nie zrobił tego celowo... kocha twoją siostrę i nie chciał jej skrzywdzić. Carlisle jest bardzo wrażliwy i...

- Co mi po jego wrażliwości?! Prawda jest taka, że zrobił dziecko mojej siostrze! UPRAWIAŁ SEKS Z WILLOW, CHOĆ DOBRZE WIEDZIAŁ, JAK TO MOŻE SIĘ SKOŃCZYĆ! WIEDZIAŁ! I MIMO TO NIE MÓGŁ SIĘ POWSTRZYMAĆ! GDYBY NAPRAWDĘ JĄ KOCHAŁ POCZEKAŁ BY DO MOMENTU AŻ...

- Aż stanie się wampirem? - zapytała cicho Bella. Naprawdę starała się zrozumieć przyjaciela i współodczuwała jego ból. Ona także bardzo lubiła Willow. W końcu były dla siebie jakby rodziną.

Nie chciała, by cokolwiek stało się żonie Carlisle'a, jednak w pełni popierała jej decyzję. Nie podobało się jej, że niektórzy członkowie rodziny byli do wszystkiego negatywnie nastawieni. Skoro udało się raz, dlaczego nie miało drugi? Tym bardziej, że Carlisle już wiedział, jak radzić sobie z rosnącą w Willow hybrydą.

- Jacob, gdy byłam w ciąży z Nessie chciałeś, abym ją usunęła. Po jej narodzinach okazało się, że nie możesz bez niej żyć... Powiedz mi, czy naprawdę chcesz, aby twoja siostra zabiła swoje dziecko? W czym to maleństwo jest gorsze od Renesmee? Dlaczego usiłujesz mu zabrać prawo do życia...

Jacob otarł pierwszą łzę. Bella miała sporo racji. Nie wyobrażał sobie życia bez Nessie. Była sensem jego egzystencji. Tylko ona trzymała go przy życiu.

Jednak co do Willow... Była jego kochaną siostrą. Stracił już matkę i nie mógł pozwolić, by cokolwiek stało się Willie. Nie przez głupiego wampira, który nie mógł powstrzymać swojego popędu.

- Ufałem mu - powiedział cicho Jake, błądząc spojrzeniem po pomieszczeniu. Serce ściskało mu się na samo wspomnienie wesela Willie. Porzucił wszelkie swoje przekonania i zdecydował, że pozwoli siostrze stać się zimną istotą. Powierzył Cullenowi opiekę nad Wills, a on tak po prostu wszystko spieprzył. - Naprawdę ufałem, że zajmie się Willie... Tymczasem on...

- Jake, Carlisle obiecał, że zrobi wszystko, by twoja siostra była szczęśliwa. Tak się składa, że od ostatnich dwóch lat marzyła tylko o tym, by adoptować dziecko. Carlisle się nie zgadzał.. zrozum, że nie ma na świecie rzeczy, której Willow pragnie bardziej, niż macierzyństwa...

- Nie obchodzi mnie to - odparł cicho Jake. Wciąż był zawiedziony doktorem i zupełnie rozczarowany jego postawą. - Nie chciał mnie nawet do niej dopuścić...

- Robi wszystko, żeby dobrze przeszła ciążę, Jake. Bał się, że jeśli wejdziesz do niej w takim stanie, to się zdenerwuje.

- Jestem jej bratem. Mam prawo...

Bella pokręciła głową powodując, że chłopak nie dokończył zdania. Poklepała miejsce obok siebie, a Jake po chwili zastanowienia usiadł obok.

- Willow i Carlisle niedługo zostaną rodzicami. Uwierz mi, że dla nich ta cała sytuacja też jest trudna. W tym wszystkim niepotrzebne im są twoje rozterki i akty wściekłości. Carlisle wciąż ma wyrzuty sumienia, bo zdaje sobie sprawę z tego, co może się stać z Willow. Ona ma wyrzuty sumienia, bo on ma wyrzuty sumienia. Tkwią w błędnym kole, a twoje emocje mogą tylko pogorszyć sytuację.

Jake milczał. Nie chciał przyznać racji Belli. Jedyne czego chciał, to wykrzyczeć Cullenowi, jak bardzo się na nim zawiódł. Uznawał go za najnormalniejszego z całej zgrai. Był mu wdzięczny za uratowanie życia, w końcu przekonał się do niego jako swojego szwagra. Przecież był odpowiedzialny i mógł wpłynąć na zachowanie Willie. Łudził się, że przy nim dziewczyna dojrzeje. Tymczasem oboje wpadli na wspaniały pomysł skonsumowania swojego małżeństwa podczas, gdy dobrze wiedzieli, czym skończyła się ostatnia taka decyzja.

I ta cała bezpłodność Willow? Okłamała go, tak? Chciała tylko, by był spokojny i nie zatruwał życia jej i Carlisle'a?

- Naprawdę byli pewni bezpłodności Willow... - powiedziała cicho Bella, jakby odczytując myśli przyjaciela. Było jej żal Jake'a, ale w tym wszystkim nie chciała zapominać o Willie i Carlisle'u. - To niczyja wina.

Jacob uśmiechnął się. Grymas był pełen ironii i jadu. Gdyby mógł, ukręciłby Cullenowi ten blond łeb i patrzył, jak płonie na stosie.

- To jego wina. Miał chronić Willow. Nienawidzę go za to, co jej zrobił...

- Jake, nie możesz...

- Straciliśmy już mamę. Jeśli stracimy i Willow, zabiję go. I tym razem dotrzymam słowa.

- Odłóż te świstki i zajmij się mną - zażądała Willow, dziarskim krokiem wchodząc do gabinetu Carlisle'a. Zasunęła za sobą drzwi i zbliżyła się do biurka, przy którym siedział wampir. Zerknęła mu przez ramię, aby zobaczyć, nad czym tak myślał.

Pacjenci. No oczywiście.

- Ale Willie... - Carlisle zmarszczył brwi, gdy brunetka zgarnęła ze stołu wszystkie jego dokumenty i dość niedbale wrzuciła do aktówki.

Dziewczyna natomiast była totalnie niewzruszona dezaprobującym spojrzeniem męża. Skorzystała z tego, że odsunął się od biurka i wgramoliła się na sam środek mebla. Chwyciła notes i długopis, które przyniosła ze sobą.

Carlisle podparł brodę na dłoni. Wpatrywał się w szczerzącą się Willow, która siedziała zadowolona na biurku. Co tym razem wymyśliła?

- Wykrzesać z ciebie entuzjazm, to jak przebłyski mózgu u Emmetta. Tylko w święta i przy dobrych wiatrach.

Blondyn uniósł brew.

Willow pokręciła głową i zsunęła się z biurka. Usiadła na kolanach Cullena, który nie miał innego wyboru, jak tylko ją objąć. Przeczesała dłonią jego złote włosy.

- Uwielbiam to, że jesteś blondynem, ale ciekawe, jak wyglądałbyś jako szatyn, albo brunet...

- Źle - odparł spokojnie doktor. - Co to?

- Ach tak... - Willie otworzyła swój notes ułożyła sobie na kolanach. Według niej nadeszła dobra pora, by zastanowić się nad imionami. - Skoro już wiemy, że będziemy mieli córkę...

- Tego nie wiemy.

- Wiemy, że będzie równie śliczna jak tata i mądra, jak mama... chociaż nie... - zastanowiła się. - Ty jesteś mądrzejszy. Zostańmy przy... mądra i śliczna, jak tata... rozrywkowa, jak mama...

Carlisle uśmiechnął się, kręcąc głową. Willow uparcie twierdziła, że dziecko będzie dziewczynką. Kilka razy usiłował sprowadzić ją na ziemię, ale w końcu dał sobie spokój. Willow to Willow.

- Chciałabym, żeby miała twoje złote włosy i... oczy też... moje oczy są nudne... W sumie to urocze, jeśli córka jest podobna do taty...

Podczas, gdy Willow kontynuowała swój monolog, Carlisle tonął we własnych myślach. Willie była w ciąży już drugi miesiąc. Wciąż czuła się bardzo dobrze, cieszyła się ze swojego stanu. Rozweselała wszystkich dookoła. Naprawdę nie mogła doczekać się narodzin maleństwa.

Carlisle chciałby powiedzieć to samo. Może, gdyby nie groźba śmierci nad Willow, czułby podobne podekscytowanie? Nigdy nie sądził, że dane mu będzie zostać ojcem. Oczywiście kochał całą swoją zgraję, ale nie zmieniało to faktu, że byli oni dorosłymi wampirami. Faktycznie nie raz przychodzili do niego po poradę, a on martwił się o nich, jakby byli jego prawdziwymi dziećmi. Jednak te role były trochę umowne. Dopasowane do potrzeb świata, w którym żyli.

Świadomość, że za kilka miesięcy mały człowiek będzie do niego wołał tato?

Dziwne.

Skrajnie dziwne, ale tym samym... magiczne.

Będzie patrzył, jak to dziecko rośnie z dnia na dzień. Będzie mógł nauczyć je tylu rzeczy, pokazać świat, wyjaśnić, jak działa. Nauczy je chodzić i mówić. Jeździć na rowerze i jeździć samochodem. Do niego będzie przychodzić, gdy będzie bało się ciemności, gdy będzie potrzebowało przytulenia.

Takie to dziwne.

Spojrzał na Willow, która wciąż trajkotała radośnie. Nieważne już o czym, często wyłączał się, gdy tak paplała.

Złapał jej policzki w obie dłonie i przyciągnął w swoją stronę. Złożył na jej ustach lodowaty, ale wypełniony emocjami pocałunek.

Ta cudowna dziewczyna sprowadziła na niego niebywałe szczęście.

- Czy to wstęp do czegoś ciekawszego? - zapytała Willie, gdy wampir na chwilę się od niej oderwał.

- Najpierw powiedz mi, co wymyśliłaś - poprosił blondyn, wskazując podbródkiem notes.

- Imiona, kochanie. Pomyślmy nad imionami dla naszej kruszynki.

- Im-imiona? - powtórzył, marszcząc brwi.

- Tak.. mam listę dwudziestu najładniejszych...

Cullen milczał przez chwilę. Znów skierował wzrok na brzuszek Willie, a ciepło rozlało się po jego wnętrzu. Wyciągnął dłoń i pogładził go.

Przez ułamek sekundy wydawało mu się, że poczuł, jak coś we wnętrzu Willow się poruszyło.

- Widzisz? - zapytała brunetka, uśmiechając się. Ona wyraźnie poczuła ruch maleństwa. - Kocha cię.

Cullen spuścił wzrok, ale nie zabrał dłoni. Uśmiechnął się natomiast niewyraźnie.

- Czytaj te propozycje.

Szukanie imion to ostatnie, na co miał ochotę. Chciał jednak zająć czymś Willow i odwrócić jej uwagę od swoich wątpliwości, które wciąż miał.

- Maeve. Stella. Caroline. Hailee. Zuri. Michelle. Carter. Elizabeth. Cynthia. Shuri. Millicent. Tiffany. Genevieve. Tara. Leila. Roxanne. Fabienne. Illia. Lara. Margaret.

Carlisle milczał przez długą chwilę. I to wcale nie dlatego, że dopiero w połowie wypowiedzi brunetki zdał sobie sprawę, że naprawdę wymienia imiona.

Wsłuchał się jednak w kilka i żadne z nich, nie wzbudziło w nim zachwytu.

- Nie podobają ci się, widzę to - mruknęła cicho Willow.

- Nie o to chodzi, po prostu...

Cullen skrzyżowała ręce na piersi. Była ciekawa tłumaczenia męża.

- Za moich czasów...

- Brzmisz teraz jak mój dziadek...

- Chodzi o to, że kiedyś ludzie dobierali imiona dopiero, gdy dziecko się urodziło. Chcieli, aby imię pasowało do właściciela. Gdy widzieli maleństwo, starali się dostrzec w nim coś wyjątkowego, co pozwoliłoby dobrać imię...

Willow zastanowiła się. Pomysł brzmiał dość dziwnie. Dla niej oczywistym było dać dziecku imię, które po prostu dobrze się kojarzy i podoba się rodzicom.

Spojrzała jednak na Carlisle'a, jego duże, złote oczy. Jak mogła mu odmówić, gdy wyglądał tak uroczo?

- Dobra, możemy tak zrobić. Ale jeśli imię mi się nie spodoba, zmienimy na jakie aż tej listy... - powiedziała poważnie, stukając długopisem w notes.

- Byle nie Tara - mruknął cicho Carlisle.

- Co ci się nie podoba?

- Jak będziemy do niej wołać zdrobniale? Tarka?!

Willow zmarszczyła brwi, jej mina spoważniała. Carlisle miał rację. Nie wzięła pod uwagę zdrobnień, które w tym konkretnym wypadku prezentowały się katastrofalnie.

- Dobra, wykreślamy Tarkę...

Carlisle pracował nocami. Gdy Willow spała, a przez ciąże jej sen stał się nieco twardszy, mógł spokojnie oddać się badaniom. Miał przed sobą wyniki swojej żony i te, należące do Clearwater.

Pierwszą i najważniejszą różnicą była ilość chromosomów. Leah miała o jeden więcej. Znaczyło to, że wampiry i wilkołaki miały ich tyle samo.

Co się tyczy Willow...

Pierwsza myśl, która nasunęła się Carlisle'owi była taka, że dziewczyna miała urodzić się jako zdolna do przemiany w wilkołaka. Jednak w czasie ciąży Sarah musiało stać się coś, co spowodowało, że ostatni chromosom nie wykształcił się.

Poza tym zauważył, że wyniki krwi Willie i Leah były prawie identyczne. Podobne ilości krwinek, co było dość dziwne. W organizmie zmiennokształtnego powinno być ich zdecydowanie więcej. Podobnie było z płytkami krwi.

Cullen nie wiedział, czy jest choćby krok od prawdy. Nie znajdywał jednak żadnego innego wytłumaczenia. Drugą sprawą były hormony, które znajdowały się w ciele Willie. A właściwie jeden, którego brakowało. Progesteron. Odpowiedzialny za prawie wszystkie dolegliwości ciążowe. Nie było po nim ani śladu.

Carlisle podejrzewał, że głównie jego brak był powodem rzekomej bezpłodności Willow.

Brak tego hormonu uniemożliwiał zajście w ciążę. Jak więc do cholery jasnej doszło do tego, że Wills nosiła w sobie dziecko?

Blondyn przestudiował ponownie wyniki Leah.

Progesteron w jej organizmie był obecny. Było go zdecydowanie mniej niż u zdrowej ludzkiej kobiety, ale wciąż był.

Wyniki nie rozwiały żadnych wątpliwości Calrisle'a. Odpowiadały jedynie na pytanie Clearwater. Zdaniem Cullena dziewczyna w przyszłości będzie mogła zostać matką, tylko będzie jej zdecydowanie ciężej zajść w ciążę.

Co się tyczy Willow, blondyn miał jeszcze więcej pytań niż wcześniej. Dlaczego ostatni chromosom u Willie nie wykształcił się, skoro cały jej organizm był przygotowany do zmiany w wilkołaka? I jakim cudem pod jej sercem rozwijało się dziecko, skoro bez progesteronu nie miało prawa istnieć?

Wiiitajcie!

Nie sprawdzajcie proszę w google ani podręcznikach z biologii mojej wiedzy na temat chromosomów i innych tego typu rzeczy. Nie wiem, ile jest prawdy w tym, co napisałam. Możliwe, że nic XD

(Zwalamy to oczywiście na fikcję literacką)

Drugą sprawą są imiona. Pod poprzednim rozdziałem pewna duszyczka wspomniała, że jest ciekawa imion. Mam jeden pomysł, który wysuwa się na prowadzenie, ale chętnie poznam Wasze pomysły. Jeśli będą miały jakiś konkretny związek albo znaczenie, które można połączyć z tą historią, tym lepiej!

Ściskam mocno i do niedługiego napisania 🙈❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top