♛ 18
Willow wpatrywała się w Carlisle'a, a jej oczy ukazywały jedynie ból. Nie spodziewała się, że tak po prostu wybiegnie i zostawi ją samą na kilkanaście cholernych godzin. Martwiła się, że coś mu się stanie, że... że ją zostawi i już nie wróci.
Tymczasem znów stał przed nią, przystojny i opanowany jak zwykle. Z tym wyjątkiem, że bał się podejść i choćby ją przytulić. Potrzebował tego i wiedział, że ona także. Tylko co z tego, skoro mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa, a wzrok był po prostu pusty.
— Nie wierzę, że to zrobiłeś — przyznała cicho Willow. — Nie ty.
— To mnie przerosło...
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno, a Carlisle nie mógł pozbyć się wrażenia, że po jej twarzy przemknął cień ironii.
— A teraz? — zapytała. — Teraz jesteś gotowy ze mną porozmawiać? Czy znowu wybierasz się na spacer, tym razem dwudniowy?
— Willow...
— CO?!
— Wysłuchaj mnie.
Brunetka pokręciła głową. Z jej oczu pociekły pierwsze łzy. Nie chciała słuchać Carlisle'a, bo dobrze wiedziała, co jej powie. Już raz w ich rodzinie zdarzyła się taka sytuacja i blondyn jasno opowiedział się po stronie swojego syna. Bała się usłyszeć z jego ust to, co kiedyś proponował Belli.
— Po co, skoro wiemy, że i tak odpowiem przecząco?
Carlisle przymknął powieki. Zrobił krok w stronę Willow, lecz ona natychmiast się cofnęła.
— Ja również mam prawo decydować — głos Cullena był stanowczy, jednak na brunetce nie zrobiło to większego wrażenia.
Było jej już wszystko jedno. Nieważne, czy Carlisle chciał choćby rozważyć zatrzymanie dziecka, czy nie. Ona wiedziała, że donosi ciążę niezależnie od jego zdania. Zbyt długo marzyła o macierzyństwie, by teraz zaprzepaścić taką szansę.
— Nieprawda — odpowiedziała spokojnie, siadając w fotelu.
Blondyn zmarszczył brwi.
— Niezależnie od tego, co powiesz. Nie zmienię zdania.
— Willow... pomyśl racjonalnie. — Carlisle wysilił się na spokój, choć było mu wyjątkowo ciężko. Po raz pierwszy od setek lat czuł, że całkowicie traci nad sobą panowanie. — To cię... zabija... z każdą chwilą... Z Bellą ledwo zdążyliśmy, a i tak nigdy nie wiadomo, czy jad się przyjmie... jeśli podam ci go za późno... ja... — Stopniowo, wypowiadając wszystkie swoje obawy blondyn zbliżał się do brunetki. W końcu ukląkł przed nią, dłonie opierając na jej kolanach.
Willie była wzruszona tym widokiem, jednocześnie jej serce rozdzierał ból.
— Wills wiesz, że ja bez ciebie nie przeżyję... Nie po to szukałem cię tak długo, żeby teraz choćby ryzykować utratę ciebie... nie możesz... nie możesz tak po prostu...Pozwól mi to z ciebie wyjąć i... i wtedy możemy nawet zaadoptować dziecko... tylko błagam cię, nie skazuj siebie na śmierć...
Cullen uśmiechnęła się smutno. Objęła policzki Carlisle'a i zmusiła, by na nią spojrzał.
— Nie mogłabym żyć ze świadomością, że zabiłam nasze dziecko...
Wampir pokręcił błagalnie głową.
— Nie rób tego, błagam cię...
— Już zdecydowałam. Żadne twoje słowa nie zmienią mojego zdania.
— Willow...
— Pomyśl o tym inaczej... — poprosiła, usiłując wykrzesać z siebie choć trochę entuzjazmu. — Teraz już wiemy, czego się spodziewać. Nie powtórzymy błędów z Bellą. Będę piła krew od samego początku... będę na siebie uważała... Carlisle, zaufaj mi ten jeden raz... proszę cię...
— Nie mogę cię stracić.
Willow również usiadła na ziemi, przytulając Cullena do siebie. Ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi, a łzy brunetki kapały na jego koszulę. Po raz pierwszy widziała jego, niezniszczalną istotę, tak zagubioną, przestraszoną. I choć jej serce łamało się na kawałki, nie mogła postąpić inaczej. Dzieciątko, które w sobie nosiła... nieważne, jakim cudem się tam znalazło. Pokochała je od samego początku i zamierzała chronić, choćby cały świat stanął przeciw niej.
— Tak bardzo cię przepraszam... — szepnął, znów spoglądając w oczy Willow.
— To nie twoja wina.
— Chciałbym to naprawić... tak bardzo chciałbym...
— Nie wolno ci się obwiniać — powiedziała stanowczo pozwalając, by blondyn otarł jej mokre policzki. — Siedzimy w tym we dwoje... a to maleństwo... stworzyliśmy razem. I razem doczekamy jego narodzin... razem je wychowamy...
♛
Carlisle poczekał aż Willow zaśnie. Dopiero wtedy zszedł do swojego gabinetu, by jeszcze raz przeanalizować wyniki badań swojej żony. Dlaczego stuprocentowa bezpłodność okazała się nieprawdą? Co takiego przeoczono? Jak to możliwe, że powtórzone badania nie wykazały błędu?
— Tylko nie połam drugiego stołu — poprosiła Rosalie, wchodząc do pomieszczenia.
Blondyn nawet nie miał sił odpowiedzieć wampirzycy.
— Wiem, że możesz być na mnie zły...
Carlisle zaprzestał przeglądania swoich papierów, ale nie podniósł wzroku.
— I to rozumiem, ale nie zmienię swojego podejścia. Poza tym uważam, że Willow ma rację. Wiemy, jak sobie radzić.
Blondyn wciąż milczał w nadziei, że Rosalie zrozumie jego niemy przekaz i po prostu wyjdzie. Ona jednak uparcie stała w miejscu.
— Wiesz, że marzyła o tym, by być matką. Jest silna, poradzi sobie... w końcu jest z rodzinny zmiennokształtnych i sama nie wierzę, że to mówię, ale... to silne bydlęta i...
Carlisle spojrzał gwałtownie na kobietę, a jego oczy powiększyły się.
— Tylko nie mów Jacobowi, że tak powiedziałam... do końca życia będzie mi to...
— Nie o to chodzi, Rosalie... — Cullen pokręcił głową, zbliżając się do wampirzycy. Przez całe to zamieszanie przeoczył jedną rzecz. Nie pomyślał o sprawie tak oczywistej.
Willow miała trzy chromosomy więcej, ale to nie musiało wcale wynikać z choroby genetycznej. Pochodziła z plemienia wilkołaków. Może i nie była w stanie się przemieniać, ale wciąż wywodziła się z linii Aetara'y.
— Jesteś genialna... — powiedział, stając przed Rose. Zanim zdążyła zareagować ucałował ją w czubek głowy i ruszył do wyjścia.
— Gdzie idziesz?
— Do Belli. Muszę ją o coś prosić. Zajmij się proszę Willie...
— Czyli już nie jesteś zły? — wymamrotała po chwili, ale Carlisle był już w połowie drogi do domu Edwarda.
♛
Tydzień później atmosfera w domu nieco się uspokoiła. Wydawało się, że wszystko wróciło do normy. Willow była sobą, wciąż utrzymywała, że czuła się dobrze i małymi kroczkami przygotowywała się do picia krwi. Członkowie rodziny ciągle mieli ją na oku, choć próbowali za bardzo tego nie pokazywać. Głównie dlatego, że wtedy Willow bardzo się denerwowała i na nich wrzeszczała.
Z kolei potem krzyczał na nich Carlisle za to, że w ogóle narazili ją na nerwy.
Doktor natomiast dopełniał ostatnie formalności związane ze swoim dość długim, spodziewanym urlopem. Wydawało się, że trochę się uspokoił i pogodził się z decyzją Willow, ale dziewczyna obawiała się, że to tylko cisza przed burzą. Cieszyła się jednak chwilą spokoju.
Poza tym humor poprawiała jej także Renesmee. Dziewczynka była chyba bardziej podekscytowana niż sama Willow. Wciąż dopytywała, kiedy w końcu zobaczy maleństwo, jak długo będzie w brzuchu cioci Willie. Dywagowała nad tym, czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka. Wymyślała najróżniejsze i najdziwniejsze imiona. Ale przede wszystkim uroczyście zobowiązała się dochować tajemnicy i nic nie mówić Jake'owi.
Willow nie miała pojęcia, jak powiedzieć ojcu i bratu, że jest w ciąży. Pamiętała, jak jeszcze przed ślubem Billy prosił ją, by nie skończyła tak, jak Bella. A Jacob... cóż... Cullen była gotowa na kolejną wojnę. Zamierzała poczekać tak długo, aż Jacob sam zauważy, że coś się w niej zmieniło. Co prawda przytyła delikatne trzy kilogramy, ale wątpiła, że chłopak w ogóle zwrócił na to uwagę. W końcu to facet. Mimo wszystko wciąż obawiała się reakcji brata i nie wiedziała, jak przekazać mu wieści. Chyba wolała ponowne spotkanie z Aro.
♛
— Kto by pomyślał, że własny ojciec poprosi mnie o zrobienie z nim czegoś tak durnego — mruknął cicho Edward, zerkając z ukosa na Carlisle'a. O dziwo, nie był tak przerażony całą sytuacją. Żył nadzieją, że z Willow stanie się to samo, co z Bellą, a Carlisle w końcu będzie ojcem również dla niemowlaka, nie tylko zgrai starych wampirów, udających siedemnastolatków.
Bella chrząknęła, po czym wbiła łokieć w żebra męża. Miedzianowłosy wywrócił oczami.
We trójkę przemierzali las, by dotrzeć do miejsca, w którym umówili się z Leah. Tydzień temu, gdy Carlisle wybiegł z domu, tłumacząc się konieczną wizytą u Belli, poprosił synową o przysługę.
Leah Clearwater była jedyną zmiennokształtną płci żeńskiej. Mogła okazać się rozwiązaniem zagadki, związanej z chromosomami Willie. Oczywiście Carlisle liczył się z tym, że gdy wyrazi chęć rozmowy z dziewczyną, ona każe mu spadać na drzewo. Wciąż nie darzyła wampirów sympatią. Doktor nie usiłował tego zmieniać. Potrzebował tylko wskazówki, jakiegoś punktu odniesienia, by zrozumieć organizm Willow.
Bella oczywiście zgodziła się pomóc i już dwa dni później zdobyła numer Leah. Okazało się, że dziewczyna była w odwiedzinach u dalekiej krewnej i miała wrócić dopiero za kilka dni. Z początku była zdziwiona prośbą spotkania, tym bardziej tajnego, ale w końcu się zgodziła.
Piętnaście minut marszu później wampiry stanęły w niewielkiej odległości od Clearwater. O dziwo, była w swojej ludzkiej postaci. Carlisle był miło zaskoczony. Sądził, że dziewczyna nie ufa im na tyle.
— Miejmy to już za sobą — powiedziała, krzyżując ręce na piersi. Gdy Bella zadzwoniła do niej z prośbą o spotkanie, zamierzała odmówić. Nie była winna nic ani jej, ani jej rodzinie. Nie odłożyła słuchawki tylko dlatego, bo wampirzyca powołała się na Willow. A to zupełnie zmieniało postać rzeczy. — Wiesz, że gdyby nie siostra Jacoba, nie byłoby mnie tutaj...
— Wiemy. — Kiwnął głową Carlisle. — Chodzi o Willow i... to sprawa bardzo delikatna i najpierw musimy prosić cię o dyskrecję...
— Nie zamierzam obiecać, jeśli nie wiem, o co chodzi...
— Leah... zaufaj nam. Potrzebujemy tylko kilku informacji...
— Jakiego typu?
— Willow jest w ciąży — powiedział w końcu Edward i tym razem Bella uderzyła go w ramię.
Wampiry spodziewały się, że Leah będzie wściekła, a w najlepszym wypadku ich powyklina. Tymczasem dziewczyna stała i tępo wpatrywała się przed siebie.
Mała Black znowu ma to, o czym ja mogę tylko marzyć.
Edward zmarszczył brwi. Połączył spojrzenie z Leah i dopiero wtedy dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, że wampir odczytał jej myśli.
Kurwa.
— Poczekaj! — zawołał Carlisle, gdy dziewczyna rozejrzała się dookoła. Zupełnie jakby szukała drogi ucieczki. — Leah błagam cię... Jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc ocalić moją żonę... błagam cię...
— Ocalić? — zapytała Clearwater, nieco zaniepokojona.
— Willow... Willow nie jest do końca zdrowa... znaczy... tak myśleliśmy... Od kilku lat wyniki badań wskazywały, że jest bezpłodna. A teraz okazało się, że jednak... jest w ciąży... badania genetyczne wyjawiły, że ma trzy chromosomy więcej... żaden człowiek nie ma aż trzech więcej, Leah. To wprost niemożliwe... sądziłem, że dlatego Willie uważano za bezpłodną, ale... Rozumiesz, że to może mieć związek z genem, który objawił się w tobie... z genem zmiennokształtnego...
— Rozumiem. — Leah powoli pokiwała głową. — Ale wciąż nie wiem, czemu mi to mówicie?
— Sądziliśmy... — Tym razem Bella zabrała głos, zbliżając się powoli w stronę dziewczyny. — Że może mogłabyś... wykonać kilka badań... tak, aby pomóc Carlisle'owi zrozumieć organizm Willow.
Leah prychnęła.
Mam być pieprzonym królikiem doświadczalnym.
— Nic z tych rzeczy — odparł Edward. — Nie wiemy, czy Willow zniesie ciążę tak samo, jak Bella... Gdybyś zgodziła się...
— Nie — odpowiedziała natychmiast Clearwater.
Carlisle zamarł. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Żył nadzieją, że Leah zgodzi się na badania i to pozwoli mu choć zbliżyć się do prawdy.
— Leah, błagam cię...
— Nie. — Pokręciła głową. — Ciągle tylko mieszacie w moim życiu. Ciągle czegoś chcecie. Nie jestem wam nic winna... — Dziewczyna odwróciła się z zamiarem odejścia. Sekundę później jej postać zastąpił ogromny, szary wilk.
— Leah, ona umrze, jeśli nam nie pomożesz! — zawołał Edward, a wilczyca na chwilę zamarła.
Sama wybrała sobie taki los, wiążąc się z twoim ojcem.
♛
— Może jeszcze z tym poczekamy? — mruknęła cicho Willow, gdy Carlisle usiadł obok, trzymając w dłoniach szklankę z krwią.
Odgarnął włosy dziewczyny z policzka, kręcąc głową przepraszająco. Nie mógł dłużej czekać. Willie i tak powinna zacząć pić krew jak najszybciej, by dziecko nie zabierało jej substancji odżywczych. Obawiał się, że za długo czekał.
— Wills, minęły dwa tygodnie odkąd wiemy... nie możemy...
— Ale skarbie, czuję się dobrze... — jęknęła, nadymając usta.
W tym aspekcie Carlisle musiał przyznać jej rację. Wciąż wyglądała normalnie, nie chudła w zastraszającym tempie, miała mnóstwo energii i nic jej nie bolało. Nawet jadła normalnie i nie zwracała posiłków.
— Wierzę ci, ale... Willie, proszę...
Dziewczyna z miną męczennika złapała kubek.
— Z łosia? — zapytała, uważnie oglądając go z każdej strony. Na szczęście Carlisle wlał krew w kubek z kotkami, w dodatku ze słomką. — Czy z niedźwiedzia? — Uniosła brew rozbawiona, zerkając na męża. Nie doszukała się na jego twarzy cienia uśmiechu.
Przełknęła ślinę.
Z człowieka.
— Żartujesz? — szepnęła, na co Cullen spuścił wzrok. — Nie wypiję tego.
— Kochanie, krew żadnego zwierzęcia nie zaspokoi głodu tego, co masz w sobie...
— Możesz w końcu... — przerwała Willie, prostując się gwałtownie. Od dwóch tygodni usiłowała przekonać Carlisle'a, aby nie mówił na ich dziecko to coś. On jednak wciąż nie mógł się przemóc.
Cullen widziała, że usiłuje grać twardego i pogodzonego z jej wyborem, jednak co chwila motał się w swoich wypowiedziach i zachowaniu. Przecież to, czy będzie uważał ich dziecko za osobę, czy za płód, nie ma znaczenia. Ona i tak je urodzi.
— To dziecko, Carlisle. Nie to coś. Przestań w końcu traktować je, jak coś gorszego sortu...
— Willow, wypij to... — poprosił, opierając się o kanapę. Nie chciał dłużej prowadzić bezsensownej dyskusji. Willow nie powinna się denerwować.
— Przestaniesz?
— Willie...
— To jest dziecko!
— Jak mam nazywać swoim dzieckiem coś, czego nie chcę?! — warknął, wstając. W oku mgnienia znalazł się po drugiej stronie pokoju. Chodził nerwowo, usiłując uspokoić emocje.
— Nie chcesz... — powtórzyła cicho Willow, kiwając głową. Przecież wiedziała, że jej mąż wciąż chce wyjąć z niej maleństwo. Nie dopuścić, by się narodziło. Niby udawał, że wszystko w porządku, ale Wills znała go na tyle, by wiedzieć, że stwarzał pozory. Dlaczego tak bardzo zabolały ją jego słowa?
Posłała mu ostatnie, pełne zawodu spojrzenie i wyszła z pokoju.
♛
Aniołki moje, wróciłam 💖🙈
Mam energię i pomysły, ten urlop był naprawdę potrzebny 🤣
Chcę Wam jeszcze raz podziękować za wszystkie dobre słowa, za wiadomości. Jesteście naprawdę niesamowici i cieszę się, że dzięki wattpadowi mam styczność z tak cudownymi ludźmi 💖💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top