♛ 12

Willow otworzyła gwałtownie oczy, wyrwana z głębokiego snu. Usiadła szybko, przez co zakręciło jej się w głowie. Odetchnęła głęboko.

— Zły sen? — zapytał Carlisle, odkładając książkę. Odruchowo potarł plecy Willow pewny, że znów się położy. Dziewczyna tymczasem szybko wyplątała się z pościeli i pobiegła do łazienki czując, jak jej ostatnia zakąska cofa się niebezpiecznie do przełyku.

Znalazła się nad toaletą w ostatniej chwili. Przykucnęła, nawet nie mając siły odgarnąć włosów. Cała zawartość jej żołądka wylądowała w sedesie.

— Ohyda — jęknęła, przysiadając. 

— Źle się czujesz? — zapytał blondyn, gdy tylko znalazł się za żoną. Złapał jej loki i związał szybko w niedbałego warkocza. 

Przysiadł obok i przyjrzał się uważnie twarzy Willie. 

Dziewczyna potrzebowała jeszcze chwili, by dojść do siebie. Złapała dłoń Carlisle'a i przyłożyła sobie do czoła. Mruknęła cicho, gdy przyniosło jej to ulgę. 

— Mówiłam już, że kocham t-twoje mrożące właściwości?

— Kilka razy wspomniałaś — powiedział cicho Cullen. Usiłował się uśmiechnąć, jednak słabo mu to wychodziło. Był wyraźnie zaniepokojony niecodziennym stanem Willow. 

— Nie przejmuj się tak... — powiedziała w końcu Willie, gdy tylko dostrzegła zdenerwowanie Carlisle'a. — To tylko efekt uboczny mojego wieczornego jedzenia. Powinnam była cię posłuchać i nie jeść tyle chipsów... a już na pewno nie mieszać ich z kakaem i ogórkami. Mam, co chciałam. 

Carlisle zmarszczył brwi. Wciąż nie był przekonany.

— Co ty robisz? — zapytał, gdy dziewczyna oparła dłonie na ramionach wampira i pokracznie zaczęła wstawać. 

— Chcę umyć zęby — mruknęła, jakby była to najprostsza rzecz na świecie. 

— Pomogę ci — zaproponował blondyn.

Szczerze mówiąc, Willie była w takim stanie, że nie zamierzała odmówić. Pozwoliła, by Carlisle postawił ją dokładnie nad zlewem i położył trochę pasty na szczoteczkę.

— Zęby też mi umyjesz? — zachichotała dziewczyna, jednak widząc, że Carlisle najprawdopodobniej zamierzał się zgodzić, wyciągnęła dłoń po przedmiot. — Żartowałam. 

— Przyniosę ci coś innego do ubrania — powiedział cicho doktor, wychodząc z pomieszczenia.

Willow pokiwała jedynie głową i zajęła się myciem zębów. Chciała jak najszybciej pozbyć się dziwnego posmaku i jeszcze okropniejszego oddechu. Miętowa pasta zaczęła znajomo piec jej jamę ustną, jednak nie na długo. Dziewczyna szybko wypluła zawartość i zamierzała opłukać usta, gdy poczuła, jak znów coś podchodzi jej do gardła. Nie zdążyła jednak wykonać żadnego ruchu, bo zwymiotowała tak, jak stała. Prosto w zlew.

— Willow, co się z tobą dzieje? — syknął Carlisle, który pojawił się za dziewczyną. Asekuracyjnie objął ją w talii. Bał się, że zaraz zasłabnie, albo straci przytomność. 

— Kara za obżarstwo — wybełkotała, przecierając bladą twarz. 

Carlisle posadził dziewczynę na komodę, tuż przy umywalce. Stał przez chwilę i uważnie wpatrywał się w jej mizerną, na tamtą chwilę, postać. Wytłumaczenie Willie brzmiało dość prawdziwie zwłaszcza, że zjadła sama całą paczkę chipsów i odmówiła kolacji. Całkiem możliwe, że niezbyt zdrowa zakąska została jej na żołądku. Poza tym, żadne inne wytłumaczenie nie przychodziło mu do głowy. 

— Daj mi tą piżamę, upaćkałam się... — mruknęła dziewczyna, wierzgając nogami. Chyba pozbyła się całej zawartości żołądka i już nie miała czym wymiotować. Postanowiła zaryzykować i znów się położyć zwłaszcza, że powieki miała jak z ołowiu. — Co to jest? — zapytała, gdy Carlisle podał jej materiał. 

Rozprostowała go i z wrażenia prawie spadła z szafki.

— Carlisle, czy ty oślepłeś? — jęknęła, wciąż trzymając piżamę w ten sposób, że oboje mogli ją podziwiać. 

— Masz jeszcze dwie takie, poza tym żadne innej piżamy! — obronił się blondyn, krzyżując ręce na klatce piersiowej. 

— Co ty gadasz? — zdziwiła się Cullen. Zmarszczyła brwi zastanawiając się, jakim cudem koszule nocne a'la Alice znalazły się w jej walizce. Po chwili jednak darowała sobie analizowanie tych dwóch dni przed wyjazdem. Alice to Alice, tego nie ogarniesz. — Dobra, będę spać w tym cholerstwie, ale jak zachoruje na nerki z zimna, to Alice odda mi swoje. 

Zsunęła się z mebla, stając oko w oko z mężem, na którego twarzy dostrzegła nikły uśmiech. 

— Tu jest cieplej niż w Forks. 

Willow wywróciła oczami i zrzuciła z siebie nieco ubrudzoną piżamę, by przebrać się w jedną z satynek, podarowanych przez przyszywaną córkę. Nawet nie miała siły patrzeć, jak śmiesznie w tym wygląda. Przepłukała usta zimną wodą i powlekła się do łóżka. 

Carlisle ruszył za nią, cicho podśmiewając się pod nosem. Usiłował nie poświęcać całej swojej uwagi temu, jak zjawiskowo Willow wyglądała w tej koszuli. Satyna leżała na jej ciele wręcz idealnie, marszcząc się przy każdym, najmniejszym ruchu. Ozdobna koronka, naszyta przy dekolcie i na samym dole, delikatnie poruszała wyobraźnie wampira. Nie mówiąc o tym, że przez swój wyjątkowo ostry wzrok, puste przestrzenie koronki idealnie obrazowały mu pośladki Willow, które materiał nieudolnie usiłował zakryć. 

— Co cię tak bawi? — jęknęła brunetka, opadając na miękkie poduszki. Położyła się na brzuchu, przez co piżama podsunęła się jej jeszcze bardziej, sięgając niewiele nad pośladki.

— Możesz coś dla mnie zrobić, jak poczujesz się lepiej? — zapytał Carlisle, stając nad Willow. 

— Zawsze.

— Ubieraj się częściej w takie rzeczy. 

— Och, kochanie... — Willie parsknęła śmiechem. Poczuła, jak blondyn zajmuje miejsce obok i użyła resztek sił, by unieść się na łokciach i na niego spojrzeć. — Jeśli rzyganie przejdzie mi do jutra, cały nasz urlop mogę spać tak, jak mnie matka natura stworzyła.

Carlisle roześmiał się, nakrywając dziewczynę kołdrą. 

— Już niestraszna ci temperatura?

— Sam mówiłeś, że tu jest cieplej niż w Forks. — Willow wzruszyła ramionami, nasuwając miękką pościel po sam podbródek. — Poza tym ufam, że zadbasz, aby było mi gorąco.

— Obiecuję — szepnął jeszcze Carlisle, całując dziewczynę w czoło. 

Wampir wrócił do czytania książki, za to Willow spała spokojnie aż do rana.

Następne dwa dni podobne incydenty zdarzyły się tylko trzy razy, o poranku. W ciągu dnia Willow zachowywała się już normalnie, wieczorami natomiast kipiała energią.

Gdy kolejne kilka dni minęły dość spokojnie i bez zwracania pokarmu Carlisle doszedł do wniosku, że prawdopodobnie był to trzydniowy wirus. Nic groźnego, typowe schorzenie XXI wieku. Trzy do czterech dni i problem znikał.

Małżeństwo postanowiło więc cieszyć się dniami, które im pozostały. Ponownie wybierali się na długie spacery po wyspie, lecz dużo częściej Willow korzystała z pleców Carlisle'a, tłumacząc się zmęczeniem. Doktor specjalnie nie protestował, w końcu Willie była dla niego leciutka, jej zapach słodki, a ciepłe ciało powodowało, że chciał wciąż przebywać blisko.

Poza tym korzystali z ciepłych wód, kąpiąc się nawet trzy razy dziennie. Późnymi wieczorami siadali na brzegu wyspy i wpatrywali się w zachodzące słońce. Gdy znikało za horyzontem, Carlisle i Willow wracali do domu, by nacieszyć się sobą.

Tak mijały im swobodne, beztroskie dni. Mimo to tęsknili za rodziną, Carlisle zastanawiał się, jak koledzy z branży opiekują się jego pacjentami.

— Zobacz co mam, kocie! — Willow zeskoczyła z ostatniego schodka i wbiegła do kuchni.

Carlisle oderwał wzrok od książki kucharskiej i spojrzał zdezorientowany na żonę.

Była ubrana dość dziwnie. Miała na sobie  jedynie stanik, majtki i rozpiętą, jasnoniebieską koszulę Carlisle'a.

Wampir zamrugał, choć nie było mu to potrzebne. Chciał jednak dać wyraz swojej konsternacji. Równie dobrze Willie mogła chodzić po wyspie w stroju kąpielowym.

Z twarzy brunetki natomiast nie schodził uśmiech. Okręciła się wokół własnej osi ze dwa razy i stanęła bliżej Carlisle'a, opierając dłonie na biodrach.

— I co myślisz? — zapytała. — Tylko szczerze.

— Szczerze... — mruknął Cullen, jeszcze kilka razy wędrując złotym spojrzeniem po całej postaci Willie. — Sądzę, że kiedy skończą ci się te przecudowne piżamy, śmiało możesz spać w moich koszulach. 

— Mówię poważnie. — Dziewczyna wywróciła oczami, zakładając ręce na piersi.

Choć chciała wyglądać groźnie, wcale to nie pomogło. Carlisle wciąż miał ochotę zdjąć z niej wszystkie te, zupełnie niepotrzebnie skrawki materiału, i poprawić humor zarówno sobie i dziewczynie.

— Ja też — odparł blondyn. Sekundę później zjawił się przy Willie i przyciągnął ją do siebie.

Brunetka z pewnymi oporami zarzuciła mu ręce na szyję, opuszkami palców bawiąc się jego włosami.

Cierpliwie czekała, aż zrozumie. Spodziewała się że od razu wpadnie na myśl, dlaczego też wypytywała go o tak przeciętną rzecz.

Carlisle jednak uparcie wpatrywał się w oczy dziewczyny i nic nie sugerowało, że choćby myśli na temat odpowiedzi na jej pytanie.

— Nie pamiętasz, prawda? — zapytała po krótkiej chwili ciszy.

Blondyn delikatnie pokręcił głową.

— Mogłam się tego spodziewać.

Carlisle zmarszczył brwi, ale uparcie milczał. Nie wiedział już czego dotyczy ich rozmowa i gotów był przysiąc, że zupełnie się zgubił.

— To... — Dziewczyna wymownie wskazała swój ubiór. — Jest komplet, który miałam na sobie, gdy po raz pierwszy tu przyjechaliśmy, a ty go bezczelnie zniszczyłeś. Udało mi się go dość dobrze pozszywać i chciałam zrobić ci niespodziankę, ale widzę, że na darmo... — Głos Willow był tak wypełniony chłodem, że Carlisle nawet nie zareagował, gdy brunetka po prostu się od niego odsunęła.

Willie zasłoniła się koszulą i skrzyżowała ręce na piersi. Ciemne spojrzenie utkwiła w zdezorientowanym wampirze.

— Niby jesteś lepszy z tymi swoimi super zmysłami, ekstra pamięcią i mózgiem wielkości naszego domu, ale najzwyklejsze drobiazgi, które mogłyby sprawić mi ewentualną radość jakoś ci umykają... — powiedziała, siląc się na beznamiętny ton, choć we wnętrzu dygotała z wściekłości. — Wampir, a jednak wciąż cholernie ludzki facet. Założę się, że gdybym zapytała cię o najgłupszą rzecz, dotyczącą twojego Mercedesa, wyrecytowałbyś mi wszystko z pamięci! Bo to jest zasadnicza różnica między nami, Carlisle! Ja zwracam uwagę na wszystkie drobiazgi, a ty tylko na te, które cię interesują!

Willow odwróciła się na pięcie, zarzucając ciemne loki tak mocno, że końcówkami smagnęła twarz blondyna. Szybko ruszyła na górę, pozostawiając doktora samego ze swoimi chaotycznymi myślami.

Nie miał zielonego pojęcia, o co właściwie chodziło jego żonie. Czy naprawdę obraziła się na niego, bo nie rozpoznał tego, co miała na sobie? Przecież to brzmi tak irracjonalnie, nawet jak na Willow! I co do tego wszystkiego ma Mercedes?

Dzieeeeeń dobry, witam serdecznie!

Uwaga mam wenę XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top