♛ 10
Willow i Carlisle dopłynęli na wyspę jeszcze przed wschodem słońca.
Gdy tylko stopy dziewczyny zetknęły się z piaszczystym brzegiem, wspomnienia na nowo w niej odżyły. Dokładnie pamiętała co, kiedy robili, jak spędzili magiczny miesiąc miodowy na wyspie.
Ściągnęła buty i ruszyła wzdłuż linii brzegu, rozkoszując się ciepłym wiatrem, muskającym jej skórę. Carlisle miał rację, proponując jej odpoczynek. Tego właśnie potrzebowała, pobyć z dala od cywilizacji.
— Willow, ale wiesz, że dom jest w drugą stronę? — zawołał Carlisle, który od dłuższej chwili przyglądał się dziewczynie z uśmiechem.
Brunetka uśmiechnęła się sama do siebie i pokiwała głową, nawet nie odwracając się w stronę wampira. Musiała nacieszyć się piaskiem, ciepłym wiatrem, orzeźwiającą wodą.
Carlisle bez słowa ruszył do domu, zanieść walizki. Jeśli tak niewiele kosztował powrót Willow do zwykłego stanu, mógł zostać z nią na wyspie nawet na kolejne dziesięć lat. Widocznie to miejsce miało jakąś niezwykłą aurę i wpływało na zachowanie jego żony wyłącznie pozytywnie.
Postanowił pozwolić Willie przez chwilę pobyć w samotności i zabrał się za układanie rzeczy w szafie. Skoro mieli przed sobą trzy tygodnie, warto było zadbać o porządek.
Niecałe pięć minut później, gdy walizka blondyna była już pusta, dobiegł go trzask drzwi, a do nozdrzy dotarł zapach Willie. Słodki i orzeźwiający, jak zwykle.
— Carlisle, w lodówce są tylko ryby i jabłka! — zawołała, by po chwili zjawić się na górze.
Weszła do pokoju dokładnie w momencie, w którym Cullen zmieniał koszulę na wygodniejszy T-shirt.
Odwrócił się w stronę brunetki, która stała w progu pokoju, z dłońmi opartymi na biodrach. Fakt, że wampir wyglądał tak obłędnie, doskonale, fenomenalnie na chwilę wybił ją z rytmu. W dodatku wyglądało na to, że blondyn wcale nie spieszył się z zakładaniem na siebie górnej części garderoby.
— Mówiłaś coś? — zapytał w końcu, a przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu.
— T-tak... — mruknęła, odrywając na chwilę spojrzenie od mięśni, zdobiących brzuch Cullena. Jakimś cudem zdołała spojrzeć w jego oczy. — To, że wspomniałam coś o łapaniu tukanów nie znaczy, że potem będę chciała je piec nad ogniskiem, żeby potem pożreć jak pierwszy lepszy barbarzyńca. Poza tym twoja uroczysta obietnica niejedzenia tych stworzonek wciąż obowiązuje. Zadzwoń proszę do Gustava, żeby zrobił jakieś zakupy. Bez ryb.
Dziewczyna zagryzła wargę, a jej wzrok ponownie spoczął na niższych partiach ciała Cullena. Chyba miał tam zainstalowany jakiś magnes.
— Ubiorę się i zaraz do niego zadzwonię.
— N-nie! — zawołała szybko Willow, podchodząc bliżej.
— Jak nie?
— Skoro... — zaczęła, małymi kroczkami zbliżając się do mężczyzny. W końcu położyła dłonie na jego klatce piersiowej i dałaby sobie głowę uciąć, że usłyszała mruknięcie. — Już... pozbyłeś się koszulki... to... możesz pozbyć się mojej... a wtedy to już tylko krok od... czegoś przyjemniejszego...
♛
Alice i Edward wpatrywali się w siebie wzajemnie. Podczas, gdy reszta rodziny kłóciła się, co będzie lepsze - ściągnięcie Carlisle'a i Willow do domu, czy może pozostawienie ich w nieświadomości, oni próbowali skojarzyć sobie ową Emmę z... kimkolwiek właściwie.
Zdanie pozostałych było podzielone tak bardzo, że Edward wątpił, czy w ogóle dotrą do porozumienia. Bella była za ściągnięciem Carlisle'a i Willie do domu, Jasper uważał, że trzeba czekać. Emmett wolał dotrzeć do niejakiej Emmy w pojedynkę i załatwić sprawę po cichu, Rose natomiast była zdania, że powinni powiadomić samego Carlisle'a i poprosić o wskazówki.
Rodzinna dyskusja skończyła się więc tak, jak Edward się spodziewał. Chaotycznie i bez konkretnego rozwiązania.
— Powinniśmy porozmawiać z Jacobem! — zawołała Bella. Właśnie to zdanie wybudziło z zadumy zarówno Edwarda i Al. Spojrzenia wszystkich członków rodziny spoczęły na Izabeli. — To jej brat. Może wiedzieć, kim jest ta cała Emma... może jakąś starą przyjaciółką?
— Wykluczone — powiedziała natychmiast Rose. — Jacob to zakuty łeb. Najpierw robi, potem myśli. Znów zacznie swój wykład o tym, jak bardzo Willie jest narażona na niebezpieczeństwo przez Carlisle'a i przez nas...
— Rosalie, schowaj na chwilę waszą batalię — poprosiła Alice, wstając. — Jake faktycznie musi się dowiedzieć. Myślę, że może nam sporo pomóc. Wizja nie mówi nam wiele. Może wcale nie dotyczy nas w zły sposób? Musimy zacząć od odnalezienia Emmy... Przeszukajmy rzeczy Willow, może...
— Słyszałaś kiedyś o prywatności? — wycedziła blondynka, której coraz mniej podobały się słowa siostry. Jej zdaniem powinni zaalarmować choć samego Carlisle'a. W końcu miał prawo wiedzieć, co się dzieje. — Poza tym Carlisle nigdy nas nie okłamywał. Zawsze wspierał. Nie powinniśmy robić czegoś za jego plecami...
— Skarbie... — wtrącił Emmett, kładąc dłonie na ramionach wampirzycy. Rosalie posłała mu wściekłe spojrzenie. — Powinnaś ochłon...
— Nie uspokajaj mnie! — warknęła, strząsając ręce czarnowłosego.
— Myślę, że... — przerwał cicho Edward. Rodzeństwo umilkło i utkwiło spojrzenia w miedzianowłosym. — Alice ma rację... Carlisle tyle razy ratował sytuację. Zawsze się o nas martwił i dbał o nas... Może to dobra chwila, by się odwdzięczyć...
Wampir połączył spojrzenie ze złotymi tęczówkami Rosalie. Blondynka zacisnęła usta, tuż potem dłonie. Po krótkiej chwili namysłu rozprostowała je i pokiwała delikatnie głową.
— Dobrze, ale jeśli nic nie znajdziemy, dzwonimy do Carlisle'a.
— Słowo harcerza — obiecał Edward, wstając.
— Ty nawet nie jesteś harcerzem — parsknął Emmett.
— Bo jest za stary — dodała Rose. Humor jej się trochę polepszył, bo miała pewność, że nic nie znajdą i w przeciągu godziny Carlisle o wszystkim się dowie. Zasługiwał na to, by wiedzieć. W końcu najbardziej prawdopodobnym było, że wizja dotyczyła Willow. Była jedynym człowiekiem, podatnym na zranienie, poza tym wchodząc do rodziny, przywiodła ze sobą nieznaną Cullenom przeszłość.
— To kto zawiadomi Jacoba? — zapytała jeszcze Alice, zwracając tym uwagę pozostałych.
Bella poczuła palące spojrzenia rodziny i wiedziała, że jednogłośnie wybrali ją na przedstawicielkę do rozmowy z Jacobem. Szczerze mówiąc, spodziewała się tego.
♛
Willow uśmiechnęła się, gdy Carlisle złożył pocałunek na jej czole, po czym nakrył ich oboje kołdrą. Dziewczyna wtuliła się w bok wampira, który przyjemnie schłodził jej skórę.
— Widzisz, do jakiego miłego końca doprowadziło twoje przebieranie... — szepnęła Willow, gdy zdołała już trochę unormować oddech. Spojrzała ciemnymi oczami na Cullena.
— Bardzo miłego — odparł Carlisle, gładząc kciukiem wciąż zarumieniony policzek dziewczyny.
Zdał sobie sprawę, jak bardzo tęsknił za takimi chwilami. Tylko Willow i on. Żadnych nieporozumień, konfliktów, niewyjaśnionych sytuacji. Przytulił dziewczynę bardziej, wciągając ją jednocześnie na siebie, czemu towarzyszył głośny śmiech Willie.
— Co ty robisz? — zapytała, gdy znalazła się dokładnie na wampirze, a ich oczy był na tym samym poziomie.
— Chcę cię mieć bliżej siebie — odpowiedział, odgarniając włosy dziewczyny za ucho. Uwielbiał patrzeć w jej duże, ciemne oczy. Zwłaszcza w takich chwilach, gdy wydawała mu się jeszcze bardziej bezbronna, jednocześnie tak bezpieczna w jego ramionach.
— Urocze — skwitowała, uśmiechając się szeroko.
Carlisle odwzajemnił uśmiech. Miał wrażenie, że jego serce podrywało się magicznie za każdym razem, gdy Willie wpatrywała się w niego z tak wielką miłością i ufnością.
W ciągu następnej sekundy wampir przekręcił ich w ten sposób, że Willow znalazła się pod nim. Nie spodziewała się tego ruchu, ale wciąż śmiała się sama do siebie.
Blondyn wciąż odwzajemniał jej uśmiech, a jego zęby, na których widok Willie dostawała gęsiej skórki, był doskonale widoczne. Złote oczy, hipnotyzujące ją w ten sam sposób od tylu lat, wywoływały w niej gamę pozytywnych emocji.
Carlisle złożył krótki pocałunek na jej ustach, szczęce, aż lodowate usta przylgnęły do szyi dziewczyny, zagryzając ją delikatnie, a ona poczuła jak przyjemny dreszcz przebiega wzdłuż kręgosłupa.
Podświadomie przymknęła powieki, dłoń zagłębiając w złotych włosach. Gorąc rozlał się po całym jej ciele, gdy dłoń wampira zacisnęła się na jej biodrze.
— Poczekaj... — poprosiła drżącym głosem.
— Coś nie tak? — Carlisle natychmiast oderwał się od szyi Willow, by móc spojrzeć w jej oczy.
— Chcę ci coś powiedzieć...
— Co takiego? — zapytał blondyn, tym razem realnie przestraszony.
— Nic złego... — uspokoiła go natychmiast Willow. Uśmiechnęła się pokrzepiająco, lecz Carlisle nie był w stanie tego odwzajemnić. — Po prostu...
— Tak?
— Myślę, że... powinnam już stać się taka, jak ty... i reszta...
Carlisle odczuł ulgę. Nie wiedział dlaczego, ale bał się, że słowa, które opuszczą usta Willow będą czymś złym, a tymczasem... Zdawało się, że były czymś dobrym. Dziewczyna w końcu oswoiła się z koniecznością przemiany i wyglądało na to, że była gotowa. Albo chciała sprawiać takie wrażenie.
— Jesteś pewna?
— Tak. — Kiwnęła głową. — Chcę być taka, jak ty. Super szybka, super silna... ładna i ze złotymi oczami...
Carlisle uśmiechnął się czule.
— Jesteś tak piękna, że bycie piękniejszą jest już nielegalne.
— Oj, bo się zarumienię...
— Cały czas się rumienisz!
— To przez ciebie! — zawołała brunetka, przymykając powieki. Oczywiście Carlisle miał rację. Czuła się, jak chodzący buraczek.
— Otwórz oczy... — szepnął.
— Dlaczego?
— Skoro niedługo twoje oczy zmienią barwę, muszę się w nie napatrzeć, żeby starczyło mi na całe wieki...
Willow spełniła prośbę blondyna.
— Lepiej?
— Muszę tylko przyzwyczaić się do tego, że będziesz... troszkę inna... — wyjaśnił.
Nie spodziewał się takiej deklaracji, był nią szczerze zdziwiony. Cały czas powtarzał sobie, że to Willow musi dojrzeć do przemiany, a okazało się, że on także. Jego żona nie będzie już tak ciepła, nie będzie słyszał bicia jej serca, szumiącej w żyłach krwi. Czekoladowe oczy zmienią kolor na płynne złoto.
— Ale tylko troszkę — obiecała.
— Myślałaś już nad dokładniejszą datą? — zapytał Carlisle po chwili milczenia.
— Myślę... — Willie zastanowiła się. — Po powrocie do domu chciałabym jeszcze odwiedzić tatę i uściskać Jacoba... Rose ciągle powtarza, że strasznie śmierdzi, więc później pewnie będę miała pewne opory, co do tego...
— Nie boisz się, że jeśli powiesz im, że już zdecydowałaś...
— Nie powiem — odparła brunetka, a jej uśmiech nieco przygasł. Oczywiście, że wolałaby podzielić się z rodziną nadchodzącymi zmianami, ale dobrze wiedziała, że jeśli tylko o tym usłyszą, będą próbowali odwieść ją od tego pomysłu.
Willow natomiast nie chciała już czekać. Musiała coś zrobić, zająć się czymś innym, by raz na zawsze odciąć się od fatalnego pomysłu, na który wpadła kilkanaście tygodni temu. Zmiana w wampira wydawała się dobrą alternatywą.
— Powiem tylko Rachel, bo wiem, że będzie mnie wspierać. Tata i Jake dowiedzą się po fakcie...
— Jesteś pewna, że to dobra opcja?
Willie wywróciła oczami.
— Skończ już gadać! — szepnęła, przyciągając Cullena do siebie. Pocałowała go namiętnie, a gdy się od niej oderwał, wpatrywała się w niego z zadziornym uśmiechem. — Zdaje się, że swoją deklaracją przerwałam ci całkiem ciekawą czynność...
— Zgadza się — przyznał blondyn. — Ale jeśli wolisz porozmawiać o...
— Już nie mamy o czym rozmawiać, Carlisle. Wiedzieliśmy, że to się kiedyś stanie. Po powrocie do domu, zmienisz mnie w wampira.
— Willow...
— Skończ gadać.
— Al...
Dziewczyna, jeszcze bardziej rozbawiona, znów pocałowała Carlisle'a. Oderwała się od niego po dłuższej chwili, gdy zabrakło jej tchu.
— Gdy będę taka jak ty... inaczej będę wszystko odczuwać, prawda? Sam tak mówiłeś...
— Prawda.
— Więc chcę się z tobą kochać, aż zabraknie mi tchu i mieć co porównywać, Cullen.
— Jak sobie życzysz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top