♛70
To wszystko moja wina.
Od kilkudziesięciu minut właśnie te słowa krążyły w głowie Evangeline. Słone łzy ciekły strumieniami po jej policzkach, lecz nie działały kojąco. Nie oczyszczały ani serca, ani duszy. Przypominały o tym, co zrobiła. O brzemieniu, które musiała unieść. Nie mogła dłużej się chować, zrzucać odpowiedzialności na innych.
Tamtego dnia, siedząc w ciemnym pokoju, pośród swojej rodziny. Spoglądając po kolei na każdego; na przyszywane rodzeństwo, na swojego prawdziwego brata, na wujka, w końcu - czując dotyk opiekuńczych ramion rodziców wiedziała, że tym razem musi stanąć na wysokości zadania.
Jej działania, chore ambicje, chęć udowodnienia swojej wartości sprawiły, że tyle osób ucierpiało. Szkolni koledzy umarli. Zostali bestialsko zabici, jeden po drugim. Ich ciała zostały opróżnione z ostatnich kropel krwi przez wampiry, podające się za arystokratów.
Rodzina została podzielona. Wujek stracił przywództwo nad watahą.
I to wszystko stało się z jej powodu.
To wszystko moja wina.
Nie miała już sił przepraszać, wypowiedziała to słowo już z trzydzieści razy tamtego dnia. Wciąż czuła się tak samo źle. Oni wszyscy, cała rodzina była tutaj. Czekali, byli gotowi jej pomóc, walczyć. Jak to możliwe, że wciąż z nią trwali?
— Dlaczego tu jesteście? — zapytała, wpatrując się w swoje drżące dłonie. Zbyt wiele kosztowało ją skrzyżowanie błękitnych oczu z jakimikolwiek złotymi tęczówkami. — Powinniście uciekać. Wszyscy.
— Jesteśmy rodziną — szepnął Carlisle, biorąc drobną dłoń Leannie w swoją - o wiele większą, zimniejszą. — Nie zostawimy cię. Kochamy cię i będziemy walczyć.
— Zrobilibyśmy to dla każdego innego członka rodziny, skarbie — zapewniła cicho Rosalie.
— Lata temu zrobili to dla mnie — szepnęła Renesmee, odruchowo wtulając się w siedzącego obok Edwarda. — Teraz zrobią dla ciebie, a ja stanę do walki razem z nimi.
Evangeline załkała. Pozwoliła, aby Willie ją przytuliła. Tylko jedna myśl przemykała przez umysł blondynki. Ta najgorsza, ta okropna, ta łamiąca serce. Nie miała siły, aby wypowiedzieć ją na głos, choć uważała to za najmocniejszy argument, aby przemówić rodzinie do rozsądku.
— Nieważne co powiesz, Linka — mruknął cicho Edward. — Nie zostawimy cię. Poza tym... ci wszyscy, którzy chcą nam pomóc... nie przybędą tu tylko dla ciebie. Dość mają życia w ucisku i strachu, że zrobią coś, co nie spodoba się Volturim. Jadą tutaj, aby walczyć o przyszłość swoją i wszystkich nas.
♛
Niedługo później w domu Cullenów zaczęły pojawiać się kolejne wampiry. Część z nich Evangeline widziała na oczy pierwszy raz w życiu. Nie miała jednak zbyt dużo czasu, aby zapoznawać nieznajomych, bo dość szybko zrzucono na nią nowe obowiązki. Dostała dość jasne instrukcje - musiała na szybko nauczyć się porozumiewać z członkami watahy. Nie tylko z wszystkimi jednocześnie, ale również osobno. Kierować konkretne myśli, do konkretnych umysłów, bez używania słów. Dodatkowo wraz z Elio musieli nauczyć się podstaw walki, czym z radością zajął się Jasper.
Wstępnie również Willow poddano kilku treningom, jednak ze względu na sztuki walki które trenowała jeszcze jako człowiek, dość szybko pojęła to, co przekazywał jej Jasper.
— I jak sobie radzi? — zapytał Eleazar, stając obok Carlisle'a, który przyglądał się treningowi Leannie z balkonu. Blondyn wyprostował się nieznacznie, wciąż nie spuszczając wzroku z córki. Aktualnie Evangeline skupiała się na próbach porozumienia ze zmiennokształtnymi.
— Edward mówi, że jest przerażona, ale wysoce zmotywowana — odparł Carlisle po dłuższej chwili.
Eleazar kiwnął głową. Podszedł bliżej i oparł się o barierkę.
— Nie miałeś zbyt wiele czasu, by rozwinąć jej dar?
Cullen uśmiechnął się pod nosem. Nic nie ukryje się przed jego przyjacielem.
— Dowiedziałem się o nim przypadkiem, już u Volturich. Leannie przez długi czas nie przejawiała żadnych, dodatkowych umiejętności. Elio odkrył swoje dużo wcześniej. Masz jakieś teorie na temat telepatii z wilkami? Leannie, żeby ją posiąść musiała stać się alfą. Elio...
— Wiesz, że miałem do czynienia jedynie z wilkołakami... potrzebuję czasu... obserwacji, a w obecnym stanie...
— Rozumiem. — Kiwnął głową Carlisle. Nie zamierzał naciskać na Eleazara. Zresztą w obecnym stanie rzeczy, kiedy nie był pewien, że dożyje jutra... żadne informacje nie przejawiały zbyt wielkiej wartości.
— Ale jej dar... — podjął znów Eleazar. — Jest wyjątkowy. Podobny do twojego, jednak zupełnie inny...
— Teraz to nie rozumiem — przyznał Cullen, nieco wybity z rytmu. Nigdy nie nazywał swojej wysokiej samokontroli jakimś specjalnym darem. Twierdził, że to po prostu lata praktyki.
— Pracujesz na otwartych ranach, operujesz ludzi... Carlisle, twoja samokontrola jest darem... Wydaje mi się, że w przypadku Evangeline i Elio umiejętności zadziałały w podobny sposób, jak u Renesmee. Ona ma odwrócone dary rodziców. Twoje dzieci również. Willow ma gen zmiennokształtnego. W teorii jest w stanie zmienić się w wilka, ale w praktyce coś uniemożliwiło przemianę. Dziś wiemy, że gdyby mogła się zmienić, nie zostałaby wampirem. Dziwne, prawda? Zupełnie, jakby ktoś kiedyś wiedział, że przeznaczeniem twojej żony jest bycie wampirem.
— Wciąż nie rozumiem, co to ma wspólnego z...
— Willow jest zmiennokształtnym, ale niezdolnym do przemiany, bo stała się wampirem. Nie ma żadnych wilczych zdolności. Elliam - przeciwnie; ma te zdolności. Nie jest zdolny do przemiany, ale posiada bardzo ważną umiejętność typową dla wilków. Leannie natomiast dostała swego rodzaju... odwrotność twojego daru, Carlisle. Posiadasz niezwykłą samokontrolę. Twoja córka natomiast posiada władzę nad kontrolą innych. Potrafi sprawić, że w dwie sekundy będę tak głodny, że rzucę się na pierwszego z brzegu człowieka. Pomijając samą Leannie, bo potęgując moje pragnienie sprawi, że jej krew będzie dla mnie nieapetyczna... jej dar chroni również ją samą...
— Działa w obie strony? — dopytywał Carlisle, już nie zwracając uwagi na toczący się na podwórku trening.
— Jeśli rozwinie dar i będzie nad nim pracować sprawi, że bardzo głodny wampir poczuje się syty. Nie wiem, na jak długo, ale z pewnością będzie potrafiła to zrobić... Oczywiście dary będą silniejsze, jeśli będzie żywić się krwią ludzi, ale...
— Nie ma takiej opcji — sprzeciwił się natychmiast Carlisle.
Przed oczami miał sytuację z Elio. W jego pamięci jak żywe trwało wspomnienie, gdy dostrzegł syna pośrodku lasu, spijającego krew Leo. Późniejsze wyrzuty sumienia i wstręt do samego siebie.
Nigdy nie pozwoli, by którekolwiek z bliźniąt spróbowało krwi ludzkiej dla czegoś tak błahego, jak dary.
— Tak z ciekawości... — podjął jeszcze Eleazar, prostując się. — Jak długo zamierzasz tu trzymać tę ludzką dziewczynę?
Carlisle westchnął, przypominając sobie o Hailee. Szczerze - miał z nią niemały problem. Dziewczyna wciąż była słaba, ale jej życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Mógł bez przeszkód oddać ją do szpitala. Problem stanowił jedynie jej umysł. Widziała zbyt dużo. Wypuszczenie jej mogło być opłakane w skutkach.
— Nie wiem — przyznał po chwili Cullen. — Chcę utrzymać ją w śpiączce przynajmniej do końca bitwy...
Eleazar zmarszczył brwi. Po raz pierwszy od jego przyjazdu Carlisle użył tego słowa. Nikt z Cullenów jeszcze nie powiedział wprost, czego można się spodziewać. Poza tym, przybywające wampiry liczyły się z tym, że ponowne odwiedziny Volturich nie będą przyjaznym spotkaniem przy herbacie.
W pierwszym odruchu Denalczyk chciał poprawić przyjaciela; bitwa, to trochę mocne słowo.
Spojrzał jednak na podwórko, na którym stały wielkie wilki - maszyny do zabijania. W domu rozlegał się śmiech wampirów. Volturi natomiast byli w drodze, a ich zamiary przedstawiały się dość jasno; śmierć Evangeline Cullen.
— Potem zajmę się...
Carlisle nie dokończył.
Jeśli w ogóle przeżyję.
Eleazar poklepał przyjaciela po ramieniu.
— Kiedyś musiało do tego dojść... Jeśli mamy zginąć za kilka dni, cieszę się, że w tak zacnym gronie... w obronie twojej córki, przyjacielu.
♛
— Ale jesteś śliczna, jak z obrazka! — roześmiała się Tia, zamykając Evangeline w żelaznym uścisku. — I taka podobna do Carlisle'a! Och, i te oczy! Takie miałeś oczy jako...
— Jako człowiek. — Kiwnął głową blondyn, podchodząc do Tii i Benjamina. Przywitał się z przyjaciółmi i objął ramieniem Leannie powodując, że dziewczynka została wypuszczona z niedźwiedziego uścisku. — Cieszę się, że was widzę... jestem bardzo wdzięczny...
— Tia i... i Benjamin, prawda? — zapytała Evangeline patrząc na nowoprzybyłych.
Wampiry pokiwały głowami.
— Mama często opowiada, jak bardzo za wami tęskni!
— Właśnie — mruknął Benjamin, rozglądając się. — Gdzie jest Wills? Mieliście nas odwiedzić po jej przemianie, a wyszło tak, że znowu my tu jesteśmy!
Leannie spuściła na chwilę wzrok. Postanowiła nie dodawać, że to z jej powodu Ben i Tia zostali ściągnięci do USA. Dziewczyna starała się trzymać słów rodziców.
Dość łez już wypłakała, nie jest w stanie cofnąć czasu. Musi zrobić wszystko, by naprawić sytuację.
— Czy słyszę mojego ulubionego czerwonookiego?! — Willow wpadła do pokoju. Rozejrzała się po wampirach, które siedziały i najzwyczajniej w świecie rozmawiały, nie przejmując się sytuacją, rozgrywającą się w dalekim kącie.
W końcu wzrok wampirzycy zatrzymał się na dwójce Egipcjan.
— Ben! — zawołała, doskakując do mężczyzny.
Benjamin z głośnym śmiechem wziął wampirzycę w ramiona, okręcając wokół własnej osi. Zdecydowanie się za nią stęsknił. Rozmowy przez telefon i kamerkę, może i były pewnym udogodnieniem tamtych czasów, ale nie mogły zastąpić prawdziwych spotkań.
— Willow, nieśmiertelność ci służy! Wyglądasz... wow...
Carlisle chrząknął, puszczając Leannie. Przysunął się o krok do Willie i objął ją w talii, delikatnie przyciągając do siebie. Brunetka udała, że nie zwróciło to jej uwagi, wciąż zajęta wymianą uprzejmości z gośćmi.
Leannie natomiast pozostawiła Egipcjan i postanowiła wyjść na zewnątrz, by trochę odetchnąć. Zapadł zmrok i już dawno powinna spać. Wiedziała, że najprawdopodobniej za kilka minut rodzice zorientują się, że nie ma jej w łóżku i będzie musiała się w nim znaleźć w ciągu kilku sekund.
Bała się tego. Nie chciała zamykać oczu, nie chciała spać.
Wiedziała, że gdy otworzy oczy nastanie nowy dzień. Wzejdzie słońce, a wraz z nim przybliży się chwila ostatecznego spotkania.
Mimo słów pocieszenia, które otrzymała od rodziny, właściwie od każdego wampira, który w tym krótkim czasie dotarł do ich domu. Nikt nie obarczył jej winą, nie powiedział, że wini za cokolwiek.
Wszyscy zgodnie uśmiechali się i usiłowali dodać jej otuchy.
Czuła się zagubiona i żadne słowa nie mogły tego zmienić.
Evangeline wiedziała i bez daru Alice, że.. że coś złego się stanie.
Będą ofiary. Niewinne wampiry poniosą śmierć. I tylko ona będzie za to odpowiedzialna.
♛
Aaaaniołki moje kochane!
Zbliżamy się do końca, najprawdopodobniej zmieszczę się w dwóch rozdziałach i epilogu. Myślę, że całą książkę zakończę w ciągu najbliższych kilku dni, maksymalnie tygodnia. Potem będziecie mogli płakać razem ze mną XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top