{2}
Iwaizumi został obudzony przez dziwne dźwięki dobiegające z korytarza.
Wstał powoli, otworzył drzwi i zobaczył Oikawę, który leżał na podłodze.
– ... Chciałem cię obudzić... – wymamrotał.
– Głupek – odpowiedział mężczyzna, po czym pomógł mu wstał, a następnie zaprowadził do swojego pokoju. Ostrożnie posadził go na łóżku, uśmiechając się. Matko, on był po prostu cudowny.
– Nie masz na sobie teraz koszulki? – zapytał Tooru, wyciągając rękę w stronę swojego opiekuna, na co ten zachichotał łapiąc chłopaka za dłoń i przyciskając ją do swojego policzka.
– Nie powiem ci – odpowiedział. Obserwował jak palce Oikawy wędrowały wzdłuż jego szczęki. Robił to z niezwykłą delikatnością.
– Masz bardzo ostre rysy twarzy. – Szatyn nie potrafił ukryć uśmiechu. Sporo czasu minęło odkąd ktoś pozwolił mu się dotknąć.
Hajime w końcu wstał, zostawiając swojego podopiecznego na łóżku. Wziął jedną ze swoich ulubionych koszulek i nałożył ją. Ciągle myślał o Tooru, gdy nagle coś go olśniło.
– Hej, Oikawa...
– Hmm?
– Jak bierzesz kąpiele?
– Moja mama mi w tym pomagała...
Iwaizumi poczuł jak uczucie gorąca uderzyło go w policzki. Wiedział, że będzie musiał mu pomóc, ale...
– Zgaduję, że teraz będę musiał to zrobić sam... – Szatyn spuścił wzrok, na co mężczyzna tylko westchnął i podszedł do niego.
– Mówiłem ci już, że teraz masz mnie. Pomogę ci ze wszystkim.
Tooru spojrzał w kierunku, z którego dobiegał głos jego opiekuna, nieco różowiejąc na twarzy.
– Ale teraz, chodźmy coś zjeść. – Dwudziestojednolatek pomógł wstać młodszemu chłopakowi, po czym zaczął go prowadzić po schodach. Pewnie, powoli.
Gdy szatyn tylko usiadł przy stole, mężczyzna zabrał się za gotowanie. Dom wypełnił słodki aromat.
Oikawa kochał tą woń, choć nie wiedział czym właściwie jest.
– Iwaizumi, co to za zapach? – zapytał, po czym usłyszał jak zapytany stawia coś na stole.
– Wanilia.
To wszystko było dla niego takie nowe. Opieka nad niewidomą osobą okazała się być trudniejsza niż przypuszczał, jednak nie przeszkadzało mu to. Tooru należał do tego typu osób, które Hajime chciał obronić przed całym złem tego świata.
Pomógł chłopakowi zjeść naleśniki, zanim zaprowadził go do pokoju.
– Co robisz przez cały dzień? – zapytał.
– Zazwyczaj jestem po prostu w swoim pokoju, siedzę w nim i myślę. – Szatyn zmarszczył lekko brwi. Natychmiast poczuł, że jego towarzysz zszedł z łóżka. Usłyszał również stopniowo oddalające się kroki, jednak chwilę później Hajime był już z powrotem. Następnie chwycił jego ręce i coś na nich położył. To było dziwne. Oikawa chwycił ten obiekt już pewniej, wąchając go.
Miał bardzo miły, relaksujący zapach.
– Co to? – zapytał, wciąż nie wiedząc czym jest dany ciężki, twardy przedmiot.
Dwudziestojednolatek zabrał rzecz z rąk chłopak, a niedługo potem, młodszy usłyszał znajomy dźwięk. Papier. – To książka, prawda? – Wyciągnął dłoń i poczuł jak jego palce dotykają gładkiej powierzchni. Mógł poczuć litery, jednak ich nie rozumiał.
– Prawda. To jedna z moich ulubionych książek. – Iwaizumi spojrzał na lekturę w swoich dłoniach, obserwując jednocześnie jak palce szatyna wędrują po jednej ze stron.
– Mógłbyś coś dla mnie przeczytać?
– Jasne. – Hajime usiadł przy swoim podopiecznym, po czym otworzył książkę na losowej stronie. – Wyszliśmy z ciemności i do ciemności wrócimy. Jak ptak w nocy napędzany burzą, wylatujemy z Nicości; przez chwilę nasze skrzydła są widoczne w świetle ognia, jednak zaraz po tym znów wracamy do Nicości. Życie jest niczym i wszystkim zarazem. Życie to Ręka, którą trzymamy z dala od Śmierci.
– Więcej... Mógłbyś przeczytać więcej? – zapytał Oikawa. Mógł poczuć ramię mężczyzny, więc skorzystał z okazji, opierając swoją głowę o jego bark.
– W mojej dłoni trzymałem długopis, którym niegdyś pisał, a wokół jego szyi wisiał krzyż, który całowały jego umierające usta. Patrząc na niego, mogłem sobie wyobrazić ostatnią scenę tego dramatu, gdzie podróżnik konający z głodu i wychłodzenia, wciąż próbował przekazać światu odkryty przez niego, wielki sekret.
– Twój głos mnie uspokaja – odezwał się niespodziewanie Tooru, a Iwaizumi mógł poczuć włosy chłopaka dotykające jego szyi. Tak jak wspominał, były niezwykle miękkie.
– Cóż, miło mi. – Mężczyzna rozczochrał jego fryzurę i uśmiechnął się. Niesamowity.
– Chcę wiedzieć o tobie więcej. – Szatyn przymknął oczy, czekając na odpowiedź.
– A co dokładnie? – Hajime nie miał pewności co ten chciałby usłyszeć.
– Dlaczego jesteś dla mnie tak miły?
...
– Odkąd byłem dzieciakiem, wszyscy mi mówili, że jestem zbyt miły. Mógłbym pomóc każdemu., przynosiłem ranne zwierzęta do domu... Ale taki już się urodziłem. Zostałeś zraniony przez życie, więc chcę ci pomóc, chcę cię chronić... – Nagle usłyszał pociągnięcie nosem obok niego. Obserwował jak pojedyncza łza spłynęła po policzku młodszego chłopaka.
– ... nikt mi nigdy nie powiedział, że chce mnie chronić... Przepraszam, czasami bywam zbyt rozemocjonowany. – Oikawa w tej samej chwili poczuł jak Iwaizumi ociera łzę z jego twarzy.
I żadne słowa nie mogły opisać tego jak Tooru był szczęśliwy.
~~~
– Już czas – zaczął Hajime, prowadząc gdzieś swojego podopiecznego.
– Czas na co?
– Na kąpiel!
Mężczyzna zaprowadził szatyna do łazienki, a następnie napuścił wody do wanny. Dodał również trochę mydła, aby kąpiel była bardziej pienista.
– Przydałoby mi się tu trochę pomocy. – Usłyszał głos Oikawy. Odwrócił się i zobaczył jak szatyn ,,walczy" ze swoimi spodniami. Iwaizumi podszedł niego, pomagając mu w zdjęciu ubrań. Jego skóra była niezwykle blada, gładka.
Hajime zesztywniał, gdy uświadomił sobie, że chłopak musi jeszcze zdjąć bokserki.
– Sam mogę je zdjąć, tylko zaprowadź mnie do wanny. – Wysłuchał go i zanim młodszy do niej wszedł, rozebrał się już całkowicie, zaraz po tym, natychmiast chowając się wśród piany.
Gosh, wyglądał przeuroczo. Próbował łapać białą substancję w dłonie, jednak ta natychmiast znikała.
– Co... Boże, co to jest... – wymamrotał Oikawa z niedowierzaniem.
– Nigdy wcześniej nie brałeś kąpieli z bąbelkami? – zapytał mężczyzna, siadając nieopodal wanny.
– Kąpiel? Nie sądzę. – Znowu spróbował złapać pianę.
– Głupek, nie możesz jej chwycić. Spróbuj ją zagarnąć dłonią. – I Oikawa tak zrobił. Kąciki jego ust podeszły do góry, kiedy poczuł coś lekkiego oraz delikatnego w swojej dłoni.
Zachichotał, zaciągając się zapachem.
– Ładnie pachnie... To takie miłe.
_____________________________
Notka od tłumaczki:
Autorka przytoczyła w tym chapterze dwa fragmenty pochodzące z książki ,,Kopalnie króla Salomona" H. Ridera Haggarda (z rozdziału piątego i siódmego, dla dociekliwych) i musiałam sama je przetłumaczyć (;-;), więc jeśli macie jakieś zastrzeżenia, piszcie!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top