{5}
– Wyjdźmy gdzieś dzisiaj.
Oikawa odwrócił głowę, z której dobiegał głos.
– Moglibyśmy pójść do parku? – zapytał, próbując się podnieść.
Iwaizumi podszedł do niego, pomagając mu wstać.
– Jasne. Tylko trzeba się przebrać.
Weszli po schodach do ich pokoju. Mężczyzna nałożył swoje codzienne ubrania a chłopak spokojnie na niego czekał.
– Iwaizumi, mógłbym dzisiaj nałożyć twoje ubranie? – zapytał. Brunet rzucił szybkie ,,tak", po czym ruszył w kierunku szafy. Wybrał czarne dżinsy oraz niebieski t-shirt. Podszedł do nastolatka i podnosząc jego ręce, ściągnął z niego koszulkę, zastępując ją na jej niebieską zmienniczkę. Po włożeniu spodni przez chłopaka, byli gotowi do wyjścia.
Hajime przyzwyczaił się do ubierania Oikawy, który każdego dnia chciał nosić coś innego. I nie miał nic przeciwko temu, bo najbardziej zależało mu na szczęściu jego podopiecznego.
Zeszli po schodach do drzwi wejściowych.
Brunet stanął na chwilę, żeby włożyć buty. Tooru mógł szybko włożyć normalne buty, ale nalegał, że włoży dzisiaj swoje conversy. I tak dwudziestojednolatek skończył, pomagając chłopakowi założyć jego trampki, zupełnie jakby był matką pomagającą swojemu dziecku.
Kiedy otworzyli drzwi, uderzyła ich ciepła sierpniowa bryza.
Niebo było jasne, a wokół latały motyle. Iwaizumi chciał, żeby jego podopieczny mógł to zobaczyć.
Nałożył mu na nos okulary przeciwsłoneczne, żeby mogli uniknąć spojrzeń innych ludzi. Ostatnim razem, gdy wyszli, wszyscy się na gapili. Gapili się na Tooru, co denerwowało mężczyznę.
Złapał dłoń chłopaka.
– Będziemy iść powoli, ale trzymaj się mnie, okej?
Szatyn poczuł jak jego policzki płoną, więc tylko pokiwał głową i wyruszyli.
Oikawa nie wiedział jak wygląda świat. Wiedział, że idzie po czymś twardym, mógł poczuć wszechobecny upał. Nie wiedział jednak jak to wszystko się prezentowało, choć bardzo chciał...
Spacerowali przez prawie godzinę, gdy nagle dotknął czegoś miękkiego.
Podłoże stało się niespodziewanie delikatne.
– Jesteśmy w parku – powiedział Iwaizumi.
Szatyn opadł na kolana, dłońmi dotykając trawy. Wdychał głęboko powietrze.
Było przyjemne.
Mógł usłyszeć rozmawiających ludzi, śmiejące się dzieci, coś bzyczącego.
Dwudziestojednolatek usiadł obok niego.
Wybrał spokojne miejsce, otoczone drzewami i kwiatami, gdzie nie chodziło zbyt wiele osób.
– Podaj mi swoją rękę – poprosił brunet. Nastolatek wyciągnął dłoń, na której po chwili coś zostało coś położone. Nawet jeśli nie mógł tego zobaczyć, wiedział, że jest delikatne.
Podniósł swoją dłoń do nosa, wąchając obiekt.
Słodkie. Jejku, jakie słodkie.
Znał ten zapach.
– Róża. – Uśmiechnął się.
Spędzili czas na zwiedzaniu parku. Oikawa chodził cały w skowronkach. Nie tylko dlatego, że poznał tak wiele nowych rzeczy, ale też dlatego, iż miał przy swoim boku Iwaizumiego. Iwaizumi trzymałby go mocno za dłoń, złapałby gdyby miał upaść, pozbyłby się brudu z jego ubrań jeśliby je zabrudził.
Szatyn zapomniał już o tym, że rodzice nadal do niego nie zadzwonili, był szczęśliwy.
Zbyt szczęśliwy.
Ciągle myślał, co by teraz robił, gdyby nie dogadał się ze swoim aktualnym opiekunem. Czy ktoś inny zająłby jego miejsce? Czy ktoś inny, by go uszczęśliwiał? Czy ktoś inny przyprawiłby go o szybsze bicie serca?
Nie.
Iwaizumi był jedyny w swoim rodzaju.
Nastolatek próbował stłumić swoje uczucia względem niego, jednak poległ totalnie. Kiedy Hajime go dotykał, miał wrażenie jakby jego wnętrze wypełniało się kolorami. Nie wiedział jak wyglądały, ale gdy dłonie mężczyzny choćby go musnęły, mógł poczuć jak oblewa się czerwienią. Natomiast, kiedy je zabierał, miał wrażenie jakby ogarniał go błękit.
A gdy się całowali – paleta kolorów eksplodowała, zalewając wnętrze Oikawy wszystkimi odcieniami tęczy.
Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego.
Siedział na trawie już dłuższy czas, gdyż dwudziestojednolatek poprosił go, aby się nie ruszał. Mógł usłyszeć dźwięk ołówka przejeżdżającego po kartce naprzeciw niego.
– Iwaizumi, dlaczego mnie rysujesz? – zapytał.
Najpierw usłyszał westchnięcie, a zaraz potem chichot.
– Bo jesteś arcydziełem w ludzkiej formie, twojego piękna nie da się opisać. Gdybym mógł, narysowałbym cię na księżycu, żeby cały świat mógł cię podziwiać.
Tooru usłyszał jeszcze szuranie nogami, zanim dłoń mężczyzny wylądowała na jego klatce piersiowej. – Możesz tego nie rozumieć, możesz nie być w stanie wyobrazić sobie jak piękny jesteś, ale będę ci o tym mówił codziennie. Każdego dnia będę ci mówił jak niesamowite są twoje oczy, włosy, wszystko co dotyczy CIEBIE. Jesteś jak najdoskonalszym człowiekiem. – Brunet skrócił dzielący ich dystans, całując chłopaka w policzek.
Szatyn mógł poczuć łzy wzbierające w jego oczach.
– To ty jesteś idealny, nie ja. Jesteś idealny, Iwaizumi. Niczym nie zasłużyłem sobie na tak dobrą osobę jak ty, będącą przy moim boku. Jeśli ja jestem doskonałym człowiekiem, to ty aniołem, który zstąpił z niebios.
Nagle poczuł jak Hajime ociera jego łzy i zamyka w swoich objęciach. Silne ramię mężczyzny otoczyło talię nastolatka, przyciągając go tak blisko jak tylko mógł.
~~~
– Dobrze się dzisiaj bawiłem! – zawołał Oikawa, gdy wszedł pod kołdrę.
Zamknął oczy, myślami wracając do dzisiejszego dnia. W tej samej chwili poczuł jak łóżko nieco się ugina, więc natychmiast zajął swoje miejsce przy brunecie. Wręcz rozpływał się czując ciepło mężczyzny, zasypiając w jego ramionach. Bicie serca Hajime zawsze go uspokajało i pozwalało w spokoju odejść do krainy snów, tak jak tym razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top