Rozdział 7
- Skąd ty...?
- Twoje oczy. One zawsze cię zdradzają.
Elisabeth była w szoku. Jej plan legł w gruzach.
- Niemożliwe. - wyszeptała. W jej oczach zebrały się łzy, które z trudem powstrzymywała.
- Sądzę, że powinniśmy wyjaśnić sobie pewne rzeczy.
Nie wiedziała co odpowiedzieć. Z jednej strony chciała poznać jego wersje, a z drugiej on nic nie zrobił, nie pomógł jej. Patrzył jak oni robią jej krzywdę.
- Ja nie jestem tego taka pewna. - odpowiedziała. Chciała wyjść na pewną siebie sukę. Nie mogła pozwolić sobie, żeby ten głupek zobaczył jakie to dla niej trudne.
- Zapraszam na kawę. - Elisabeth wpatrywała się w niego. Już miała się nie zgodzić, ale... - nie chce słyszeć słowa odmowy.
- Dasz mi chwilkę? - nie miała nic do stracenia. Ruszyła w stronę prywatnej łazienki Mailika. Stanęła przed lustrem. Zdjęła maskę. Wróciła do swojego mrocznego wyglądu. Ciemne włosy, blada cera, błękitne oczy.
Przerażająca aura, otaczająca dziewczynę przyciągała Zayn'a. Elisabeth nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, że chłopak stoi w drzwiach i jej się przypatruje. Była zbyt zajęta magią, którą właśnie odkryła przed tajemniczym Malik'iem.
- To co zrobiłaś... Niesamowite. - dziewczyna automatycznie się spięła. On miał myśleć, że to była peruka i soczewki.
Podeszła do niego stanowczym krokiem i złapała za dłoń. Jej oczy przybrały barwę jaskrawego błękitu. Chłopaka przeszedł bolesny prąd.
- Jeśli komukolwiek powiesz o tym co widziałeś, zabiję cie. Rozumiesz? - warknęła. Zayn trochę się przestraszył. Zdążył zauważyć, że dziewczyna jest kimś... Kimś z nie z tego świata.
- Tak. - wyszeptał. Miał dość tego dziwnego bólu. Był nieznośny. Tak jak się domyślał, dziewczyna puściła jego dłoń. Ból ustał.
- Możemy iść.
Ruszyli w stronę wyjścia. Wszystkie jego pracownice były wgapione w szatynkę. Poczuły nawet zazdrość, gdyż dziewczyna według nich była piękna. Tylko Elisabeth nie dostrzegała swej niezwykłej urody. Zayn również podziwiał jej zgrabne ciało i piękną twarzyczkę. Przyznał się sam przed sobą, że ta mała dziewczynka, którą poznał jak był nastolatkiem, wyrosła na nieziemsko urokliwą i śliczną kobietę. Jednak w jej oczach widział ciągle smutek. Wiedział co spowodowało, że dziewczyna była nieszczęśliwa. Czuł się winny. On i reszta odebrali radość dorastającej nastolatce. Zrobiło mu się głupio, że nie powstrzymał tego wszystkiego. Złapał za jej delikatną dłoń, która już nie porażała prądem. Chciał dać jej poczucie bezpieczeństwa. Czuł się za nią odpowiedzialny.
Dziewczynie spodobał się jego czuły dotyk, jednak nie mogła sobie na niego pozwolić.
- Nie powinieneś. - wyrwała się z jego uścisku. Zayn trochę się zawiódł. Kobiety zawsze pragnęły jego dotyku, ale czego mógł się spodziewać po Elisabeth. Nienawidziła go.
Dalej szli obok siebie. Mailk'a kusiło, aby dotknąć dziewczynę, ale chciał jej dać czas. Nie mógł jej teraz zostawić samej. Zależało mu na jej szczęściu. Nie wiedział dlaczego tak bardzo pragnął sprawić jej radość. Nie była mu obojętna. Wręcz czuł się zobowiązany dać jej trochę przyjemności. Zbyt dużo się wycierpiała. Chciał odkupić swoje winy.
Parę minut później znaleźli się w kawiarni, która znajdowała się tylko kilka metrów od biurowca Malik'a. Stanęli w kolejce do kasy. Po chwili już obsługiwała ich miła kobieta po czterdziestce.
- Dla mnie espersso americano, a dla ciebie, Elisa? - zapytał Malik. Dziewczyna nie mogła się zdecydować.
- Hymmm... Poproszę Latte Macchiato Carmel. - w końcu odpowiedziała. Poczuła się trochę głupio. Tak bez powodu.
- Już się robi. - kobieta promiennie się uśmiechnęła.
Zayn wziął ich zamówienie. Zajęli miejsce przy dwuosobowym stoliku.
- Więc... - zaczął Zayn, jednak słowa ugrzęzły mu w gardle, kiedy spojrzał jej w oczy.
- Więc? - powtórzyła po nim.
- Chciałbym, żebyś pracowała u mnie. Wiem, że ojciec zapewnił ci przyszłość, ale... - Elisabeth delikatnie się zarumieniła. Patrząc na Zayn'a zrozumiała jak bardzo ten mężczyzna ją pociąga.
- Pomyślałem, że chciałabyś zdobyć doświadczenie i spełnić się zawodowo. Przecież twoim marzeniem było założyć własną firmę. - pamiętał. Dziewczyna poczuła, że robi jej się miło na sercu. Jakimś dziwnym cudem cała nienawiść do Zayn'a zmniejszyła się o połowę.
- Jasne, że chciałabym coś robić w życiu. - dodała trochę za bardzo entuzjastycznie, co zaskoczyło Malik'a. - Może to dziwnie zabrzmi, ale dziękuje.
- Nie masz za co. Jakoś muszę się odpłacić za to co zrobiłem. Ja... Przepraszam, nie chciałem, żeby tak wyszło. Jednak...
- Nie kończ. - Elisabeth mu przerwała. Nie miała najmniejszej ochoty psuć tej chwili. Pierwszy raz od paru dobrych miesięcy poczuła się normalnie. Zwyczajnie wyszła na kawę.
- Porozmawiamy o tym kiedy indziej. - dodała szybko.
Rozmawiali jeszcze trochę, ale Zayn musiał wracać do pracy. Było mu przykro, że ktoś przerwał im rozmowę, która swoją drogą szła bardzo dobrze. Dogadywali się jak nikt. Mimo, że przeszłość ich obojga ściągała złe i ciemne demony, które miały namieszać im w życiu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top