Rozdział 3
Droga Elisabeth,
Tym razem skupmy się umiejętności kontrolowania wody. Wiesz, że możesz zatopić nawet cały Nowy York? Ale lepiej nie próbuj tego zrobić. Może się to źle skończyć. Mam nadzieje, że podczas treningów skorzystałaś z małej instrukcji dołączonej do tego listu.
Kocham Cię,
Babcia.
Dzień za dniem mijał. Elisabeth już cały miesiąc pracowała w firmie Martina. Momentami miała dość tej chorej sytuacji. Jednak nie mogła się poddać. Czasami nie mogła się opanować. Stres i złość były silniejsze. Jednak jej misja szła zgodnie z planem. Uwiodła swojego szefa. Ich związek stawał się poważniejszy. Martin zaręczył się swojej pięknej asystentce. Planowali ślub. To zmobilizowało Elizabeth. Zostało już niewiele czasu. Dziewczyna z każdym dniem była silniejsza i pewniejsza siebie. Nawet zaplanowała już całą noc poślubną. Wiedziała, że wszystko się uda.
Momentami Beth dziwiła się jakim cudem Martin zdobył taką pozycje w biznesie. Inteligencją to on nie grzeszył. Jednak nie głowiła się nad tym długo. Wiedziała, że to bez większego sensu.
Dziewczyna patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Miała na sobie białą, obcisłą suknię. Źle czuła się w swoim stroju ślubny, jednak nie dała po sobie tego pokazać. W odbiciu lustrzanym widziała szczęśliwą, piękną blondynkę, którą nie była i Martin się miał o tym przekonać. To był ten moment. Wyszła z pokoju hotelowego i szła w kierunku plaży. Elizabeth namówiła Martina, aby ich ślub odbył się w tajemnicy. Tylko oni i plaża. Tak i oto znajdowała się na Hawajach. W białej, długiej sukni pomaszerowała w kierunku swojego przyszłego męża.
Martin był wniebowzięty na widok uroczej blondynki. Kochał ją jak nigdy. Pewny, że dziewczyna odwzajemniała jego uczucie, poprosił ją o rękę, a ta się zgodziła.
Szła w jego kierunku w pięknej sukni ślubnej. Jego serce przyspieszyło.
Złapali się za ręce i przysięgły sobie miłoś na zawsze.
A Ż D O Ś M I E R CI.
Nim się spostrzegli zapadła noc. Ta noc. Wcześniej dziewczyna już mu się oddała, jednak tym razem chciał kochać swoją żonę. Dalej do niego to nie dochodziło. Był taki szczęśliwy.
Elizabeth również była zadowolona. Doprowadziła pierwszą część planu do końca.
- Kochanie... - zaczęła Elisabeth, znana również jako Kaylie, żona Martina. -Poczekasz chwilkę? Muszę się przebrać.
Elisa szybko pobiegła do łazienki. Zmyła z siebie całą to różową maskę. W lustrze widziała swoją bladą cerę, niebieskie oczy i krwistoczerwone usta. Swoje czarne włosy ukryła pod blond peruką. Miała na sobie seksowną bieliznę składającą się z koronkowego, półprzezroczystego stanika, kusych stringów i czarnych zakolanówek połączonych do dolnej części bielizny. W rękach miała tajemnicze pudełko. Była gotowa. Jej serce biło jak szalone. Wróciła do sypialni. Martin był w szoku. Pragnął tylko ściągnąć z niej tą bieliznę i pieprzyć ją do nieprzytomności. Łapczywie dotykał jej ciała. Ona jednak odsunęła się od niego, uniemożliwiając im kontakt fizyczny.
- Nie tak prędko, mój drogi. - uśmiechnęła się złowieszczo. Pokazała mu pudełko. - O to mój ostatni prezent dla ciebie.
- Co to jest? Mogę je otworzyć.
- Zaczekaj sądzę, że powinieneś coś jeszcze zobaczyć. - Martin patrzył na nią. Nic nie rozumiał. Nie wiedział czego ma się spodziewać. Jednak zauważył pewne zmiany. Kogoś mu przypominała. Nagle spod blond włosów, wydobyły się czarne proste pasma. Nie wierzył w to co widział. - Teraz możesz otworzyć swój prezent.
Sięgnął po bordowe pudełko. Otworzył wieczko.
- O mój boże! - wykrzyknął. W pudełku był pistolet. Dziewczyna spojrzała na niego władczo.
- Wyciągnij go. - użyła swojej magii. Kontrolowała każdy jego ruch, sterowała jego mózgiem. Nie miał na nic wpływu. Był już prawie martwy. - Nie wyglądam ci jakoś znajomo? Przyłóż broń do skroni. - w dalszym ciągu był pod jej kontrolą. Dziewczyna czuła, że żyje. Prawie zapomniała jakie to jest uczucie. Martin patrzył na nią z przerażeniem.
- Co ty ze mną robisz?! Jakim cudem mną kontrolujesz?! - krzyczał.
- Nikt cię nie słyszy złociutki. Pamiętasz mnie? - zapytała. Mężczyzna przyglądał jej się. Olśniło go. Wiedział kim jest.
- Elisabeth. - wyszeptał. - Elisabeth to ty! Miałaś nie żyć.
- Żyję. Wypowiedz jeszcze raz moje imię.
- Elisabeth.
- Strzel sobie w łeb, śmieciu. - i tak zrobił. Elisa zaczęła się śmiać. To było znacznie prostsze niż się wydawało. - Do zobaczenia w piekle.
Ucałowała jego policzek na pożegnanie. Potem był tylko strzał. Ciało Martina opadło na łóżko.
Zatarła za sobą wszystkie ślady. Upewniła się, że nikt nie dowie się o jej istnieniu. Później przelała cały majątek należący do Martina na rzecz dzieci głodującyhc w Afryce. Zrobiła to anonimowo. Później sprawdziła czy wzięła wszystkie swoje rzeczy. Była pewna, że nikt się nie domyśli. Kaylie nie istniała. Rzuciła pracę i zniknęła.
Zanim wszyła, wzięła ze sobą telefon należący do Martina. Nagle ktoś zadzwonił. Na ekranie ujrzała znienawidzone nazwisko. Wspomnienia powróciły.
- Od dzisiaj jesteś mi obcą osobą. Rozumiesz?! - mężczyzna w eleganckim garniturze krzyczał na osiemnastolatkę. Kiwnęła głową. Nie potrafiła zmusić się do mówienia. Tak bardzo się bała. - Mówić nie umiesz?!
- Tak. Rozumiem. - odpowiedziała cichutko. Była zrozpaczona.
- Z głodu nie umrzesz. Bierz manatki i wynocha mi stąd. - popatrzyła na wysokiego mężczyznę. Kiedyś był jej bliskim przyjacielem. Zawsze jej pomagał, trzymał jej stronę, a teraz ją opuszczał. Nie on jeden odszedł. Została sama. Całkiem sama.
Mężczyzna podszedł do drzwi. Ostatni raz spojrzał na dziewczynę. Na Elisabeth. Widział załamaną, kruchą dziewczynę, która pragnęła odebrać sobie życie. Zrobiło mu się nie dobrze. Nie chciał jej widzieć. Nie znosił jej. Zatrzasnął za sobą drzwi.
Po policzkach ciekły jej łzy. Jednak nie poddawała się. Zaplanowała zemstę na wszystkich. Na nim. Na przyjacielu, który ją opuścił kiedy go najbardziej potrzebowała. To on przyczynił się do tego. To przez niego życie dziewczyny legło w gruzach. Zastanawiała się jak ktoś taki śmiał nazywać siebie przyjacielem. Otarła łzy i wstała, unosząc wysoko głowę.
Tym razem też uniosła głowę wysoko. Nie pozwoliła łzą wypłynąć na świat. Na jej twarzy pojawił się tylko psychopatyczny uśmiech.
Oni wszyscy pożałują.
Elisabeth ostatni raz spojrzała za siebie i odeszła. Zostawiła za sobą martwego Martina, który zasłużył na tą kare.
Taki mały przedsmak przed kolejnymi rozdziałami. Aby was nie zanudzać. Pomyślałam, że akcje będe przyspieszać, gdyż przed nami jeszcze tyle wątków tej historii :D Czekajcie cierpliwie ! FITHING !
XO XO
Szalona VV.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top