Rozdział 27




Elisabeth obudziła się w nocy. Poczuła, że ktoś bierze ją na ręce. W ciemności dostrzegła sylwetkę dobrze jej znaną. W powietrzu unosiły się jego perfumy. Tęskniła za nimi.

- Zayn. - wyszeptała.

- Cichutko maleńka. Wyciągnę cie stąd.

Jednak to nie nastąpiło. Zewsząd uruchomił się alarm.

- Wiedziałem kurwa, wiedziałem! - usłyszeli głos ojca Zayn'a. - Macie ich złapać. Te małą kurwę i mojego syna.

Zayn przyspieszył kroku, ale to nie pomogło. Zostali złapani i zaprowadzeni do gabinetu jego ojca.

- Myślałeś, że się nie dowiem?! - wykrzyczał pan Malik. - Ty mały gnojku! Miałeś być po naszej stronie. Kurwa po naszej i nie obchodzi mnie czy ją kochasz czy nie! Przez nią zginęła Rosalie!

Elisabeth nie wytrzymała. To był ten moment. Moment kiedy wszystko wyszło na jaw.

- Rosalie? - zapytała. - Ona kurwa była moją matką! Jedyną osobą, która tak na prawdę mnie kochała!

- Kochała?! Ona cie nienawidziła! Byłaś tylko zakałą rodziny! Twoja babka cię przeklęła! - krzyknął ojciec Zayn'a.

- Nie prawda! Ona mnie kochała. Elisa uroniła jedną łzę, nie więcej. - To wszystko wasza wina! Ich wina! Twojego synka też! Wasza pierdolona wina! Przez was straciłam ją!

- Kochałem twoją matkę!

- To dlaczego na to pozwoliłeś?! Dlaczego?!

Nagle wszystko przybrało jednego wielkiego wspomnienia. Wszyscy znaleźli się w tym przeklętym pokoju.

- Kochanie. - usłyszeli głos Richarda, ojca Elisabeth. - Mam dla ciebie niespodziankę.

Uśmiechnięta kobieta weszła do środka.

- Co się stało Riri? - zapytała Rosalie. Nagle dostrzegła, że w pokoju znajdują się jeszcze bliscy przyjaciele jej męża Martin oraz Charles. Nie zauważyła jedynie młodego Malik'a, który siedział w fotelu obok. - Oh panowie, podać wam coś pewnie? Jack Daniels?

Mężczyźni uśmiechnęli się podle.

- Nie trzeba. - powiedział Martin. - Mamy do pogadania Rose.

Richard złapał za oba nadgarstki kobiety. Zakuł ją w kajdany.

- Co jest?! - krzyknęła wystraszona kobieta.

- Byłaś niegrzeczna Rose, oj bardzo niegrzeczna. - zaśmiał się złośliwie Richard. - Czas pokazać ci jak kończą niegrzeczne dziewczynki.

Uderzył ją mocno w prawy policzek, a potem w lewy. Jego przyjaciele zaczęli ją rozbierać.

- Co wy robicie?! Zostawcie mnie. - zaczęła łkać.

- Ty jebana kurwo! Zdradziłaś naszą rodzinę, pozwoliłaś, żeby nasza córka zmieniła się w wiedźmę. Twoja matka już pożałowała. Teraz wącha kwiatki od spodu.

- To ty?! - kobieta zaczęła płakać. - Ty zabiłeś moją matkę?! Jesteś potworem! Zostawcie mnie już!

- Masz marzenia. - zaśmiał się Richard. - Teraz twoja kolej. - warknął.

Sięgnął po ostrze. Delikatnie przejechał nożem po jej brzuchu nacinając kawał skóry. Kobieta krzyczała z bólu.

Zaczęli ja gwałcić, bić, poniżać. Bawili się przy tym przednio, a młody Malik tylko obserwował. Wiedział, że to kara za próbę uratowania małej Ellie, która nie zdawała sobie z niczego sprawy.

- To za to, że sypiałaś z tym szmaciarzem! - walnął ją w twarz.

- To za to, że będę musiał zabić naszą córkę. - nóż znalazł się w jej brzuchu.

Kobieta poczuła, że to koniec. Czuła, że umiera.

- Kocham cię Ellie. - krzyczała, aż powoli traciła oddech i świadomość. Wykrwawiała się. Już nie czuła bólu. Zamknęła oczy. Upadła na ziemie, na samo dno. Umarła.

Panowie zebrani zaczęli się śmiać.

- Dobra zabawa. - powiedział Martin.

- Szybko poszło panowie. - dodał Richard. - Czas pozbyć się dowodów czy śladów. Wieść o tej dziwce ma zniknąć z powierzchni ziemi jakby nigdy nie istniała. Da się zrobić prawda?

- Prawda. - powiedział sucho Charles.

Byli z siebie dumni. Pozbyli się problemu. Jednak nie zdawali sobie z jednej rzeczy sprawy. Świadkiem całego wydarzenia była mała Ellie, która została wygnana ze swojego idealnego życia. Pozostawiona na lodzie, samotna. Czekająca na nadchodzącą śmierć, gdyż wiedźmy takie jak ona nie mają prawa na przeżycie.

- Jesteś z siebie zadowolony? - zapytała patrząc staremu Malikowi prosto w oczy. - Pojmałeś mnie i zabijesz. Sprawisz radość mojemu ojcu.

- Bardzo zabawne. - odpowiedział jej. - Najpierw zabiłaś tych dwóch. Myślisz, że nie wiem? Chciałaś dorwać mojego syna, a ten głupiec się w tobie zakochał, ale ty nie potrafisz kochać. No powiedz mu, powiedz mu prawdę. Po co pojawiłaś się w jego życiu. Po co to wszystko! Chciałaś tylko zemsty.

Zayn doznał szoku. Nie mógł w to uwierzyć. Spojrzał na płaczącą Ellie.

- Zayn. - wyszeptała. - To prawda, ale ja kocham cię. Moje uczucia są prawdziwe. - dziewczyna podeszła do niego. Delikatnie objęła jego policzki. - Zawsze cię kochałam, to się nie zmieniło. Jednak byłam zaślepiona. Pragnęłam zemsty jak nikt inny, ale nie potrafiłam... Nie potrafiłam cie zabić, bo ty nie byleś niczemu winny. Teraz to wiem.

Pan Malik zaczął się śmiać.

- I ty jej w to wierzysz?!

- Wierzę. - powiedział pewnie mulat.

- Jesteś głupcem. - powiedział sucho. - Zamknijcie ich obu.

Ochroniarze starego Malik'a zaprowadzili ich do tego samego pokoju, w którym Ellie spędziła te kilka dni.

- Elisa... - wyszeptał Malik.

- Nic nie mów. - dziewczyna pocałowała go.

- Wyciągnę nas stąd. - kłamała. - Tylko mnie pocałuj.

Ich usta złączyły się. Elisabeth wiedziała, że to koniec. Ostatni raz chciała zasmakować ust swojego ukochanego.

- Kocham cię. - wyszeptała.

- Ja ciebie też, księżniczko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top