Rozdział 26




Zayn obudził się obok Kristy. Spali ze sobą kolejną noc. Próbował zapomnieć o pięknej Elisabeth. Po tym co zrobiła, chciał ją znienawidzić, jednak cały wysiłek szedł na marne. Dziewczyna dalej siedziała w jego głowie i nie planowała prędko wyjść. Co gorsza czuł ogromne wyrzuty. Zdradził ją. To był najgorszy błąd, ale wiedział, że ona mu wybaczy. Pragnął ja odnaleźć. Zapomnieć jej przewinienia i żyć dalej. To ona sprawiała, że czuł się szczęśliwy. Była jego promyczkiem nadziei na lepsze jutro.

- O czym myślisz kochanie? - Kristy patrzyła wprost na niego. - O mnie prawda?

Uśmiechnęła się delikatnie.

- Masz takie rozmarzone spojrzenie. - szepnęła.

Zayn natychmiastowo się spiął. Nie chciał oszukiwać Kristy. Mimo wszystko była jego przyjaciółką. Wszystko tak bardzo się skomplikowało.

- Chyba pora wstawać. Muszę iść do pracy. - oznajmił Zayn.

- Tak, tak. - Kristy uśmiechnęła się szerzej.

Tak jak powiedział, Zayn opuścił łóżko. Skierował się do łazienki, po czym wybrał odpowiedni garnitur w swojej olbrzymiej garderobie. Nie skusił się na śniadanie, które przygotowała Kristy. Wsiadł w swoje ulubione Audi R8 i wyruszył do pracy. Czekał go kolejny trudny dzień. Nie miał ochoty na nic. Nagle wszystko ponownie straciło sens. Tak jak każdego poranka...

Zatrzymał się w pobliskim Starbucks i zamówił czarną kawę.

Pojawił się biurze na czas. Dzień zaczynał od paru mało ważnych spotkań z udziałowcami. Było mu to na rękę. Siedział wygodnie w fotelu i wysłuchiwał paru przygłupów. Przytakiwał im jedynie. Oni i tak nie mieli nic do gadania. Jednak zadaniem Zayn'a było utrzymanie ich w przekonaniu, że są bardzo potrzebni w firmie.

- Dziękujemy panie Malik, że wysłuchałeś naszych propozycji. - powiedział jeden z nich.

- Nie ma za co Jack. Jestem na prawdę zadowolony, że mogę współpracować z tak inteligentnymi mężczyznami. - Zayn uścisnął jego dłoń.

- To co widzimy się u mnie na kolacji?

- Jasne, że tak. - powiedział Zayn. Kompletnie zapomniał o niej. Jednak musiał się pojawić. Chciał iść tam ze swoją księżniczką. Miał zamiar ją wtedy oficjalnie ogłosić swoją dziewczyną i przedstawić wszystkim ważnym osobistością.

Popołudniu Zayn miał niespodziewanego gościa, a mianowicie swojego ojca. Nie był zadowolony z tego faktu. Ten człowiek stał mu się całkowicie obcy.

- Cześć synu. - powiedział sucho, kiedy stanął w progu biura młodego Malika.

- Witaj. - Zayn opuścił swój wygodny fotel i ruszyła na spotkanie ojcu.

Nagle zadzwonił telefon. Chłopak odwrócił się. Na ekranie jego IPhone pojawił się nieznany numer.

- Przepraszam muszę odebrać. - powiedział. Przejechał palcem po ekranie tym samym rozpoczynając rozmowę.

- Zayn. - usłyszał cichy szept Ellie. Zamarł. Cały jego świat się zatrzymał. Natychmiastowo opuścił swoje biuro. Nie chciał, żeby jego ojciec słyszał tę rozmowę. Od razu ruszyłby w pogoń za dziewczyną.

Wyszedł jak gdyby nigdy nic i skierował się w stronę sali konferencyjnej.

- Ellie. - wyszeptał. W oczach miał łzy.

- Oni, on, ona. - jąkała się. - Twój ojciec i ona, Kristy wszystko zaplanowali. Uwięzili. Nie wierz w ich słowa. Nic jej nie zrobiłam. Błagam uwolnij mnie. To miejsce to piekło. Wysłałam ci sygnał. Namierz telefon. Zrób cokolwiek. Wyciągnij mnie stąd. Bła... - nie udało jej się dokończyć.

Usłyszała kroki. Ktoś zbliżał się do pokoju, w którym była zamknięta. Szybko się rozłączyła i schowała komórkę. Jakimś cudem udało jej się w nocy wymknąć i ukraść telefon. Oczywiście pomogła sobie, ale w tym miejscu udawała słabą i niewinną.

- Witaj, mała szmato. - usłyszała jego głos. Tego skurwysyna. Od wydarzenia w samolocie przychodził codziennie. Robił z nią te wszystkie okropne rzeczy, a ona czuła w tym przyjemność. Nie mogła tego powstrzymać.

- Cześć John. - powiedziała obojętnie. Jednak w głębi duszy nie mogła się doczekać kiedy zwiążę ją i będzie ostro pieprzył jak rasową dziwkę. Ten mężczyzna zdecydowanie był dobrym kochankiem. Będąc z nim zapominała o tym kim jest.

- Gotowa? - zapytał ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. - Nie rzucaj się, a nie będzie bolało.

Elisa pokiwała nieznacznie głową. John odszedł ją od tyłu. Związał jej ręce. Oczy zakrył przepaską. Uwielbiał ją w ten sposób poniżać. Mocno uderzył jej prawy pośladek.

- Ay ay, został ślad. - zaczął się śmiać jak opętany. - A teraz grzecznie połóż się na ziemi i rozłóż nóżki.

Zrobiła jak powiedział. Czekała grzecznie. Poczuła podniecenie. To było chore i takie dobre. Dziewczyna wiedziała, że to nie odpowiednie.

Mężczyzna zaczął całować jej ciało. Pierwszy raz. Elisa zaczęła pojękiwać kiedy jego język zaatakował jej kobiecość.

- Dobrze ci, mała szmato? - warknął.

- Uhm... - wyszeptała.

Jego palce znalazły się w środku. Brutalnie zaczął nimi poruszać. Dziewczyna poczuła ukłucie bólu i przyjemności.

- Powiedz, że ci dobrze. - jeszcze mocniej na nią napierał.

- Tak dobrze mi! - wykrzyczała. Czuła, że zaraz dozna spełnienia. Przestał.

John zaczął się śmiać. Słyszała jak ściąga swoje dolne części garderoby. Nagle jego penis znalazł się w niej. Pieprzył ją szybko i mocno.

- Masz kurwa krzyczeć moje imię kiedy będziesz dochodzić, mała szmato. - wydyszał.

- John. - powiedziała twardo. - John!

Oboje doszli. Byli pod tym względem zgrani.

Mężczyzna rozwiązał sznur i ściągnął przepaskę z jej oczu, po czym szybko opuścił pokój. Elisabeth ubrała się i czekała na następny dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top