Rozdział 23

Elisa obudziła się w ciemnym pokoju. 

Stąd już nie ma ucieczki!

Wspomnienia z minionego dnia wróciły

Zginiesz!

Po jej policzkach zaczęły spływać samotne łzy.

Jeszcze  śmiesz pokazywać im swoją słabość! 

Była taka bezbronna i bezsilna. 

Głupia.  

Wszystko pamiętała. Wiedziała, że to już koniec.

... Po tym jak dojechali na lotnisko, obaj ochroniarze złapali Elisabeth za ramiona.

- Nie szarp się, a nie zrobimy ci żadnej krzywdy. To nie leży w naszej pracy. Nie naszej. - wyszeptał jej do ucha, jeden z nich. Ellie wydawało się, że był to Sean. - Złapaliśmy wiedźmę, stary.

Obaj zaczęli się śmiać. Elisa nie mogła powstrzymać się od prychnięcia. Traktowali ją jak jakiś wybryk natury. Miała ochotę im pokazać co potrafi, jednak była zbyt wycieńczona.

Elisabeth szukała wzrokiem Kristy. Dziewczyna stała zaraz obok obu mężczyzn, którzy kurczowo trzymali wiedźmę za ramiona, jakby bali się, że ta zaraz ucieknie. Uśmiechała się radośnie, niczym dziecko, które otrzymało najwspanialszy prezent gwiazdkowy. Elisa spodziewała się tego, pozwoliła im na to. Brunetka zdradziła ją i swojego najlepszego przyjaciela.

- Myślałaś, że ci pomagam głupia wiedźmo? - zapytała z wyższością. Elisabeth miała ochotę parsknąć śmiechem. Ta dziewczyna zachowywała się jak pięcioletnie dziecko. Dawała takie dobre pozory, ale na prawdę była po prostu głupia. 

- Ha, ha! Bardzo zabawne. - zaczęła się śmiać. Elisa przewróciła oczami, ale postanowiła pozwolić jej kontynuować. - Nie oddam nikomu mojego Zayn'a. Nikomu. 

Podeszła do Elisabeth i szarpnęła za jej koszulkę, cały czas śmiejąc się jak opętana wariatka.

- Ktoś tu chyba potrzebuje egzorcysty. - wyszeptała tak cicho, żeby tylko Kristy usłyszała. 

Brunetka zignorowała ją.

- Chłopcy idziemy. Trzeba naszą księżniczkę oddać w dobre ręce. 

Ruszyli w stronę bocznych wyjść. Chwilę potem znaleźli się na pokładzie podejrzanego samolotu. Elisa była pewna, że należał on do ojca Zayn'a.

- Mogę wiedzieć gdzie lecimy? - zapytała cicho Sean'a. Spojrzał na nią wymownie.

- Wracamy do Anglii, wiedźmo. - ochroniarz podniósł Ellie na ręce i zaniósł ją do oddzielnego pomieszczenia, w którym znajdowało się łóżko. Rzucił ją na ziemię. Dziewczyna poczuła delikatny promień bólu, który przeszedł ją wzdłuż ciała. Sean sięgnął po grube liny.

- Zwiąż ją. - polecił John'owi, drugiemu ochroniarzowi. Następnie ze śmiechem opuścił pomieszczenie.

John podszedł do Ellie. Dziewczyna uważnie mu się przyjrzała. Wyglądał na porządnego gościa. Całkiem przystojny blondyn. Jednak jego obojętny wyraz twarzy przerażał Elise. Kurczowo złączył oba nadgarstki dziewczyny, po czym przywiązał do metalowej ramy łóżka. Uśmiechnął się złośliwie. 

- To co księżniczko? Może się trochę zabawimy. - jego ręka powędrowała pod koszulkę Ellie. Dziewczyna wzdrygnęła się pod jego dotykiem.

- Proszę nie rób tego. - wyszeptała. Chłopak nic z tego sobie nie zrobił. Brutalnie szarpnął za lewą pierś Elisy. Zaczął się śmiać. Jego ręce znalazły się na rozporku od spodni dziewczyny. W ciągu kilku sekund pozbył się ubrania.

- Czy moja księżniczka lubi brutalnie w dupe? - jego oczy przybrały ciemny kolor. Przypominał potwora z bajki, którą kiedyś oglądała Elisa.

Dziewczyna próbowała się wyrwać, ale nie dała rady. Dalej nie miała siły. Zaczęła krzyczeć, ale w zamian dostała mocno w twarz.

- Zamknij się. -  wszedł brutalnie w dziewczynę. Elisa nie czuła przyjemności, za to John czerpał z tego tak wiele satysfakcji. Poruszał się szybko i nachalnie. Elisabeth przestała się wyrywać czy próbować go powstrzymać. Nie dała rady, było już za późno. 

Nagle poczuła, że jej ciało zaczęło reagować na naparcie ze strony chłopaka. Poczuła to przyjemne ukłucie. Nie chciała tego, ale nie mogła na to nic poradzić. Była tylko kobietą. John zaczął się śmiać.

- Dobrze mojej księżniczce? - dziewczyna wzdrygnęła się na jego ton głosu, jednak nie mogła przestać czuć tego miłego doznania. Zaczęła brzydzić się swoją osobą. 

Oboje doszli. Osiągnęli spełnienie. John śmiał się wniebogłosy.

- Jesteś z siebie zadowolony? Zgwałciłeś wiedźmę. - powiedziała sucho.

John spoważniał. Ubrał ją, po czym stanął na dziewczyną. Odsłonił jej ramię, w które wbił strzykawkę z podejrzaną substancją. Elisabeth zamknęła oczy. Zasnęła...

Na to wspomnienie nie umiała powstrzymać łez. Nie umiała wyrazić tego jak bardzo się nienawidzi. Pozwoliła na to, zasłużyła na to. Została zniszczona, splamiona. 

Odejdę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top