Rozdział 2

Droga Elisabeth,

W tym liście opowiem ci coś więcej o kontrolowaniu ognia.

Jak już wiesz możesz wywołać pożar gdzie tylko chcesz, nawet w ciele człowieka. Ogień jest bardzo potężny. Ciężko go okiełznać. Jednak trening czyni mistrza. Próbuj swoich mocy. Mogą ci bardzo pomóc w życiu.

Kocham Cię,
Babcia.

Elisabeth, ostatni raz przed wejściem do restauracji Prime, sprawdziła swój makijaż w lusterku. Wyglądała nienagannie. Jasnoróżowa sukienka podkreślała kształty dziewczyny. Sięgała do połowy ud. Była odważną krecją. Stworzoną dla młodej dziewczyny. Srebrne szpilki mieniły się w oczach, przykówały uwagę.
Mała czarna kopertówka, którą Elisabeth kurczowo trzymała w rękach, podkreślała delikatną kreacje.
Dziewczyna była w pełni gotowa. Ruszyła do środka, gdzie czekał jej nowy szef. Mężczyzna prezentował się elegancko i wyniośle w nowym garniturze od Calvina Kleina. Siedział przy stoliku oddalonym od zgiełku. Znajdował się na niewielkim podwyższeniu. Romantycznej atmosferze sprzyjała oszklona ścisna. Widać z niej było nocne miasto. Cudowny widok.
Niska kelnerka zaprowadziła Elisabeth do ich stolika. Dziewczyna ukłoniła się delikatnie przed Martinem. Ten ujął jej dłoń i ucałował.
- Wyglądasz zjawiskowo. - szepnął. Dziewczyna udawała nieśmiałą. To zawsze przyciągało facetów.
- Dziękuje. Pan też ładnie wygląda. - powiedziała nieśmiało.
- Ależ Kaylie, nie znajdujemy się w pracy. - uśmiechnął się promiennie. Elisabeth musiała przyznać, że nawet jej nogi się ugięły pod wpływem tego uśmiechu. Zjawiskowy, tylko tak mogła go opisać. - Mów mi Martin.
- Dobrze, Martin. - odwzajemniła uśmiech. Vonsbudffer zaprowadził ją na miejsce. Przed nią czekała karta dań. Dziewczyna i tak już wiedziała na co ma ochotę. Przy ich stoliku znalazła się ta sama niska kelnerka.
- Czy zdecydowali się już państwo?
- Ja tak. - odpowiedziała Elisabeth. - Poproszę makaron Tagiatelle z sosem serowym.
- Dobry wybór. - mrugnął do niej Martin. - Ja poproszę to samo co ta piękna, młoda dama.
Elisabeth miała ochotę zwymiotować. Sposób mówienia Martina irytował ją. Nachętniej zabiłaby go. Niesamowicie ją wkurzał, ale również intrygował.
- Coś jeszcze podać? - zapytała kelnerka. Posyłała znaczące uśmiechy Martinowi. On jednak nie zwracał na nią uwagi. Była dla niego powietrzem, niewidoczna. Swoje spojrzenie utkwił w pięknej blondynce, która zawróciła mu w głowie.
- Może jakieś wino, moja droga? - Elisabeth pokiwała przecząco głową. Nie lubiła alkoholu.
- Nie mam ochoty. Wystarczy woda.
- Niech będzie. Dwie wody, najlepiej z lodem. - powiedział z rozczarowaniem. Liczył, że ten wieczór skończy się po jego myśli.
- Dobrze. Czy mogę zabrać już karty? - oboje przytaknęli głowami. Elisabeth nie była pewna o czym mogliby rozmawiać. Nie wiedziała co powiedzieć.
Jej towarzysz podziwiał piękną urodę kobiety. Gdyby tylko wiedział co kryje się pod tą różową maską. Elisabeth/Kaylie nieśmiało się uśmiechnęła.
- Nie umiem opisać słowami, jaka jesteś piękna. Zapewne masz tak samo piękną dusze. - nie mógł się bardziej mylić.
- Ohh... Nie wiem co powiedzieć. Zaskoczyłeś mnie.
- Czy mogę wiedzieć co lubisz robić w wolnym czasie?
To pytanie zbiło z tropu dziewczynę. Jednak po to się spotkali. Aby się poznać.
- Lubię uprawiać różne sporty. - ta odpowiedź spodobała się Martinowi. Wyobrażał ją sobie nagą, w jego łóżku. Na aksamitnej białej pościeli, tak delikatnej jak ta dziewczyna. Szybko się otrząsnął. Uśmiechnął się lubieżnie.
- A masz jakiś ulubiony sport?
Dziewczyna zamrugała. Błysk, który pojawił się w oczach Vonsbudffera przerażał ją.
- Jogging. Uwielbiam biegać o poranku. - odpowiedziała pewnie. - A pan? Jest coś co lubi pan robić w wolnym czasie?
- Yhym. - przytaknął głową. Na jego twarz wtargnął seksowny uśmiech. - Niestety w pobliżu znajdują się nieletni i nie powinienem o tym mówić. - puścił jej oczko. Elisabeth udawała zarumienioną. Szybko się uczyła. Okiełznała swoją moc. Była gotowa. Już miała odpowiedzieć, ale przed nimi wyrosła kelnerka z ich daniami.
- Smacznego. - powiedziała Elisabeth.
- Nawzajem.
Oboje zajęli się jedzeniem. Żaden z nich nie powiedział słowa do skończenia posiłku.
Później rozmawiali o różnych rzeczach. Plan spełniał się. Kiedy robiło się coraz później, opuścili restauracje. Mężczyzna odprowadził ją pod jej mieszkanie. Nie miała ochoty na towarzystwo. Była już zmęczona. Stanęła na przeciwko Martina.
- Do zobaczenia w pracy. - uśmięchnęła się lekko i podała mu rękę. On przyciągnął ją do siebie. Dzieliły ich milimetry. Usta mężczyzny przywarły do warg Elisabeth. Martin pogłębił pocałunek. Dziewczyna nie miała wyjścia. Oddała go. Jego ręce znalazły się na jej talii. Ona również go przytuliła. Po dłuższej chwili odsunęli się od siebie. Dziewczynę zemdliło.
- Do widzenia, Kaylie.
Elisabeth szybko uciękła do bloku. Zbiegła po schodach do ciemnej piwnicy. Podeszła do ukrytych drzwi, o których nikt nie zdawał sobie sprawy. Otworzyła je. Przed nią ukazał się tunel.
Na końcu tunelu znajdowały się żelazne drzwi na kod. Wpisała go. Weszła do środka, do swojego ,,domu,,
Szybko pobiegła do łazienki. Uklękła przed ubikacją i zwymiotowała. Potem rozebrała się do naga. Bardzo potrzebowała wziąć prysznic. Chciała zmyć z siebie tą wstrętną maskę. Ciepłe strumienie wody przyniosły jej ukojenie. Poczuła wewnętrzny spokój. Znowu była sobą. Sięgnęła po ręcznik, którym starannie wytarła swoje ciało i włosy. Spojrzała na postać w lustrze i szeroko się uśmięchnęła.
- Witaj, Elisabeth. Miło cię znowu widzieć.
W odbiciu lustrzanym stała dziewczyna o bardzo bladej karnacji. Jej oczy były przerażająco niebieskie, a usta pełne i krwistoczerwone. Twarz osłaniały czarne włosy, które sięgały ramion. Czoło zakrywała ścięta prosto grzywka. Jej uroda była niezwykła, tajemnicza, przerażająca.

____________________

Wydaje mi się, że ten rozdział napisałam trochę na siłe, ale wogóle nie miałam weny. Ostatnio ciężko mi cokolwiek napisać. Zmiana pogody O.o Postaram się częściej teraz dodawać, bo pomysł jest ;)
XO XO

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top