Rozdział 16

Elisabeth poczuła się fatalnie. Zostawiła Zayn'a w najgorszej chwili życia. Jego matka zmarła. Musiał czuć się fatalnie. Postąpiła samolubnie i postanowiła naprawić swój błąd. Sięgnęła po telefon.

Pierwszy sygnał.

Drugi sygnał.

Trzeci sygnał.

Czwarty sygnał.

- Halo? - w słuchawce słychać było kobietę.

- Kim jesteś? - zapytała sucho Elisabeth.

- Jestem bliską przyjaciółką Zayn'a. A ty?

Elisabeth poczuła ukłucie zazdrości.

- Dlaczego Zayn nie mógł odebrać telefonu samodzielnie?

- Zadałam ci pytanie.

Elisabeth uśmiechnęła się władczo.

- Ja również zadałam ci pytanie.

- Zadałam pierwsza.

- Dziewczynką się ustępuje. - powiedziała Elisabeth.

- Sugerujesz coś?

- Nie. Daj mi telefon Zayn'owi. - Elisabeth zaczynała się denerwować, a to źle wpływało na otoczenie.

- Jest teraz zajęty?

- Niby czym?

Rozłączyła się.

Elisabeth w ciągu jednej sekundy ubrała się w czarne obcisłe legginsy i bluzę. Wszyła z 'domu'. Uniosła się wysoko nad ziemią. Z daleka wyczuła miarowe bicie serca Malik'a.

Bum.

Była coraz bliżej.

Bum. Bum.

Jego serce zaczęło przyspieszać.

Bum. Bum. Bum.

Była bardzo blisko.

Znalazła się w jego mieszkaniu.

Bum. Bum. Bum. Bum.

Jego tętno było tak szybkie. Wiedziała co zobaczy za drzwiami sypialni. Jej serce pękło na pół. Sięgnęła za klamkę. Zobaczyła Zayn'a na łóżku. Nagiego.

- Ellie?! Co ty tutaj robisz?!

Dziewczyna wpadła w szał.

- To ty co tutaj robisz?!

Upadła na ziemię. Była bezsilna. Uczucia, które ogarnęły jej duszę, jej serce. To było złe. Bardzo złe.

- Ellie. - powiedział szeptem. Delikatnie objął dziewczynę w pasie. - Nie płacz. Nie z mojego powodu.

- Jak mogłeś?!

- Zrobiłem to dla nas. Dla ciebie. - wyszeptał.

- Dla mnie? Nie rozumiem. - Elisa dostrzegła na jego ciele wiele znaków. Przypominały wyblakłe tatuaże albo blizny. Dotknęła jednej. Blizna zamigotała delikatnym niebieskim światłem.

- Te znaki. One chronią ciebie i mnie. - powiedział półszeptem. - Dzięki nim wróciły ci siły, po tej beznadziejnej kolacji. One dają ci moc.

- Czy to oznacza, że?..

- Jestem twoją tarczą. Jestem ci przeznaczony. Jestem twój.

Elisabeth nie wiedziała co powiedzieć. Jej babcia wspominała o tarczy, ale Ellie nie miała pojęcia, że nią będzie osoba. Tak bliska jej osoba.

- To nie zmienia faktu, że cię kocham. - dodał Zayn. Dotknął jej policzka. Otarł wszystkie łzy. Po czym złączył ich usta w namiętnym pocałunku.

- Też cię kocham. - wyszeptała Ellie. - Nie wiem dlaczego, nie wiem jak, ale nie zostawiaj mnie. Nigdy.

- Nie zostawię cię. Nie pozwolę ci odejść. - powiedział pewnie, ale gdyby tylko wiedział. On nie zdawał sobie sprawy z tego jak złą ona jest osobą.

- Obiecujesz?

- Obiecuje.

Elisabeth wtuliła się w jego nagą klatkę piersiową.

- Dlaczego nie odebrałeś ode mnie telefonu?

- Myślałaś, że cię z nią zdradzam?

Ellie pokiwała głową na tak.

- Jak mogłaś tak pomyśleć? - Zayn był zawiedziony, jednak zdawał sobie sprawę jak ta mała dziewczynka jest zagubiona.

- Przepraszam. Ja... po prostu... Przepraszam. - wyszeptała.

- Kocham tylko ciebie. Chce tylko ciebie. Marzę i śnię tylko o tobie. Nie mógłbym cie zdradzić.

Elisabeth mimo wszystko odetchnęła z ulgą. Jego słowa uspokoiły ją.

- Teraz już to wiem... Naprawdę przepraszam.

- Nie szkodzi. Miło, że jesteś o mnie zazdrosna. I nie pytam jak tu weszłaś.

Elisabeth delikatnie się uśmiechnęła.

- Przez okno.

- Tak pomyślałem. - Zayn objął ją mocniej. - Nigdy cię nie zostawię.

- Ja ciebie też... - musiała skłamać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top