Rozdział 10

Elisabeth mogła już opuścić toaletę. Kamień spadł jej z serca. Poczuła natychmiastową ulgę. Obok niej pojawił się Zayn. Delikatnie objął ją.

- Wszystko okay? - zapytał z wyczuwalną troską w głosie. Ellie nie umiała go nienawidzić. Był dla niej taki dobry. Z każdą minutą lubiła go coraz bardziej. 

- Tak. Jest w porządku. - odpowiedziała cicho. Wpatrywała się w jego brązowe oczy. Pochłaniały jej marną duszę. 

- Mam pomysł jak zrekompensować się za nieudany lunch. - uśmiechnął się lubieżnie. Ellie spodziewała się o co ją zaraz ponownie zapyta. - Czy zgodzisz się pójść ze mną na randkę?

- Randkę? Nie kolację? - tego jednak nie przewidziała. Zayn patrzył na nią wyczekująco. - Tak pójdę z tobą na randkę. 

Beth delikatnie się uśmiechnęła. Chłopak musnął szybko jej usta. 

- Cieszę się. 

- Powinniśmy wrócić do pracy. - powiedziała Ellie. 

- Też tak sądzę.

Zabrali się za segregowanie reszty papierów. Tym razem bez większych uniesień ( jeśli wiecie co mam na myśli ). Szybko im poszło i już o szesnastej Ellie była wolna. Umówiła się z Zayn'em na godzinę dziewiętnastą. Miał po nią przyjechać. Dziewczyna podała mu nawet adres. Czuła, że on nie oszuka jej. Postanowiła m zaufać, chociaż w małym stopniu. Przecież mimo wszystko była zwykłą dziewczyną, która również potrzebowała miłości.

W mieszkaniu od razu skierowała się do szafy. Po wybraniu idealnego stroju, ruszyła pod prysznic. Po nim zrobiła makijaż składający się z czarnych kresek i bordowej szminki. Również paznokcie pomalowała na ciemnoczerwony kolor. Ubrała się w naszykowany strój i była gotowa. <zdj w załączniku> Zostało jej jeszcze półgodziny. Dziewczyna kompletnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Siedziała jak na szpilkach, aż nadeszła wyczekiwana przez dziewczynę godzina. Sięgnęła po torebkę i wybiegła z mieszkania, chociaż czarne szpilki nie pomagały jej w tym.  Na zewnątrz czekał na nią grafitowy bentley. Oczywiście należał do pana Malik'a, który stał przed samochodem i przypatrywał się Elisie.

- Witaj. - podszedł do niej jako pierwszy. Beth poczuła jak nogi się pod nią uginają, na widok przystojnego mulata. Zayn ubrał dopasowany czarny garnitur, w którym wyglądał wręcz nieziemsko.

- Cześć. - odpowiedziała nieśmiało.

- Chodź. - chłopak otworzył jej drzwi do auta, po czym lekko popchał ją w stronę miejsca pasażera, a sam usiadł za kierownicą.

- Gdzie jedziemy? - zapytała Elisa. 

- Zobaczysz. - Zayn uśmiechnął się promiennie. Elisabeth wariowała na jego punkcie. Dostawała palpitacji serca. 

Po krótkiej chwili dotarli na miejsce, a dokładniej do prywatnej willi Malik'a. Beth spodziewała się drogiej restauracji, ale Zayn jak zwykle ją zaskoczył. 

- Wiem, wiem spodziewałaś się romantycznej kolacji w Prime, czy gdziekolwiek, indziej, ale nie w moim domu. - zaczął. - Jednak pomyślałem, że to mocno oklepane i postanowiłem zabrać cię do siebie. Będziemy mieli więcej prywatności.

Sugestywnie poruszał brwiami, na co Elisa zaczęła chichotać. Wiedziała jak zakończy się ta kolacja i nawet jej to nie przeszkadzało. Zayn to bogaty, przystojny i sexowny biznesmem. Dlaczego miałaby nie skorzystać?

- Jestem mile zaskoczona. - powiedziała po chwili. 

- Może wejdziemy? - zapytał Zayn. Oboje czuli się delikatnie spięci, gdyż chcieli wypaś jak najlepiej. Gdyby tylko zdawali sobie sprawę...

- Jasne. - Elisa jako pierwsza wyszła z samochodu, a za nią Zayn. Chwycił jej dłoń, przez co Elisabeth zadrżała. Prowadził ją w stronę wejścia. Dziewczyna była pod wrażeniem jego domu. Zawsze o takim marzyła. Najwidoczniej ją i Zayn'a wiele łączyło. Mieli podobne gusta.

Jasne kolory przyciągały delikatne promienie słońca, które zagościło na niebie. Ogród otaczający dom, wręcz przyciągał jakąś siłą magnetyczną. Złociste róże, cudowne rozrastające się krzewy. Gdzieś wgłębi słychać było przyjemne pluskanie wody, dźwięk dochodził z niewielkiej fontanny. Główna dróżka prowadziła do tajemniczego ogrodu, a stamtąd nie było wyjścia. On tak zachwycał swoją nieskazitelnością, że każdy odwiedzający pragnął w nim zamieszkać. Za drzew słychać było radosne świergotanie ptaków. Wszystko wydawało się takie idealne. Niczym ogród pałacowy. 

Kolejna dróżka prowadziła w stronę olbrzymich schodów. Wznosiły się one w  górę i kończyły przed ciężkimi białymi drzwiami. Cała posiadłość wykonana była z marmuru i utrzymana w jasnych pastelowych kolorach. Elisabeth od razu porównała jego styl do pięknych renesansowych pałaców, które kiedyś zwiedzała ze swoją mamą. Wnętrze domu było tak samo nieskazitelne jak zewnętrzne ogrody. Wszystko zachowane w stylu nowoczesnym z nutką sztuki renesansowej. 

- Pięknie tu. 

- Starałem się jakoś urządzić.

- Jest cudownie. Bardzo mi się podoba. - uśmiechnęła się do Zayn'a, który odwzajemnił jej gest.

- Cieszę się...

Jednak nie zdążył dokończyć, ponieważ przerwała im pokojówka Malik'a. 

- Jedzenie podano do stołu. - powiedziała formalnie i odeszła.

Podczas kolacji Zayn i Elisa żywo rozmawiali o swoich poglądach. Zadziwiające było to jak wiele rzeczy ich łączyło. Byli tacy podobni i tacy różni. Z każdą minutą chłopak siedział coraz bliżej, aż w końcu ich kolana stykały się ze sobą. Ich dłonie były splecione, a obok na stole stały puste talerze po wykwintnej kolacji.

- Zayn...

- Tak, Eliso? 

- Dlaczego to robisz?

- Ale co robię?

- Dlaczego jesteś dla mnie taki dobry? Dlaczego zapraszasz mnie na kolacjo-randkę? Do czego dążysz?

Nie spodziewał się takich pytań, jednak wiedział, że dziewczyna musi być bardzo zagubiona.

- Jestem dla ciebie dobry, gdyż ty nie zrobiłaś nic złego. - gdyby tylko wiedział. - Zaprosiłem się na kolacje, ponieważ uważam, że jesteś interesującą osobą. - gdyby tylko wiedział. - Do czego dążę? Sam nie wiem, jednak jakaś część mnie pragnie ciebie. - gdyby tylko wiedział. - Dlatego chce cię poznać bliżej...

 Znacznie bliżej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top