72

- Zaraz dowiemy się, kto został zwycięzcą!

Black zwolnił do stępa zwiedzając łeb. Zaczął cięzko dyszeć.

- Wszystko dobrze? - spytał cicho Unhappy Day.

- Nie - sapnął.

John szybko zszedł z ogiera i zaczął go oglądać.

Zaklął pod nosem.

- Zdjęcie z fotokomórki mówi, że zwycięzcą został Black Sabbath!

Publiczność zaczęła wiwatować.

Szyję Sabbatha przyozdobił wielki wieniec aż do ziemi, zakrywający łopatki.

Dziennikarze wymienili jeszcze pytań z Mattem, nogi Blacka ochlapano wodą.

Kolejne zwycięstwo na koncie.

***

- Co to jest? - spytał Matt, kiedy wprowadzali ogiera na padok.

Mężczyzna wskazał palcem na zaczerwienienione miejsce na łopatce ogiera. W pewnym momencie skórę przecinała mała pręga.

- Yyy, ja...

Matt buchnął wściekłością.

- Coś ty mu zrobił? Wiesz, że za to płaci się kary?!

John założył ręce na piersi.

- Miał wygrać, więc wygrał. - powiedział. - Dostał parę razy bate...

- Co za lekceważące podejście! Pff, i co, nie obchodzi cię to?

- Przecież nic mu się nie stało - dżokej wzruszył ramionami.

- To koniec. Nie będziesz już prowadzić Blacka. Nie chcę takiego dżokeja, którego nie obchodzi koń - warknął Matt i ruszył z Sabbathem na padok.

***

- O ile długości wygrał?

- O nos - westchnął Matt. - I to dosłownie. Jeszcze do tego na łopatce zauważyłem pręgę, przytarcie skóry od bata. Do tego jeszcze to zlekceważył, myślałem, że jest inny.

Jim pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Musimy znaleźć nowego dżokeja do Ascot Gold Cup.

- Teraz to ja nie boję się o dżokeja, tylko o Blacka. - westchnął mężczyzna. - Sabbath doskonale się z nim dogadywał, mieli tyle zwycięstw na koncie...

Wypowiedz Matt'a przerwał dzwonek telefonu. W całej stajni było słychać Oczy Zielone. Konie zaczęły niespokojnie rżeć.

- Wyłącz to kurestwo - warknął Jim głaszcząc przerażonego Verbuma po pysku.

- To nie ja ustawiłem ten dzwonek - fuknął mężczyzna i odebrał telefon. - Halo?

- Dzień dobry, panie Whitney. Mówi John Newest. Ja chciałbym przeprosić za moje zachowanie. Nie myślałem wtedy co mówię, byłem przestraszony, co stało się wtedy z Black Sabbathem. Czy...mógłbym zostać na nowo jego dżokejem?

Matt westchnął.

- Nie wiem, chłopcze. Zachowałeś się strasznie. Masz szczęście, że  cię lubię i nigdzie tego nie zgłoszę. Jeszcze się zastanowię.

- Dobrze, w takim razie do widzenia.

Matt ledwo co się rozłączył, a Jim już zasypał go pytaniami.

- Czego on chciał? Wrócić? - spytał.

- Tak. Ma szczęście, że go lubię i nigdzie tego nie zgłoszę. 

Jim przeniósł ciężar z jednej nogi na drugą.

- A co z weterynarzem? 

- Nie wiem. - powiedział Matt. - Zobaczymy jutro. 

-------

411 słów. 

czemu jak zawsze zbliżam się do..

ee nieważne

next miał być 2 dni temu

przepraszam XDD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top