49

Sabbath z podekscytowaniem dreptał w startmaszynie z niecierpliwością czekając na nowego, tymczasowego konia do treningów. Nadstawił uszy i z przyjemnością zauważył, że w stronę toru idzie osiodłany siwek. 

Bardzo wysoki, chude, cienkie nogi i dużo mięśni. Gniady okalał go wzrokiem i odwrócił się tak, aby patrzeć przez kraty startboksu. Wyobraził sobie, że jest na Belmont Stakes, i jak pobija Secretariata...

Zmiażdżę tego siwego, pomyślał Black. Mieli się ścigać na dystansie 1 mili, to był ulubiony dystans ogiera, a do Preakness Stakes zostało tylko półtora tygodnia, więc miał mało czasu na treningi.

- Start! - obwieścił trener włączając stoper. Dało się słyszeć ciche kliknięcie, a konie ruszyły.

Siwy momentalnie wystrzelił do przodu, przez co Black Sabbath został daleko w tyle. Zbliżał się zakręt, więc gniady zarwał łbem i mocno przyspieszył. Biała postać zadziwiająco szybko zbliżać. Black jeszcze bardziej wydłużył krok, ale nie miał szans - siwy był już daleko w przodzie. Przebiegł przez celownik 8 długości w tyle.

- Avon to chyba za dobry koń dla naszego Black Sabbatha... - zaśmiał się Matt.

Ogier zarżał w odpowiedzi.

--------

Black Sabbath żyje
To był żart

*Tu się przyznawać, kto się nabrał :)*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top