11.Pogryzienie

Minęło kilka dni. Po wykonaniu wszystkich prac domowych, udałem się do siebie. Zasiadłem przy biurku, by napisać wiersz. Chwyciłem za długopis, otworzyłem notes i zabrałem się za pisanie.
W pewnym momencie otoczyła mnie ogromna pustka, jak pomyślałem sobie, że mój ukochany spędza teraz czas z tą wampirzycą. Cierpienie przeszyło moje serce do tego stopnia, że miałem wrażenie, że zaraz uschnę, jak kwiat bez wody.

W tym czasie Woo Chul siedział w czytelni. Szykował plan ceremonii i czekał za ukochanym. Nagle jego ciało przeszył ból, tak mocny, że łzy spłynęły po jego policzkach.
Bez wahania, biegiem ruszył do wyjścia z Posiadłości. W holu minął Jin Kwon'a, który wybiegł za nim, wołając go.
- Wooshin! Wooshin!
Stanął. Odwrócił się zalany łzami, mówiąc.
- Minnie mnie potrzebuje. Muszę do niego iść.
Kim przytaknął, zmartwiony, po czym obaj podążyli najkrótszą drogą do domu Lee.

Oparłem się o biurko, patrząc na własny nadgarstek. Słyszałem, że wampiry nie powinny się gryźć, bo nie wypada i takie rany dłużej się goją, niż zwykłe. Można też przez to osłabnąć. Jednak to może być jedyne ukojenie...
Zbliżyłem usta do ręki. Nie patrząc na nic, na to co się o tym mówi, pogryzłem się, upuszczając sobie krwi. Wywołało to niesamowity ból.

Wtem do mojej sypialni wpadli Woo oraz Jin. Popatrzyłem na nich, wstałem od biurka, robiąc przepraszającą minę. Łzy spłynęły po moich policzkach.
- Minnie! - krzyknął mój kuzyn.
Upadłem na kolana, a oni podeszli do mnie, obejmując mocno.
- Zostawcie mnie. Chcę być sam. - wyszeptałem.
- Nie zostawimy Cię, Min. Wooshin zanieśmy go do wanny. Trzeba też opatrzyć jego nadgarstki. - oznajmił mój były Strażnik i zanieśli do łazienki. Włożyli mnie do wanny z wodą w jeansach i koszuli.
Shin opatrzył moje, własne pogryzienia, łkając przy tym niczym dziecko.
- Nie płacz, Woo. - szepnąłem.
- Powinienem być przy Tobie, cały czas. Cierpisz tak ogromnie, a on nawet nie widzi tego, jak bardzo mocno go pokochałeś, Minnie. - miauknął mój braciszek.
- I nigdy się nie dowie. Nie możecie mu powiedzieć. Ma być szczęśliwy u boku kogoś, kogo kocha. To najważniejsze. - rzekłem.
- Min, nie powiemy mu, ale Ty powinieneś. - stwierdził Jinnie.
- Nie mogę. On myśli, że go nie znoszę. Niech tak zostanie, tak jest łatwiej. Proszę was, nie mówcie nic moim rodzicom. Myślą, że jestem szczęśliwy, że wszystko jest dobrze. To co zrobiłem, jest nie na miejscu. - dodałem.

Po wyjściu z wanny, przebrałem się i położyłem na łóżku. Wyczułem zapachy Jo oraz Choi'ego, którzy weszli do domu. Spojrzałem w stronę drzwi.
- Szlag, jeszcze ich tutaj brakuje. - mruknął Kim, po czym opuścił kwaterę.
- Minnie, wróć do Posiadłości na kilka dni. Powiemy, że potrzebuję Twojej pomocy przy zaplanowaniu ceremonii. - zaproponował Woo Chul.
- To będzie podejrzane, do tego jak to będzie wyglądać, jak pojadę bez Han Sol'a? - zapytałem.
- Zwyczajnie. Masz prawo wpaść do domu na kilka dni. Przestań się o niego martwić. Nie zasługuje na Ciebie, na Twoją miłość. Ma Cię gdzieś. Romansuje z tą wampirzycą. - odpowiedział, natomiast w drzwiach stanęli Jin Kwon, Ming Yu i Jae Woo, który się odezwał.
- Wiedziałem, że tak będzie. Czułem, że się w nim zakochasz, Min.
- Nie mówcie mu. Ma być szczęśliwy z kim zechce. Ma być zadowolony z tego małżeństwa. - powiedziałem, nieco podnosząc się.
- Kosztem Twojego szczęścia, zdrowia? Spójrz, do czego doprowadziło Cię kochanie go. - ciągnął czarnowłosy krwiopijca.
- Dajcie mi spokój! To moja decyzja! - podniosłem głos, a łzy spłynęły po moich policzkach.
- Min, kocham mojego kuzyna, jest dla mnie jak starszy brat, ale nie mogę patrzeć na to, co się z Tobą dzieje. Nie zasługuje na Ciebie. - wtrącił Hwi.
- Kocham go i będę przy nim już zawsze. Wystarczy, że czuję jego obecność w domu. - wyjaśniłem i właśnie usłyszałem motor oraz poczułem zapach.
- Co on tak szybko wrócił? - jęknął Woo.
- My w sumie myśleliśmy, że jest w domu, dlatego wpadliśmy. W stadninie go nie było, nawet Ji Yeon o niego pytała. - wyznał Blondie.
- To gdzie on był? - wymruczał Jin.
- Słuchajcie, my go zatrzymamy. - powiedział Jiann, ciągnąc za sobą blondyna w długich włosach. Obaj wyszli, a ja zacząłem.
- Muszę wstać. Może jest głodny.
- Przestań, Min. Nie może Cię zobaczyć w takim stanie. Nie wiesz jak na to zareaguje. - warknął mój były Strażnik.
- Nie przejmie się. To go nie dotyczy. Jak nie będę sobą, to wtedy zacznie coś podejrzewać. - obstawałem przy swoim.

Jo oraz Choi zbiegli na parter, witając Ji w holu. Próbowali go zatrzymać.
- Cześć, bracie. Szukamy Ciebie. Myśleliśmy, że będzie w stadninie. - miauknął Hwi.
- Dziś miałem inne sprawy na głowie. Byłem w mieście, odebrać coś. Zaraz do was wrócę, tylko pójdę do Yun Min'a. - wytłumaczył wampir w czekoladowych włosach.
- On odpoczywa. Później zajrzysz do niego. Z resztą... - urwał przyjaciel Rodu Ji, gdyż w słowo wszedł mu Hani.
- Czuję, że są u niego Jin Kwon oraz Woo Chul, więc nie odpoczywa.
- Rozmawiają. Poczekaj, aż skończą. - rzekł Jo.
To wydało się podejrzane przystojniakowi. Popatrzył na nich i bez słowa ruszył na piętro, potem na poddasze. Ci dwaj podążyli za nim.

- Przestań, Minnie! - krzyknął mój braciszek, na co wszedł mój mąż. Zamarłem, jak zlustrował mnie oraz moich bliskich.
- Czy ktoś może mi wyjaśnić, co się tutaj do cholery dzieje? - burknął Han, niezadowolony.
- Nic, Han Sol. Min odpoczywa. Wyjdź. - oznajmił Jinnie, lecz ten którego kocham, dalej pytał.
- Nic? To dlaczego w całym domu unosi się jego zapach krwi? I dlaczego Jiann i Hwi zatrzymywali mnie na dole?
- To nie Twoja sprawa! Wynocha stąd! - wrzasnął Woo.
Ji podszedł do niego, zaś ja poderwałem się z łóżka i wkroczyłem między nich, mówiąc.
- Zraniłem się dość mocno, bo byłem nieuważny. Wyjdź stąd. To Cię nie dotyczy. Z resztą, nie miałeś spotkać się z Ji Yeon?
- Nie. Dziś nie. Dziś miałem coś innego do zrobienia. Mam coś dla Ciebie. Spóźniony prezent urodzinowy. - powiedział, po czym wyciągnął z kieszeni pudełeczko. Po tym jak je uchylił, ujrzałem obrączkę z białego złota. Miała czerwone oczko oraz ozdobny grawer. Była piękna.
Wyciągnął ją, a potem rękę ku mnie. Podałem mu lewą dłonią. Złożył mi obrączkę na palcu i dodał.
- Zostawcie nas.
- Ale... - zaczął Kim.
- Powiedziałem, zostawcie nas. - zażądał Han.
Kiedy nasi bliscy wyszli, on przeszedł do konkretów.
- Nie zraniłeś się. Zranienie od razu by zniknęło. Pogryzłeś się, bo zapach Twojej krwi jest zbyt intensywny i źle wyglądasz. Pytanie, dlaczego? Co było powodem, że to zrobiłeś?
- To Cię nie dotyczy. Dziękuję za prezent. Jest piękny. Bardzo mi się podoba. - zmieniłem temat.
- Słyszałem, że robią to dzieci nocy, które są nieszczęśliwe, samotne, zakochane bez wzajemności. - ciągnął.
- Jestem szczęśliwy, a zakochany nie jestem, bo nie mam w kim się zakochać. Może czuję się trochę samotny, w końcu tęsknię za domem, dawnym życiem. - skłamałem.
- Jesteś szczęśliwy? Ciekawe, może jednak brat Ji Yeon Ci się spodobał? - zapytał.
- Myślisz, że bycie szczęśliwym od tego zależy? Powiem Ci coś panie Ji. Są inne rzeczy, które sprawiają, że się jest szczęśliwym. - odpowiedziałem, zabierając łapkę.
- Tak? Na przykład jakie, Yun Min?
- Moja rodzina, malowanie, pisanie wierszy, pielęgnowanie róż, a nawet prezent urodzinowy od Ciebie. Wiem, że dostałem go, ponieważ udajemy, dla pozorów, jednak mimo tego, cieszy mnie ogromnie. Uwielbiam biżuterię, bardzo. - powiedziałem, patrząc na obrączkę z uśmiechem.

Han Sol z uwagą przyglądał się Min'owi. Miał wrażenie, że blondyn chce ociągnąć go od tego, co zrobił?
Z drugiej strony był zadowolony, że trafił z prezentem dla niego.

Mój mąż chwycił moją rękę, uniósł ją, by zaraz złożyć na niej całusa.
- A to za co? - wyszeptałem.
- Moja zachcianka. Odpoczywaj. Zajrzę do Ciebie później. - rzekł i wyszedł.
Przez ten cudowny prezent oraz ten całus moje uczucia pogłębiły się bardziej. Ponownie skierowałem ślepka na obrączkę, uśmiechając się radośniej.
- Jaki szczęśliwy... - skomentował Jin Kwon, a ja zawstydziłem się.

Wieczorem uznałem, że może rzeczywiście potrzebuję kilku dni odpoczynku w rodzinnym domu, więc spakowałem kilka rzeczy z pomocą mojego kuzyna.
Do sypialni zawitał przystojniak. Zmierzył nas wzrokiem, pytając.
- A co to za torba?
- Spędzę kilka dni w Posiadłości Czarnej Róży. Woo i Jin potrzebują pomocy przy zaplanowaniu ceremonii. - wyjaśniłem.
- Nie martw się, Han Sol. Będzie w domu rodzinnym. - palnął mój były Strażnik.
- Nie martwię się. Tylko, co rodzice powiedzą? - ciągnął.
- Powiem im, że jesteś zajęty. Pomyśl. Będziesz miał dom dla siebie. Możesz zaprosić tutaj Ji Yeon. Spędzicie ten czas we dwoje, bez przyzwoitki. - dodałem z uśmiechem, lecz wewnątrz czułem okropny ból.
- A to co sobie zrobiłeś? Co, jeśli zauważą? - nie odpuszczał.
- Nie zauważą, nie martw się... Dobra, jestem gotowy. - oznajmiłem, ruszając do wyjścia.
Gdy mijałem przystojniaka, zerknąłem na niego.
„Tak będzie lepiej..."

Rodzice uwierzyli w moje kłamstwo, nawet nic nie podejrzewali, lecz bez obecności Han'a nie potrafiłem zasnąć. Brakowało mi tego... z nim źle, a bez niego jeszcze gorzej....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top