XVIII
Po posiłku wyszłam z Syriuszem na zewnątrz i teleportowałam się z nim do miejsca, które niedawno odkryłam w Yuney Mansion. Było to skalne pomieszczenie z wielkim jeziorem, lecz, o dziwo, rosły tam drzewa i kwitły kwiaty. Światło wpadało tam przez liczne dziury w suficie, a kryształy w ścianach rozsiewały nieziemski blask.
Usiedliśmy na jednym z omszałych kamieni i się zaczęło...
— Tęskniłem, nawet nie wiesz jak bardzo... Tam było okropnie, jedyne, co powstrzymywało mnie od popadnięcia w katatonie to myśl o mojej niewinności i... ty. Oni wyssali ze mnie wszystko, co miłe, tylko ciebie nie umieli. Przypominałem sobie to wszystko... i myślałem co u ciebie, czy masz kogoś, jesteś szczęśliwa...
— Jak mogłam być bez ciebie szczęśliwa? Jak? — wyszeptałam. Objął mnie i chwilę siedzieliśmy w ciszy. W końcu się odezwałam.
— Nie było ze mną dobrze. Zapytaj Léi... — przymknęłam oczy. — Nie wychodziłam z pokoju, mało jadłam, nie spałam nocami... Naprawdę, nie umiem bez ciebie funkcjonować. — zaśmiałam się.
-- Widzę, przybyłem i już ci lepiej, sztywniaro. — wyszczerzył się.
-- O ty! — zachichotałam — Jak mam się nie śmiać, gdy widzę kogoś, kogo nie widziałam dwanaście lat?
— No jakoś na widok Lunatyka w święta nie było ci do śmiechu.
— Rozmawiałeś z nim? Wierzy ci?
— Uwierzył, zobaczył Pettigrew na mapie Huncwotów.
— Złapali szczura?
— Uciekł...
— Ale oczyścili cię...?
— Nie.
Wydałam krótki okrzyk.
— Jak to? Co ty tu robisz? Czemu się nie ukrywasz? Złapią cię i zamkną!
— Dlatego jestem tutaj, z tobą. Chciałbym, abyś uciekła ze mną gdzieś daleko...
— Na przykład pod pretekstem odwiedzin u rodziny? Jadę. Nie opuszczę cię już nigdy. — rzekłam twardo.
Léonore próbowała mnie powstrzymać, lecz już następnego dnia byliśmy gotowi do drogi. Rankiem jeszcze Sofia i bliźniaki poznali historię Syriusza. Najstarsza, która go znała go już wcześniej i wiedziała o większości rzeczy i tak słuchała z zaciekawieniem. Po wszystkim pożegnaliśmy się z bliskimi i teleportowaliśmy się do Brazylii, gdzie mieszkał brat matki - Francis Dongen-Mjor z rodziną: żoną Emily i córką Eris.
Gdy przybyliśmy na miejsce, krewni przywitali nas z entuzjazmem. Wiedzieli o wszystkim, dzień wcześniej wysłałam do nich patronusa z wiadomością. Pozwolili nam przeczekać w swojej letniej posiadłości aż do znalezienia sposobu na ułaskawienie Syriusza. Żyliśmy dobrze, myśleliśmy, że wrócimy do Anglii po wszystkim, lecz pewnego dnia Łapa dostał list od Harry'ego...
Potter został reprezentantem Turnieju Trójmagicznego...
Musieliśmy wracać...
~*~
Voldemort wrócił... Voldemort wrócił! Historia się powtarza. Zakon został reaktywowany, Kwaterą Głowną stał się dom rodzinny Syriusza. Knot szykanował Dumbledore'a, nie wierzył w powrót czarnoksiężnika.
Postanowiłam się nie ujawniać wśród członków Zakonu. O mojej obecności w Kwaterze i działalności aurorskiej na misjach wiedzieli tylko Syriusz, Remus i Dumbledore. Reszta dalej myślała, że jestem w Brazylii.
Syriusz czuł się bardzo źle, że nie mógł pomagać Zakonowi. Pocieszałam go cały czas, wspierałam go jak mogłam. Mieszkałam z nim w jego dawnym pokoju, do którego miał wstęp tylko on i Remus. Gdy tylko przybywałam na Grimmauld Place, od razu się tam kierowałam. W połowie wakacji przybył na miejsce Harry Potter. O mało co nie wszedł do pomieszczenia. Szczęśliwie w tym momencie Molly go zauważyła i wyściskała za wsze czasy, jak później śmiał się Łapa. Zaraz potem dzieciaki wyprowadzono, a starsi zgromadzili się w jadalni. Po naradzie Syriusz przyszedł przekazać mi wieści.
— Voldemort działa nadal. Za tydzień masz jechać do Glasgow... — urwał. Zaszkliły mu się oczy. — inwigilować Derrecka Vilsonsky, który jest podejrzany o kontakty ze śmierciożercami...
Podeszłam do niego i objęłam go mocno.
— Będę tęsknić... Ale w rócę, rozumiesz? Obiecuję ci...
O północy wyszliśmy na dach. Robiliśmy tak od dawna. Tworzyłam ścianę próżni między nami i resztą świata i tańczyliśmy, śpiewaliśmy albo po prostu siedzieliśmy. Od jakiegoś czasu czułam czyjąś obecność, lecz wydawało się, jakby nikogo nie było oprócz nas. Tym razem usłyszałam cichy płacz. Podeszłam w tamtą stronę i zauważyłam rudowłosą osóbke - Ginny Weasley. Zapytałam cicho:
— Co się stało?
Dziewczyna podskoczyła.
— J-a już idę... przepraszam... — wyjąkała.
Podszedł do nas Łapa.
— Ginny, możesz zostać. Co się stało? Możesz nam zaufać. Tak, jej też. — odparł na pytające spojrzenie młodej Weasley. — To moja żona, Rosé Yuney Black.
— Ginny, rozmowa pomaga, naprawdę. — spojrzałam na Syriusza, a on na mnie i wiedziałam, że także przypomniał sobie nasze pierwsze miłe spotkanie, gdy go zwyzywałam, zwierzyłam mu się, a na końcu zasnęłam na jego ramieniu.
— Dobrze... boję się o rodzinę, że wszyscy zginiemy... Percy udaje, że nas nie zna, jest za Knotem... Boję się, że Sami-Wiecie-Kto mnie znów opęta... W drugiej klasie — odparła na nasze zdziwione spojrzenia — znalazłam jego dziennik z młodości i przez niego posłużył się mną, by otworzyć Komnatę Tajemnic...
— Ginny, ty wiesz, że wszystko będzie dobrze. Masz wokół siebie ludzi, którzy pójdą za tobą i twoją rodziną w ogień. A po burzy wyłania się słońce. — zacytowałam Léę.
— Mądre słowa mojej żony. Nie bój się, nic wam się nie stanie. Zakon do tego nie dopuści.
— A co do opętania przez Sama-Wiesz-Kogo, nie będzie to zaraz możliwe.
— Jak to? — zapytali jednocześnie Ginny i Syriusz.
— To télos tis. — koniec tego. — odpowiedziałam, nie zdradzając nic więcej.
Poczułam ciężar w umyśle, lecz zaraz ustał.
— Nie będzie w stanie ci nic zrobić.
— Dziękuję... — przytuliła mnie i Syriusza.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o Hogwarcie, Zakonie, opowiedziałam jej o naszych czasach w szkole. Przypominała mi trochę Lisę...
Gdy poszła spać, długo jeszcze siedziałam w objęciach Syriusza, jakby już żegnając się z nim.
~*~
Misja przeciągnęła mi się aż do świąt. Okazało się, że rzeczywiście Derreck jest śmierciożercą, dlatego zareagowałam i uwięziłam go w jego domu grecką magią (Pagidevménoi se aftó to méros). Nie mógł się z nikim nijak kontaktować ani wysyłać czarnomagicznych artefaktów.
Wróciłam rano w wigilię na Grimmauld Place, a tam... byli Weasley'owie, Harry i Hermiona! Szybko zmieniłam się w kota i podbiegłam do Syriusza, zanim ktokolwiek zdołał zauważyć obcą osobę. Mąż mnie podniósł i, odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami wszystkich, oprócz Ginny, zabrał do pokoju.
Spędziliśmy święta razem, lecz Black musiał dzielić czas między mnie i resztę. Jednak były to najwspanialsze święta od dawna. Każdego wieczoru wychodziliśmy na dach, tam też zjedliśmy kolację wigilijną. Tylko raz mnie nie było, w pierwszy dzień świąt odwiedziłam Léonore i Vincenta z dziećmi.
~*~
W moje urodziny dostałam list od Albusa Dumbledore'a, miałam szybko wyjechać do Stanów i porozmawiać z dyrektorem tamtejszej szkoły magii. Co miałam zrobić? Byłam wściekła, miałam zostać do świąt wielkanocnych z Syriuszem! A tu takie coś! Gdy Black się o tym dowiedział, grał obojętnego, lecz widziałam, że pod maską nonszalancji jest załamany. Pocieszałam go, lecz zamknął się w sobie. Chcąc wynagrodzić przyszłą nieobecność, ofiarowałam mu mój zaczarowany obraz, z którym mógł rozmawiać. Sztuczka polegała na tym, że wyjmując jego obraz mogłam usłyszeć, co on do mnie mówi. Za to gdy ja rozmawiałam z jego wizerunkiem, Syriusz mnie słyszał.
Misja w USA była ściśle tajna, więc nawet Syriuszowi nie mogłam powiedzieć o co chodzilo.
Zostałam w Stanach do osiemnastego czerwca.
~*~
Gdy wróciłam do Londynu, oczywiście skierowałam sie do Kwatery Głównej. Tam spotkałam Dumbledore'a, który powiedział, że Zakon, w tym Syriusz, walczy w Ministerstwie ze śmierciożercami. Od razu teleportowałam się na miejsce. Przybyłam i zaczęłam walczyć z jakimś mężczyzną, chyba Malfoy'em. Dopiero po chwili zauważyłam Syriusza. Był za blisko Zasłony... Zdecydowanie za blisko...
Zobaczyłam czerwony promień, lecący z różdżki Bellatrix Lestrange prosto w Syriusza. Cała scena zdawała się być jak w zwolnionym tempie. Przeniosłam się do Blacka, chwyciłam go za ramię, dokładnie w chwili, gdy zaklęcie trafiło nas oboje. Poczułam ból, jakiego nie da się opisać. Myślałam, że to koniec, że wpadniemy za Zasłonę Śmierci i nasze życie uleci.
Skoncentrowałam się i, ostatkiem sił, przeteleportowałam Łapę i siebie do Yuney Mansion. Ostatnie, co pamiętam, to krzyk przerażenia Sofii. Potem zapadła ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top