XV
Pod koniec podróży, dokładnie pierwszego września, dostałam priorytetową sowę, od jakiejś Eriki Serra. Gdy otwarłam i przeczytałam list, skamieniałam.
Droga Pani Rosémary Yuney,
Jestem ciotką Lisy Rogers. Ona nie żyje, zamordował ją jej ojciec. Przed śmiercią powiedziała mi, że mam się z Panią skontaktować, podobno Pani ma wiedzieć co dalej z jakimś Remusem i szkołą. Proszę przyjechać do Gerville.
Z wyrazami szacunku i kondolencjami,
ERIKA SERRA
Byłam wstrząśnięta. Nie Lisa. To nieprawda! Nie Lisa! Nie Lisa!
Léonore znalazła mnie skuloną na podłodze namiotu, płaczącą i trzymającą ten nieszczęsny list. Od razu wiedziała wszystko. Przez dłuższy czas siedziała tylko i obejmowała mnie, wiedząc, że żadne słowo nie pomoże. W końcu poszła po Vince'a.
Gdy przybyliśmy do Gerville i odnaleźliśmy Erikę, okazało się, że pogrzeb Lisy już się odbył. Jej ojciec trafił do Azkabanu za znęcanie się i zabójstwo. Erika dała mi list od przyjaciółki i przekazała, że młoda prosiła przed śmiercią, bym sama powiedziała o wszystkim Remusowi. Serra również wspomniała, że Lisa chciała wcześniej poprosić mnie o zabranie z domu, lecz ojciec zabrał jej sowę. Byłam zdruzgotana i obwiniałam się o wszystko. Léa w końcu przekonała mnie, że to nie moja wina.
~*~
Do Hogwartu przybyłam zgodnie z planem, tydzień po rozpoczęciu roku. Było dziesięć minut przed dzwonkiem. Od razu poszłam do klasy profesor McGonagall. Tak się złożyło, że miała lekcje z moim rocznikiem, Gryffindorem z Ravenclaw. Odetchnęłam głeboko i weszłam do sali.
— Pani profesor, czy mogłabym z panią porozmawiać? — zapytałam po grecku. Każdy Yuney umie grekę, w dodatku moja mama, po ślubie z tatą, nauczyła Minerwę.
— Tak, to coś poważnego, Rosé?
— Bardzo. Możemy wyjść?
— Tak. — zwróciła się po angielsku do klasy. — Przeczytajcie rozdział na temat transmutacji ssaków parzystokopytnych.
Wyszłyśmy na korytarz. Wokół nas utworzyłam ścianę próżni, wiedziałam, że Syriusz będzie chciał podsłuchiwać. Dalej rozmawiałyśmy w grece, ostrożności nigdy zadość.
— Co się stało?
— Lisa nie żyje. Profesor Flitwick już podobno wie.
— Lisa? Lisa Rogers? Dziewczyna twojego przyjaciela, Remusa?
— Tak...
— Ale jak to? Co się stało?
— Ojciec...
W tym momencie zadzwonił dzwonek na przerwę. Uczniowie wyszli z klasy. Zostali tylko Huncwoci, Lily i jakaś chyba nowa dziewczyna. Profesor McGonagall kazała dziewczynom wyjść i poczekać, a Huncwotów przyprowadziła pod biurko. Widząc mnie w fatalnym stanie, na ich twarzach odmalowała się troska.
— Remus... — zaczęłam. — Tak mi przykro... ale...
— Wyduś to z siebie, Rosé... — był wyraźnie przerażony moją bladością i drżeniem rąk.
— LisanieżyjetakmiprzykroRemus! — wybuchnęłam histerycznym płaczem. Lupin stał jak słup. Nie umiał w to uwierzyć. Syriusz mnie objął.
— Nie wierzę ci. Nie masz racji.
— Remus... ona nie kłamie... — Minerwa odezwała się po chwili milczenia. Wilkołak zemdlał. Gdy do docuciłam, wstał i bez słowa wyszedł z sali.
— Syriusz, James, Peter, idźcie za nim. Macie zwolnienie z lekcji na dziś. Rosé... wiem, że przeżywasz teraz trudny okres, ale nie wiedziałam o tym... Chciałam cię prosić, byś z panną Evans oprowadziła nową gryfonkę, Rebeccę Gardner po Hogwarcie, ale w obecnej sytuacji...
— Nie, ja podejmę się tego, tylko najpierw muszę znaleźć Remusa.
— Przepraszam, Rosie. Wyjaśnię wszystko dziewczynom.
Wyszłam z sali, nie mówiąc nic Lily ani nowej, choć Evans krzyczała za mną, pytając co się stało. Skierowałam się w stronę męskiej toalety, spodziewając się tam chłopaków. Nie myliłam się. Gdy weszłam do łazienki, zobaczyłam spętanych Blacka, Pottera i Pettigrew oraz Lupina, okładającego lustro pięściami. Podbiegłam do niego i odciągnęłam go. Zamknęłam go w mocnym uścisku, próbował się wyrwać.
— Remus... nie rób tego... — szeptałam — Remus...
Szamotał się, aż nie opadł z sił. Wtedy zaczął łkać. Rozwiązałam resztę i razem zaprowadziliśmy wilkołaka do dormitorium. Obmyłam mu twarz, jak kiedyś robiła to Lisa. Położył się na łóżku i dalej płakał, nie zwracając na nas uwagi. Syriusz usiadł koło niego i położył mu rękę na ramieniu.
— Remus, odezwij się do nas. Przyjacielu...
— Ona nie żyje. Po co ja mam żyć?
— Remus... Lisa zawsze będzie żywa tutaj — podeszłam i dotknęłam go tam, gdzie znajduje się serce. — bądź silny, dla niej... proszę.
— Jesteśmy z tobą bracie.
~*~
Po zakończeniu lekcji wyszłam od Remusa i zobaczyłam Lily z Rebeccą w Pokoju Wspólnym.
— McGonagall wszystko wyjaśniła, tak mi przykro! — wykrzyknęła Evans na mój widok. — Czy on tam jest? Jak się czuje?
— Zasnął. Reszta przy nim jest. Tak poza tym jestem Rosé. — zwróciłam się do Rebecki. — Wybacz, że widzisz mnie w tym stanie...
— Nic się nie stało, jestem Becky. — podała mi rękę, którą uścisnęłam.
— Jesteś pewna, że chcesz z nami iść? Poradzę sobie.
— Lils, nie martw się, dam radę. To gdzie idziemy najpierw?
Następnego dnia poznałam Becky z Huncwotami, jednak ona wolała chyba utrzymywać znajomość z Marlene McKinnon i Jules Jershy. Za to Lily powoli przekonywała się do Jamesa i rozmawiała z nim, nie wrzeszcząc ani nie ociekając jadem.
~*~
Remus zdawał się pogodzić ze śmiercią Lisy. Zaczynał żyć jak dawniej, tylko czasem łapałam go na rozmyślaniach, szczególnie wieczorami. Siadałam wtedy z Syriuszem koło niego i razem wpatrywaliśmy się w nocne niebo, myśląc o młodej...
Dziękuję Wam za ponad 400 wyświetleń, to dużo dla mnie znaczy i daje mi motywację do dalszego pisania <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top