I
— Żegnaj, Rosie! Napisz, jak przyjedziesz!
— Pa, Léonore, pa, Vince! — pożegnałam się z siostrą oraz jej chłopakiem i weszłam do pociągu. Od razu zaczęłam szukać wolnego przedziału.
Chciałam uniknąć spotkania z tak zwanymi Huncwotami, by nie narazić się na obelgi jednego z nich - Syriusza Blacka. Od kiedy na mnie wpadł w październiku zeszłego roku, nie daje mi spokoju. Za to ja czuję, że mi się podoba. Ale chyba nie mam szans - kompletnie nie jestem w jego typie. On, „Casanova Hogwartu", a ja taka szara mysz... No cóż, życie. Nie mogę dać po sobie poznać, że mi zależy. Nigdy!
~*~
W końcu znalazłam pusty przedział. Usiadłam w nim i zaczęłam rozmyślać. Miałam zacząć swój czwarty rok w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Byłam bardzo ciekawa, jak się potoczy. Obmyślałam wiele scenariuszy.
Wiele lat temu, na swoim czwartym roku poznali się moi rodzice. A teraz już ich nie ma... Tata nie pisze swoich książek, a mama nie śpiewa mu nad głową i nie projektuje dla YuneyClothing... W naszym domu nie brzmi ani muzyka, ani śmiech. Dlaczego tak się musiało stać? Czemu Voldemort zabił akurat ich?
Ciche pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia.
— Proszę.
Drzwi uchyliły się, a do środka wślizgnął się nie kto inny, jak Remus Lupin - jedyny Huncwot, z jakim dało się rozsądnie porozmawiać. Zaprzyjaźniliśmy się w pociągu w pierwszej klasie, gdy jeszcze nic nie wskazywało na to, że będę „skonfliktowana" z Blackiem. Ale teraz tylko Remus chciał ze mną gadać.
— Nie mogę już z tymi ludźmi... — westchnął. — Dopiero co wymknąłem się z przedziału, gdzie nie dość, że nie da się nic w spokoju przeczytać, to jeszcze przypałętał się Snape. Też go nie lubię, ale to, co oni robią, to już przesada!
— Jejku, współczuję, Remi. — spojrzałam na niego smutno.
— A jak tobie mija jazda?
— Nie najgorzej, rozmyślałam tylko.
— A o czym, jeśli mógłbym zapytać?
Nie zdążyłam odpowiedzieć. Do przedziału wtargnęło trzech chłopaków: nie kto inny, jak Syriusz Black, James Potter oraz Peter Pettigrew.
— Tu jesteś, Luniek! Szukaliśmy cię w całym pociągu. — Black upadł na kolana. — Błagamy cię, wróć do nas! Będziemy grzeczni. — złożył ręce w proszącym geście.
— Wybacz Rosé, ale czy mogę pójść z nimi? — wyszeptał Remus.
— Jasne, idź... — odszepnęłam.
Wyszli. Nie zaprzeczam, było mi odrobinę przykro, bo naprawdę lubiłam Lunatyka. Przynajmniej Syriusz nie dogryzał mi tym razem.
~*~
Jako pierwsza wyszłam po uczcie z Wielkiej Sali i szybko skierowałam się do wieży. Oczywiście znałam hasło, przekazała mi je przed ucztą moja matka chrzestna, o której istnieniu dowiedziałam się w lipcu - profesor McGonagall. Hasło brzmiało Fontis vitae.
Przebrałam się w czarny sweter i czarne jeansy i szybko wyszłam z dormitorium, zanim jeszcze ktokolwiek zdążył tam wejść. Unikając ludzi kierowałam się w stronę wyjścia ze szkoły. Szłam do Zakazanego Lasu, na polanę, gdzie zawsze ćwiczyłam panowanie nad Darami. Miałam pozwolenie Dumbledore'a na wychodzenie że szkoły, byleby nie w czasie lekcji.
Dotarłam na miejsce i od razu zaczęłam. O ile Dar Wody, będący moim Wiodącym Darem, był przeze mnie całkowicie opanowany, o tyle reszta, w szczególności Ogień, sprawiały mi nieco trudności. To znaczy Ziemia i Powietrze nawet wychodziły, ale nie tak jak bym chciała. Zaczęłam ćwiczenia od Daru Muzyki.
Skupiłam się i wyobraziłam sobie instrumenty. Po polanie rozniosła się piękna melodia. Zaczęłam śpiewać. Szkoda, że nikt inny nie mógł tego usłyszeć, Léa mówiła, że mam piękny głos. Potem na warsztat wzięłam Dary Żywiołów: spróbowałam spowodować urośnięcie krzaka czarnych róż i, o dziwo, wyszło mi. Czyli Dar Ziemi opanowany, wreszcie. Z Powietrzem też mi się udało - wielka trąba powietrzna usłuchała mnie i nie zniszczyła połowy lasu, jak w wakacje w Yuney Mansion. Po tym incydencie trenowałam z Léą tylko Dar Wody.
Uznałam, że odpuszczę sobie Ogień na dziś i wrócę już do zamku, gdyż zaczęło się ściemniać.
W dormitorium siedziały już moje koleżanki z czwartego roku. Rozmawiały zapewne o chłopakach; można to było wywnioskować po minie Lily. Widząc mnie, odeszła od reszty. Zaczęłyśmy rozmowę. Tematów było dużo - wakacje, porównanie zadań, obgadywanie bezsensowności Huncwotów i obstawianie, kiedy dostaną pierwszy szlaban, i od kogo. Ja uważałam, że już jutro od Minerwy McGonagall, a Lily, że dopiero w weekend i najpewniej od Slughorna. Jak miało się okazać, miałam rację.
Położyłyśmy się spać dopiero po północy. Zasnęłam wyjątkowo szybko, jak na pierwszą noc po opuszczeniu domu.
~*~
Nazajutrz spotkałam się po raz pierwszy z Lisą. Wyglądała dość słabo, ale powiedziała, że nic jej nie jest, tylko źle spała. Porozmawialiśmy chwilę, a potem rozeszłyśmy się, każda w inną stronę.
Mam nadzieję, że nie wyszło źle i jakoś fabuła się trzyma, jeśli byłyby jakieś błedy, zwróćcie, proszę, na nie uwagę ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top