Konwalie
Po chwili mysiopopielate dziewczę było już gotowe, ostatni sztylet z chrzęstem został wsunięty do pochwy. Była ubrana tak jak zawsze do walki. -No to chodźmy- odezwał się toby- jak już wspominałem jesteśmy w pierwszej linii obrony- tłumaczył idąc na wyznaczone miejsca przy okazji zgarniając po drodze Jeffa. Szli koło siebie słuchając tłumaczeń Tobego. -Wy jesteście nowi ale tylko wy możecie wiedzieć kto... a raczej co nas atakuje- dokończył.
Cień spojrzał na Ash a zielono oka na niego byli już na ustalonych miejscach w powietrzu unosił się słodko gorzki zapach zgnilizny i metaliczny zapach krwi. Ziemia pod stopami zaczęła drgać drganie przemieniło się w dudnienie, hipnotyczny metaliczny zapach zaczął się nasilać. Zięby zaczęły swój straszny recital, drzewa szumiały złowrogo. Soczyste źdźbła traw zaczęły się kłaniać w naszą stronę. Zawiał delikatny wiatr zwiastujący z której strony pędzi poczwara. Z sekundy na sekundę zapachy przybierały na sile. Coraz mocniejsze zapach krwi można było już nie tylko czuć ale też posmakować.Stali czekając na rozpędzoną bestie z pozycji z której automatycznie mogli zaatakować. Wszyscy czekali w napięciu na atak, czekali aż coś się stanie. Las i jego mieszkańcy nie dawał za wygraną ciągle było słychać przeszywające głosy zięb były coraz głośniejsze zaczęły się zlewać w jeden wspólny głos. Wiedziałam co to znaczy już znałam tą scenę już to przeżyłam... wiatr robił się coraz zimniejszy.Ash pierwszy raz czuła strach nie o siebie ale o cienia bała się go stracić. Podejrzewała co się zbliża w ich stronę. Już kiedyś go spotkała jak była mała. Miała dziwne sny ojciec dawał jej dziwny napój na te sny, po nim serce na chwile przyśpieszało czuła się jak we śnie nie wiedziała co jest snem a co jawą cienka granica między nimi zanikała. Wiele osób jak ją widziało po wypiciu napoju mówili że moje oczy są nie codzienne, mówili że źrenica się zwęża jak u kota i błyszczą tajemniczo niczym gwiazdy na firmamencie. Odpływała po nim ale dopiero gdy chciała. Choć nie do końca wiedziałam czy to się stało czy nie.
-Powinien tu być -powiedział trochę zdezorientowany Jeff. -To tylko pozory- szepnęła mysio popielato włosa. -Wiesz co to?- zapytał z lekkim niepokojem Toby.- Mam nadzieje że to nie to o czym myślę -powiedziała jasnowłosa.- A o czym myślisz- zapytał Jeff. -Ja wiem o czym -szepnął Cień. -Jest źle- powiedział Toby- jeśli oni mają aż tak złe przeczucia -odparł szeptem. Czarne serca naszych bohaterów na wskroś przeszył strach Toby i Jeff coraz bardziej byli nie pewni zarówno siebie jak i wielkości bagien w które wpadli. -A o czym myślicie -zapytali niepewnie. -O strzydze -szepnęli jednocześnie- A co to jest strzyga -zapytał Jeff -no właśnie -zawtórował Toby --co to jest?
-Jedni mówią że według słowiańskich podań ludowych dusza dziecka, urodzonego z zębami i wcześnie zmarłego, przybierająca różne postaci i strasząca ludzi. Drudzy mówią że w wierzeniach słowiańskich wampirzyca żywiąca się ludzką krwią. A jeszcze inni że to zjawa lub widmo.- Tłumaczyła spokojnie jak by niby nic ,jak by wcale nie mieli walczyć zaraz z tym.-A jeszcze inni rozbudowują wątek z duszą dziecka i dodają do tego że dziecko ma 2 dusze i po śmierci "ukazuje" się ta druga żądna zemsty i krwi. -Szepnął złośliwie złotooki widząc przerażenie na twarzy Jeffa i Tobiego.
Najbardziej po prawej stał Jeff po lewej najbardziej stał Toby koło czarnookiego stała Ash. Koło mysio popielatej dziewczyny stał złotooki.Byli gotowi czekali na bestie w napięciu. Chcieli przeżyć ale znali swe szanse....Ta akcja była skazana na niepowodzenie
W oczach niepewność a w sercu strach i nagle drzewa uciszyły swe złowrogie szepty zięby przestały recytować pieśń o śmierci cisza wszystko umilkłoPrzed nimi stała wielka ohydna bestia zwana strzygą. Niestety obawy naszych bohaterów się ziściły
Stała w całej swej okazałości wysoka na dwa metry umięśniona. Jej oczy były odbiciem zła. Oddech bestii był ciężki i mokry. Stała w takiej odległości że czuli ten lepki oddech. Miała długie ostre niczym sztylet zakrwawione kły i długie wysuwane pazury. Długie płomienne włosy opadające po umięśnionym korpusie poczwary.
Stała a oni drżeli czuli że zbliża się koniec nie ma odwrotu -Kości zostały rzucone- pomyślał cień. Ash i złotooki nie dali po sobie poznać strachu reszta stała jak wryta nie mogli się ruszyć.Bestia oblizała zakrwawiony ryj swym długim jęzorem. Cichy szept przerwał cisze Głos niby lucki ale dziecięcy -już nie uciekniecie jesteście moi -tajemniczy dziecięcy głos powtarzał wiadomość nie wiedzieli skąd się ten głos bierze.
Głos umilkł, nawet nie szeleściło w koronach drzew. Martwa cisza nie zwiastowała nic dobrego.Oczy bestii łypały chciwie po obecnych przystawkach
Oczy bestii błyszczały tajemniczo przechylała łeb delikatnie w lewo a potem w prawo tworząc delikatne ósemki w powietrzu.Świst i stuk. Zdobiona strzała z barwionymi piórami różnorodnego ptactwa uderzyła i wbiła się w piaszczyste podłoże nie opodal bestii wzniecając małe kłęby kurzu . Bestia błyskawicznie odwróciła swój wielki paskudny łeb w stronę z kąt wyleciała strzała a przynajmniej z stamtąd z kąt wydawał się że wyleciała. Strzała jak by zaklęta, nie było widać nadawcy owego przedmiotu. -Znam te ostrzeżenie -pomyślał złotooki- jeszcze jedno i śmierć... ciekawe kto jest celem- spojrzał przelotnie kątem oka na mysio popielate niesfornie falujące kosmyki. -Oby nie...Czarnowłosy był gotowy nie wiedział na co ale i tak był , nie chciał by coś się jej stało. Coś go w środku zabolał na samą myśl. Nie wiem morze to przywiązanie pomyślał złotooki. Mina ciemnowłosego była poważna wyrażała niepewność i złość. Świst i stuk nawet listek nie zaszeleścił przy krokach owego strzelca strzała padła już z zupełnie innego miejsca i kontu te same zdobienia te same złotawo barwione pióra różnorodnego ptactwa.
Ów stwór obrócił się w stronę z której nadleciała strzała był zdezorientowany jak większość. Koteczek mógł się tylko domyślać że ostatni strzał morze być ostatni
Już nie było słychać świstu strzał, wcześniejsze były wypuszczone tak by je słyszeli. On o tym wiedział wypatrywał lecących grotów strzał. Szukał kątem oka strzał niesionych wiatrem wprost do celu.
Złotawe pióra strzały wynurzyły się z zarośli wymierzone w serce Ash. W ostatniej chwili Cień zasłonił mysio popielate dziewczę stając do lecącej strzały tyłem. Spojrzał w jej dziko zielone oczy by ostatni raz zobaczyć to co w nich go fascynowało ten ostatni raz . Szepcząc- Przepraszam moja pani -trzymał ją w objęciach dławiąc się strużkami lecącej mu z ust krwi dziko zielone oczy zgasły niczym płomyk świecy zaszklone srebrzystymi łzami.
Pod cienieniem ugięły się nogi były jak z waty. Ash trzymała go mocno w objęciach. Swego przyjaciela . Przyciskała go w objęciach głaszcząc go po czarnych miękkich włosach -będzie dobrze wyjdziesz z tego -powtarzała szeptem próbując powstrzymać łzy -nie zamykaj oczu słyszysz nawet się nie warz -Cień spojrzał spokojnie w jej oczy- nie płacz , nie jest źle, wiem że to nie naj lepiej wygląda ani to moment ale musze ci powiedzieć kolejny morze się nie trafić, kto to wie...
-nie mów tak kotku wyjdziesz z tego nie bój się wyzdrowiejeszprzy tobie strach nie ma znaczenia ,przy tobie nie mam czego się bać chyba że cię stracę na następnym razem morze mi brakować odwagi by ci to powiedziećKocham cię ... -oczy złotookiego zgasły niczym latarnia morska widząca blask jutrzenki
Za drzew wyłoniła się grupka elfów. Elf który wypuścił strzałę miał długie włosy były niczym jedwab i delikatnie złociste niczym promienie budzącego się słońca do życia. Oczy niczym płynna rtęć zimne i dzikie. W oczach Elfa było widać pogardę do ludzkiej rasy. -Jak ona może być naszą sorellą* powiedz Kylo- Odezwała się miodowo włosa Elfka -Nie wiem Falka- uśmiechnął się srebrnooki .Zęby były piękne śnieżno białe niczym szron w pogodny dzień. Przeciągły gwizd zmazał uśmiech z twarzy srebrnookoiego jak by za sprawą magicznej różdżki na twarzach elfów pojawiło się zaskoczenie i nie pokój .Strach powoli wpełzał na ich twarze niczym zaraza przejmująca organizm.Stare buki zaczęły szeptać między sobą.
Szept się nasilał z wszystkich stron uderzał jak fala w kamienne zbocze urwiska i się cofał niczym morska spieniona fala za sprawką syreniego śpiewu wzywający ją do powrotu. W złowieszczej bieli wybuchł skąpany nią świat. Szum w głowie. Straszliwy ból przed którym nie ma ucieczki. Narastał i narastał jak by nie chciał przestać. -Zbyt wiele mocy. Zbyt wiele...-szepnęła właścicielka mysio popielatej grzywki. W bieli zamajaczyły obrysy sylwetki tylko na chwile by muc się po chwili rozwiać na zawsze jak marzenia cienia o kolejnym spojrzeniu Ash w oczy. Naszemu kotkowi nie było pisane ni jedno spojrzenie dziko zielonych oczu które tak dobrze znał ni jeden dotyk ciepłych ust pachnących miodem i truskawkami ni jeden pieszczotliwy delikatny dotyk ręki władającej bronią twarda i zarazem delikatna mała rączka jego Pani. Pani jego serca...
Biel zabrała wszystko a przynajmniej tak się jej wydawało już nie było widać konturów zniknęły niczym łza płynąca po policzku mała i bezbronna wśród morza bieli otaczała ją. Spojrzała na zakrwawione ręce w których powinien być jej przyjaciel lecz nic z tych życzy rozpłynął się tak jak reszta. Rozpłynął się znikając w bieli w której rozpadał się świat i nie tylko świat ale i jej dotychczasowe rzycie nie czuła dookoła nic ni ziemi na której klęczała ni ciepła ni zimna jedyne co jej towarzyszyło to wrażenie że go już nie odzyska że już nigdy go nie ujrzy ani nie dotknie i już nie spojrzy w złociste oczy. Nagle poczuła na dłoni coś delikatnego zziębniętego spojrzała pusto niczym lalka z porcelany swymi szklanymi oczami. Bez uczuć ,bez nadziej na leprze jutro na jej ręce leżał zziębnięty parujący kwiat białej konwalii. Jaki piękny pomyślała. Jaki taki piękny...
Ashley poczuła na ramieniu ciepłą parującą dłoń pachnącą krwią i popiołem metaliczny zapach krwi drażnił jej nos pobudzając ją niczym narkotyk przejmował władze nad zmysłami. Nawet nie spojrzała do kogo należy ręka i tak wiedziała. Tym razem ten dotyk był inny pełen współczucia i zrozumienia. Nie odtrąciła dłoni. Tak po prostu nie odtrąciła. Biel zaczęła powoli się rozpływać po prostu znikać. Bieli ustępowały obrysy drzew krzewów i morza kwiecistych traw. Zbliżał się wieczór niebo było czyste niczym kropla porannej rosy spływającej po złocącej się w zachodzie powierzchni listowia*. -Ja pójdę po drewno a ty odpocznij- odezwał się szepcząc jej do ucha niczym sen pędzący przez czas i przestrzeń świata nie uchwytny szept nie dający się nigdy złapać ani na jedną chwilę wysoka postać znikała w odmętach drzew i krzewów były tam biały bzy, dereń kousa, dereń rozłogowy i krzewy róż najróżniejszych odmian było też wiele pięknych kwitnących drzew na przykład Złotokap, Judaszowiec chiński, Migdałek , trójklapowy, Sumak octowiec, akacja . Było tam wiele roślin nie tylko kwitnących było tak że wiele innych drzew i krzewów równie okazałe. Zwierzęta się szykowały do snu. Las Szeptał swą senną litanie*.
Obok mysio popielatej właścicielki włosów leżały torby jej i brata a tak że kamienie osmalone po bokach widać że były już używane by ogień z paleniska nie pochłonął tego zjawiskowego miejsca. Z minuty na minutę się ściemniało coraz mocniej i mocniej piękne krwawe promienie zniżały się by muc odpocząć choć przez jedną chwile. Ciężkie kawały drewna spadły na trawę kładące się ku zachodowi .Po chwili drewno wesoło skwierczało w palenisku ogień lizał drewno swymi długimi jęzorami nad paleniskiem był rożen z oskubanym ptakiem -To był głuszec prawda ?-zapytała się Ash. -Prawda- odpowiedział po chwili milczenia uśmiechając się- nie wiedziałem że się znasz na zwierzynie -dodał po chwili - Musiała, nie miałam wyjścia- mówiła jak by wspominała ciężkie dawne czasy. Mówiła wpatrzona w płomienie ogniska delikatnie oświetlające jej blade wychudzone lico*.-Albo bym się nauczyła albo zdechła z głodu i nie tylko ja musiałam się tego uczyć. Trzeba się uczyć by przeżyć.- Po chwili przedłużającej się ciszy metaliczne szaro-niebieskie oczy przebiegły po twarzy siostry szukając emocji jakiejkolwiek emocji. -No trzeba zdjąć, już głuszec ma dość wyjmiesz miski a tak że wyjmij wino i kubki- Ashley posłusznie wyjęła to co prosił brązowowłosy i rozpoczęli ucztę.
***************1922 słowa***************
listowie* «liście roślin, zwłaszcza drzew i krzewów»
lico* -ca; lic
lic. (:licencjat)
Słownik języka polskiego PWN
lico
1. poet. «twarz»
2. «zewnętrzna powierzchnia różnych przedmiotów»
3. «zewnętrzna powierzchnia ściany budynku»
• liczko
litania* -nii, -nię; -nii: odmawiać litanię, litania loretańska, litania do Najświętszej Marii Panny, ale: Litania loretańska do Najświętszej Marii Panny (tytuł modlitwy), Litania do św. Józefa, Litania do wszystkich świętych , Słownik języka polskiego PWNlitania 1. «modlitwa błagalna, w której wierni powtarzają chórem słowa wypowiadane przez prowadzącego modlitwę»2. pot. «długie, monotonne wyliczanie, wymienianie czegoś; też: długi spis, rejestr czegoś»• litanijny
***************2013 słowa***************
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top