5
Chłopak usiadł obok mnie na łóżku, szczerze mówiąc to wszystko co już o nim wiem, jest trochę przerażające.
-Rose, pora wstawać mamy gościa..- Mówił delikatnie.
Pogłaskał ręką mój policzek, była lodowata..
-Mmm... jeszcze chwila...-Udawałam zaspaną, musiałam, nie wiem, co zrobi jeśli się dowie, że jednak nie spałam...
-Oj, no prosze. -Odkrył mnie kołdrą.
-No, dobrze..- usiadłam na łóżku.
-Za pięć minut w salonie, dobrze?
-Dobrze Luk...
Chłopak wyszedł z pokoju, ja chwile siedziałam na łóżku. Zastanawiałam się, jaki sekret on skrywa. Wstałam i poszłam do salonu.
Był tam Luk i niebiesko-szaro oki brunet. Na oko 178 cm wzrostu. Podeszłam do nich, a oni przestali o czymś rozmawiać. Ciekawe co to było.
-To jest Rose.-Luk wskazał na mnie ręką.
-Witaj..-chłopak uścisnął moją dłoń, była zimna.-Jestem Gabriel dla znajomych Gabi.-Uśmiechał się słodko.
-Rosa, Miło mi..- Spojrzałam w jego oczy o hipnotyzującym kolorze.
-Jak sie czujesz, Roso?- Chłopak delikatnie musnął mój policzek.
-T..troche zaspana..-Gabi był strasznie zimny, ciarki przechodziły po moich plecach przez jakikolwiek jego dotyk.
-Gabi się przez chwilę tobą zajmie, muszę wyjść do sklepu, Rose czy Gabi może z tobą zostać? -Powiedział Luk.
Nagle Gabi wziął mój podbrudek i uniusł go tak, że spokojnie wpatrywał się w moje oczy. Kolor tęczówki chłopaka zmienił się na biały z lekką domieszką szarego przy źrenicy.
-Roso, zostaniesz ze mną chwilę, prawda?
-Tak...- Jego oczy były takie. Nie mogłam normalnie myśleć, gdy się w nie teraz wpatrywałam.
Luk chyba wyszedł, a ja dalej wpatrywałam się w oczy bruneta.
-Rosa, Rosa, Rosa.. Opowiedz mi coś o sobie.-Powiedział.
-Przecież wiesz, wszystko wiesz...-Zaczęłam, chłopak zrobił zdziwioną minę, a ja nawet nie wiedziałam co mówię. -Znasz mnie Gabrielu..
-Skąd ty..? Kim ty..?- Niedowierzał
-Nie zrobisz mi krzywdy.. Nie możesz..- Przestałam mówić.
Chłopak tylko mnie przytulił. To było dziwne..
-Tym razem. Nie pozwolimy cię zabrać...-Mówił cicho ale tak żebym słyszała, cała ta sytuacja była dla mnie tak, strasznie dziwna.
-Wybacz nam Rosi.. -Zaczął łkać..
-Jestem taki, skołowany...
-Gabi.. -Otuliłam go- Już dobrze...
Zakręciło mi się w głowie, zrobiło mi sie czarno przed oczami i chyba zemdlałam, bo dalej nic nie pamiętam.
***
*Luk * (<- tak będę oznaczać zmianę perspektywy, teraz zmieniamy na Luka. Aut. ♡)
Byłem głodny jak cholera, nosiło mnie i prawie ugryzłem Rose. Jej rodzice, gdy mnie zobaczyli od razu chcieli wiać, nie moja wina, że Rose jest taka dla mnie ważna, a dla całej rasy znaczącą.
Przed stuleciem Rose została nam odebrana, jest na tyle dziwną co fascynującą istotą, że gdy przychodzi na nią ten przysłowiowy "Czas" zmienia się w niemowle, a ja nie mogę jej znów stracić, jej rodzice nie zdążyli jej nic powiedzieć. To dla mnie plus.
Gab gdy tylko usłyszał, że ją znalazłem chciał ją spotkać, za każdym razem są zżyci czego mu szczerze zazdroszczę. Zawsze musi się z nią droczyć, tym razem Rose jest inna... tym razem nie mogę jej stracić, lepiej żeby nie wiedziała narazie czym i kim jestem.
Ruszyłem w stronę banku krwi, nie chcemy zrujnować tego miasta, a początkowa rozróba była lekkim nastraszeniem i częścią planu, aby się do niej zbliżyć.
Mamy plan, będziemy chodzić normalnie do szkoły, zaprzyjaźnimy sie z nią, a gdy nadejdzie czas wszystko jej wyjawie, to dobry plan. Chyba.
Wszedłem do Banku, nikogo tam nie było, a woń krwi była niesamowita. Poszłem za zapachem i znalazłem się w pokoju pełnym lodówek i przyrządów do pobierania jej, od razu pomyślałem o Rose.. o jej zapachu..
Otwarłem jedną z lodówek, wziąłem to co tam było, chyba logiczne, nie jestem sam, jest nas kilka, mało się zostało, mało nas przetrwało, ludzie mają coraz lepszą broń, a my musimy sie ukrywać, co nie znaczy że nasze "moce" są nieprzydatne, nadal działają. Zresztą my z biegiem czasu też się wzmocniliśmy, lecz liczebnością przegrywamy.
Wyszłem z kwriodajnika z pełną torbą krwi, wziąłem też sprzęt do jej pobierania w razie czego. Obiecałem Rose Shushi i będzie, dla niej wszystko, pozatym, nie po to tyle lat uczyłem się każdej możliwej kuchni żeby nie umieć zrobić mojej wybrance to, czego pragnie, na dobrą sprawę nawet Lay'sy umiem zrobić.
Gdy dotarłem do Market'u, nie, serio market dosłownie nazywa się "Market". Wracając gdy dotarłem do marketu kupiłem cocacole, ryż i inne pierdoły do zrobienia Shushi z łososiem. Kupiłem to co miałem i zacząłem się kierować w stronę domu, z jednej strony, zastanawiam się jakim cudem właściciel nie zamknął marketu, z drugiej z tego co widziałem ma teraz dużo klientów czyli i dochód wzrósł.
Nagle zadzwonił Gabs.
-Luk, proszę wróć szybko, ja nie wiem, co zrobiłem ale Rose zemdlała..- jak na wampira to właśnie Gabi jest osrajdupą w naszej gromadce.
-Spokojnie, co mówiła?
-Mówiłam, że wszystko o niej wiem, że jej nie skrzywdze i zemdlała tak poprostu. Rozumiesz?-Był zdenerwowany jak chyba nigdy.
-Udawałeś zdziwienie w stylu kim ona jest?- Zacząłem mieć lekki wkurw.. mój plan mógł właśnie sie zawalić.
-Tak, jak kazałeś w takim wypadku. Ale nie wspominałeś, że zemdleje!
-Dobra, zwalimy na to, że się nie wyspała. Co z nią zrobiłeś?
-Położyłem na kanapie i otuliłem kocem.
-Zaraz będę. -powiedziałem i się rozłączyłem.
Przyspieszyłem, miałem planowaną impreze na dziś dla nas i Rose. Wsumie jeśli będzie się lepiej czuć to czemu nie?
Otworzyłem drzwi do domu, zostawiłem rzeczy w kuchni i poszłem sprawdzić co u Rose.
-Gab, Gab?
Cisza. Miałem złe przeczucie.
Wszedłem do salonu, chłopak patrzył na Rose jak na przekonske.
-Gabriel?
Zero odpowiedzi.
-Gabi!- Teraz chłopak jakby wrócił do rzeczywistości
-Luk? Kiedy przyszedłeś?- Pozwólcie mi go zabic...
-Przed chwilą, chodź dam ci coś fajnego.- Miałem dziwne wrażenie że ona mimowszystko dobrze nas słyszy w salonie.
Skierowaliśmy się do kuchni.Otworzyłem mój schładzany plecak. Wyciągnąłem dwie torebki krwi i dwie szklanki, wlałem do nich zawartość torebek, a jedną z szklanek podałem chłopakowi.
-Luk.. jak w mieście?
-Jest w miarę ok, jutro wasz pierwszy dzień, tak?-Wiem, że tak ale wole się upewnić czy on pamięta.
-Tak. Pamiętam, Luk spokojnie.
-Łatwo Ci mówić...
-Luk, wiem, że tym razem nie możemy zawieść...-Przerwał, po chwili zrozumiałem o co chodzi, dopiłem ciecz z szklanki dając przyjacielowi znak żeby ogarnął to na szybko i poszłem do dziewczyny, która sie obudziła.
HHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHH
No Hej!
Podobał wam sie rozdział?
Jeśli tak to może komentarzyk?
Ocenka (tak ta gwiazdeczka)
Jeśli macie pytania lub uwagi to piszcie! Prosze tylko o zachowanko kulturki ^^
Dzięki za dotrwanie do końca
NatsuSuzu
(1046 słów z tym)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top