Capitulum tertius
Obudził go trzask. Komnata została rozświetlona, pomimo tego że pochodnia, którą zostawił zapaloną, właśnie zgasła przez rozszalały wiatr. Pomieszczenie wypełnione było zapachem deszczu, a zza otwartego okna słychać było coraz to kolejne wyładowania atmosferyczne. Louis wstał z łoża, aby zamknąć okno, które uderzało ramą o ścianę. Ledwo kontaktujący ze światem przez wyrwanie ze snu podszedł do prostokątnego otworu, chwytając jedną dłonią za szybę, aby móc ją zamknąć. Owiało go chłodne powietrze, przez co zadrżał, bo jednym co miał na sobie były bokserki.
Popatrzył ostatni raz na skąpany w deszczu i rozświetlany raz po raz piorunami świat, po czym zamknąłby okno, jednak jego uwagę przykuł czarny, poruszający się punkcik na wzgórzu poza murami miasta. Książę przetarł oczy wolną ręką, aby móc się lepiej przypatrzeć. Była to postać na koniu, definitywnie. Wierzchowiec był kary, a postać odziana była w czarną pelerynę z płaszczem. Jedynie jedna rzecz odróżniała się od czarnego koloru, która wydawała się być motto przewodnim owej postaci. Krwisto czerwony krzyż wyszyty zarówno na derce konia, jak i na pelerynie zakapturzonej, tajemniczej postaci. Wierzchowiec nerwowo kopał kopytem o ziemię, a postać zdawała się tym nie przejmować, patrząc wprost, jak się zdawało Louisowi, na zamek, o ile nawet nie wprost na niego. Książę zadrżał, jednak nie z powodu chłodu otwartego okna, tylko z zaniepokojenia tą dziwną, tajemniczą postacią, która zdawała się zastygła w miejscu. Szumiało mu w głowie, był niemal przerażony. Od razu przypomniał sobie wszystkie legendy o czarnych rycerzach, upiorach bez głowy i całym tym chłamie. Wiatr szargał czarny materiał, w który postać była odziana.
Tomlinson patrzył na nią (może utrzymywał kontakt wzrokowy?) dopóki ta nie kopnęła łydką bok konia, który wydał z siebie rżenie i stanął dęba, a następnie zbiegł dzikim galopem w dół zbocza, co nie było ani rozsądne, ani bezpieczne.
Jednak najbardziej księcia zaniepokoiło to, że ten czarny duet skierował się prosto w stronę murów miasta.
Szatyn zamknął okno, tłumacząc sobie w głowie, że bramy są strzeżone przez całe sztaby najlepszych rycerzy. Prawie spokojny udał się znowu na łoże, zasypiając dopiero po jakimś czasie.
::::::::::
Tym razem został obudzony przez promienie słoneczne wpadające do jego komnaty. Kiedy otworzył oczy, zastanawiał się, czy sytuacja w nocy była prawdziwa, czy może to tylko jakiś sen. Jednakże pochodnia, którą zostawił wieczorem była zgaszona, a okno - zamknięte.
Postanowił się dłużej nad tym nie rozwodzić, tylko podnieść swój tyłek z łóżka. Kiedy przebrał się w strój dzienny (a wyglądał on tak samo jak ten wczoraj, tylko bez purpury na plecach, bowiem ubierał ją podobnie jak koronę - tylko jak miał iść do ludzi), posiadał krocie śnieżnobiałych koszul i czarnych spodni, a nawet wysokich butów. Monotonia? Możliwe. Podwinął tylko rękawy koszuli do łokci, aby nie wyglądał tak formalnie, gdyż z tego co wiedział, nie miał dzisiaj żadnych gości w planach.
Usłyszał pukanie do drzwi, a zaraz potem głos gosposi, która oznajmiła, że śniadanie gotowe oraz, że go oczekują. Książę skierował się ku wyjściu z komnaty, a jedynym dźwiękiem jaki go otaczał był głuchy stukot jego butów po dywanie. Zszedł kręconymi schodami na parter, idąc ku pomieszczeniu jadalnym.
Jadalnia była bardzo duża i przestronna. Wysoki sufit, zdobione framugi okien przez najlepszych rzeźbiarzy w Europie, marmurowa posadzka. Wszystko zdawało się być harmonijne, jednocześnie bogate i królewskie.
Przy ręcznie rzeźbionym stole siedziała cała jego rodzina, z królem u góry stołu, oraz wolnym miejscem po jego prawicy.
- Dzień dobry ojcze, matko. - powiedział lekko zachrypniętym głosem, całując rodzicielkę w policzek i zasiadając na pustym miejscu.
- Dzień dobry, Louis. - odpowiedział Mark, uśmiechając się lekko do syna. - Czy burza w nocy nie doskwierała ci nadto? - zadał pytanie król, sięgając po pieczywo umieszczone na środku stołu. Szatyn zawahał się moment.
- Nie, ojcze. Spałem mocno. - odpowiedział książę lejąc sobie typowej, angielskiej herbaty do chińskiej porcelany. - A wy? - dodał, patrząc na resztę rodziny.
- My spaliśmy również dobrze, dziękuję. - odpowiedziała Johannah.
- A ja nie mogłam spać i poszłam do Phoebe. - powiedziała Fizzy, patrząc na siostrę.
- Ale zasnęłaś potem? - dopytał Louis, bowiem martwił się o siostrę.
- Tak, niemal od razu. - przytaknęła, po czym zajęła się jedzeniem.
Reszta rodziny nie miała problemów ze snem, więc chwilę później rodzina królewska jadła posiłek w ciszy. Co jakiś czas wymieniali jakieś pojedyncze zdania, lub po prostu „czy możesz podać ten pasztet z zająca?" Albo „Dobry ten kawior?" Zachowywali się wbrew pozorom, jak normalna (no, może nieco bogatsza) rodzina. Po spożytym śniadaniu, kiedy służące zbierały puste naczynia, król zwrócił się do syna:
- Louis, dzisiaj musisz zrezygnować z twojej zwyczajowej przejażdżki po okolicznym lesie. - oznajmił mu Mark. Książę zmarszczył brwi.
- Dlaczego, ojcze? - dopytał.
- Mamy gościa i chciałbym ci go przedstawić, bowiem nie jest to byle kto. - odpowiedział król.
- Któż do nas przyjeżdża? - młody Tomlinson nie lubił niezapowiedzianych, anonimowych gości.
- Zobaczysz, chociaż pewnie o nim już posłyszałeś. - oznajmił tylko Mark, po czym wstał od stołu, co było znakiem, że reszta też może to uczynić. - Staw się w sali tronowej w południe, w formalnym stroju i nie zapomnij o koronie. - na koniec król uśmiechnął się i poklepał syna po ramieniu, a następnie wyszedł z jadalni. Szatyn, zanim tamten oddalił się, przytaknął na znak, iż zrozumiał, po czym sam wstał od stołu, dziękując innym za spożyty posiłek. Mimo wszystko udał się do stajni, aby móc chociaż wyczyścić swojego wierzchowca, któremu przecież tak wiele zawdzięcza.
Wszedł do stajni pałacowych i już na wejściu usłyszał znajome rżenie swojego konia. Podszedł do jego boksu i otworzył go, głaszcząc zwierzę czule po łbie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że usłyszał stąpanie w zazwyczaj pustym boksie obok. Spojrzał tam i rzeczywiście stał tam koń.
Kary koń.
696969
Cześć wam!
Coraz bliżej spotkanie Larry'ego 😏
Yours,
LARloveRY
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top