Capitulum nonus

- Twój? - brunet wskazał podbródkiem na miecz. Louis na chwilę zmieszał się, nie wiedząc o co mu chodzi, jednak podążył za spojrzeniem wyższego, orientując się, że chodzi o broń, którą nadal dzierżył w dłoni.

Szatyn podniósł go na wysokość klatki piersiowej, chwytając drugą ręką delikatnie za ostrze i kiwając twierdząco głową.

- Mogę? - zapytał Harry, wyciągając niepewnie dłoń po broń. Widząc podejrzliwy wzrok księcia, dodał. - Spokojnie, nie zabiję cię. - przewrócił oczyma. Tomlinson dał mu miecz. Styles patrzył na ostrze niczym zaczarowany, przyglądając się cudownym grawerom na jego powierzchni. - Cudowny. Godny księcia. - powiedział Zawisza, spoglądając na szatyna, kontrolując jego reakcję. - Godny księcia, który się rusza, jakby był mistrzem zakonu rycerskiego. - dopowiedział i wlepił wzrok w niebieskie tęczówki. Nie umknęło jego uwadze przełknięcie śliny przez Louisa, co zauważył po ruszającym się jabłku Adama.

- Wątpię, ale jeśli chcesz, możemy się zmierzyć w towarzyskim pojedynku. - zaproponował niepewnie Tomlinson, wskazując na miejsce, gdzie był w pień drzewa wbity drugi miecz, który najwyraźniej Louis przyniósł do trenowania oburącz.

- Jesteś pewien? - podniósł jedną brew Zawisza. Widział ruchy księcia, ale nie był pewien, czy ten podoła temu zadaniu z (jakby nie patrzeć) rycerzem o sławie sięgającej innego kontynentu.

- Tak. - odpowiedział pewny siebie niebieskooki. - Chyba, że ty trzęsiesz portkami. - dodał kokieteryjnie, prowokując go. I tak, to wystarczyło, żeby brunet oddał księciowi jego broń, sam chwytając na rękojeść drugiej i wyrywając ją z pnia drzewa.

Stanęli naprzeciwko siebie, mierząc się spojrzeniami. Harry czekał na ruch Louisa i na odwrót. Jednak ro brunet pierwszy podniósł broń, zaczynając ofensywę. Tomlinson z niemal spokojem odbijał każde uderzenie mieczem. Kiedy cofali się za bardzo w jego mniemaniu do tyłu, z postawy obronnej, przeszedł do ataku. Spowodowało to chwilowe zmieszanie przeciwnika, jednak nie na długo. Mimo, że Harry blokował każde przecięcie ostrza, to tym razem on stawiał kroki do tyłu. W pewnym momencie Louis wytrącił Zawiszy miecz z dłoni, patrząc na niego pobłażliwie.

- Nie doceniłeś mnie. - odezwał się szatyn, kiedy drugi podnosił broń z ziemi. Tak, miał rację, nie doceniłem go. Jest lepszy niż myślałem.

Potem zaczęli już mierzyć się na poziomie. Walka była wyrównana, bowiem raz Louis prowadził, a raz Harry. Z czego ten drugi nie dawał księciowi forów. Mógł nawet pokusić się o stwierdzenie, że całkiem się zmachał. Był pełen podziwu dla szatyna. Teraz tym bardziej chciał poznać tę całą historię. Gdyby ktoś na nich patrzył, uznałby to bardziej za taniec, niż za walkę. Poruszali się płynnie i niemal synchronicznie, dopełniając się wzajemnie. Brakowało tylko muzyki jakiegoś szybkiego tanga.

Tym razem to Styles powodował, że niższy stawiał kroki do tyłu, odpierając atak. W pewnym momencie wynikła seria szybkich uderzeń metalu, a chwilę potem charakterystyczny dźwięk przejeżdżania stalą o stal, prościej mówiąc, brunet wytrącił Louisowi miecz z dłoni. Jednak na tym nie zakończyła się akcja, bowiem Harry spowodował, że ten drugi właśnie stał przyciśnięty plecami do jego klatki piersiowej, z ostrzem przy szyi. Zawisza popatrzył na księcia, posyłając mu chytre spojrzenie.

Obaj ciężko oddychali, po dosyć długich ćwiczeniach. Ubrania im się kleiły do ciała od potu, a włosy do czół. Louis nagle miał idealną świadomość każdej stykającej się ich części ciała. Lewa ręka Harry'ego stykała się z torsem księcia, jego plecy na całej powierzchni przylegały do klatki piersiowej wyższego, a jego tyłek był ciasno przyłożony do górnej części ud rycerza. 

Tomlinson popatrzył w prawo i lekko do góry w zielone tęczówki i cholera, miał wrażenie, że nawet otaczająca ich zewsząd trawa nie ma tak cudownego odcienia.

Harry za to, podziwiał piękną twarz szatyna, mając pierwszy raz możliwość zobaczenia jej z tak bliska. Dodatkowo, zdał sobie sprawę, jaki książę jest niski, w porównaniu do niego. Dorastał mu do brody. To było urocze.

Niebieskooki zjechał wzrokiem na lekko uchylone, malinowe usta, przez które Styles cały czas ciężko oddychał. Ciekawe, jak smakują? Jak to jest je czuć na swoich? Czy są miękkie?

Chwilę później Louis wrócił na ziemię. Czy on myślał o pocałowaniu Harry'ego? Tomlinson spanikował i wyszarpał się z uścisku rycerza, co było łatwe, bo ten chwilę wcześniej opuścił miecz. Podniósł z ziemi swój miecz i nie oglądając się za siebie, ruszył szybkim krokiem w stronę pałacu.

- Louis, zaczekaj! Louis! - słyszał jeszcze nawoływania Stylesa, jednak on się nie odwracał. Harry nie biegł za nim, bowiem wiedział, że mógłby tylko wszystko pogorszyć. Rycerz zrezygnowany usiadł na trawie, przeklinając się za wystraszenie szatyna.

Louis z impetem wszedł do swojej komnaty, zatrzaskując drzwi plecami i zjeżdżając nimi w dół, siadając tym samym na podłodze. Włożył twarz w dłonie, a następnie wplótł palce w karmelowe kosmyki, ciągnąc za nie.

Czy on naprawdę myślał o pocałunku z Harrym?

Czy on naprawdę myślał, jakby taki pocałunek wyglądał?

Czy on naprawdę myślał o pocałunku z mężczyzną?

Na ostatnią myśl rozpłakał się.

Po prostu.

Zakrył usta dłonią i zaczął niemal szlochać.  Łzy spływały mu po policzkach strumieniami.

Czuł się totalnie bezsilny.

Bo nieważne, jak bardzo go odrzucała myśl o mężczyźnie z mężczyzną.

Mimo to, pragnął tego.

Cały czas pragnął pocałować Harry'ego.

696969
Porobiło się...

Powoli zaczynamy akcję 😏

Yours,
LARloveRY

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top