Capitulum duodevicesimus

Louis wszedł do swojej komnaty zmęczony rozmową ze swoim ojcem. Ten chciał, aby oznajmił mu, którą księżniczkę wybiera na swoją żonę. Zgrabnie powiedział, że jeszcze nie wybrał oraz, żeby na niego nie naciskał, ponieważ to ma być poważna decyzja, która nie może zostać podjęta pod presją.

Już miał się rozbierać do snu, kiedy jego wzrok natrafił na zielone tęczówki bacznie go obserwujące, których właściciel leżał jak gdyby nigdy nic na jego łożu.

- Nie musisz sobie przeszkadzać ze względu na mnie. - powiedział z cwanym uśmieszkiem rycerz. Szatyn czule przewrócił oczyma, po czym podszedł do swojego łoża. Nachylił się nad Harrym i pocałował go. Brunet zamruczał i pociągnął księcia tak, że ten leżał na nim. Po naprawdę długim pocałunku, oderwali się od siebie, patrząc sobie w oczy. Niebieskooki uśmiechnął się szeroko i złożył na wąskich ustach Styles krótki pocałunek, po czym wtulił się w jego klatkę piersiową.

- Jak tam? Co chciał twój ojciec? - po chwili ciszy, Harry zadał pytanie. Obejmował Louisa w talii, a drugą ręką gładził jego włosy. Szatyn westchnął męczeńsko i mocniej się wtulił w Zawiszę.

- Pytał się którą biorę za żonę. - powiedział cicho niebieskooki. Humor Harry'ego uległ lekkiemu pogorszeniu, jednak nic nie powiedział. Czekał aż książę rozwinie swoją wypowiedź. - Powiedziałam, że jeszcze nie wiem, a do tego, że nie powinien na mnie naciskać. - Tomlinson westchnął. - Ale ja już wiem. Dokonałem wyboru. - dopowiedział po chwili, a Zawisza zastygł na dosłownie ułamek sekundy. Poczuł trzask w klatce piersiowej, czuł jakby się dusił. Zignorował to uczucie.

- Tak? Powiesz mi? - brunet starał się jak mógł, aby głos mu nie zadrżał.

- Ma brązowe, kręcone włosy. - zaczął książę, a lekki uśmieszek błąkał mu się po twarzy. Danielle lub Eleanor. - Ma najpiękniejsze zielone oczy jakie kiedykolwiek dane mi było zobaczyć. - kontynuował Louis, a Harry nadal nie wiedział, o którą mu chodzi, bo nie przyglądał się im aż tak. Szczerze to nawet nie miał ochoty na nie patrzeć. - I wiesz co? - zadał pytanie retoryczne. - Nie jest księżniczką. - wprost cudownie. Więc nie dość, że Louis zakochał się w kobiecie to jeszcze nie podstawionej mu z przymusu, tylko z własnej woli. Zawisza poczuł jak oczy mu się szklą i z całej siły próbował odgonić łzy. - Jest rycerzem. Najbardziej szlachetnym i najlepszym w Europie. Mimo, że przyjechał półtora miesiąca temu, to zmienił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni, na lepsze oczywiście. - Styles zamrugał ze zdziwienia, patrząc na szatyna jakby mu druga głowa wyrosła.

Książę uniósł wzrok do góry, na twarz Harry'ego, a na widok lekko zaczerwienionych oczu, zmarszczył brwi.

- Jeju, powiedziałem coś nie tak? - spanikował niebieskooki, podnosząc się na łokciach.

- J-ja po prostu myślałem, że... że ty na serio mówisz o jakiejś kobiecie. - odezwał się kręconowłosy, trąc lekko oczy. Wzrok szatyna złagodniał i popatrzył czule na rycerza.

- Nie, oczywiście, że nie. - odrzekł książę, chcąc uspokoić Zawiszę. - Mówiłem o tobie, głuptasie. - Louis pogłaskał go po policzku, patrząc w jego oczy.

- Tak, teraz już wiem, przepraszam, że tak zareagowałem. Po prostu myśl o tobie z inną kobietą jest... nie, po prostu nie. - wytłumaczył Harry, powoli się uspokajając. Na twarzy niebieskookiego pojawił się delikatny uśmiech.

- Spokojnie, czy gdybym miał w głowie jakąś kobietę, to leżałbym tutaj teraz z tobą? - zadał pytanie, nie oczekując odpowiedzi. Styles uświadomił sobie, jak jego reakcja była nieuzasadniona. Zwątpił w Louisa, tak się źle z tym czuł.

- Ja cię tak bardzo przepraszam, nie powinienem. - Zawisza spuścił wzrok, bojąc się spojrzeć w niebieskie tęczówki.

- Hej, nic się nie stało. - książę posłał mu lekki uśmiech. - To... naprawdę urocze, że się boisz mnie stracić. Ja też się boję, że z kolei ja stracę ciebie, że pewnego dnia po prostu cię nie będzie, że znikniesz przez mój status społeczny. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. - pokręcił głową. - Ja wiem, że to nie jest łatwe, ale wierzę, że uda nam się przez to przebrnąć w jednym kawałku. - powiedział, szczerze widząc, jak na twarzy zielonookiego pojawia się spokój i jakaś niezidentyfikowana emocja.

- Dziękuję ci, Lou. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię mam. - brunet przyciągnął drugiego do pocałunku, który był jednym z tych najczulszych. Ich wargi powoli się o ciebie ocierały, nigdzie nie spiesząc się. Ich oddechy stały się jednym, bicia serc dopasowały swój wspólny rytm, a usta idealnie dopełniały się. Byli w tym naprawdę zatraceni.

[][][]

Kolejne dwa tygodnie minęły im spokojnie.

Za spokojnie i w tym problem. Nic się nie działo pomiędzy nimi. Od sytuacji w komnacie szatyna, stopniowo ich kontakt był ograniczony. Louis wiedział, że chce Harry'ego, a Harry - Louisa. Mimo wszystko, oddalali się od siebie.

Książę chcąc nie chcąc musiał stwarzać pozory jakiegokolwiek zainteresowania księżniczkami i możliwe, że to był jeden z czynników, które przyczyniły się do wstrzymania ich relacji.

Szatyn nie chciał przyznać, ale czasem miał tego wszystkiego dość i po prostu płakał w poduszkę wieczorem, dając upust swoim emocjom. Jego serce za każdym razem się krajało, kiedy widział Harry'ego, ale nie mogąc go dotknąć, już nie mówiąc o pocałowaniu. Nie chciał, żeby tak było. Desperacko próbował znaleźć sposób na tę beznadziejną sytuację, chwytając się każdej deski ratunku, która dawała jakiekolwiek szanse na uratowanie ich obojga.

Nie wiedział, dlaczego w ogóle do tego doszło. Możliwe, że zielonooki odwracał wzrok za każdym razem, gdy widział księcia idącego z którąś z księżniczek. Możliwe, że Harry tracił nadzieję na utrzymanie ich relacji w takich warunkach, jakich żyją, mając na myśli rodzinę królewską i nietolerancję. To wszystko sprowadzało ich w dół i jeszcze niżej.

Wiedzieli o tym, że potrzebują tego drugiego. To była jedyna myśl, która wprowadzała w ich serca jakieś niewytłumaczalne ciepło i pokój. Musieli znaleźć tylko sposób na powrót do siebie nawzajem.

Może tak wędrując w dół, potrzebowali odbić się od dna?

696969
Hejkaaa

Czyżby czas na drama time?

Co sądzicie? Jakieś komentarze?

Yours xx,
LARloveRY

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top