♔ Epilog
Kiedy w końcu stanąłem pod drzwiami prowadzącymi do alkowy, po moich plecach przebiegł swoisty dreszcz, jakby ekscytacja połączyła się z przerażeniem. Pilnujący ich gwardziści już na mnie czekali i gdy tylko zatrzymałem się przed nimi, pokłonili się, a następnie otworzyli szeroko drzwi. Moje kroki miękko opadały na posadzkę, a długa do ziemi czerwona szata ciągnęła się za mną, kiedy przekroczyłem próg, nawiązując kontakt wzrokowy z czekającym na mnie mężczyzną.
Uśmiechnął się na mój widok, starannie mierząc mnie wzrokiem. Lekko onieśmielony jego intensywnością, opuściłem głowę, wprawiając w ruch zwisające z niej liczne ozdoby, które rozbrzmiały dźwięcznie. Dłonie Yushenga chwyciły moje, uniósł je do swoich ust i złożyć na ich wierzchu kilka czułych pocałunków.
– Mój mężu – wyszeptał, kiedy jego wargi musnęły wysadzaną diamentami obrączkę zdobiącą mój serdeczny palec. – Długo na to czekałem, aż nie mogę uwierzyć, że ten dzień w końcu nadszedł.
– Dziesięć miesięcy – odpowiedziałem, wyswobadzając ręce, aby ułożyć je na ramionach króla i pozwolić mu zamknąć mnie w swoich objęciach. – Czekaliśmy na to aż dziesięć miesięcy, jednak było warto tyle czekać – dodałem.
– Na ciebie mógłbym czekać nawet wieczność – zapewnił, by już po chwili wpić się w moje wargi.
Moje ciało jeszcze mocniej zostało przyciśnięte do męża, kiedy chwyciłem jego policzki, nie chcąc, aby kiedykolwiek się ode mnie odsuwał. Te dziesięć miesięcy oczekiwania oraz walki z prawem nie należały do najlżejszych, jednak w końcu mogliśmy zamknąć się w swoich ramionach i zapomnieć o całym świecie.
Wszystko zaczęło być takie, jakie powinno być od początku. Dzisiaj ponownie wyszedłem za mąż za króla Daiyu, tym razem robiąc to jako książę Beatie, a nasz ślub obowiązywał w obydwu królestwach, czyniąc go niepodważalnym.
– Iain – wymruczał w moje wilgotne wargi i przeniósł dłonie z wąskiej talii na uda, chwytając je mocno, a następnie odrywając mnie od posadzki.
Przytrzymałem się mocniej jego ramion, otaczając tułów Yusheng nogami, aby nie spaść, i pozwoliłem mu zanieść się do łoża osłoniętego zwiewnym baldachimem. Ułożył mnie na czerwonej jedwabnej pościeli z największą ostrożnością, jakbym był najdelikatniejszym porcelanowym naczyniem, które zamierzał wypełnić swoją miłością. Nie potrafiłem się nie uśmiechać do niego, kiedy odsunął się ode mnie i sięgnął do wiązania swojej królewskiej szaty z wyszytym złotym smokiem na plecach.
Rozwiązywał ją nieśpiesznie, jakby celowo chciał wywołać u mnie zniecierpliwienie, mszcząc się za dziesięć miesięcy wstrzemięźliwości, którą u niego wymusiłem. Teraz kiedy w końcu ponownie byliśmy małżeństwem, musieliśmy na nowo je skonsumować i nie mieliśmy wątpliwości, iż obaj tego chcemy. Dlatego więc nie pozostawałem dłużny Yushengowi i sam sięgnąłem do wiązań drugiej szaty w równie krwistym odcieniu, by stopniowo odsłaniać moje blade ciało.
– Jesteś najpiękniejszy – wyszeptał, kiedy w końcu, będąc nagim, pochylił się nade mną, podziwiając to, co od zawsze należało tylko do niego. – Nikt i nic na tym świecie nie jest w stanie ci dorównać.
– Powiedz mi coś, czego nie wiem – odszepnąłem, wywołując rozbawienie na twarzy króla, który zacmokał, delikatnie kręcąc głową z dezaprobatą.
– Piękny, mądry, uparty i skromny – podsumował z uśmiechem na ustach, przysuwając się do mojej szyi, aby zacząć składać na niej liczne pocałunki.
Westchnąłem przeciągle, przymykając powieki w reakcji na przyjemność, którą mi sprawiał, i po omacku sięgnąłem do włosów mężczyzny, aby wymacać na nich złotą koronę przebitą ozdobną szpilą. To właśnie na jej główce zacisnęły się moje palce, by następnie ją pociągnąć i sprawić, że tak istotna ozdoba, symbolizująca, iż człowiek pochylony nade mną jest najważniejszą osobą w tym królestwie, zsunęła się z jego czarnych, długich włosów i potoczyła po pościeli, odchodząc w zapomnienie.
Z tą chwilą przestaliśmy być królem i królową, stając się spragnionymi siebie kochankami.
***
Nad ranem obudziła mnie Dongmei, krzątająca się po komnacie i zbierająca z podłogi wszystkie wsuwki, szpilki, spinki, łańcuszki, kamyczki oraz koraliki, które sama poprzedniego wieczora ponad godzinę wplatała w moje włosy. Przez duże okna do środka komnaty wpadały blade promienie porannego słońca, delikatne zasłony kołysały się na ciepłym wietrze, a śpiew ptaków pieścił przyjemnie moje uszy. Leżałem na rytmicznie unoszącej się klatce piersiowej Yushenga, słuchając bicia jego serca i delikatnie gładząc podbrzusze, na którym widniała biała, wieloletnia blizna pozostawiona przez sztylet.
Ten sam sztylet, który wciąż był w moim posiadaniu i który od dziesięciu miesięcy leżał zamknięty na klucz w szufladzie mojej toaletki, jakbym właśnie w ten sposób mógł ochronić króla Daiyu przed spiskami, wijącymi się w murach tego pałacu niczym żmije w gnieździe. Zawsze znajdzie się ktoś, kto dla władzy był gotowy splamić ręce krwią.
Był też Zhong, którego gorący oddech nieprzerwanie czułem na karku, chociaż naczelny królewski sekretarz zdawał się pozostawać niezmiennie wycofany, od kiedy za jego podstępy życiem zapłacił Sying. Miałem nadzieję, iż wyrzuty sumienia nigdy go nie opuszczą, jednak liczyłem się z tym, że może przyjść taki dzień, w którym ponownie będę zmuszony walczyć ze śmiercią. Dzień, w którym stanę z Zhongiem twarzą w twarz i któryś z nas będzie musiał zniszczyć drugiego. Mimo tej przerażającej perspektywy, dopóki mogłem trwać u boku Yushenga, byłem gotowy na nadejście tej chwili.
Pałacowy spokój przerwał płacz dziecka, który wpadał do alkowy przez otwarte drzwi na taras. Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy do niego dołączyło drugie niemowlę, wyraźnie niezadowolone z pobudki, którą zagwarantował mu brat bliźniak. Dongmei pośpiesznie przemierzyła całe pomieszczenie na palcach, aby zamknąć taras, jednak było już za późno. Yusheng wziął głębszy oddech, wybudzając się ze snu i sięgając dłonią do zaspanej, oszpeconej podłużną blizną twarzy.
– Dzień dobry – wyszeptałem w jego podbródek, całując go czule.
– Byłby lepszy, gdyby nie płacz Syinga – wymruczał zachrypniętym głosem, a jego place zaczęły przeczesywać moje rozpuszczone włosy.
– To nie on zaczął – wytknąłem, a mężczyzna prychnął cicho, wtulając mnie mocniej w siebie.
– Ciekawe czy moja siostrzenica też tak dokucza... – wyszeptał, chowając twarz w moich włosach z zamiarem powrócenia do snu, który brutalnie został mu odebrany.
Drzwi do komnaty zamknęły się delikatnie, wręcz prawie niesłyszalnie, kiedy nadzorczyni haremu wyszła, zostawiając nas samych w swoich objęciach.
– Jeśli wdała się w Zowie, to będzie niesfornym dzieckiem – odpowiedziałem i poczułem, że Yusheng się uśmiecha.
Nie odzywałem się już, pozwalając, by mąż ponownie pogrążył się we śnie. Jego klatka piersiowa powróciła do unoszenia się we wcześniejszym rytmie, a palce, które chwilę temu gładziły moje włosy, zamarły w bezruchu. Wciąż mogłem dosłyszeć stłumiony płacz jednego z bliźniąt, od których dnia narodzin nałożnica Meilin puszyła się, iż jej łono wydało na świat dwójkę zdrowych książąt, chociaż ona sama prawie przypłaciła za to życiem podczas porodu pełnego komplikacji, gdy młodszy z braci źle się ułożył.
Na szczęście łzy wylane tamtego dnia przez Yushenga nie były potrzebne, a Daiyu w końcu mogło poszczycić się trójką zdrowych książąt, co ostatecznie zamknęło usta królowej matce. Beatie nie mogło równie dumnie wypiąć piersi, kiedy regentka wydała na świat córeczkę o lśniących oczach. Jednak bez znaczenia pozostało to, jak bardzo miny części lordów były skwaszone, gdy ogłoszono ją księżniczką koronną, która w dniu swoich siedemnastych urodzin zostanie królem Beatie.
Yusheng mruknął coś przez sen. Ja również zdecydowałem się zamknąć oczy, by wrócić do snu i uzupełnić zapasy energii po intensywnej nocy poślubnej. Na mojej twarzy zastygł delikatny uśmiech, kiedy musnąłem opuszkami palców naszyjnik w kształcie kwiatu wiśni, niezmiennie odwrócony na szczęśliwą stronę, a następnie zaciągnąłem się słodkim zapachem skóry mojego męża, nim w końcu ponownie zasnąłem.
I zasypiałem tak przez dwadzieścia cztery lata, żegnając oraz witając każdy dzień w objęciach ukochanego mężczyzny; rządząc wspólnie królestwem, wychowując razem dzieci, które nazywaliśmy naszymi, kłócąc się, godząc się, płacząc i śmiejąc, a przede wszystkim kochając. Właśnie dlatego, kiedy po tych wszystkich latach nadeszła noc, którą przyszło mi spędzić samotnie, zasnąłem po raz ostatni, nie potrafiąc obudzić się w świecie, w którym nie było już Yushenga.
KONIEC
~~~
Dziękuję każdemu, kto dotarł do końca Black Jade, a trochę to zajęło, bo dokładnie 150644 słowa! Mam nadzieję, że ta książka znalazła miejsce w Waszych serduszkach, ponieważ w moim zajmuje ona szczególne miejsce. Właśnie dlatego obiecuję Wam, że warto nie usuwać jeszcze Black Jade z biblioteki, ponieważ na pewno się tutaj do Was odezwę (żywię gorącą nadzieję, że będzie to jeszcze w 2024 roku). Jeszcze raz dziękuję każdemu i Szczęśliwego Nowego Roku!
Wasza Nell! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top