♔ 9
Tej nocy nie potrafiłem zasnąć. Wciąż myślałem o tym, że już za trzy dni będę musiał udać się do alkowy, by oddać moje ciało królowi. Wątpiłem, iż uda mi się uchronić przed tym barbarzyństwem po raz kolejny, a to oznaczało, że miałem jedynie niecałe trzy dni, by uciec stąd lub umrzeć.
Próbowałem znaleźć ukojenie w przyglądaniu się ogrodowi, który skąpany był w ciemności nocy. Wiatr kołysał kwiatami, a liście tworzyły szumną melodię, układającą cały pałac do snu. W żadnym z okien nie dostrzegałem blasku świecy, nawet Yusheng udał się na spoczynek, zapewne nie mogąc się doczekać, aż zjawię się w jego komnacie, by ofiarować mu swoje ciało. Jego niedoczekanie. Nie doceniał mnie, jeśli myślał, że naprawdę tak po prostu na to przystanę. Nie po to tak dzielnie walczyłem przez te wszystkie tygodnie, by teraz się poddać.
Zupełnie niespodziewanie dostrzegłem kątem oka ruch inny niż wszystkie. Musiałem się wysilić, by dostrzec w ciemności zakapturzoną postać, skradającą się wśród krzewów. Nie spacerowała ścieżką, lecz kryła się w mroku nocy, aby pozostać niezauważoną. Jedynie blada dłoń, ściskająca otulający ją materiał, zdradzała, iż ktoś tam jest. Zapewne, gdyby nie ona, nigdy bym nie zauważył tajemniczej postaci. Nie towarzyszyła jej służba ani gwardziści, zupełnie sama zmierzała w ściśle określonym kierunku, nerwowo rozglądając się dookoła, co jakiś czas. To zachowanie wskazywało na to, że zakapturzona postać robiła coś zupełnie niezgodnego z prawem panującym w haremie. Być może się wymykała, być może znała tajne wyjście, którym mógłbym uciec.
Nie było sensu się zastanawiać. Oderwałem się od zakratowanego okna i rzuciłem biegiem w stronę wyjścia z komnaty. Najciszej jak potrafiłem, zszedłem po schodach, mając nadzieję, że nie obudzę żadnej ze śpiących w posłaniach dziewcząt. Gdy przekradłem się między nimi, aż wstrzymałem oddech, chociaż odnosiłem wrażenie, że moje szaleńczo bijące serce jest w stanie obudzić martwego z wiecznego snu. Na szczęście buty o miękkich, skórzanych podeszwach nie tupały głośno, kiedy biegłem przez haremowe korytarze, by dotrzeć do wyjścia na ogród.
Zwolniłem przed ostatnim zakrętem i wyjrzałem ostrożnie, spodziewając się zastać przy nim gwardzistów, których obowiązkiem było pilnowanie drzwi wyjściowych. Dwójka mężczyzn w zielonych mundurach opierała się o siebie nawzajem i... spała. Byli wyraźnie pogrążeni w głębokim śnie, co zaczęło mnie zastanawiać. Czy to możliwe, iż był to łut szczęścia, czy jednak zakapturzona postać miała w tym swój udział? Bez znaczenia, co było prawdą, nie mogłem przegapić takiej okazji. Kolejny raz wstrzymałem oddech, skradając się obok gwardzistów, i najciszej jak potrafiłem, otworzyłem drzwi na ogród. Niepotrzebnie się obawiałem, żaden z nich nawet nie drgnął.
W końcu moje ciało, które osłaniała jednie szata sypialna, zostało otoczone przez chłód nocy. Zacząłem iść wzdłuż ściany pałacu, próbując odnaleźć drogę, którą wcześniej poruszała się tajemnicza postać. Wypatrzyłem okno od mojej komnaty, a następnie odnalazłem rząd krzewów, wzdłuż którego skradała się osoba skryta pod kapturem. Ja nie miałem takiej wygody, jak możliwość skrycia się pod ciemnym materiałem, więc ruszyłem biegiem, mając nadzieję, że szczęście wciąż będzie mi dopisywało i nikt nie wypatrzy mnie z okna.
Noc była chłodniejsza, niż się spodziewałem. Co innego było siedzenie w komnacie i wyglądanie przez okno, a bieganie w cienkiej szacie i materiałowych butach po dworze. Na moim ciele powstała gęsia skóra, jednak starałem się zignorować ten dyskomfort. Teraz perspektywa ucieczki z haremu była dla mnie najważniejsza i byłem gotów zapłacić każdą cenę, by w końcu odzyskać upragnioną wolność.
Kiedy dotarłem do drugiego końca ogrodu, przedarłem się przez gęste krzewy, by znaleźć się tuż pod ścianą pałacu. Po zakapturzonej postaci nie było ani śladu, więc zacząłem rozglądać się uważnie, szukając miejsca, w którym mogła zniknąć. Nie było szansy, żeby ktoś rozpłynął się w powietrzu, więc na pewno było tutaj jakieś przejście, niewidoczne na pierwszy rzut oka.
– Długo kazałeś na siebie czekać. – Dobiegł mnie obcy głos.
Znieruchomiałem i zacząłem nasłuchiwać.
– Myślisz, że wymykanie się niezauważonym ze swojej komnaty w haremie jest proste? – odpowiedział mu dobrze znajomy mi głos, który dobiegał zza niewielkiego okienka, od jednego z pomieszczeń przeznaczonych dla służby.
Obecność tego człowieka tutaj nie wróżyła niczego dobrego.
– Wymknięcie z komnaty z pewnością jest łatwiejsze niż wdarcie się do pałacu. Przez zbliżającą się delegację zza granicy pełno żołnierzy plącze się po stolicy.
– Nie rozumiesz, że każda sekunda z tobą tutaj jest niczym zaciskająca się pętla na mojej szyi? – warknął Huan, wyraźnie tracąc cierpliwość do swojego rozmówcy. – Masz to, o co prosiłem?
– Oczywiście. Za kogo mnie masz? – oburzył się mężczyzna, z którym rozmawiał. – To samo, co zawsze, dla twojego króla. Oraz coś specjalnego dla jego nowego kochanka.
– Mam nadzieję, że tym razem zadziała. Ostatnia trucizna go nie zabiła.
– Bo ją zwymiotował. A skoro był w stanie ją zwymiotować, znaczy, że spożył zbyt małą dawkę. Myślałeś, że się nie dowiem, że tego nie upilnowałeś. Nie przyjmuję reklamacji. Masz moje złoto?
Napiętą ciszę między mężczyznami przerwał dźwięk upadającej na ziemię sakiewki wypchanej złotem. Skorzystałem z powstałego zamieszania i z powrotem przecisnąłem się przez krzewy, by wydostać się na ogród. Prawdopodobnie Huan był w stanie usłyszeć zbyt intensywny szelest liści, jednak teraz nie miało to dla mnie znaczenia. Musiałem jak najszybciej znaleźć się z powrotem w mojej komnacie, nim królewska dziwka zorientuje się, kto podsłuchał jej rozmowę z handlarzem truciznami.
Biegłem ile sił w nogach, a w mojej głowie układały się wcześniej usłyszane słowa, tworząc spójną całość. To Huan mnie otruł, to on próbował mnie zabić i zamierzał podjąć się kolejnej próby. Ponadto...
„To samo, co zawsze, dla twojego króla".
Huan również próbował zabić Yushenga. Nie rozumiałem dlaczego chciał to zrobić, ale te słowa nie pozostawiały żadnych wątpliwości, iż harem był barbarzyńskim przegniłym miejscem, gdzie kochankowie próbowali się wzajemnie pozabijać.
Wpadłem do wnętrza pałacu, nie przejmując się tym, że mógłbym obudzić śpiących pod drzwiami gwardzistów. Jednak gdy tylko znalazłem się w środku, odkryłem, że dwójka mężczyzn już nie spała, lecz była w trakcie zbierania bury od wściekłego Syinga, który musiał przyłapać ich na niedopełnianiu swoich obowiązków. Zatrzymałem się jak wryty i nawiązałem kontakt wzrokowy z nadzorcą haremu, którego twarz momentalnie z czerwonej od złości zrobiła się blada niczym ściana.
– Lan... – wykrztusił z siebie piskliwym głosem. – Dlaczego... Ty... Sam... Stracę głowę za to. Wszyscy zapłacimy za to głowami.
Westchnąłem głośno i przewróciłem oczami. Gorzej wpaść już nie mogłem.
***
Nie wiedziałem, jak długo Sying chodził w tę i z powrotem po mojej komnacie, powtarzając w kółko te same słowa. Coś o tym, że nie mam prawa wychodzić sam z komnaty, a zwłaszcza nocą, że zostanę oskarżony o spisek oraz zdradę, że przeze mnie zrobią mu się nowe zmarszczki. Możliwe, że mówił coś jeszcze, lecz ja już dawno przestałem go słuchać. Byłem zbyt zajęty analizowaniem podsłuchanej rozmowy.
„To samo, co zawsze, dla twojego króla".
Skoro Huan regularnie zamawiał to samo, ryzykując własnym życiem i odbierając towar osobiście, z pewnością nie działał na korzyść króla. Wszystko wskazywało na to, że go podtruwał. Regularnie pomału zabijał, aby nie dać się przyłapać. Jaki miał tego cel? I czy królowa Biyu również o tym wiedziała? Spiskowali wspólnie, a może Huan działał na własną rękę?
Najchętniej wykrzyczałbym Syingowi wszystko, co udało mi się podsłuchać, a potem z przyjemnością patrzyłbym się na egzekucję Huana za jego próbę zabicia mnie i usiłowanie przeprowadzenia zamachu stanu. Jednak skoro ta królewska dziwka zabijała powoli Yushenga, to działała na moją korzyść. Ja również chciałem jego śmierci.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! – krzyk Syinga wyrwał mnie z zamyślenia.
– Nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, zerkając na nadzorcę, który załamany zaczął pocierać twarz. Jego skóra świeciła się nienaturalnie, zapewne od jakiegoś specyfiku, którym natarł ją przed snem.
– Nie dociera do ciebie powaga sytuacji, w jakiej się znalazłeś – odparł, wzdychając ciężko. – Zapłacisz życiem za samo podejrzenie, że mógłbyś zdradzić króla.
Teraz to ja westchnąłem.
– Ile razy mam ci powtarzać? – jęknąłem, mając dość towarzystwa nadzorcy. – Potrzebowałem się przewietrzyć, więc wyszedłem na ogród. Czy to moja wina, że pilnujący go gwardziści akurat spali?
– Nie wolno chodzić ci samemu! – Sying wrzasnął na mnie, tracąc resztkę cierpliwości. – Kiedy w końcu zrozumiesz, że jesteś własnością króla i pewnych rzeczy po prostu nie wolno ci robić?! Zawsze musimy wiedzieć gdzie i z kim jesteś!
– Przecież mówię, że byłem sam w ogrodzie.
– Kto to może potwierdzić?
– Nikt, byłem sam.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Nadzorca najwidoczniej się poddał i zamilkł, wciąż chodząc od jednego krańca komnaty do drugiego. Patrzyłem na niego, czując, że zaraz dostanę mdłości, jeśli nie przestanie krążyć niczym szaleniec. Jednak nim zdołałem warknąć na niego, aby się uspokoił, drzwi komnaty otworzyły się niespodziewanie, a w progu stanął sam Yusheng. Miał na sobie szatę sypialną, długie włosy były całkowicie rozpuszczone do snu, chociaż palce wciąż zdobiły liczne pierścienie. Nawiązałem z nim krótki kontakt wzrokowy, który pierwszy przerwałem, odwracając twarz od znienawidzonego mężczyzny.
– Sying – król Daiyu zwrócił się do nadzorcy. – Zostaw mnie i mojego nałożnika samych.
– Oczywiście, panie – odpowiedział od razu, kłaniając się nisko. – Wybacz mi, że nie dopełniłem moich obowiązków.
Nie czekał na reakcję ze strony Yushenga, czmychnął niczym tchórz, chowając się za zamkniętymi drzwiami. Dopiero gdy zostałem sam na sam z królem, ponownie uraczyłem go spojrzeniem, czekając na wyrok, który za chwilę miał paść z jego ust. Każe mnie ściąć, wychłostać, odesłać? Byłem gotów na wszystko.
– Wyglądasz na zmęczonego – odezwał się do mnie łagodnym głosem.
– Kazania Syinga są bardzo męczące – odparłem szczerze, na co Yusheng parsknął śmiechem.
– Idź zatem spać.
– Chcę wiedzieć, jaka jest moja kara. Mam czekać na jej ogłoszenie do rana?
– Kara? Nie zamierzam cię karać za zwykłe wyjście do ogrodu. Nie ty jesteś tu winny, lecz ci, co cię nie upilnowali, a powinni. – Zaskoczył mnie tymi słowami.
– A co z podejrzeniem zdrady?
– Jesteś ostatnią osobą, którą kiedykolwiek oskarżyłbym o cudzołóstwo – wyznał, wciąż się uśmiechając. – Dobranoc. Śpij dobrze, Iain.
Nie odpowiedziałem. W milczeniu przyglądałem się, jak znienawidzony przeze mnie mężczyzna odwraca się i wychodzi z komnaty, zamykając za sobą drzwi. Zostałem sam, całkowicie bezkarny, a moje płuca zaczęło podrażniać delikatne łaskotanie. Nigdy dotąd nie czułem czegoś podobnego, było dość przyjemne, chociaż miałem przeczucie, że nie oznacza nic dobrego.
– Dobranoc – szepnąłem po dłuższej chwili do zamkniętych drzwi, jakby mój głos był jedynie echem Yushenga.
***
Następnego dnia zostałem obudzony przez Dongmei oraz Yenay, które weszły do mojej komnaty, niosąc misę ze świeżą wodą, żebym mógł umyć twarz ze snu, oraz tacę pełną jedzenia. Musiało być już dość późno, skoro nie zaczekały z przyniesieniem posiłku, aż wydam im rozkaz. Nie dziwiłem się, iż nie wstałem dzisiaj sam, jak miałem to w zwyczaju. Wczorajsza noc była wyjątkowo ciężka, nie tylko przez wizję wizyty w alkowie za dwa dni. Odkrycie tajemnic Huana również zaprzątało mi myśli do tego stopnia, iż usnąłem, dopiero gdy słońce zaczęło wspinać się po niebie.
Dongmei postawiła misę z wodą przy moim łóżku i skłoniła mi się nisko. W tym czasie Yenay zaczęła rozkładać na stoliku liczne miseczki z jedzeniem, a w komnacie zaczął unosić się przyjemny zapach świeżo ugotowanego ryżu, mięsa oraz zupy. Zerknąłem na służącą, która próbowała po kawałku wszystkich przyniesionych dań. Robiła tak ze wszystkim, co miałem zjeść. Był to jej najważniejszy obowiązek, jedyny rozkaz, który wydał jej Yusheng i kazał bezwzględnie wypełniać.
Z przyjemnością ochlapałem twarz chłodną wodą, czując, że moje powieki są opuchnięte od niewyspania. Dongmei podała mi materiał, żebym mógł się wytrzeć, a następnie stanęła przy toaletce, czekając, by móc rozczesać mi włosy. Zanim do niej podszedłem, wyjrzałem przez okno, spoglądając na taras do komnaty Yushenga.
Z jakiegoś powodu zacząłem się zastanawiać, czy on również miał dzisiaj ciężką noc. Czy już wstał? Czy jeszcze spał po odesłaniu służby ze śniadaniem? Niepotrzebnie nad tym rozmyślałem. W końcu był królem i miał wiele obowiązków, zapewne nie mógł pozwolić sobie na dzień wolnego i już od świtu był na nogach. Takie życie czekało mnie, gdy zostanę królem Beatie... Jeśli zostanę królem Beatie. Z każdym zachodem słońca coraz bardziej zaczynałem wątpić w to, że kiedykolwiek wypełnię swoje przeznaczenie. A może tron Beatie nigdy nie był mi przeznaczony.
– O czym tak myślisz, panie? – Głos Dongmei sprowadził mnie z powrotem na ziemię. – Czy mogę coś dla ciebie zrobić?
– Nie, nie ma takiej potrzeby – odpowiedziałem dziewczynie, w końcu odwracając się od okna.
Przeszedłem przez komnatę, by dotrzeć do toaletki i usiadłem tuż przed lustrem, z którego zerkało moje zmarniałe odbicie. Ciężką noc było widać po mojej twarzy bardziej, niż się tego spodziewałem. Dongmei od razu zaczęła rozczesywać mi włosy, robiąc to z wyjątkową ostrożnością i starannością.
– Panie? – ponownie zabrała głos, zaczynając zaplatać warkocze po prawej stronie głowy. – Pozwolisz mi, bym przygotowała dla ciebie chłodne okłady na twarz? Wybacz mi mą śmiałość, jednak twoje oczy są dzisiaj lekko podpuchnięte.
– Lekko? To spore niedopowiedzenie – zaśmiałem się. – Dobrze. Zajmij się tym, jak skończę śniadanie.
– A co ze szwaczką, panie?
– Szwaczką? – zdziwiłem się. – A co ma z nią być?
– Nic nie wiesz, panie? – zdziwiła się. – Dzisiaj do haremu zawitała szwaczka. Królowe oraz Huan zamawiają u niej nowe szaty na uroczystość, która ma się odbyć w sobotę.
– Kolejna uroczystość... – westchnąłem. – Co tym razem będziemy świętować? Kolejne dziecko?
– Och, nie! – Dongmei pokręciła żywiołowo głową. – Uroczystość ma się odbyć poza haremem.
– Huan zamierza brać udział w uroczystości poza haremem? – zainteresowałem się.
– Huan jest ulubionym nałożnikiem króla, więc zapewne będzie brał udział w uroczystości.
– Dlaczego? Po co Yusheng miałby zabierać ze sobą nałożnika na uroczystość, która nie dotyczy haremu?
– Ponieważ posiadanie haremu jest jedną z insygniów króla Daiyu. Nie dziwne więc, że król będzie chciał się nim pochwalić. Zwłaszcza że to polityczna uroczystość.
– Polityczna... Wiesz coś więcej? – Dziewczyna wzbudziła moje szczere zainteresowanie.
– Jeśli się nie mylę, panie, to w pałacu będziemy gościć młodego księcia koronnego Beatie, który przybędzie prosić o rękę księżniczki Yuming.
Poderwałem się z siedzenia tak gwałtownie, że Dongmei odskoczyła ode mnie wystraszona. Spojrzałem na nią z niedowierzaniem, a następnie ponownie odwróciłem się w stronę okna, by wbić spojrzenie w taras od komnaty Yushenga.
Zowie, mój młodszy brat, ma przybyć do pałacu w sobotę, prosić o rękę siostry króla. To był mój ratunek! Odzyskana nadzieja! Powrót do domu i zemsta! Musiałem zrobić wszystko, żeby w jakiś sposób skontaktować się z bratem. Jednak przed sobotnią uroczystością czekała mnie piątkowa wizyta w alkowie. To nie był przypadek, Yusheng wyznaczył tę datę celowo. By mieć szansę na ucieczkę, zemstę i odzyskanie tego, co powinno być moje, musiałem wcześniej wszystko stracić i stać się nałożnikiem króla Daiyu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top