♔ 8
Korytarz był pusty i pogrążony w ciszy, którą zaczęły przerywać moje szybkie kroki. Była już późna pora, więc prawie cały pałac spał. Ja również powinienem spać, ponieważ o tej godzinie nie wypadało przebywać poza swoją komnatą. Jednak jeśli chciałem wcielić w życie mój szalony plan, musiałem zaryzykować. Z dźwiękiem moich kroków mieszał się dźwięk kroków dwóch drobnych dziewczyn, które wiernie podążały za mną, gdziekolwiek się udawałem.
Król naprawdę przydzielił mi służące i to były właśnie one. Dwie młode dziewczyny, których życie teraz polegało jedynie na wypełnianiu moich rozkazów. Starsza z nich, Dongmei, miała trzynaście lat, a Yenay była od niej rok młodsza. Gdy zapytałem je, jak trafiły do pałacu, odpowiedziały, że obie zostały kupione przez samego króla na targu niewolników. Wtedy nie wiedziały, że mężczyzna, który je zakupił, był władcą, ale teraz wciąż powtarzały, jakie są wdzięczne, że trafiły w tak dobre miejsce. Miały dach nad głową, ciepłe posiłki, wygodne posłania, ładne ubrania, do tego mogły się myć i nie musiały wykonywać ciężkich prac. Przysięgały mi swoją dożywotnią wierność już tysiąckrotnie. To był jedyny warunek króla, który im postawił, by mogły stać się moim służącymi. Oczywiście, jeśli nie brało się pod uwagę okrucieństwa, którym było okaleczenie ich kobiecości, by nigdy nie mogłyby usłużyć mi swoimi ciałami i tym samym dopuścić się największej zdrady.
– Panie, wybacz, że odzywam się bez pozwolenia. – Głos Dongmei dołączył do echa naszych kroków. – Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Nie powinieneś narażać swego zdrowia i ryzykować gniewem króla, który mogłyby wywołać jakieś plotki.
– Moje zdrowie ma się dobrze – odpowiedziałem, nawet nie patrząc na dziewczynę. – Od otrucia mnie minął już prawie miesiąc, nie wytrzymam, jeśli wciąż wszyscy będą traktować mnie jak umierającego. Potrzebuję coś zrobić, nie mogę pozwolić sobie na siedzenie bezczynnie i czekanie, aż król znowu mnie do siebie wezwie.
Dongmei już nie odpowiedziała. Może dlatego, że uznała, iż nie powinna, może nie chciała kontynuować tej rozmowy, gdy byliśmy tak blisko komnaty królowej Biyu. Służące żony króla, które strzegły komnaty, spojrzały na mnie niepewnie, kiedy zatrzymałem się tuż przed nimi i zmierzyłem je władczym wzrokiem. Pochyliły delikatnie głowy, jednak nawet nie drgnęły ze swoich miejsc.
– Poinformujcie swoją panią, że życzę się z nią widzieć – rozkazałem.
Służące spojrzały po sobie z wyraźnym zmieszaniem, jednak już po chwili jedna z nich wślizgnęła się do wnętrza komnaty, by powiedzieć królowej, że czekam po drugiej stronie drzwi. Starałem się nie okazywać zniecierpliwienia, wyczekując jej powrotu, jednak służącej lub jej królowej widocznie się nie śpieszyło. Może Biyu specjalnie kazała jej zaczekać, by pokazać mi swoją wyższość. Nienawidziłem tej kobiety z każdym dniem coraz bardziej. Moja niechęć wynikała głównie z jej przyjacielskich relacji z Huanem, którego nienawidziłem jeszcze bardziej. Chyba tylko Yushenga nienawidziłem bardziej od Huana.
W końcu drzwi do komnaty Biyu się otworzyły, pozwalając mi wejść do środka. Dongmei oraz Yenay posłusznie weszły tuż za mną, będąc niczym moje dwa cienie. Wnętrze komnaty było przestronne i bogato zdobione. Oprócz głównego pomieszczania dostrzegłem, że wychodzą z niej jeszcze dwie pary drzwi, pierwsze z nich prowadziły na taras, za drugimi musiała znajdować się komnata dla dziecka. Było późno, więc mały książę zapewne już spał, co dawało nam odrobinę prywatności.
Młoda kobieta siedziała na leżance, a dwie inne służące właśnie masowały jej dłonie. Miała na sobie szatę sypialną, włosy również już rozpuściła, szykując się do snu, chociaż na nadgarstkach i w uszach wciąż miała pełno biżuterii. Jej brzuch wyraźnie napęczniał, od kiedy widziałem ją ostatni raz, a to oznaczało, że dziecko w jej łonie się rozwijało. Nie pokłoniłem się, chociaż według Syinga powinienem okazywać jej szacunek, ponieważ była żoną króla, a ja jedynie nałożnikiem. Miałem wielką ochotę prychnąć z pogardą, gdy to wspomnienie pojawiło się w mojej głowie, jednak zachowałem kamienną twarz, zatrzymując się tuż przed Biyu.
– Co cię sprowadza do mnie o tak późnej porze? – zapytała od niechcenia. – Jeszcze pomyślą, że moglibyśmy spiskować wspólnie.
– Dokładnie to sprowadza mnie w twoje progi.
– Rozsiewanie absurdalnych plotek?
– Spisek – odparłem, w końcu zyskując jej zainteresowanie. – Nadzorca powiedział, że ty oraz Huan potraficie odesłać stąd każdego.
Biyu zabrała służącym swoje dłonie, a dwie dziewczyny od razu cofnęły się o kilka kroków, dając nam przestrzeń. Królowa zaczęła się przyglądać mojej twarz, ze śmiałością patrząc mi prosto w oczy. Odwzajemniałem jej spojrzenie, okazując jej równy brak szacunku.
– Cóż za absurdalne słowa – westchnęła w końcu.
– Czyli nie masz mocy, by mnie odesłać stąd?
– Tylko król może kogoś odesłać.
– Zatem nigdy ani ty, ani Huan nie pomogliście królowi w podjęciu takiej decyzji?
Biyu zaczęła chichotać, jakbym opowiedział jej naprawdę zabawny żart. Również pozwoliłem sobie na uśmiech.
– Nie chcę tu być – wyznałem. – I wiem, że wy równie bardzo nie chcecie, bym tutaj był. Odesłanie mnie z pałacu to obopólna korzyść.
– Nie chcę, byś uznał me słowa, jako potwierdzenie, że mogłabym mieć z tym cokolwiek wspólnego – zaczęła, uśmiechając się znacząco, co jedynie potwierdzało, że miała wiele z tym wspólnego. – Zdarzenia, o które mnie posądzasz, co prawda wielokrotnie sprawiały, że ktoś był odsyłany z pałacu, jednakże równie często przyczyniały się do tego, że ktoś tracił życie. Chcesz zaryzykować własnym życiem, by opuścić to miejsce?
– Tak. Śmierć jest lepsza niż bycie zabawką twojego króla.
– Lan, tak cię zwą, prawda?
– Tylko w murach tego pałacu.
– Posłuchaj mych słów uważnie, Lan. Nie wrobisz mnie w nic. Za kilka miesięcy wydam na świat drugiego księcia i nie pozwolę ci zniszczyć mojej pozycji. Przepadnij. I nigdy więcej nie przekraczaj progu mojej komnaty. Nie potrzebuję, by po pałacu zaczęły krążyć absurdalne plotki.
Nawet nie drgnąłem. Wciąż się uśmiechałem, uważnie przyglądając się twarzy królowej.
– Równie absurdalna, jak ta, że zamierzasz zabić króla, posadzić na tronie swego syna i rządzić krajem jako regentka?
– Za to słowa powinieneś stracić głowę.
– Za wiele słów, które wypowiedziałem, powinienem ją stracić. Jak widzisz, wciąż znajduje się na swoim miejscu. Zatem zaprzeczasz tym plotkom?
– Oczywiście – odparła. Jednak w jej twarzy coś się zmieniło, w jej spojrzeniu również.
Kłamała? Czy to możliwe, że naprawdę wraz z Huanem zamierzali pozbyć się króla?
– Życzę ci i twoim książętom dobrej nocy – pożegnałem się, odwróciłem i wyszedłem z komnaty, wciąż nie okazując królowej szacunku, który jako nałożnik powinienem okazać, jednak jako książę koronny Beatie nie zamierzałem tego robić.
Drzwi do komnaty królowej zamknęły się za moim plecami. Dopiero wtedy pozwoliłem sobie na okazanie złości, jaką wywołała we mnie rozmowa ze znienawidzoną kobietą. Byłem coraz bardziej sfrustrowany. Z każdym wschodem i zachodem słońca traciłem resztki nadziei żyjącej w moim wnętrzu.
Minął już ponad miesiąc, od kiedy zamknięto mnie w tym piekle na ziemi, i ani razu nawet nie byłem bliski ucieczki. Zdawało się, że z haremu nie było wyjścia, że opuszczę go dopiero, będąc martwym. Już postanowiłem, iż posunę się do zhańbienia mojego imienia i popełnienia samobójstwa, gdy przyjdzie mi znowu udać się do alkowy króla, ale Yusheng, jakby się ze mną droczył, nie wzywał mnie w ogóle. Zagroził mi, iż sam zechcę do niego przyjść i być może był na tyle naiwny, iż rzeczywiście na to czekał. Jeśli tak, był śmieszny i przyjdzie mu czekać całą wieczność. Jednak każdy dzień był wypełniony strachem i niepewnością. Byłem gotów na wszystko, byleby stąd uciec.
– Wszystko w porządku, panie? – zapytała Yenay, gdy zatrzymałem się niespodziewanie na środku korytarza, potrzebując uspokoić szaleńczy oddech.
– Naprawdę jestem sam przeciwko całemu światu – szepnąłem, opierając plecy o chłodną ścianę.
– Panie... – Służące wyglądały na szczerze zmartwione.
– Jak mam wygrać tę grę, skoro nikt nie nauczył mnie jej zasad? Muszę jutro spotkać się z nadzorcą. Z samego rana przekażcie mu, iż ma znaleźć dla mnie czas najszybciej, jak to będzie możliwe.
– Oczywiście, panie – odparła Dongmei i wraz Yenay skłoniła się nisko.
***
Następnego dnia Sying miał inne plany niż widzenie się ze mną. Od rana biegał po haremie niczym zdziczały kot i syczał na wszystkich, wydając rozkazy. Ewidentnie nie miał humoru i nawet zaczynałem się zastanawiać, czy moje żądanie widzenia się z nim, miało coś z tym wspólnego. Jego zdaniem byłem jedynie nałożnikiem, którego pierwsza noc w alkowie była jednym wielkim oszustwem. Tylko nieliczni wiedzieli, że tak naprawdę nie oddałem wtedy królowi mojego ciała. W oczach innych byłem już zbrukany, a to paradoksalnie sprawiało, iż okazywali mi szacunek.
Cierpliwie czekałem na nadzorcę w swojej komnacie. Poranek zacząłem od ćwiczeń, by utrzymać moje ciało w kondycji, chociaż medyczka zalecała, bym się oszczędzał. Nie mogłem sobie na to pozwolić pod żadnym pozorem. Wymachiwałem niewielkim, drewnianym mieczem, który Yenay znalazła kiedyś w ogrodzie. Zapewne należał do małego księcia i służył mu do zabawy. Pozwoliłem sobie go zatrzymać i używać do walki z niewidzialnym wrogiem, wyobrażając sobie, jak kiedyś stanę do prawdziwego pojedynku z Yushengiem. Po ćwiczeniach służące oczyściły moje ciało z potu wilgotnymi ręcznikami i natarły je olejkami, ponieważ kąpiele w łaźni zwykło się brać wieczorami lub przed wizytą w alkowie. Następnie przyszła pora na śniadanie, a po nim powinienem uczestniczyć w zajęciach śpiewu, gry na instrumencie, haftowania lub malowania, jednak Syingowi nie udało się zmusić mnie do brania udziału w żadnym z tych zajęć. Właśnie dlatego o tej porze zwykłem decydować się na spacer po haremowym ogrodzie, próbując poznać każdy jego zakamarek. Miałem nadzieję, że gdzieś odnajdę jakieś przejście, pozwalające wydostać się poza mury haremu, jednak jak dotąd moje poszukiwania były bezowocne.
Sying uraczył mnie swoimi odwiedzinami dopiero po głównym posiłku. Na dworze zaczynało robić się już chłodno, a niebo przybierało barwy zmierzchu. Yenay właśnie rozczesywała moje włosy, które zdołał rozczochrać dzisiejszy silny wiatr. Spojrzałem na twarz nadzorcy, która odbijała się w lustrze. Obdarzył mnie delikatnym uśmiechem, który pozwoliłem sobie odwzajemnić, mimo poirytowania, które wywoływała późna pora jego odwiedzić.
– Zostałem poinformowany, że chciałbym się ze mną widzieć sam na sam – odezwał się pierwszy, gdy drzwi za jego plecami się zamknęły.
– Czyż ta informacja nie dotarła do ciebie z samego rana?
– Dokładnie tak było.
– I dopiero teraz znajdujesz dla mnie czas?
– Niańczenie ciebie nie jest już moim obowiązkiem. Jestem nadzorcą haremu i mam teraz na głowie ważniejsze rzeczy niż wysłuchiwanie twoich zażaleń. Cenię cię jako królewskiego nałożnika, więc oto jestem. W czym mogę ci pomóc?
Wziąłem głębszy oddech, gestem dłoni nakazując Yenay zaprzestania czesania moich włosów. Dziewczyna posłusznie odsunęła się ode mnie, zatrzymując się pod jedną ze ścian komnaty, tuż obok Dongmei. Wstałem od toaletki i odwróciłem się, by móc lepiej widzieć Syinga, z którym teraz nawiązałem kontakt wzrokowy.
Nasza relacja znacznie się pogorszyła, od kiedy nadzorca podstępem podał mi jedzenie z substancją narkotyzującą, wykonując rozkaz Yushenga. Teraz jednak pozostawał moją ostatnią gwiazdą na czarnym niebie, która dawała mi nadzieję. Chciałem podążać w stronę jej bladego światła, mając nadzieję, że dzięki niej odnajdę drogę do domu. Jeśli naprawdę zależało mu na zachowaniu porządku w haremie, pomoże mi z niego uciec, kiedy dowie się, że jestem księciem koronnym Beatie.
Wypełniłem płuca powietrzem i już rozchylałem usta, kiedy głos nadzorcy mnie ubiegł.
– Byłbym wdzięczny, gdybyś się pośpieszył, Lan – westchnął, wyraźnie zniecierpliwiony. – Szczerze mówiąc, przyszedłem tutaj tylko dlatego, że król życzy sobie cię widzieć.
Poczułem, że ziemia osuwa mi się spod nóg i wpadam w przepaść. Strach zacisnął lodowatą pięść na moich płucach, a na karku zebrały się kropelki zimnego potu.
– Słucham? – wykrztusiłem z siebie. – Nie, nie! Nie zamierzam pójść do...
– Nie wzywa cię do alkowy, lecz życzy sobie cię wiedzieć – przerwał mi, trochę uspokajając mnie tymi słowami. Potrzebowałem usiąść, więc opadłem na niski stołeczek przy toaletce. – Aż tak bardzo przeraża cię wizja wypełnienia swojej powinności? Jesteś nałożnikiem, pójście do alkowy to...
– Koszmar – teraz to ja mu przerwałem. – Koszmar i barbarzyństwo. Leżenie pod mężczyzną, pod którym leżeli liczni, to brukanie swojej czystości. Wolę umrzeć, niż stać się nałożnikiem.
– Już nim jesteś – pouczył mnie. – I radziłbym ci zważać na słowa. Ściany w pałacu mają uszy. Mów, co masz do powiedzenia, i nie każ królowi na siebie czekać.
Uniosłem wzrok, by jeszcze raz spojrzeć Syingowi w oczy. Byłem zdesperowany, jednak on był zbyt wierny swojemu królowi. Zbyt zapatrzony w barbarzyńskie zwyczaje Daiyu. Moja ostatnia gwiazda nadziei właśnie zgasła. Pozostał jedynie mrok.
– Nie mam już nic do powiedzenia – odparłem.
– Więc pozwól, że wrócę do swoich obowiązków – prychnął zirytowany. – A ty lepiej udaj się do króla. Chyba nie chcesz znowu wywołać jego gniewu. Mam nadzieję, że wyciągnąłeś wnioski z ostatniej lekcji.
– Wnioski wyciągnąłem, niestety nie takie, jakich byście oczekiwali.
– Nie każ. Królowi. Czekać – wycedził i wyszedł z mojej komnaty, nawet nie oglądając się za siebie.
Teraz w pomieszczeniu zapanowała cisza. Wiedziałem, że Dongmei i Yenay czekają na moje rozkazy, ale nie potrafiłem niczego z siebie wydusić. Nie chciałem iść odwiedzać króla, nie chciałem zostawać w tym miejscu ani dnia, a tkwiłem tutaj już miesiąc.
Czy naprawdę przyjdzie spędzić mi w tym więzieniu resztę życia? Czy umrę tutaj jako Lan, królewski nałożnik?
– Panie – Yenay odezwała się niepewnie. – Pozwolisz mi związać ci włosy, zanim udasz się do króla?
Pokręciłem głową, potrzebując jeszcze chwili, by na nowo zebrać siły do dalszej walki.
– Nie ma takiej potrzeby – powiedziałem, wstając i wypinając dumnie pierś. Nauki, które pobierałem jako przyszły następca tronu, nauczyły mnie, że nieważne, w jak beznadziejnej sytuacji będę się znajdował, nie mogę się poddać, nie mogę pokazać moim poddanym, że jestem słaby i bezsilny. Teraz moimi poddanymi były te dwie dziewczyny. – Przyszykuj moje posłanie do snu. Za niedługo wrócę. Dongmei, pójdziesz ze mną.
– Oczywiście, panie – odpowiedziały równocześnie.
Przełknąłem ślinę, zanim nacisnąłem na klamkę, która ustąpiła bez żadnych przeszkód, pozwalając mi opuścić komnatę. W haremie wciąż panowało zamieszanie, wiele dziewcząt rozmawiało zbyt głośno i chichotało z podekscytowaniem. Ich życie tutaj polegało na czekaniu, aż król wezwie je do alkowy, słuchaniu rozkazów Syinga oraz plotkowaniu. Mimo to każda z nich wydawała się szczęśliwa, że tutaj jest. Tak samo, jak Dongmei i Yenay, nie znały smaku wolności, były niewolnicami, którym się poszczęściło, bo trafiły do dobrego miejsca. Ja nie byłem niewolnikiem. Urodziłem się wolny i nie zamierzałem pozwolić, by ktokolwiek wyrwał wolność z moich żył. Płynęła ona tam wraz z krwią.
Szybko pożałowałem, że nie pozwoliłem związać moich włosów. Długie kosmyki zahaczały się o kolczyki, które uparcie wpychano mi do uszu, od kiedy je przebito. Do tego przez mój nietypowy wygląd wzbudzałem większe zainteresowanie niż zazwyczaj. Wciąż dla osób z haremu byłem nałożnikiem, który jeszcze przed trafieniem tutaj został wezwany do alkowy i odwiedził ją po dziesięciu dniach. Ponadto nie byłem wytrzebiony jak każdy inny mężczyzna w haremie.
Posiadanie własnych służących miało jeszcze jeden ogromny plus. Nie byłem już zdany na łaskę Syinga, więc gdy pogoda nie pozwalała na spacery po ogrodzie, przechadzałem się wśród haremowych korytarzy. W ten sposób w końcu nauczyłem się w nich nie błądzić. Okazało się, że wszystkie zakręty, które wcześniej wydawały mi się labiryntem, miały logiczne rozmieszczenie. Część z nich była przeznaczona dla służby, inne dla nałożnicy, a do alkowy prowadził szczególny korytarz, zwany Złotą Drogą. Jego nazwa wynikała ze złotych zasłon, które zdobiły ściany na ostatnim odcinku, tuż przed wejściem do komnaty króla.
Drzwi zawsze strzegli gwardziści, którzy pokłonili mi się i bez informowania Yushenga o moim przybyciu, po prostu wpuścili mnie do środka. To oznaczało, że mężczyzna już na mnie czekał. Zerknąłem przez ramię na Dongmei, która została na korytarzu i zniknęła z chwilą, w której drzwi za moimi plecami się zamknęły.
Zacząłem rozglądać się po komnacie, wspominając moją ostatnią wizytę tutaj. Niewiele się zmieniło. Pomieszczenie aż przytłaczało przepychem. Krwiście czerwona pościel na łożu, złote wykończenia mebli, sztukateria na ścianach oraz suficie i długie zasłony tworzące baldachim, oraz odgradzające wyjście na taras od wnętrza komnaty. Komnaty, która była pusta.
– Dlaczego się tak skradasz? – Dobiegł mnie głos Yushenga, zanim udało mi się dostrzec jego sylwetkę za jedną z zasłon, która powiewała na wieczornym wietrze.
– Nie ufam ci – odpowiedziałem. – Szukam kolejnego podstępu, pułapki, brudnego zagrania. Po co mnie tutaj wezwałeś? Znowu zamierzasz dać mi jakąś nauczkę?
Yusheng się roześmiał, a jego sylwetka zaczęła powoli znikać.
– Chodź! – zawołał z tarasu.
Zawahałem się, ostatni raz zerkając w stronę wyjścia, zanim zdecydowałem się wysłuchać rozkazu Yushenga. Ruszyłem przed siebie, nie rozglądając się więcej po komnacie, aż w końcu moje ciało otulił chłód nadchodzącej nocy. Włosy zaczęły plątać się na wietrze, a ciałem wstrząsnął dreszcz. Znałem to miejsce, właśnie ten taras tak dobrze widziałem z okna, to w komnacie króla najpóźniej gasło światło w całym haremie. Zacząłem wodzić wzrokiem po rozpościerającym się pod nami ogrodzie oraz po murach zamku. Odnalazłem okno mojej komnaty, w którego kratach odbijały się ostatnie promienie zachodzącego słońca. Ułożyłem dłonie na balustradzie, przymykając powieki i pozwalając, by wiatr szarpał moimi włosami i ubraniami, by łaskotał mnie po twarzy i wypełniał płuca kwiatowym zapachem. Przez chwilę byłem w stanie poczuć się, jakby z powrotem był wolny. Była to jednak bardzo krótka chwila.
– Odwiedzaj mnie częściej, jeśli tak lubisz mój taras – Yusheng nader szybko sprowadził mnie na ziemię.
Otworzyłem oczy, wbijając spojrzenie w niebo, które nagle stało się okrutnie puste.
– Nie – odpowiedziałem, zerkając na króla Daiyu.
Mężczyzna stał przy niewielkim stoliku, ustawionym przy kanapie, otoczonym przez liczne poduszki, na których można było siadać. Oczami wyobraźni widziałem, jak Yusheng rozsiada się na meblu, a dookoła niego siedzi wianuszek dziewcząt, gotowych usługiwać mu swoim ciałem.
– Dobrze wiedzieć, że twoje kolce się nie stępiły – zaśmiał się. Naprawdę wyglądał na nieprzejętego moim wrogim nastawieniem. – Podejdź bliżej.
– Nie – odwarknąłem od razu, co tylko jeszcze bardziej go ucieszyło. Zaczynałem podejrzewać, że Yusheng nie był przy zdrowych zmysłach. – Po co mnie tutaj wezwałeś?
– Nie domyślasz się? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Nie chcesz być moim nałożnikiem, ale dochodzą mnie słuchy, iż w haremie rządzisz się bardziej niż królowa.
– Jestem księciem. Koronnym księciem. Miałem zostać królem Beatie. Czy naprawdę dziwi cię, iż nie zachowuję się niczym potulny nałożnik?
– Dlatego cię tutaj wezwałem – odparł, wskazując dłonią na stolik. – Wiesz o Beatie właściwie wszystko. A ja potrzebuję znać wasze słabe punkty obrony.
Spojrzałem na blat stolika i wytężyłem wzrok. Dopiero teraz dostrzegłem, że została na nim rozłożona mapa naszych królestw. Ozdoby, na które wcześniej nie zwróciłem większej uwagi, dociskały jej rogi do stolika i nie pozwalały, by porwał ją wiatr.
Teraz to ja się roześmiałem, nie wierząc, że Yusheng naprawdę mógłby być na tyle naiwny.
– Prędzej dam sobie odciąć język, niż zdradzę moje królestwo! – warknąłem, chociaż na mojej twarzy wciąż gościł uśmiech. – Cóż za żałosna próba.
– To propozycja wymiany – naprostował Yusheng, zerkając na mapy, by od razu z powrotem wbić we mnie swoje spojrzenie.
– Wymiany? Co niby dasz mi za te informacje?
– Wstrzymam się z wezwaniem cię do alkowy. Nie pozwolę ci dłużej korzystać z przywilejów nałożnika, jeśli nie zasłużysz sobie na nie.
Znowu spojrzałem na mapę rozłożoną na stoliku. Czułem, że zaschło mi w gardle i że dałbym naprawdę wiele, by móc napić się wody w tym momencie. Zapewne, gdybym poprosił o nią Yushenga, kazałby mi ją przynieść, jednak nie zamierzałem go o nic prosić. Niepewnie zrobiłem kilka kroków w przód, zmniejszając dzielący nas dystans. Chciałem lepiej przyjrzeć się rozłożonej mapie, którą słabo oświetlał tańczący blask pochodni.
Mój wzrok przesunął się wzdłuż granicy, przyglądając się trzem przygranicznym twierdzom zaznaczonym po stronie Beatie. Na mapie brakowało nowej twierdzy, która została wybudowana w ostatnich latach, gdy pokój między Beatie a Daiyu był zbyt niepewny. Na szczęście oferta ślubu odgoniła od nas nadciągające widmo wojny. Jednakże niemożliwe było, aby Yusheng nie wiedział o istnieniu nowej twierdzy. Nie została ona wybudowana w tajemnicy, więc z pewnością Daiyu miało o niej informacje od swoich zwiadowców. To oznaczało, że Yusheng wcale nie był idiotą. Zamierzał mnie sprawdzić. Chciał mieć pewność, iż nie zacznę karmić go kłamstwami dla korzyści.
Uniosłem głowę, żeby nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Po wyrazie mojej twarzy musiał domyślić się, że go przejrzałem, ponieważ zaśmiał się krótko, a jeden z kącików jego ust uniósł się wyżej od drugiego.
– Naprawdę myślałeś, że na to przystanę? Nigdy nie zdradzę mojej ojczyzny – odezwałem się pierwszy, utrzymując z Yushengiem kontakt wzrokowy. Był jeszcze przystojniejszy niż zazwyczaj, gdy uśmiechał się w ten sposób. – A teraz wrócę do swojej komnaty i zapomnę o twojej niedorzecznej propozycji wymiany.
Nie odpowiedział. Nie zareagował też, gdy odwróciłem się na pięcie, by jak najszybciej wrócić do siebie. Wszedłem z powrotem do komnaty króla, chowając się przed chłodnym, szczypiącym wiatrem i nie oglądając się za siebie. Gdy dotarłem do drzwi, pchnąłem je z całych sił, ale one nawet nie drgnęły. Zostały zamknięte przez gwardzistów, którzy je strzegli, a to oznaczało, że jednak wpadłem w pułapkę.
– Naprawdę myślałeś, że tak po prostu pozwolę ci odjeść? – Dobiegł mnie zza pleców głos Yushenga, który wyraźnie się ze mną droczył.
Przewróciłem oczami i odwróciłem się przodem do króla Daiyu, który właśnie wchodził do komnaty, zostawiając otwarte drzwi na taras.
– Nie zamierzam przystawać na tę wymianę. Nie zdradzę ci tajemnic mojego królestwa ani nie odpowiem na twoje wezwanie do alkowy. Możesz mi odebrać przywileje, które mi się nie należą. Wolę tkwić w celi, niż udawać twoją własność i robić za ozdobę.
– To powiedz mi chociaż, czego szukasz w komnacie mojej żony nocnymi porami.
Teraz to ja się zaśmiałem. Najwidoczniej ściany w pałacu nie tylko miały uszy, ale również i oczy. Przygryzłem policzek od środka, próbując znaleźć jakąś wymówkę, nim dotarło do mnie, że najlepszym rozwiązaniem, będzie powiedzenie prawdy.
– Chciałem, by pomogła mi się stąd wydostać – odpowiedziałem. – Oprócz ciebie, nikt mnie tu nie chce.
– Uważasz, że Biyu ma taką władzę, by odesłać z mojego pałacu moją własność? – zapytał, unosząc protekcjonalnie brwi.
– Jej odpowiedź brzmiała dość podobnie.
– Nie rób nic, co mogłoby sprowadzić na ciebie mój gniew, Iain.
– Cóż mogę poradzić na to, że w tym przeklętym miejscu wyprowadzanie cię z równowagi to moja ulubiona forma rozrywki?
Uśmiechnął się.
– Jak dobrze widzieć, że przez ten miesiąc nic się nie zmieniłeś. Twój opór i determinacja sprawiają mi wiele zabawy. Cudownie będzie cię posiąść.
– Tylko jeśli będę martwy.
– Wróć do swojej komnaty i odpuść sobie nocne spacery. Otworzyć drzwi!
Niezwłocznie wykonano jego rozkaz. Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się nienawistnie w ciemne oczy króla Daiyu, zanim bez słowa odwróciłem się i wyszedłem z jego komnaty. Czekająca na mnie Dongmei pochyliła głowę i od razu ruszyła za mną.
Tym razem mogłem odetchnąć z ulgą. Udało mi się zmierzyć z Yushengiem i wyjść z tej potyczki zwycięsko. Był to niewielki sukces, ale pozwolił mi na chwilę wypełnić płuca spokojem i nową nadzieję. Ta chwila nie dotrwała nawet pierwszego zakrętu.
– Lan! – Dobiegło mnie wołanie Yushenga, więc się zatrzymałem i spojrzałem na niego przez ramię. – Za trzy dni w piątek wezwę cię do alkowy. Przygotuj się.
Po tych słowach zniknął z powrotem w swojej komnacie, a huk zamykanych drzwi zabrzmiał jak wyrok śmierci.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top