♔ 46
Nie byłem pewien, jak długo stałem, wpatrując się pustym wzrokiem w zamkniętą bramę i błagając, aby otworzyła się z powrotem, a tuż za nią stał Yusheng. Żeby podszedł do mnie, zamknął moje ciało w ciasnych objęciach i obiecał, że nigdy mnie nie zostawi. Nie potrafiłem uwierzyć w to, że mógł tak po prostu odejść. To nie mogło stać się naprawdę. Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, po tym wszystkim, co wycierpiałem, po tym wszystkim, co mu wybaczyłem, to nie mogło po prostu się tak skończyć. Nie, kiedy tak bardzo go pokochałem. Jak mogłem dać mu odejść? Jak mogłem wybrać nic zamiast wszystkiego?
Dłoń Syinga zacisnęła się na moim ramieniu, delikatnie pociągając je w tył. Dopiero kiedy na niego spojrzałem, a on zacmokał cicho i pokręcił głową z dezaprobatą, zrozumiałem, że płakałem na oczach wszystkich żołnierzy oraz służby, która kręciła się po pałacowym dziedzińcu.
– Chodźmy, panie, do środka – zasugerował.
Nie opierałem się, ostatni raz spojrzałem na zamkniętą bramę i odwróciłem się, aby wrócić do pałacu. Nadzieja umarła.
Beatycki pałac różnił się od tego w Daiyu. Jego główny hol był ogromny, a dookoła piętrzyły się zdobione schody prowadzące na piętro. Kontraktacja była dość prosta, korytarze nie były tak zawiłe i skomplikowane, nie było tylu ciemnych zakamarków, w których można było spiskować lub się zaczaić. Jedynie boczne przejścia, z których korzystała służba, dla obcych mogły wydawać się labiryntem. Ja jednak poznałem je dobrze za dziecka, gdy bawiliśmy się z Zowie w chowanego, i często miewałem w zwyczaju korzystać z nich, kiedy nie chciałem, aby wiedziano, gdzie się znajduję.
Ruszyłem do głównych schodów, prowadząc za sobą Syinga, który z wyraźnym zaciekawieniem wodził wzrokiem po zdobionych ścianach. Gwardziści przyglądali się mu nieufnie, w końcu był nieznajomym, który towarzyszył ich przyszłemu królowi. Jednak nie zamierzałem teraz nikomu tłumaczyć, kim był dla mnie Sying, pragnąłem jedynie uciec od tego, kim byłem wiele miesięcy temu i kim miałem się stać. Chciałem wrócić do tego, kim byłem jeszcze minionej nocy.
Czułem się jak we śnie. Jakby nic, co mnie otaczało, nie było prawdziwe. Łudziłem się, że zaraz otworzę oczy i obudzę się w haremie w objęciach mojego męża.
Naiwnie zacisnąłem powieki, jednak kiedy uniosłem je z powrotem, wciąż znajdowałem się w pałacu w samym sercu Beatie – w moim domu, w mojej ojczyźnie. Myślałem, że uciekłem z koszmaru, ale on nadal trwał.
Niestety nie mogłem liczyć na chwilę spokoju, gdy moja stopa stanęła na szczycie schodów, za naszymi plecami rozległ się głos jednego z wysoko postawionych urzędników państwowych. Często widziałem go u boku ojca, a chociaż kojarzyłem jego twarz, nie byłem pewien, kim dokładnie był ów mężczyzna.
– Wasza Książęca Mość! – zawołał mnie i pochylił głowę w pokłonie. – Lordowie zaczęli gromadzić się w sali tronowej, czekają na twoje oświadczenie.
– Niech czekają – odpowiedziałem, z powrotem ruszając w stronę mojej komnaty. – Przyjdę, kiedy uznam to za stosowne.
– Oczywiście, drogi książę – wykrztusił z siebie wyraźnie zaskoczony odpowiedzią.
Nie uraczyłem go kolejnym spojrzeniem, uznając naszą rozmowę za zakończoną.
– Panie, nie znam się na polityce, ale... – zaczął niepewnie Sying. – Jesteś pewien, że słusznie...
– Tak – przerwałem mu. – Część lordów ma mnie za nic. Uważają, że jestem wart mniej niż kobieta. Jeśli mam być ich królem, to oni mają czekać na mnie, a nie ja na nich. Król jest ważniejszy niż lordowie. Poza tym muszę wpierw pomówić z tobą.
– Ze mną? – zdziwił się. – Czy rozmowa ze mną jest ważniejsza od objęcia władzy w Beatie?
– W tym wypadku tak – wyznałem, w końcu docierając do mojej komnaty.
Wszedłem pierwszy, a Sying tuż za mną, od razu zamykając za sobą drzwi. Gdy w końcu zostaliśmy zupełnie sami, padłem na kolana, pozwalając łzom ponownie zabłysnąć w oczach.
– Przepraszam – załkałem. – Przepraszam cię, przyjacielu.
Na jego twarzy dostrzegłem najszczerszy szok, mimo to nie pozwolił mi się przed nim kajać. Prawie od razu sam padł na kolana, prawie się na niej kładąc, byleby znaleźć się niżej niż ja.
– Panie, proszę, nie rób tego – wykrztusił. – Nie przepraszaj mnie, nie masz za co!
– Mam – wyznałem, chwytając jego dłonie i zmuszając go do spojrzenia na mnie. Teraz obaj klęczeliśmy, wpatrując się sobie w oczy. – Ja... Ja jestem bękartem. Śmiałem umniejszać twojej wartości przez nieczystość krwi, samemu nosząc gorsze brzemię.
– O czym ty mówisz, panie?
– Chociaż jestem synem króla, to nie jego żona wydała mnie na świat – załkałem, a nieprzyjemna gula powróciła do mego gardła. – Nie jestem dzieckiem z prawego łoża. Nie jestem dzieckiem z miłość. Jestem dzieckiem spisku i kłamstwa, które doprowadziły do bratobójczego rozlewu krwi.
Sying na zmianę otwierał i zamykał usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak najwidoczniej nie potrafił znaleźć słów. Przez kilka dłuższych chwil trwał w milczeniu, ale i jego policzki zaczęły znaczyć łzy. Wiedział, ile znaczyła dla mnie czystość, i rozumiał, jak bardzo musiałem cierpieć przez świadomość tego, jakie piętno ciążyło na mnie od dnia poczęcia.
Kiedy w końcu się odezwał, wypowiadał się z ostrożnością:
– Dla mnie, panie, nie ma to znaczenia – powiedział, wciąż patrząc się prosto w moje oczy. – Może dlatego, że wychowałem się w haremie, nie uważam, by czyny rodziców miały wpływ na dziecko. Nie miałeś wyboru, nie byłeś temu winny. Po prostu się urodziłeś, a to nic złego.
– Moi rodacy nie będą chcieli mieć takiego króla...
– Wybacz mi śmiałość, ale czy ten król w ogóle chce nim być? – zapytał. – Myślę, że Beatie nie powinno mieć króla, dla którego każdy dzień będzie przepełniony rozpaczą. Jak królestwo może być szczęśliwe, kiedy rządzi nim smutny władca?
– Co sugerujesz? – spytałem, mimo że doskonale wiedziałem, co miał na myśli. – Podpisałem rozwód, a naczelny sekretarz zagroził, iż odbierze mi życie, jeśli spróbuję wrócić. Zapewne nie jest to dla ciebie zaskoczeniem.
Sying oblizał nerwowo wargi i wyswobodził dłonie z mojego uścisku.
– Zhong nie jest złym człowiekiem i zależy mu na dobru Yushenga...
Prychnąłem.
– Znam go wiele lat – kontynuował, pochylając pokornie głowę. – Gdy byłem jeszcze nieposłusznym dzieckiem, bawiliśmy się razem. Poprzedni król jeszcze żył, Yusheng był księciem i mieszkał z królową Yuan w haremie, Zhong był jego przyjacielem, a ja przyszłym nałożnikiem, który nawet jeszcze nie myślał o wizytach w alkowie. Wtedy wszystko wydawało się takie proste, bo byliśmy tylko dziećmi, które chciały się razem bawić. Oczywiście krzyczano na mnie, że jako przyszły mężczyzna króla, nie mam prawa, ale i tak się wymykałem z haremu, by im towarzyszyć.
– Czyli od zawsze miałeś szalone pomysły – wytknąłem, na co Sying roześmiał się cicho. – Nie wiem, dlaczego mi to mówisz, ale nie mogę wrócić do Daiyu, nie mogę wrócić do Yushenga. Mam obowiązki wobec ojczyzny.
– Chciałem powiedzieć, panie, że rozumiem pobudki sekretarza – powiedział, z powrotem na mnie zerkając. – Pewnego dnia przyszedł za Yushengiem do haremu i powtarzał, że chce zostać jego nałożnikiem. Yusheng oczywiście się na to zgodził, ale wtedy był jeszcze za młody, by zrozumieć, co tak naprawdę to oznacza. Oczywiście nadzorczyni od razu wygoniła Zhonga z haremu, a potem bardzo długo rozmawiała z Yushengiem. To nigdy więcej się nie powtórzyło.
– Chyba nie rozumiem – szepnąłem, wpatrując się w Syinga szeroko otwartymi oczami.
– Zhong od wielu lat się w nim kocha – wyjaśnił. – Od dziecka Yusheng jest jego jedyną miłością. Dlatego sekretarz jest o ciebie zazdrosny, panie, a serce karmiące się zazdrością to najgorsze, co może przydarzyć się człowiekowi. Popycha go do wielu czynów, których później jedynie żałuje. Wiele lat walczył ze swoimi uczuciami, przełykając ból nieodwzajemnionej miłości każdego dnia, ale kiedy przybyłeś do haremu i skarałeś całe serce króla, czara goryczy się przelała. Próbowałem przemówić mu do rozsądku, ale mnie nie słuchał. Pozwolił, by zazdrość zagłuszyła zdrowy rozsądek.
– Yusheng wie o jego uczuciach?
– Tak – odpowiedział od razu. – Wie od wielu lat, jednak udaje, że jest inaczej. Zhong jest dla niego kimś bliższym niż brat, ufa mu bezgranicznie, więc uczynił z niego swojego naczelnego sekretarza i nie potrafi go odesłać, chociaż to byłaby najlepsza decyzja. Trzymając Zhonga blisko siebie jedynie go rani.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytałem z wyrzutem. – Dlaczego mnie nie ostrzegłeś?
– Bo bałem się, panie, że będziesz kazał Yushengowi wybierać – bronił się. – A on nie potrafiłby tego zrobić. Jak mógłby wybierać między wieloletnim przyjacielem a swoją największą miłością?
Przed moimi oczami pojawiło się wspomnienie uśmiechniętej twarzy naczelnego królewskiego sekretarza, który stał na pałacowym dziedzińcu, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że w końcu udało mu się mnie pozbyć. Chciał mieć serce Yushenga dla siebie, a ja mu je oddałem jak skończony błazen. Przez cały czas walczyłem z podstawionymi pionkami, nie wiedząc, kto za tym wszystkim stoi i co tak naprawdę nim kieruje.
Jednak nie tylko Zhong kochał Yushenga! Ja również go kochałem, a Yusheng kochał mnie...
Przez chwilę zapragnąłem, by zerwać się z podłogi i ruszyć biegiem do bramy, kazać ją otworzyć, jakbym liczył, że Yusheng będzie wciąż za nią stał, czekając na mnie. Wziąłem głęboki oddech, zduszając w sobie to żałosne pragnienie, i nim zdołałem powiedzieć chociażby słowo, rozległo się pukanie do drzwi komnaty.
– Wasza Książęca Mość! – Dobiegło nas wołanie. – Wszyscy lordowie już przybyli. Czekają na księcia w sali tronowej.
– Dobrze! – odkrzyknąłem, z ulgą słysząc, że mój głos brzmi naturalnie, a następnie zwróciłem się do Syinga: – To i tak nie ma już znaczenia. Nie jestem królową Daiyu, nie jestem jego mężem, jestem księciem Beatie i muszę zająć się moim królestwem, nawet jeśli czeka mnie śmierć za ukrywanie brudnej krwi, kiedy któregoś dnia prawda wyjdzie na jaw.
– Panie... – zaczął, jednak uciszyłem go gestem dłoni.
Musiałem w końcu pogodzić się z tym, że tamto życie już nie istniało. Musiałem stanąć twarzą w twarz z beatyckimi lordami i przekonać ich, że jestem godny bycia królem, nawet jeśli leżałem pod innym mężczyzną. Musiałem im udowodnić, że służenie Yushengowi moim ciałem jako nałożnik oraz jego małżonek, nie zrobiło ze mnie kobiety. A to nie będzie proste.
***
Kiedy wszedłem do sali tronowej, w pomieszczeniu zapanowała nagła cisza. Wszyscy lordowie, którzy do czasu mojego przybycia sprzeczali się ze sobą, zapewne dyskutując o dalszych losach Beatie, pokłonili się mi, albo się uśmiechając, albo łypiąc spode łba z dezaprobatą. Moje kroki odbijały się od ścian pomieszczenia, kiedy z wysoko uniesioną głową szedłem prosto do czekającego na mnie tronu.
Jego zagłówek był wykonany z najszczerszego złota, które lśniło w blasku słońca, formując się w leżącego dumnie smoka. Ten widok z pewnością zapierał wdech w piersiach, a ja od zawsze marzyłem, by zasiąść na jedwabnym krwistoczerwonym materiale, opinającym gładko miękkie siedzisko. Oczami wyobraźni wielokrotnie widziałem tam właśnie siebie ze złotą koroną na głowie i w strojnych szatach, patrzącego z wyższością i dumą na darzących mnie szacunkiem lordów, gdy moja dłoń z królewskim pierścieniem spoczywałaby na podłokietniku.
Dzisiejszemu dniu daleko było do tych wyobrażeń. Błękitny książęcy strój nie był godzien, by spocząć na królewskim tronie, srebrna korona nie była koroną władcy, spojrzenia lordów wcale nie niosły ze sobą szacunku, a ja byłem jedynie bękartem, który oddał swe ciało oraz serce innemu mężczyźnie i nie zasługiwał, by chociażby dotknąć beatyckiego tronu. Chyba właśnie dlatego ostatecznie zatrzymałem się tuż przed nim, nie potrafiąc oprzeć się o złotego smoka, jakby miał nagle ożyć i zabić mnie za to znieważenie.
Brudna krew, brudne ciało.
– Dziękuję wam za przybycie – odezwałem się, sunąc spojrzeniem po zgromadzonych mężczyznach, którzy teraz unieśli głowy i spojrzeli na mnie. – Ostatnie miesiące były trudne dla Beatie...
– Dni, panie – wtrącił się jeden z lordów, zwracając na siebie uwagę.
– Słucham? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Ostatnie dni były trudne – sprecyzował.
– Jak śmiesz?! – warknął na niego inny lord.
– Cisza! – krzyknąłem, wyczuwając, że zbliża się niepotrzebna kłótnia, a następnie zszedłem z podestu, by zatrzymać się tuż przed pierwszym mężczyzną, którzy zabrał głos. Jego twarz znaczyły liczne zmarszczki, oczy miał chytre, a kąciki ust bezczelnie wyginały się ku górze. – Co sugerujesz?
– Wybacz mi śmiałość, drogi książę – odezwał się znacznie spokojniejszym głosem. – W ostatnich dniach ogłoszono wojnę z Daiyu, po czym król tego plugawego narodu wtargnął na nasze ziemie, zabił naszego księcia koronnego, zbezcześcił nasz tron i zostawił swoją dziwkę, aby w jego imieniu rządziła krajem.
W pierwszym odruchu zapragnąłem uderzyć mężczyznę w twarz z całych sił, a następnie wezwać gwardzistę, by mieczem doczepionym do jego boku ściąć głowę znieważającemu mnie lordowi. Wiedziałem jednak, że była to prowokacja, której nie mogłem ulec. Musiałem pokazać, że nie jestem dzieckiem, które zapragnęło pobawić się w rządzeniem królestwem. Musiałem przekonać wszystkich, iż mimo bycia nałożnikiem wciąż byłem godzien zasiadania na tronie Beatie. Najtrudniejsze zdawało się przekonanie do tego samego siebie.
– Siedem miesięcy temu wyruszyłem z tego pałacu do stolicy Daiyu, aby prosić o rękę księżniczki Yuming i zagwarantować pokój naszym królestwom – odezwałem się z opanowaniem, przez co złośliwy uśmiech zniknął z twarzy lorda. – Tuż po przekroczeniu granicy zabito wszystkich moich żołnierzy, a mnie związano i zaciągnięto do samego serca piekła. Odebrano mi wszystko, tylko nie wolę walki. Nawet kiedy młodszy bart, posługując się pieczęcią ojca, wydał mój akt zniewolenia oraz własności, by zdradą własnej ojczyzny i spiskami z wrogim królestwem zasiąść bezprawnie na tronie! Stałem się nikim, jednym z licznych niewolników mających swoim ciałem sprawiać uciechę królowi Daiyu. I po tych siedmiu miesiącach wróciłem do mojej ojczyzny, nie jako niewolnik, a jako królowa, by odzyskać to, co bezprawnie zostało mi odebrane.
W pomieszczeniu zapanowała piszcząca w uszach cisza, kiedy te słowa padły z moich ust. Odwróciłem się od lorda, który spuścił teraz pokornie głowę, co zapewne było jedynie chwilowym okazaniem skruchy, i wróciłem na podest, ponownie zatrzymując się tuż przed tronem. Spojrzałem z góry na zgromadzonych mężczyzn.
– Urodziłem się, aby zostać waszym królem, i zamierzam spełnić moje przeznaczenie – odezwałem się na tyle głośno, by nikt nie śmiał ponownie wejść mi w słowo. – Niech srebro na mojej głowie was nie zmyli, gdyż jej zadaniem od zawsze było noszenie na sobie złota, i nie pozwolę, by ktoś stanął mi na drodze.
– A co dalej, panie? – zapytał inny lord, stojący tuż przy prawym boku mojego wcześniejszego rozmówcy. – Co dalej z królestwem?
– Warunkiem pokoju z Daiyu jest mój ślub z wdową po bracie – odpowiedziałem, czując się bardzo dziwnie, gdy te słowa zostały wypowiedziane głośno. – Przybyła tu, by zostać królową i matką książąt, więc dokładnie tak się stanie.
– Ależ księże – bezczelny lord ponownie uniósł głowę, pozwalając uśmiechowi wrócić na swoją twarz. – Powszechnie wiadomo jest, co w haremie robi się z mężczyznami. Jak sam przyznałeś, stałeś się królową Daiyu, a to oznacza, że musiałeś leżeć pod królem Yushengiem, więc...
– Nie wytrzebiono mnie, jeśli do tego dążysz – przerwałem mu, a po sali rozniosły się oburzone szepty, ponieważ w Beatie nie lubiano dosadnie wypowiadać się na takie tematy. – Moje ciało jest zdolne do spłodzenia potomstwa.
– Jeśli tak twierdzisz, Książęca Mość, to... – odezwał się, zerkając na mnie z ukosa. – To nie powinieneś mieć nic przeciwko, aby medyk zbadał twoje ciało i potwierdził prawdziwość twych słów. Chcemy mieć pewność, że będziesz w stanie zapewnić Beatie przyszłość.
Z trudem przełknąłem gulę tworzącą się w gardle na skutek upokorzenia, któremu wciąż mnie poddawano. Jednak nie miałem zamiaru chylić głowy i okazywać niepewności, do czego próbowano doprowadzić tymi słowami. Zniewagą było to, aby przyszły król miał udowadniać poddanym, iż wciąż jest mężczyzną.
– Dobrze – odpowiedziałem, a szepty w sali tronowej się nasiliły. – Jeśli to ma uspokoić mój lud, to tak zrobię.
– Pozwól mi zatem wybrać niezależnego medyka, który...
– Zgoda – przytaknąłem, nie pozwalając mu dokończyć. – Niech prawa strona przyprowadzi swojego medyka, niech i lewa strona przyprowadzi swojego, aby nikt nie miał wątpliwości w diagnozie.
– Oczywiście, panie – powiedział już znacznie mniej zadowolony.
– W takim wypadku na dzisiaj to raczej wszystko – stwierdziłem, ruszając z powrotem w stronę wyjścia. – Muszę zająć się pochówkiem.
– Tak, panie – odpowiedzieli wszyscy chórem, kiedy wychodziłem, a drzwi za mną zatrzasnęły się z hukiem.
Nie pozwoliłem sobie, by odetchnąć, dopóki nie znalazłem się z powrotem w mojej komnacie. Dopiero tam moje plecy mogły się zgarbić, a głowa pochylić, gdy łzy poniżenia zebrały się w oczach.
Czy to naprawdę było życie, którego chciałem? Jeszcze kilka miesięcy temu myślałem, iż wystarczy usiąść na tronie, aby każdy zaczął całować mnie po stopach i wychwalać pod niebiosa. Byłem bardzo naiwnym księciem.
Zatrzymałem się przy stoliku, na którym wciąż leżał podpisany przeze mnie dokument rozwodowy oraz naszyjnik w kształcie kwiatu wiśni. Ostrożnie sięgnąłem do ozdoby, delikatnie przesuwając opuszką po czarnym jadeicie, który smutno odbijał dzienne światło, sprawiając, iż stawało się ono szare. Pozwoliłem myślom pognać w dal za Yushengiem, który konno zmierzał w stronę granicy, by opuścić Beatie i wrócić do domu beze mnie.
Naprawdę mnie tutaj zostawił – nie potrafiłem w to uwierzyć. Myślałem, że aż do śmierci któregoś z nas nieprzerwanie będziemy razem, jakbym od początku wiedział, że moje serce wybaczy ukochanemu wszystko, co złe.
„Nie przeżyjesz w świecie bez niego nawet jednego dnia".
Czy to możliwe, że wypowiadający te słowa Huan miał rację? Czy świat, w którym Yusheng jest tak daleko ode mnie, pozostając poza zasięgiem oczu oraz dłoni, nie jest przypadkiem światem bez niego? Czyż Huan nie popełnił samobójstwa właśnie przez to, że ostatecznie został odesłany? Przez to, że z jego świata miał zniknąć Yusheng?
***
Gdy słońce zaczęło chować się za horyzontem, zwiastując koniec ciężkiego dnia, z ulgą zanurzyłem się w naczyniu wypełnionym gorącą wodą. Sying nalegał, aby towarzyszyć mi ostatni raz podczas kąpieli, nim jutro z rana sędzia dostarczy jego dokumenty, świadczące o tym, że jest wolnym obywatelem Beatie. Do tego czasu wciąż pozostawał przy moim boku, będąc wiernym przyjacielem.
Ostatni raz pozwoliłem mu oczyścić mnie z brudu oraz potu, a następnie osuszyć i odprowadzić do komnaty, gdzie starannie rozczesywał długie do pasa czarne kosmyki. Dotykał mnie z taką ostrożnością, jakby się bał, iż moje ciało pęknie i rozsypie się po podłodze przy mocniejszym nacisku.
– Czy dla Beatie męskość naprawdę jest aż tak ważna? – zapytał dość nagle, a ja nawiązałem kontakt wzrokowy z jego odbiciem w lustrze.
– Wcale nie chodzi o moje jutrzejsze badanie, prawda? – dopytałem, bezbłędnie rozgryzając myśli Syinga. – Boisz się życia na wolności?
– Trochę – wyznał. – A właściwie to bardzo. Boję się, że się nie odnajdę, że nie zaakceptują mnie. Jednak mimo tych wszystkich obaw, chciałbym spróbować. Po prostu chciałbym poczuć, jak to jest być wolnym. Ekscytuje mnie to, ale zarazem przeraża, ponieważ rezygnuję z czegoś, co jest mi dobrze znane, aby spróbować odnaleźć coś, czego pragnie moje serce.
– Sying – powiedziałem, odwracając się do niego przodem. Wyczułem dwuznaczność w jego słowach, jednak postanowiłem udawać, że jest inaczej. – Zawsze będziesz mógł tutaj wrócić. Bramy do mojego pałacu nigdy nie będą dla ciebie...
Urwałem, kiedy rozległo się delikatne pukanie do drzwi, a po chwili dołączył do niego głos gwardzisty:
– Wasza Książęca Mość! – zawołał. – Przybyła księżniczka Yuming i pragnie się z tobą widzieć, panie!
Westchnąłem, wstając z krzesełka i obdarzając przyjaciela przepraszającym uśmiechem.
– Wpuścicie ją! – odkrzyknąłem, a po chwili drzwi do komnaty się otworzyły, pozwalając mojej przyszłej żonie wejść do środka.
– Wybacz, że nachodzę cię o tak później porze – przywitała się ze mną tymi słowami. – Sying, zostaw nas samych.
– Oczywiście, pani – powiedział, kłaniając się nam, i ostatni raz zerknął na mnie, nim wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Spojrzałem pytająco na młodą kobietę, która obdarzyła mnie delikatnym uśmiechem. Miała na sobie sypialną szatę w kolorze purpury, która pięknie podkreślała jej bladą cerę, a długie czarne włosy upięto w niski kok, który przebijała jadeitowa szpila.
– Co cię tu sprowadza? – zapytałem, podchodząc do niej, abyśmy spotkali się dokładnie na środku pomieszczenia.
– Ślub – odpowiedziała krótko, zerkając na mnie z błyskiem w oczach. – Uważam, że nie ma sensu z nim zwlekać. Powinniśmy się pobrać najszybciej jak to możliwe. Nawet jutro.
Spojrzałem na nią z najszczerszym zdziwieniem i uniosłem wysoko brwi.
– Wybacz – wykrztusiłem z siebie, czując lekką panikę w środku, a moje spojrzenie na krótką chwilę uciekło w stronę naszyjnika i papieru rozwodowego, które leżały na blacie. – Priorytetem jest teraz pochówek. Musimy skończyć żałobę, nim zaczniemy się weselić.
Wzrok Yuming bez trudu odnalazł to, czego mój szukał chwilę wcześniej.
– Uważam, że to małżeństwo jest zbyt istotne dla królestwa i twojej pozycji, aby je przekładać.
– Powiedziałem, że najpierw skończymy żałobę, a dopiero później zajmiemy się naszym ślubem. – Te słowa zabrzmiały zbyt ostro.
– Czyżbyś nie przebolał jeszcze rozwodu z moim bratem? – dopytała, czytając ze mnie jak z otwartej księgi.
– To nie ma znaczenia – warknąłem. – Moją decyzję już znasz, więc możesz odejść.
Skinęła głową, chociaż nie ruszyła się nawet o krok, uparcie trwając w miejscu.
– Więc może... – zaczęła niepewnie i niespodziewanie sięgnęła do mojej klatki piersiowej, wodząc po niej dłonią. – Może pozwolisz mi, bym sprawiła, iż zapomnisz o poprzednim małżonku. Moje ciało teraz należy do ciebie.
Przyglądałem się kobiecie, której kokieteryjne spojrzenie bezwstydnie wędrowało od mojego ciała do oczu przyglądających się jej uważnie. Nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego, zaczęła rozsuwać moją szatę sypialną. Odkryła moje obojczyki oraz ramiona, poruszając się nieśpiesznie, zapewne próbując rozpalić we mnie pożądanie, aby posiąść jej drobne ciało. Westchnąłem ciężko i złapałem ją za nadgarstki, gdy dotarło do mnie, że Yuming nie zamierza się zatrzymywać.
Widać było, iż jest księżniczką Daiyu, ponieważ nie dawała szybko za wygraną. Przysunęła się bliżej, a jej wilgotne wargi naznaczyły moją linię szczęki, gdy zaczęła mnie całować, wędrując ustami do szyi. W miejscach, gdzie pozostawiła wilgotne ślady, po skórze rozchodziło się szczypanie, wywołując u mnie dreszcze.
– Yuming – spróbowałem upomnieć dziewczynę, jednak i to nie wpłynęło na jej zachowanie.
Co prawda odsunęła się ode mnie, jednak tylko po to, by sięgnąć do swoich purpurowych szat. Rozwiązała je sprawnym ruchem, jakby wcześniej zostały zawiązane w taki sposób, by móc szybko się ich pozbyć. Mój wzrok mimowolnie padł na jej ciało, odsłonięte teraz w pełnej okazałości. Z pewnością niejeden mężczyzna marzyłby o tak pięknej żonie i nie byłby w stanie oprzeć się jej wdziękom, kiedy zupełnie naga wyczekiwałaby upojnej nocy.
Zamknąłem oczy, wyczuwając jej ciepło na sobie i z całych sił powstrzymując się od odepchnięcia oraz skarcenia kobiety za jej niestosowne zachowanie. Czy mieliśmy wziąć ze sobą ślub, czy też nie, seks pozamałżeński nie był akceptowany w Beatie, a królową właśnie tego królestwa miała zostać Yuming. Jednak nim zdołałem coś zrobić, sama chwyciła moją dłoń, prowokując mnie do nawiązania zerwanego wcześniej kontaktu wzrokowego, a następnie przyłożyła ją do swojej lewej piersi, pozwalając wyczuć mi jej miękkość.
– Nie bój się mnie dotknąć – szepnęła, sięgając do mojej twarzy, by czule pogładzić policzek. – Jestem cała twoja i przyrzekam, iż będę godną ciebie żoną. Wydam na świat wielu książąt i wychowam ich na dobrych ludzi, aby mogli dumnie cię zastąpić, gdy na ich barki spadnie ten obowiązek. Pozwól mi cię uszczęśliwić.
Uśmiechnąłem się delikatnie do księżniczki, która od razu odwzajemniła ten gest, a następnie zabrałem dłoń z jej piersi, by ostrożnie chwycić dziewczynę za podbródek i przysunąć usta do gładkiego czoła. Złożyłem na nim subtelny pocałunek, czym ją zaskoczyłem, ponieważ zapewne spodziewała się namiętniejszych czułości.
– Nie wątpię, iż będziesz dobrą żoną i wspaniałą matką – powiedziałem, odsuwając się od Yuming, aby schylić się i podnieść z ziemi jej szatę.
– Nie rozumiem – szepnęła, kiedy zacząłem ją ubierać.
– Nie odmówię ci seksu, gdy będziemy po ślubie – obiecałem, bardzo ostrożnie obchodząc się z kobietą. – Jednak nie jestem zainteresowany twoim ciałem. Musisz mi wybaczyć.
Przez chwilę między nami zapanowało milczenie, pozwalając nam w ciszy wpatrywać się w siebie nawzajem. W oczach Yuming mogłem dostrzec przerażenie kryjące się pod pozornym spokojem. Klatka piersiowa dziewczyny falowała pośpiesznie, a jej policzki przybierały rumiany kolor.
– Mimo wszystko nie powinieneś mnie odrzucać – powiedziała naprawdę cicho, chwytając mocno moje nadgarstki. – Czuję się teraz bardzo upokorzona. Proszę, przyjmij mnie dzisiaj w swoim łożu.
Jej oczy, tak podobne do oczu Yushenga, zeszkliły się delikatnie, przez co najdrobniejszy promyk światła mienił się w nich niczym w pięknych kryształach, przypominając mi o naszyjniku wciąż leżącym na moim dokumencie rozwodowym.
Niezmiennie czułem się mężem króla Daiyu i najchętniej nigdy nie pozwoliłbym komukolwiek dotknąć mnie w ten sposób, a świadomość, że prędzej czy później będzie musiało do tego dojść, sprawiała mi najprawdziwszy ból.
– Dlaczego tak bardzo ci zależy? – zapytałem, a kiedy Yuming puściła moje nadgarstki, jakby nagle chciała się wycofać, sam ją złapałem, przyciągając do siebie. – Ślub chcesz już jutro, współżycie jeszcze dzisiaj. Co ukrywasz lub co knujesz?
Nie odpowiedziała, odwracając ode mnie wzrok i wbijając spojrzenie w posadzkę. Wziąłem głęboki oddech i puściłem dziewczynę, która zaczęła rozmasowywać swoje nadgarstki, a następnie zrobiła coś, co szczególnie przyciągnęło moją uwagę – poluzowała szatę, którą sam jej założyłem, więc doskonale wiedziałem, iż nie zaciągnąłem wiązania zbyt mocno.
– Ty... – zacząłem, kiedy w końcu to do mnie dotarło. – Ty jesteś w ciąży – domyśliłem się.
Nagły i głośny szloch przedarł się przez moją komnatę.
– Wybacz mi, że cię okłamałam – wykrztusiła z siebie, zanosząc się płaczem i czule przykładając dłoń do brzucha. – Bałam się, że odmówisz mi ślubu, jeśli się dowiesz.
– Słusznie się obawiałaś – odpowiedziałem. – Nie mogę się z tobą ożenić, jeśli nosisz w sobie nie moje dziecko.
– Przysięgam na wszystko, że jego ojcem jest Zowie – wykrztusiła z siebie. – Wiesz, że skonsumowaliśmy nasze małżeństwo, i to właśnie z niego pochodzi to dziecko, ale nim dowiedziałam się, że jestem w ciąży, Beatie wywołało wojnę Daiyu. Nie mogłam powiedzieć o tym komukolwiek, bałam się, że Zowie mógłby wykorzystać mnie i nasze dziecko do szantażu. Yusheng nigdy nie dopuściłby, aby jego siostrzeńcu lub siostrzenicy stała się krzywda. Musiałam je chronić.
Miałem wielką ochotę, aby wytrzeć łzy spływające po ślicznej twarzy dziewczyny, jednak powstrzymałem się, nie pozwalając żadnym emocjom, ani złości, ani współczuciu, wziąć nade mną górę.
– Jeśli chciałaś je chronić, to nie powinnaś zgadzać się na małżeństwo ze mną – powiedziałem trochę zbyt oschłym tonem. – Jeśli wyjdziesz za mnie za mąż, to dziecko będzie nikim, rozumiesz? Nikim! Wszyscy będą nim gardzić, nie będzie miało prawa do tronu! Zapewne zostanie okrzyknięty niegodnym księciem! Tego chcesz dla swojego dziecka?
Yuming zaczęła żwawo kręcić głową, zanosząc się silnym szlochem, więc podszedłem do niej, by chwycić jej drobne ramiona i spróbować uspokoić ciężarną kobietę. Jej zapłakane oczy podniosły się, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy.
– Właśnie dlatego chciałam, żebyś myślał, iż jest twoje – wyznała drżącym głosem. – Tylko w ten sposób mogłam zapewnić mu bezpieczeństwo i godne życie. Błagam cię, uznaj to dziecko za swoje. Jeśli nie czerpiesz przyjemności z bliskości kobiety i wciąż kochasz mojego brata, w ten sposób nie będziesz musiał...
– Czy ty wiesz, o co mnie prosisz? – zapytałem z niedowierzaniem. – Mam kłamać przed całym światem, że dziecko mojego brata jest moje?
Historia najwidoczniej lubiła się powtarzać.
– Błagam.
– Nie mogę mu tego zrobić – odpowiedziałem, czule przykładając dłoń do podbrzusza dziewczyny. – Mój bratanek lub bratanica jest dzieckiem z prawego łoża i dopóki pozostaniesz wdową po Zowie, jest też dzieckiem godnym, by zasiąść na beatyckim tronie.
– Nie, jeśli ty będziesz miał swoje dzieci – szepnęła, wpatrując się we mnie błagalnie.
– A jeśli nie będę ich miał? – zapytałem, a moje serce zabiło szybciej. – Jeśli nie odbiorę Zowie tronu? Jeśli jako matka jego dziecka będziesz miała prawo zażądać koronacji i rządzić krajem jako regentka nienarodzonego księcia koronnego, przyszłego króla?
Na twarzy Yuming mogłem dostrzec niedowierzanie. Łzy zastygły w jej oczach, przestając znaczyć blade policzki.
– Ty naprawdę go kochasz – powiedziała, nie panując nad drżącą po silnym płaczu wargą. – A co, jeśli urodzę księżniczkę? Według prawa kobieta nie może być królem.
– Według prawa książę koronny Beatie nie może być królową Daiyu – szepnąłem. – Prawo można zmienić, szczególnie gdy wymaga wielu poprawek, o czym doskonale się przekonałem.
– To nie będzie proste.
Chwyciłem twarz dziewczyny w dłonie, by wytrzeć z niej resztki łez.
– Nikt nigdy nie mówił, że bycie częścią rodziny królewskiej Beatie będzie proste – zaśmiałem się, tylko na chwilę przywołując uśmiech. – Będziesz miała poparcie Daiyu oraz mojej matki, zaufaj mi.
– A ty co zrobisz? – zapytała z wdzięcznością, ale i przerażeniem w oczach.
Moje serce nagle zaczęło bić tak mocno, jak jeszcze nigdy. W brzuchu coś wykręciło się z nerwów, a oddech stał się drżący z nadmiaru wypełniających mnie emocji. Wiedziałem, że w swoim życiu podjąłem wiele ważnych decyzji, które niosły za sobą liczne konsekwencje, jednak ta jedna, którą właśnie podjąłem, była prawdopodobnie najważniejsza.
– Naprawie swój błąd – odpowiedziałem zaskakująco spokojnym oraz pewnym siebie głosem, odchodząc od Yuming, by dotrzeć do drzwi i otworzyć je gwałtownie. – Sying! – krzyknąłem, przywołując czekającego na korytarzu przyjaciela. – Przyszykuj mnie do drogi.
Po tych słowach podszedłem do stołu, by chwycić rozłożony na nim dokument rozwodowy, nim zdołałbym się rozmyślić lub, co gorsza, stchórzyć.
– Do drogi? – powtórzył, prawie się krztusząc własną śliną, i od razu ruszył za mną do wnętrza komnaty. – Gdzie się wybierasz, panie?
Całe moje wnętrze wręcz drżało z podekscytowania, gdy pozwoliłem naszyjnikowi zsunąć się na blat, a następnie zwinąłem pergamin w cienki rulon, podsuwając jeden z jego końców do zapalonej świecy.
– Jak to gdzie? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, kiedy ogień pochłaniający dokument rozwodowy oświetlił moją twarz nieokrzesanymi płomieniami. – Muszę dogonić mój środek świata.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top