♔ 45

Teraz już tylko pojedyncze łzy bardzo rzadko spływały wzdłuż mojego policzka, skapując na nasze złączone dłonie. Yusheng obejmował mnie czule, chowając w swoich objęciach, jednak nie były one w stanie uchronić mnie przed cierpieniem. Serce ściskał żal i pragnienie, aby ta noc nigdy się nie kończyła, a jednocześnie wypełniało je szczęście płynące z bliskości ukochanej osoby. Natomiast komnatę wypełniał mój cichy śpiew.

Miękkie beatyckie słowa odbijały się od ścian i wracały do nas, niosąc spokojnym brzmieniem pewnego rodzaju ukojenie. Nie byłem pewien, czy Yusheng rozumie słowa śpiewanej przeze mnie kołysanki, ponieważ mój ojczysty język wciąż miał przed nim wiele sekretów, jednak miałem nadzieję, że mimo trudności zrozumie jej przekaz. Dzisiejszej nocy i ja zrozumiałem go bardziej niż kiedykolwiek do tej pory; miłość tak silna, że żadne przeciwności losu nie są w stanie powstrzymać kochanków, którzy próbują powrócić do siebie za wszelką cenę, ostatecznie umierając i odnajdując się w kolejnym wcieleniu, aby w końcu móc żyć u swego boku szczęśliwie.

Właśnie takie miałem nadzieje... Że nawet jeśli wraz z odejściem nocy przyjdzie mi pożegnać się z Yushengiem, zostanie nam to wynagrodzone w przyszłym życiu. Marzyłem, aby narodzić się na nowo i aby już nic nie stało na drodze naszej miłości. Abyśmy odrodzili się jako zwyczajni ludzie, martwiący się jedynie o siebie i swoich bliskich, bez koron na głowie, bez haremu, bez sprzecznych tradycji. Tylko tyle pragnąłem tej nocy i zapewne będę pielęgnował to pragnienie aż do śmierci, czekając na nią z utęsknieniem, by jak najszybciej spełnić wizję nowego życia z ukochanym.

– Mówiłeś, że masz do mnie wiele pytań – szepnął mi prosto do ucha, kiedy kołysanka się skończyła, a komnatę wypełniła cisza.

– Mam – potwierdziłem. – Mam naprawdę wiele pytań, ale boję się poznać na nie odpowiedzi.

Jedna z dłoni Yushenga wysunęła się spod mojej, aby sięgnąć do rozpuszczonych czarnych włosów i pogładzić je delikatnie. Siedział oparty o stos poduszek u szczytu łoża, a ja opierałem się na jego klatce piersiowej, znajdując się w czułym uścisku męża. Odchyliłem głowę, by oprzeć ją na jego ramieniu i przymknąłem powieki na krótką chwilę, gdy pocałował moją skroń. Z tej perspektywy nie widziałem oszpeconego podłużną raną policzka, więc w chwilach zapomnienia zdawało mi się, że z powrotem jesteśmy w Daiyu, że mamy przed sobą wiele nocy spędzonych w naszych objęciach, że to nie są ostatnie godziny, kiedy mogę kochać osobę, do której należało moje serce.

– Jeśli nie chcesz, to nie pytaj – wyszeptał. – Bylebyś nie żałował, że tego nie zrobiłeś.

– Mogę jeszcze żałować, że jednak zapytałem – odpowiedziałem, zerkając na jego przystojną twarz.

– Więc czy ja mogę cię o coś zapytać?

– Właśnie to zrobiłeś – zauważyłem, a Yusheng zaśmiał się cicho, wciąż głaszcząc z czułością moje włosy. – Możesz, jednak nie wiem, czy będę umiał udzielić ci odpowiedzi.

– Zaryzykuję – powiedział, wciąż będąc rozbawionym moimi słowami. – Kiedy się we mnie zakochałeś?

Odwróciłem wzrok, przenosząc spojrzenie na moje drobne dłonie, w których ściskałem jego znacznie większą dłoń. Suwałem palcami po opinającej ją skórze oraz po licznych pierścieniach; po tym, który był symbolem jego władzy, i po obrączce, którą nosił od dnia swojego ślubu z Biyu. Druga jego obrączka wciąż znajdowała się na moim kciuku.

– Nie wiem, to się stało wbrew mojej woli i kiedy zdałem sobie z tego sprawę, było już za późno – odpowiedziałem szczerze. – Pamiętasz tę noc, gdy najpierw poprosiłem cię, abyś powtórzył, że mnie kochasz, a następnie zabroniłem ci tego mówić? Wtedy sobie uświadomiłem, co czuję.

– To była nasza noc poślubna – szepnął i, chociaż nie widziałem jego twarzy, czułem, że teraz i on przygląda się wysadzanemu diamentami krążkowi wciśniętemu na mój palec. – Byłem pewien, że wziąłeś ze mną ślub, by mieć prawo do ubiegania się o tron Daiyu, gdy uda ci się mnie zabić. Szczególnie że wcześniej odrzuciłeś moją wyciągniętą dłoń, gdy pragnąłem być twoim wsparciem, gdy pragnąłem pokazać ci, że możesz na mnie polegać w każdej złej chwili w swoim życiu. Bardzo mnie to bolało, więc nie chciałem cię widzieć w alkowie, ale ty przyszedłeś i czekałeś na mnie, dlatego uciekłem, zostawiając cię samego. Liczyłem, że będziesz spał, kiedy wrócę, jednak ty znowu zrobiłeś mi na złość.

– Naprawdę kochałeś mnie przez ten cały czas? – dopytałem bardzo cicho, jakbym się bał własnych słów.

– Oczywiście – odpowiedział od razu. – Szczerze straciłem dla ciebie głowę. Zawładnąłeś moim sercem, również wbrew mej woli.

– Więc... – zacząłem, ale urwałem, gdy mój głos się załamał, a oddech zadrżał nienaturalnie. Mocniej zacisnąłem palce na dłoni Yushenga, jednocześnie zamykając oczy i pozwalając świeżym łzom wypłynąć spod powiek. Nie wiedziałem, skąd miałem tyle łez, ale gdy myślałem, że osiągnąłem ich limit, okazywało się, iż byłem w błędzie. – Więc dlaczego... Dlaczego...

– Lan? – szepnął czule w moje włosy, a jego przyjemny oddech nagle stał się parzący.

Wyrwałem się z objęć męża i wstałem z łoża, poprawiając pośpiesznie czerwoną szatę. Poprawiłem niesforne kosmyki, a następnie objąłem ciało dłońmi, słysząc, jak Yusheng również schodzi z łoża. Dopiero gdy słona łza skapnęła na podłogę tuż przed moją stopą, byłem w stanie zadać pytanie, na które bałem się poznać odpowiedź.

– Dlaczego nałożnica nosi pod sercem twoje dziecko? – szepnąłem, nie potrafiąc wypowiedzieć tych strasznych słów na głos. – Tylko nie zaprzeczaj, naczelny sekretarz wyznał mi twój sekret. Dlaczego zdradziłeś mnie po raz drugi, tym razem po naszym ślubie? Wiesz, ile ten ślub dla mnie znaczył? Wierzyłem, że dzięki niemu w końcu będę mógł trwać przy twoim boku, nie brudząc swego ciała uprawianiem z tobą miłości. Wierzyłem, że znajdę szczęście przy twoim boku...

Dłoń Yushenga bardzo ostrożnie dotknęła mojego ramienia, jakby się bał, że jego palce mnie oparzą. A chociaż początkowo zapragnąłem strącić rękę niewiernego męża z mojego ciała, ostatecznie zdusiłem w sobie to pragnienie, powtarzając uparcie, że jest to dłoń należąca do mężczyzny, którego kochałem.

– Mówiłem ci, że Daiyu musi mieć książęta, że musi mieć następcę tronu, który zastąpi mnie, kiedy odejdę z tego świata – odpowiedział delikatnym głosem, a w moich ustach rozlała się krew, gdy za mocno zacisnąłem zęby na wardze, z całych sił próbując zapanować nad wybuchem szlochu.

Już wystarczająco długo byłem słaby, nie mogłem ponownie pozwolić sobie na takie zachowanie. Już wystarczy rozpaczania nad tym, co było i co za kilka godzin pozostanie bez znaczenia.

– Nic nie powiesz? – dopytał, więc pokręciłem głową, z trudem nabierając powietrza do płuc.

Ból w klatce piersiowej był tak silny, iż odnosiłem wrażenie, że moje serce stanęło i już nie będzie w stanie bić... Nie, kiedy kochało tego człowieka.

– Czy uwierzysz mi, jeśli powiem, że jej nie dotknąłem? – zadał kolejne pytanie, na które w odpowiedzi również pokręciłem głową i zrobiłem krok w przód, aby jego dłoń zsunęła się z mojego ramienia.

– Nie potrafię już wierzyć w twoje słowa – wyszeptałem, wciąż czując metaliczny smak własnej krwi. – Po prostu już ci nie wierzę, Yusheng. To dla mnie zbyt wiele.

– Posłuchaj mnie – poprosił. – To prawda, że ta nałożnica nosi w sobie moje dziecko, ale prawdą jest też to, że nigdy jej nie dotknąłem. Moje ręce, usta i serce naprawdę nigdy cię nie zdradziły. Nie potrafiłby cię okłamać...

– Yusheng! – krzyknąłem, nie przejmując się, iż był środek nocy, i w końcu odwróciłem się do niego przodem. – Ty wciąż mnie okłamujesz! Ukrywanie prawdy, która negatywnie wpłynęłaby na moje uczucia do ciebie, to też kłamstwo! W taki sposób okłamujesz mnie, że jesteś warty mojej miłości!

– Przysięgam ci – powiedział z całkowitą powagą na twarzy. – Przysięgam na wszystko, na moją miłość do ciebie, na moje życie i na życie moich dzieci, że nie dotknąłem tej nałożnicy. Poszedłem po poradę do medyka, nie chcąc przyjmować do łoża innych prócz ciebie, lecz chcąc uspokoić moją matkę, która nalegała, bym spłodził kolejnego księcia. Medyk powiedział mi wtedy, że nie muszę być w kobiecie, aby zaszła ona ze mną w ciążę, tak też zrobiłem.

– Nie wierzę w to... – szepnąłem, kręcąc głową. – Kocham cię, ale nie potrafię ci uwierzyć. Chciałbym z tobą zostać, ale tego też nie potrafiłbym zrobić. Dlatego będzie najlepiej, jeśli podpiszę rozwód.

– Odejdziesz teraz? – zapytał, a jego oczy zeszkliły się, by chwilę później po rozciętym policzku spłynęła łza.

Znowu pokręciłem głową.

– Tego też nie potrafię – wyznałem.

Na twarzy Yushenga pojawił się przepełniony smutkiem uśmiech, gdy wyciągał dłoń w moim kierunku. Spojrzałem na jego drżące długie palce proszące mnie, abym je chwycił, abym jeszcze na chwilę zapomniał o bólu rozdzierającym moje wnętrze na miliony drobnych kawałeczków. Oblizałem rozgryzioną wargę, nieudolnie próbując przełknąć gulę w gardle, nim ostatkiem silnej woli zmusiłem ciało, by kolejny raz wpadło w objęcia ukochanego.

Jego dłonie objęły mnie ciasno, chwytając za uda i unosząc do góry. Oplotłem udami jego tułów i wtuliłem się w szyję, ku mojemu zaskoczeniu czując ulgę w cierpieniu.

– Nie kłamię – wyszeptał. – Przyrzekam ci, że nie kłamię. Chcę dotykać tylko ciebie, ponieważ tylko ciebie kocham, Lan. To twoim imieniem nazwałem naszą córeczkę, gdyż to właśnie jego brzmienie jest dla mnie definicją miłości. Bez znaczenia, czy się ze mną rozwiedziesz i zostaniesz tutaj, czy jednak pozostaniesz moim mężem i wrócisz ze mną do Daiyu, chciałbym, abyś wiedział, że moje ręce, usta oraz serce nigdy cię nie zdradzą. Nigdy.

Słuchałem jego słów, wypełniając nimi umierające z bólu serce, a każdy następny dźwięk opuszczający usta Yushenga sprawiał, iż łatwiej było mi oddychać. Pozwoliłem mężczyźnie położyć nas z powrotem do łoża i tym razem położyć mnie na jego rozgrzanym ciele, którego nie chciałem wypuszczać z objęć i które nie chciało oddzielać się ode mnie.

– Kocham cię, Lan – szepnął, gdy spod jego opuszczonych powiek wypływały łzy. – Kocham cię, Iain.

– Ja ciebie też kocham – odszepnąłem, wdychając zapach skóry i włosów męża, aby jak najlepiej zachować go w swojej pamięci, by jak najlepiej zapamiętać, jak to jest być w jego objęciach.

A chociaż bardzo tego nie chciałem, w pewnym momencie moja świadomość odpłynęła gdzieś daleko, brutalnie odbierając mi ostatnie chwile spędzone z ukochanym. Wydawało się, iż tylko na kilka sekund zamknąłem oczy, jednak gdy uniosłem powieki z powrotem, tuż przy łożu dostrzegłem Zhonga, z którym nawiązałem kontakt wzrokowy.

– Książęca Mość – zwrócił się do mnie szeptem, by nie zbudzić Yushenga, na którym spałem. Nienawidziłem siebie za to, że zasnąłem i pozwoliłem tej chwili nadejść. – Niedługo będzie świtać, jeśli nie chcesz, by inni dowiedzieli się, iż spędziłeś noc z królem, musisz już wrócić do swojej komnaty. Poczekam też, aż podpiszesz dokumenty rozwodowe, by od razu je zabrać i nie kłopotać cię później.

Naprawdę szczerze pragnąłem odesłać Zhonga, wtulić się mocniej w śpiące ciało Yushenga, zacisnąć powieki i już nigdy nie musieć podejmować decyzji, którą musiałem podjąć... Którą już podjąłem. Naprawdę właśnie nadszedł koniec.

Koniec. Po prostu koniec.

Czekałem na niego tak długo. Pragnąc, kłamiąc oraz spiskując, dążyłem właśnie do tej chwili, w której moje ścieżki z królem Daiyu się rozchodzą, a ja nareszcie z powrotem odzyskam moją wolność, prawdziwą wolność, i będę mógł zasiąść na tronie Beatie, jak było mi to pisane od dnia mojego poczęcia... Mojego brudnego poczęcia będącego grzechem zmarłego władcy. Będącego moim grzechem, który płynął w mych żyłach i którego nigdy się nie pozbędę. Tak samo, jak nigdy nie pozbędę się z serca uczucia, które żywiłem do drugiego mężczyzny.

Przeniosłem spojrzenie z sekretarza na Yushenga, który spał ze spokojem na twarzy, a kąciki jego ust były delikatnie uniesione, jakby zasnął, uśmiechając się. Bardzo ostrożnie podniosłem się na łokciu, by sięgnąć jego warg i, nie przejmując się Zhongiem, który wciąż stał przy łożu, musnąłem czule usta mojego męża. Spod moich przymkniętych powiek wypłynęły łzy żalu oraz tęsknoty, które od dzisiaj będą dla mnie niczym tlen.

– Kocham cię – szepnąłem ostatni raz.

Wpatrywałem się w jego ogarniętą błogim spokojem twarz, próbując zapamiętać jej najmniejszy szczegół; malutki pieprzyk na policzku, niewielka blizna na brodzie zapewne pochodząca z czasów, gdy był dzieckiem, jasne włoski porastające jego skórę i ciemniejące w okolicach, gdzie powinien mieć zarost. Chciałem zapamiętać to wszystko, a nawet więcej. Pragnąłem, bym za dwadzieścia lat zamykając oczy, widział tę twarz z taką dokładnością, iż wiedziałbym, która rzęsa układa się na prawo, która na lewo, a która rośnie prosto.

Kątem oka dostrzegłem, że sekretarz oddalił się na chwilę od łoża, jakby speszyła go moja rozwiązana szata, jednak była to błędna interpretacja jego zachowania. Kiedy wrócił, trzymał w dłoni moje buty – poganiał mnie, chciał mieć to jak najszybciej za sobą. W końcu wstałem, wychodząc z łoża ponad ciałem śpiącego męża, a moją klatkę piersiową przeszył przerażający ból.

Krzyczałem wewnętrznie, z powrotem rozpadając się na miliony kawałeczków, które z trudem zostały częściowo zebrane przez Yushenga tej nocy. Jednak nie mogłem dać po sobie poznać, ile cierpienia sprawia mi świadomość, iż właśnie dopiąłem swego, że w końcu po siedmiu miesiącach będę mógł z powrotem być dawnym sobą... A przynajmniej udawać, że nim jestem.

Poprawiłem wiązania czerwonej szaty i nasunąłem buty, co chwilę zerkając na Zhonga, który odwrócił się do mnie plecami, by nie naruszać mojej nietykalności jako małżonka jego króla, ale jego dłoń nieprzerwanie ściskała rękojeść miecza, z którym właściwie nie rozstawał się od przyjazdu do Beatie. Gdyby chciał, mógłby mnie zabić, kiedy tylko zostaniemy sami, a z jakiegoś powodu ta wizja sprawiała, że chętniej ruszyłem do wyjścia z komnaty, ostatni raz spoglądając na Yushenga, który przekręcił się na lewy bok, sunąc przez sen prawą dłonią po łożu, jakby mnie szukał.

Decyzja została już podjęta, Iain. Tak będzie lepiej dla twojej ojczyzny. Musisz chronić Beatie przed barbarzyńskimi zwyczajami władcy Daiyu. Musisz chronić tę czystość, która od dnia twojego poczęcia była jedynie słodkim kłamstwem mydlącym oczy naiwnym poddanym. Mimo to musisz ich wszystkich chronić i upewnić ich w tej bzdurnej wierze. Tego lud oczekuje od władcy. Tego będą oczekiwać od ciebie, powtarzałem sobie.

Królewski naczelny sekretarz nie był rozmowny, kiedy szedł za mną nieśpiesznie niczym mój cień. Pokonywaliśmy wspólnie korytarze pałacu, a od martwych ścian odbijały się echem nasze kroki, nawarstwiając się jeden na drugi, jakby naprawdę należały do jednej osoby. Jednak za każdym razem, gdy zerkałem przez ramię na mężczyznę, on wciąż podążał moimi śladami, pozwalając sobie odwzajemniać moje spojrzenie. To ten człowiek przyprowadził mnie przed oblicze króla Daiyu i to on ostatecznie pozbędzie się mnie z jego życia – naprawiał swój własny błąd.

Co zrobiłby Yusheng, gdyby mnie nie uprowadził? Co, gdybym stanął przed nim z godnością jako reprezentant Beatie i poprosił o rękę jego siostry, którą już wcześniej obiecał mi dać? Odmówiłby, pragnąc mieć mnie dla siebie? Zgodziłby się, tłamsząc swoje uczucia do księcia z sąsiedniego królestwa? Jak wyglądałoby wtedy nasze życie? Czy również tak bardzo pokochałbym tego człowieka? Czy znalazłbym w sobie odwagę, by dotknąć drugiego mężczyzny?

– Jak bardzo byłem naiwny, uważając cię za mojego przyjaciela? – zapytałem Zhonga, gdy drzwi do mojej komnaty zamknęły się za jego plecami, odcinając nas od reszty świata.

Odnalazłem spojrzeniem dokumenty rozwodowe, które teraz leżały na biurku tuż obok pędzli i atramentu. Na jednym pergaminie była plama – moja nieudana próba złożenia podpisu, a świadomość, że sekretarz również teraz ją widział, sprawiła, iż poczułem się zawstydzony własną słabością.

– Nie nazwałbym tego naiwnością – odpowiedział, podchodząc bliżej, a jego ciężkie buty uderzały teraz głośno o posadzkę; nie starał się zachować ciszy, jak przy swoim królu, zapewne celowo nie chcąc go budzić i pozwalając załatwić nam to sam na sam. – Powiedziałem ci to na samym początku, Książęca Mość: jestem, byłem i zawsze będę wierny jedynie mojemu królowi. Uważam cię za zagrożenie dla niego i dla Daiyu, dlatego musiałem się pozbyć księcia z haremu.

– Długo mnie to zastanawiało... – westchnąłem, odwracając się przodem do mężczyzny, który stał tuż za mną. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. – Skąd Biyu wiedziała, że Yusheng opuścił pałac z samego rana, więc może podrzucić mi nałożnicę do kąpieli i nieudolnie próbować wrobić mnie w zdradę pod jego nieobecność... Waszą nieobecność.

Zhong odwrócił wzrok, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.

– Możliwe, że szepnąłem jej słowo lub dwa.

– Więc spiskowałeś przeciwko Yushengowi.

– Nie do końca – powiedział ostro, ewidentnie nie życząc sobie takich oskarżeń. – Dałem tej głupiej kobiecie szansę, ale ją zmarnowała. To ja podjudziłem króla na tyle, by zdecydował się odesłać ją z pałacu, więc powinieneś być mi wdzięczny.

– Mieszasz się w politykę haremu bardziej, niż się tego spodziewałem – wyznałem. – W czym jeszcze maczałeś palce?

Prychnął.

– Nie jestem spiskowcem, a wszystko, co robię, robię dla króla.

– Pozwoliłeś mi zamówić u szwaczki czerwoną szatę, mając nadzieję, że wywołam tym gniew Yushenga, czyż nie? – kontynuowałem, nie czując strachu przed wpatrywaniem się prosto w oczy sekretarza. – Wiedziałeś też, że nie odpuszczę. Wiedziałeś, że dostanę się jakoś na uroczystość. Sying też wiedział o tajnym wyjściu od ciebie?

– Nie przedłużaj tego, Książęca Mość – powiedział wyraźnie zirytowany tym przesłuchaniem. – Czy to nie tego pragnąłeś? Dzięki mnie wróciłeś do Beatie! To dzięki mnie cię wysłuchano! To ja poparłem twój pomysł, by wziąć cię na front!

– Też ty doniosłeś Yushengowi o moich planach – wtrąciłem się. – To tobie Jaryn wyszczekał moje zamiary, jak na zdradziecką sukę przystało, a ty powiedziałeś o nich Yushengowi, licząc, że stracę za to życie!

– To byłyby jedynie konsekwencje twoich czynów, drogi książę...

– Czy to też nie ty powinieneś strzec alkowy króla, gdy ten odpoczywał w niej, kiedy choroba płuc wysysała ze mnie życie? – dopytałem. – Czy to ty wpuściłeś Huana do Yushenga tamtej nocy? Od początku do końca za wszystkim stałeś właśnie ty, prawda?

– Podpisz dokumenty.

Zaśmiałem się histerycznie, kiedy każdy element układanki zaczął do siebie pasować, gdy tylko dodało się do niej Zhonga. Obaj byliśmy najważniejszymi osobami w życiu Yushenga, obaj mieliśmy na niego wielki wpływ, ponieważ wiele dla niego znaczyliśmy, ponieważ jednemu z nas ufał, a drugiemu pragnął dać szczęście. Byłem ślepy, widząc zagrożenie jedynie w murach otaczających harem, kiedy tak naprawdę mój największy wróg mieszkał poza nim.

– Podpisz dokumenty – powtórzył. – Nie pozwolę ci wrócić do Daiyu, Iain. Tu jest twoje miejsce. Zostań królem Beatie i się na mnie zemścij, jeśli chcesz, ale prędzej skażę się na ścięcie głowy, zabijając cię, niż pozwolę ci wrócić z nami do Daiyu. Nie bądź głupcem i podpisz je.

To był moment, w którym pokonała mnie moja słabość. Po policzkach zaczęły spływać łzy, chociaż nienawidziłem siebie za to, że ostatnimi czasy tak często pozwalałem im płynąć – miłość do Yushenga uczyniła mnie słabym. Naczelny sekretarz również musiał być na skraju wytrzymałości, ponieważ chwycił mocno mój nadgarstek, zupełnie nie przejmując się tym, jak wysokie stanowisko zajmowałem, ani że w moich żyłach płynie błękitna krew, i zaciągnął mnie do biurka. Nie miał skrupułów, wydawał się wręcz nie mieć uczyć, kiedy odetkał jedną ręką atrament, następnie sięgnął po pędzel i zamoczył włosie w czarnej substancji, nim wcisnął go w moją dłoń.

Zacisnąłem drżące palce na zdobionej rączce, z trudem widząc cokolwiek przez liczne łzy. Ręka Zhonga wciąż ściskała mój nadgarstek, gdy nakierowywał dłoń w odpowiednie miejsce tuż nad pierwszym z dokumentów.

– Pisz – rozkazał, zupełnie zapominając o jakimkolwiek szacunku. – Pisz! – wrzasnął.

Wybuchnąłem jeszcze większym szlochem, gdy pędzel docisnął się do pergaminu, by zacząć tańczyć na nim, tworząc mój podpis. Jeden, a następnie drugi. I stało się. To było takie proste, a zarazem niewyobrażalnie trudne, a chociaż Yusheng w tej sekundzie przestał być moim mężem, ja wciąż czułem się tak samo – jakbym należał tylko do niego i jakby on należał właśnie do mnie.

– Przekażę królowi jego kopię dokumentu – Zhong odezwał się całkowicie opanowanym głosem, chociaż ja osunąłem się na ziemię, gdy jego palce puściły mój nadgarstek, i zaniosłem się jeszcze większym płaczem, pozwalając pochłonąć się rozpaczy. – Podjąłeś słuszną decyzję, Wasza Wysokość – dodał, kłaniając mi się głęboko, nim wyszedł z komnaty, zamykając za sobą drzwi i zabierając jeden z podpisanych dokumentów rozwodowych.

To naprawdę był koniec mojego małżeństwa z Yushengiem. Nie miałem już męża. Nie miałem już serca.

***

Puste spojrzenie było wbite w przestrzeń, gdy służba zbierała moje włosy, starannie rozczesując je, by upiąć je w kok na czubku głowy. Twarz nie wyrażała żadnych emocji, kiedy zakładano mi książęcy strój w kolorze błękitu ze srebrnymi obszyciami, które idealnie pasowały do korony, wciśniętej na spięte kosmyki. Nie chciałem pozwolić, aby ściągnięto mi z szyi naszyjnik z kwiatem wiśni wysadzanym czarnymi jadeitami, jednak ostatecznie nie odezwałem się ani słowem, gdy odpięto tą niestosowną dla mężczyzny ozdobę i wręczono mi ją do ręki.

Przyglądałem się wisiorkowi przez dłuższą chwilę, na zmianę obracając go na jasną i ciemną stronę, próbując zrozumieć, czy naprawdę będę szczęśliwy, jeśli tu zostanę. Jeśli zostanę w Beatie i zasiądę na tronie, który był mi pisany. Nie byłem przecież już tym samym Iainem, który przemierzał te korytarze za dziecka, wyobrażając sobie, jak cudownie będzie mieć całe królestwo w swoim władaniu. Nie byłem już tym Iainem, który czystość cenił ponad życie i nie potrafił kochać. Nie byłe już tym Iainem, który pysznił się czystością swojej błękitnej krwi. A mimo to musiałem na nowo się nim stać. Musiałem znowu być przeszłym mną, chociaż całkowicie się zmieniłem od tamtych dni.

Wyszedłem z komnaty, zostawiając naszyjnik na blacie biurka tuż przy podpisanym dokumencie rozwodowym oraz przy obrączce, która jeszcze wczorajszego wieczora należała do mojego męża. Mojego byłego męża. Pojedyncza łza spłynęła wzdłuż policzka, ale zupełnie ją zignorowałem, pozwalając, by skapnęła na jasny materiał, który przylegał do ciała. Ciała, które oddałem innemu mężczyźnie.

Dobrze znajome mi ściany prowadziły mnie do wyjścia z pałacu, gdzie w równych rzędach stali ustawieni gwardziści, pilnując, aby nikt nieproszony nie dostał się do środka. Z zewnątrz dobiegały mnie liczne podniesione głosy, wiele rozkazów wydawanych w języku Daiyu, które ostatni raz podrażniały moje uszy. Otworzono przede mną drzwi, chociaż nie odezwałem się ani słowem, nie czując się na siłach, aby to zrobić. W jednej chwili otoczył mnie chłodny wiatr, który wywołał dreszcze na ciele, oraz promienie słońca, otulające mnie ciepłem i jasnością.

Mój wzrok odszukał Yushenga, który stał prawie na samym środku dziedzińca, rozmawiając o czymś z Zhongiem. Naczelny królewski sekretarz zauważył mnie pierwszy, gdy zacząłem schodzić po schodach, zmierzając prosto do dwójki mężczyzn. Pokłonił się mi nisko, tylko na czas ukłonu ściągając ręce z pleców, o które je opierał, a na jego twarzy na krótką chwilę pojawił się cień uśmiechu, gdy dostrzegł mój ubiór – ubiór beatyckiego księcia, a nie królowej Daiyu.

– Iain! – zawołał Yusheng, wyraźnie ciesząc się na mój widok. – Myślałem, że już nie przyjdziesz.

– Moim obowiązkiem jest pożegnać odjeżdżających gości – odpowiedziałem dziwnie bezemocjonalnym tonem, kiedy wewnętrznie błagałem samego siebie, bym nie dał odejść ukochanemu.

– Przed moim wyjazdem chcę załatwić jeszcze jedną sprawę – wyjaśnił, a jego uśmiech przygasł, gdy zobaczył oziębłość w moim zachowaniu. Odchrząknął kilkukrotnie, próbując oczyścić gardło, ale gdy otworzył ponownie usta, jego głos wciąż był niezmiennie zachrypnięty. – Rozkazałem...

Nie udało mu się dokończyć, ponieważ do naszej trójki podbiegł jeden z żołnierzy odpowiedzialnych za pilnowanie bramy. Z niechęcią oderwałem wzrok od byłego męża, spoglądając na lekko zdyszanego mężczyznę, który dyskretnie poprawiał przesunięty pas, do którego doczepioną miał pochwę z mieczem. Od razu skłonił się nam nisko, przepraszając, iż przeszkodził w rozmowie, a kiedy się wyprostował, spojrzał prosto na mnie.

– Dwóch żołnierzy z Batair z jakimś zniewieściałym mężczyzną z Daiyu proszą o wstęp na teren pałacu – oświadczył, wypowiadając te słowa odrobinę zbyt głośno.

Spojrzałem pytająco na Yushenga, który przywołał na twarz delikatny uśmiech, a następnie skinął głową, potwierdzając, że to właśnie on stoi za tym zamieszaniem.

– Wpuść ich – rozkazałem.

– Tak jest! – odkrzyknął żołnierz, kłaniając się po raz kolejny i odbiegając od nas, by jak najszybciej dotrzeć do bramy.

– W samą porę – westchnął Yusheng, odwracając się przodem do Zhonga, który stał za nim wiernie niczym cień. – Przyprowadź go do nas.

– Oczywiście, panie – odpowiedział mu, chyląc głowę, nim ruszył śladem żołnierza, zostawiając mnie i Yushenga względnie samych.

W moim gardle zrobiło się nienaturalnie sucho, a chociaż łapczywie przełykałem ślinę, na nic się to zdało. Nawiązałem kontakt wzrokowy z ciemnymi oczami ukochanego, które bacznie się mi przyglądały: mojemu błękitnemu, książęcemu strojowi; srebrnej koronie wsuniętej na upięte w kok czarne włosy; ostatecznie zatrzymując się na dłuższą chwilę na szyi pozbawionej naszyjnika w kształcie kwiatu wiśni. Jego brwi zmarszczyły się delikatnie, zapewne spodziewając się, iż w końcu obrócę wisiorek na stronę wysadzaną diamentami, by przekazać mężczyźnie, że nareszcie jestem szczęśliwy. Jednak nie potrafiłbym tego zrobić, a chociaż moja grdyka została pozbawiona drogocennej ozdoby, czarny jadeit wciąż pozostawał na wierzchu.

Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Nie byłem pewien, dlaczego Yusheng zdecydował się milczeć, jednak ja po prostu nie byłem w stanie wykrztusić z siebie słowa. W moim wyschniętym na wiór gardle powstała gigantyczna gula, której nie mogłem ani przełknąć, ani odkaszlnąć, i to właśnie ona blokowała wszelkie dźwięki. Zapewne, gdybym próbował mówić mimo to, jedynie bym się rozpłakał niczym dziecko, któremu odebrano niewinne dzieciństwo, zarzucając na jego barki okrucieństwo świata.

Musiałem pochować ojca. Musiałem pochować młodszego brata. Musiałem pożegnać miłość mojego życia.

Czułem, że zostałem zupełnie sam pośrodku nieskończonego mroku.

I gdy odwróciłem wzrok od Yushenga, aby ukryć łzy zbierające się w oczach, dostrzegłem wracającego do nas sekretarza, przy którego boku szedł dobrze mi znany człowiek o bladozielonej twarzy.

– Sying – wyszeptałem prawie bezgłośnie, od razu ruszając w stronę nadzorcy haremu.

Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, na jego twarzy pojawiło się wpierw zaskoczenie, a następnie uśmiech, gdy rozpoznał w księciu Beatie swojego niesfornego Lana. Zatrzymał się, aby złożyć mi głęboki pokłon, a gdy się wyprostował, jego chude ciało było już w moich objęciach.

– Tak się cieszę, że cię widzę, przyjacielu – przywitałem się z nim, pozwalając mu poklepać czule moje plecy.

– Nie wypada ci, Wasza Wysokość – pouczył mnie, ale sam nie zamierzał się odsuwać, również ciesząc się, że jestem cały i zdrowy.

– To jest ta jedna sprawa, którą chciałbym załatwić przed moim wyjazdem. – Zza pleców dobiegł mnie głos Yushenga, więc w końcu odsunąłem się od Syinga, który teraz kłaniał się swojemu panu.

Król Daiyu położył dużą dłoń na jego ramieniu, ściskając je delikatnie w przyjacielskim geście i obdarzając nadzorcę pocieszającym uśmiechem. Nie wyglądał za dobrze, a to oznaczało, że droga do stolicy Beatie, którą musiał przebyć w krótkim czasie, z pewnością była bardzo męcząca. Szczególnie że jego ciało źle znosiło jazdę konną.

– Co mogę dla ciebie zrobić, panie? – zapytał Yushenga, nie śmiąc spojrzeć mu w twarz.

– Ty? Nic – odpowiedział mu, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy, gdy wyciągnął dłoń w stronę Zhonga.

Królewski sekretarz wyciągnął zza pazuchy zwinięty pergamin, bez chwili wahania podając go królowi, który ostatni raz przyjrzał się pożółkłemu dokumentowi, nim przekazał go mi.

– Co to? – zapytałem, chwytając kilkuletni zwój, i bardzo ostrożnie zacząłem go rozwijać.

– Mój ostatni prezent dla ciebie – wyjaśnił zdawkowo, wciąż uśmiechając się delikatnie, gdy zacząłem wodzić wzrokiem pergaminie.

Szybko zwinąłem dokument z powrotem w niewielki rulon, by otrzeć wierzchem dłoni łzy, które mimowolnie zaczęły znaczyć moje policzki. Zapragnąłem przytulić się do Yushenga, ucałować i powiedzieć, jak bardzo go kocham, ale zamiast tego jedynie skinąłem głową, nawet nie potrafiąc mu podziękować w inny sposób.

– Wasza Wysokość? – zaniepokojony Sying zwrócił się do mnie. – Co się stało? Potrzebujesz czegoś?

– Tak – odpowiedziałem z trudem, zerkając na zmartwioną twarz nadzorcy, a następnie podałem mu pergamin, który wziął bardzo niepewnie. – Ten dokument należy przekazać do unieważnienia i zniszczenia.

– Oczywiście – wydukał, otwierając szeroko oczy i zerkając niepewnie na króla, który zaśmiał się cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Umm? Cóż to za dokument, panie? – dopytał.

– Akt własności – odpowiedział mu Yusheng. – Twój akt własności, Sying. Oddałem cię księciu Iainowi w prezencie, a on zdecydował się... zwrócić ci wolność.

– Wolność? – wykrztusił z siebie. – Przecież ja nie pamiętam, czym jest wolność. Od dziecka jestem w haremie... Ja... Ja nie wiem, co mam powiedzieć, panie...

Mówił z trudem, ponieważ z każdym słowem jego twarz pokrywały coraz liczniejsze łzy, gdy palce zaciskały się na pergaminie, który przyciskał do swojej drżącej piesi.

– Nie musisz nic mówić – powiedziałem, chwytając go za ramiona. – Beatie odebrało ci dwójkę rodziców, to przez prawo tego królestwa trafiłeś do niewoli. Pozwól, że spróbuję ci to wynagrodzić. Dam ci tyle złota, ile będziesz potrzebował, by zacząć godne życie jako wolny obywatel Beatie.

– Dziękuję – wykrztusił, prawie dławiąc się własnymi łzami. – Dziękuję ci, panie!

Uśmiechnąłem się, jeszcze raz zamykając Syinga w przyjacielskim uścisku.

– To ja dziękuję – wyszeptałem bardzo cicho, aby tylko on usłyszał te słowa. – Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.

Głośne odchrząknięcie Zhonga przypomniało każdemu, że to jeszcze nie koniec. Wręcz odwrotnie – uświadomiło nas, że właśnie nadeszła ta chwila, która miała zakończyć wszystko. Odsunąłem się od drżącego od silnego szlochu Syinga, by nawiązać kontakt wzrokowy z uśmiechającym się do mnie Yushengiem. Jednak ten pozorny gest radości miał w sobie coś przytłaczająco smutnego.

– Wszystko już gotowe – oświadczył, zerkając w stronę osiodłanych koni oraz żołnierzy, którzy czekali, by eskortować króla. – Czekam na wieści o twojej koronacji i zawarciu małżeństwa z Yuming. Wtedy podpiszemy ostateczny pokój.

– Oczywiście – odpowiedziałem, wpatrując się w jego ciemne oczy, błagając całym sercem, aby nie odchodził, aby mnie nie zostawiał, ale żadne z tych błagań nie zostało wypowiedziane na głos.

– Już czas, panie – powiedział Zhong i skłonił się mi, nim jako pierwszy ruszył w stronę bramy, gdzie dosiadł swojego konia.

– Bądź dobrym królem – szepnął Yusheng, wyciągając dłoń w moim kierunku, jakby ostatni raz chciał mnie dotknąć, jednak cofnął ją szybko, obdarzając mnie kolejnym nieszczerym uśmiechem. – Podejmuj decyzje głową, ale nie zapominaj o swoim sercu. Sying, zostawiam go w twoich rękach.

– Tak, panie.

– Żegnaj. – To słowo przeszyło przeraźliwym bólem moje serce.

– Żegnaj – odpowiedziałem, wyduszając z płuc resztkę tlenu i nie potrafiąc zaczerpnąć kolejnego oddechu, jakby moje powietrze odeszło wraz z Yushengiem.

Król Daiyu nie odwrócił się za siebie, by spojrzeć na mnie ostatni raz, gdy sprawnie dosiadł konia, a następnie przejechał na przód zgromadzonych żołnierzy, aby utworzyć formację. Bramy się otworzyły, pozwalając im opuścić teren pałacu, by po chwili zamknąć się z głośnym hukiem, który odbił się echem od wysokich murów, niczym trzask mojego pękającego serca.

– Nie odchodź – wykrztusiłem z siebie prawie bezgłośnie, pozwalając łzom skapywać na ziemię pałacowego dziedzińca. – Nie zostawiaj mnie.

Jednak Yusheng nie mógł usłyszeć mego cichego i żałosnego błagania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top