♔ 44
Starałem się ignorować dreszcze wywołane intensywnym spojrzeniem Yushenga, który przesuwał wzrokiem po moim ciele. W jego oczach widziałem coś więcej niż pożądanie. Patrzył się na moje ciało, jakby było kwiatem z jego beztroskiego dzieciństwa, który kwitnie raz na tuzin lat. Wzrok miał przepełniony nostalgią i dokładnie taki sam był dotyk jego długich palców. Delikatnie musnęły mój policzek, a następnie ześlizgnęły się wzdłuż szyi, po obojczyku, klatce piersiowej i ostatecznie zatrzymały się na talii, którą objął, wbijając opuszki w miękką skórę.
Pozwoliłem mu przysunąć się do mnie, a chociaż spodziewałem się kolejnej próby pocałunku, jego wargi niespodziewanie musnęły moje ramię, znacząc je czułością. Ponownie wstrząsnęły mną dreszcze, sprawiając, iż stałem się zachłanniejszy na takie gesty, pragnąc ich więcej, więcej i więcej... i jeszcze trochę więcej. Jednak mąż nie zamierzał obdarować mnie kolejnym pocałunkiem, zamiast tego przesunął nosem wzdłuż mojej szyi, napawając się zapachem rozgrzanej skóry, dochodząc aż do ucha, które podrażnił oddechem, kolejny razy wywołując dreszcze.
Z lekkim trudem udało mi się nasunąć na kciuk lewej dłoni obrączkę, którą do tej pory zaciskałem w pięści. Wiedziałem, że był to jedyny palec, z którego nie powinna się zasunąć. Następnie sięgnąłem do twarzy Yushenga i ostrożnie, nie chcąc sprawić ukochanemu bólu, ułożyłem palce na oszpeconym podłużnym rozcięciem policzku. W końcu się doczekałem; twarz przysunęła się do twarzy a wargi do warg, łącząc się w pocałunku. Niczym sztuczne ognie w noc naszego ślubu ciepło rozkwitło w mojej klatce piersiowej, rozchodząc się po całym ciele, które w jednej chwili stało się lżejsze. Poznawaliśmy nasze usta wciąż na nowo, pozwalając językom się spotkać, aby i one oddały się wzajemnym pieszczotom.
Starałem się odpędzić wszystkie myśli, które nieproszone wdzierały się do mojej głowy, uparcie przypominając mi o niewierności męża. Już za kilka godzin miał nim nie być. Chciałem, aby to wszystko pozostało bez znaczenia tylko na tę jedną noc. Bez znaczenia, ile kobiet i mężczyzn leżało w jego łożu, bez znaczenia, że jutro z rana zamierza opuścić mnie raz na zawsze, bez znaczenia, że dla moich poddanych to, co właśnie robiłem, było niesmaczne i nieakceptowalne. Bez znaczenia, ponieważ to był ostatni raz. Nasz ostatni raz, więc musiałem nacieszyć się Yushengiem, nim pozostanie jedynie wspomnieniem i kilkoma bliznami na moim ciele.
Kiedy przerwał wypełniony tęsknotą oraz namiętnością pocałunek, czułem mrowienie na wargach i w dole brzucha, a policzki wręcz pulsowały od silnych rumieńców. Uśmiechnął się tak pięknie, jak tylko on potrafił, i ucałował czule mą skroń, gdy mijał mnie, podchodząc do drzwi. Przymknąłem oczy, przykładając dłoń do klatki piersiowej, by spróbować chociaż trochę zapanować nad rozszalałym sercem, wybijającym wariacki rytm, jedynie udowadniając mi, do czego doprowadziła mnie miłość do tego człowieka.
Oszalałem. Byłem szaleńcem, kochając i nienawidząc jednocześnie tę samą osobę.
– Zhong! – Usłyszałem za plecami głos króla. – Przyjdź po Iaina przed świtem.
– Oczywiście, panie. – Od razu odpowiedział mu głos naczelnego sekretarza, a następnie drzwi do komnaty ponownie się zamknęły, zostawiając nas samych.
Słyszałem zbliżające się kroki Yushenga, a po chwili jego palce odgarnęły czule moje włosy z pleców. Wciąż miałem zamknięte oczy, gdy delikatne pocałunki zaczęły znaczyć mój kark, wędrując w dół wzdłuż pokrytego licznymi bliznami kręgosłupa.
– Kocham cię – wymruczał, łaskocząc mnie oddechem na wysokości lędźwi.
Chciałem odpowiedzieć mu tym samym. Moje serce zabiło nerwowo, wypełniając żyły adrenaliną, a usta się otworzyły, nabierając haust powietrza i równie mocno pragnąc w końcu to wyznać. Jednak żaden dźwięk nie wydostał się z gardła. Te słowa po raz kolejny pozostały niewypowiedziane, zamierając w moim wnętrzu i układając się do snu, by naiwnie czekać, aż w końcu je uwolnię. Wypuściłem głośno powietrze, odchylając głowę do tyłu, przez co kilka kosmyków ześlizgnęło się z ramienia i opadło na plecy, łaskocząc talię końcówkami.
– Stało się coś? – zapytał Yusheng, szepcząc mi prosto do ucha. – Nie zrobię niczego bez twojej zgody. Nigdy więcej nie popełnię tego błędu.
– Po prostu mam wiele pytań – odpowiedziałem, odwracając się przodem, by odnaleźć spojrzeniem jego wypełnione miłością oczy. – Naprawdę wiele.
Chwycił moją dłoń i uniósł ją do ust, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, kiedy dostrzegł swoją obrączkę nasuniętą na kciuk. Kiedy zaczął składać czułe pocałunki na moich drobnych palcach i ja się uśmiechnąłem, dostrzegając pierścień z rubinem, który jeszcze kilka chwil temu należał do mnie, na jego najmniejszym palcu.
– Odpowiem na każde z nich – obiecał i, nie puszczając mojej dłoni, zaczął cofać się w głąb komnaty, kierując nas w stronę łoża. – Noc jeszcze młoda, na wszystko znajdzie się czas.
Przełknąłem głośno ślinę i skinąłem głową, pozwalając zaprowadzić się do miejsca, w którym przyjdzie mi ostatni raz dotknąć mojego męża. Opadłem plecami na miękki materac, a długie włosy rozsypały się dookoła, utrudniając Yushengowi ułożenie się nade mną. Jedną rękę wsunął mi pod plecy, unosząc delikatnie moje ciało, by móc obcałowywać je wilgotnymi muśnięciami, drugą zacisnął na moim udzie, wzmagając mrowienie w dolnej części ciała. Zamknąłem oczy, oddając się słodkiej rozkoszy, wypełniającej moje ciało, a drżące oddechy uciekały spomiędzy warg, aż w końcu wargi męża dotarły do nich i ponownie złączyły nas w namiętnym pocałunku, niezmiennie przepełnionym tęsknotą oraz pożądaniem.
Z jednej strony czułem się cudownie i pragnąłem kochać się z Yushengiem aż do bladego świtu. Z drugiej strony każdy jego pocałunek wypełniał mnie piekącym bólem, wynikającym ze świadomości, że całuję zdrajcę. Jeszcze mocniej zacisnąłem powieki, jakbym pozbawiając się zmysłu wzroku, mógł odciąć się od najczarniejszych myśli. One jednak nie dawały za wygraną. Im bardziej chciałem je odgonić, tym bardziej stawały się natarczywe. Kąsały mnie niczym jadowite żmije, a trujący jad już krążył w żyłach, obierając mi dech w piersiach.
Zdradził mnie przed ślubem – pierwsze ukąszenie.
Zdradził mnie po ślubie – drugie ukąszenie.
Nie rozwiąże haremu – trzecie ukąszenie.
Gdy wstanie słońce, nie będzie już moim mężem – czwarte ukąszenie.
A ja nie byłem dzieckiem z prawego łoża – piąte ukąszenie.
Nawet nie zauważyłem, kiedy przestaliśmy się całować. Yusheng zawisł nade mną w bezruchu i przyglądał mi się szeroko otwartymi oczami. Błyszczały niczym dwa czarne jadeity w gwieździstą noc. Były tak piękne, jak one i mógłbym wydać ostatni dech, wpatrując się właśnie w nie. W tym momencie jak nigdy byłem świadom tego, że chociaż dokument mojego zniewolenia już nie istniał, ja na wieki będę należał do króla Daiyu, lecz to nie królewska pieczęć ani podpis mojego zdradzieckiego brata a moje własne serce uczyniło ze mnie więźnia Jadeitowego Króla.
– Dlaczego płaczesz? – zapytał szeptem.
Sięgnąłem do twarzy drżącą ręką i wytarłem ze skroni ciepłą łzę, przyglądając się jej równie zaskoczony, co Yusheng.
– Chyba nie potrafię – odszepnąłem.
Czego nie potrafiłem?
Kochać go i jednocześnie nie umierać z każdym uderzeniem serca? Rozwieść się z nim i pozwolić mu odejść? Całować go, jakby był tylko mój, chociaż nigdy nie był? Ukrywać przed nim prawdę o moim pochodzeniu?
– Nie zasłużyłem na wybaczenie, czyż nie? – zapytał, wstając z łoża.
Powoli uniosłem się do siadu, nie będąc pewnym, jak powinienem się teraz zachować. Yusheng nie miał takich rozterek; od razu sięgnął po swoją szatę sypialną i zarzucił ją na moje ramiona, abym czuł się komfortowo. Opatuliłem się nią, nawet nie przekładając rąk przez szerokie rękawy. Gdy usiadł na łożu tuż obok, wystawił ozdobioną licznymi pierścieniami dłoń w moim kierunku. Zerknąłem na nią kątem oka, przyglądając się długim palcom przez kilka chwil, nim w końcu zdecydowałem się położyć na niej moją, znacznie drobniejszą dłoń.
– Oddzielny od siebie każdy kawałek mojego ciała – odezwał się spokojnym głosem i obdarzył mnie ciepłym uśmiechem, czego zupełnie się nie spodziewałem. – Moje ręce nigdy cię nie zdradziły.
Spojrzałem na nasze złączone dłonie i pozwoliłem sobie delikatnie unieść kąciki ust, kiedy skinąłem głową. Teraz Yusheng przyłożył moje palce do swoich wilgotnych warg.
– Moje usta nigdy cię nie zdradziły – powiedział, muskając mnie wargami przy każdym słowie, a następnie przeniósł nasze ręce na swoją klatkę piersiową. – Moje serce nigdy cię nie zdradziło.
– Dziękuję – szepnąłem.
– Za co? – zaśmiał się. – To chyba ostatnie słowo, które powinno paść z twoich ust.
– Zatem nie dziękuję – zacząłem się z nim droczyć, a on roześmiał się w głos.
Uwielbiałem słyszeć jego śmiech. Uwielbiałem być jego powodem.
– Pamiętasz o naszym zakładzie? – zapytał niepewnie, podchodząc do biurka.
– Zakładzie? – powtórzyłem.
Upewniłem się, że narzucona na ramiona szata sypialnia dobrze zakrywa moje ciało, i ruszyłem za nim, na boso pokonując komnatę wypełnioną ciepłym światłem z latarni. Yusheng zdążył odszukać wśród swoich rzeczy materiałowe zawiniątko, które przewiązano podwójnym supłem z wierzchu. Pogładził je czule dłonią i zerknął na mnie z nieśmiałym uśmiechem.
– W łucznictwie – z opóźnieniem odpowiedział na moje pytanie.
W głowie jak na zawołanie pojawiło się odpowiednie wspomnienie. Przez chwilę poczułem się, jakbym znów się znalazł w pałacowych ogrodach w Daiyu, jakby ciepły wiatr rozwiewał moje strojne szaty, jakbym znowu leżał na wilgotnej trawie cały roześmiany z Yushengiem u boku. Moje serce zapragnęło wrócić do tamtej chwili i zapobiec temu, co wydarzyło się raptem kilka godzin później.
– Teraz pamiętam. – Skinąłem głową. – Strzelam z łuku znacznie celniej niż ty.
– Wygrałeś jednym puntem – bronił się, a uśmiech upiększył jego twarz.
– Przyznaj, iż była to druzgocąca porażka – droczyłem się. – Pokonał cię twój własny nałożnik na oczach syna i jego nauczyciela.
– Po co ci o tym przypominałem...? – westchnął z rozbawieniem i przesunąłem zawiniątko bliżej mnie. – To prezent, który wygrałeś. Miałem ci go dać tamtego dnia podczas twojej wizyty w alkowie, jednak...
Na skutek zasadzki zostałem niesłusznie oskarżony o zdradę i wtrącony do lochu, a moje płuca ogarnęła choroba, kładąc mnie do łóżka na wiele dni, dokończyłem za niego w myślach.
Sięgnąłem po nagrodę, odpędzając nieprzyjemne wspomnienia. Sprawnie rozwiązałem podwójny supełek, a gdy rozwinąłem brzegi chusty, moim oczom ukazał się drogi materiał w najpiękniejszym odcieniu czerwieni i złotymi obszyciami. Od pierwszej chwili wiedziałem, na co właśnie patrzę, jednak nie byłem w stanie w to uwierzyć tak długo, aż nie rozłożyłem szaty, a moim oczom nie ukazały się wyszyte kryształami kwiaty oraz wielobarwne ptaki. Spojrzałem na Yushenga z niedowierzaniem.
– Nie zniszczyłeś jej? – wykrztusiłem, przyciskając do ciała szatę, która kilka miesięcy temu wywołała prawdziwy skandal, gdy korzystając z tajnego przejścia, wprosiłem się na uroczystość, a wieści, że byłem beatyckim księciem, rozniosły się po haremie.
– Jakbym mógł zniszczyć takie arcydzieło – odpowiedział i wystawił ręce. – Pozwolisz?
Oddałem mu drogocenną szatę i odwróciłem się do niego tyłem. Szata sypialna zsunęła się na ziemię, a Yusheng, niczym mój służący, pomógł mi się ubrać. Wsunąłem ręce w gładkie szerokie rękawy, następnie pozwoliłem owinąć się ciasno materiałem, który został starannie przewiązany w talii. Na koniec Yusheng poprawił obszyty złotym materiałem dekolt i, zaskakując mnie jeszcze bardziej, zaczął zbierać moje rozpuszczone włosy. Splótł je w niski kok tuż nad karkiem i przebił podłużną szpilą. Jednak jedyna szpilka, którą miał pod ręką, była jego złotą szpilą zakończoną głową smoka, która na co dzień przytrzymywała królewską koronę na jego głowie. Nikt oprócz Yushenga nie miał prawa jej nosić.
– Nie jest idealnie – szepnął, podziwiając swoje dzieło. – Mimo to wyglądasz przepięknie. Gdybyś stanął w najobfitszym ogrodzie otoczony najwspanialszymi kwiatami w pełni rozkwitu, widziałbym tylko ciebie, ponieważ moje oczy nie potrafią widzieć nikogo i niczego innego.
Nie potrafiłem znaleźć słów. Pogrążony w milczeniu podszedłem do lustra, aby przyjrzeć się swojemu odbiciu. Wyglądałem, jakbym nigdy nie opuścił haremu, chociaż fryzura nie była misternie zdobiona, a rąk nie obwieszała liczna biżuteria. Przesunąłem dłońmi po ciele osłoniętym jedwabiście gładkim materiałem i w końcu pozwoliłem sobie na całkowite zapomnienie.
Odwróciłem się przodem do Yushenga i nawiązałem z nim kontakt wzrokowy. Nie zdążył nic powiedzieć, chociaż rozchylał już usta. Wsunąłem palce w jego włosy, chwytając go za kark i przyciągając do pocałunku. Posłusznie pochylił się nade mną i pozwolił mi poprowadzić ten pocałunek, a ja znalazłem w sobie śmiałość, by pokazać mu, jak bardzo go pragnąłem. Nie przerywając pocałunków, poprowadziłem nas do łoża, na które opadł bez cienia sprzeciwu. Wyczułem, że się uśmiecha, kiedy usiadłem na nim w rozkroku i zacząłem rozwiązywać moją ledwo zawiązaną szatę. Niestety, żeby rozebrać Yushenga, musiałem rozdzielić nasze wargi, mimo iż wolałbym nigdy tego nie robić.
– Iain... – wyszeptał zasapany, łapczywie łapiąc oddech.
– Lan – poprawiłem go.
Odsłoniłem jego szerokie barki, umięśniony tors i brzuch z białą wypukłą blizną. Bezwstydnie pozwoliłem palcom badać ciało męża, póki jeszcze nim był.
– Bądź mój – poprosiłem, ale ta prośba zabrzmiała bardziej jak rozkaz.
– Jestem, byłem i zawsze będę twój – odpowiedział, obejmując moją talię i przyciągając mnie bliżej. Nie byliśmy całkowicie nadzy, ale też nie byliśmy ubrani. – By uczynić cię moim, potrzebowałem spisku i dokumentu z pieczęcią króla Beatie, ale ty uczyniłeś ze mnie swojego niewolnika bez tego. Skradłeś mnie całego, Lan, i nie żałuję.
– Jesteś zbyt nieposłuszny jak na niewolnika – wytknąłem.
– I kto to mówi? – Uśmiechnął się w sposób, jaki lubiłem najbardziej. – Dzisiaj wysłucham każdego twojego rozkazu, moja królowo.
– Kochaj się ze mną, jakby świtu miało nie być – rozkazałem.
– Tak jest, Wasza Wysokość.
Obrócił nas i docisnął moje ciało do materaca. Wziąłem głęboki oddech, wiedząc, że już niedługo braknie mi tchu. Objąłem jego tułów pod materiałem szaty i wbiłem palce w skórę na plecach. Tej nocy nie zamierzałem się powstrzymywać, nie zamierzałem się ograniczać ani niczego żałować. Nasze ciała po zbyt długiej przerwie na nowo stały się jednością, a każdy ruch Yushenga wydobywał z mojego gardła przeróżne dźwięki, o które nawet nie śmiałem się kiedykolwiek podejrzewać. Jednak przez to, iż pozwoliłem sobie na tę otwartość, gdy zdecydowanie zbyt szybko dosięgnęło nas spełnienie, poczułem się onieśmielony.
Yusheng wstał, aby oczyścić nasze ciała z potu i innych płynów, a kiedy wrócił, ukryłem twarz za jedną z licznych poduszek, by nie nawiązać z nim kontaktu wzrokowego. Czułem, jak nagie ciało męża układa się przy mnie na łożu, jak się nade mną nachyla, wywołując przyjemne dreszcze, będące wspomnieniem niedawno przeżytej przyjemności. W końcu sięgnął po poduszkę i ostrożnie ją podniósł, a świeże powietrze otuliło moją twarz. Potrzebowałem jeszcze chwili, zanim odważyłem się unieść powieki i nawiązałem kontakt wzrokowy z uśmiechniętym Yushengiem.
– Więc to tutaj się schowałeś. Teraz moja kolej? – zapytał z rozbawieniem w głosie i, ku mojemu zaskoczeniu, przycisnął poduszkę do swojej twarzy.
Wpatrywałem się w niego szeroko otwartymi oczami, czując się całkowicie zbity z tropu, nim w końcu to do mnie dotarło. Yusheng właśnie najzwyczajniej w świecie stroił sobie ze mnie żarty i się wygłupiał. Nie byłem pewien dlaczego, ale nagle całe moje ciało zaczęło drżeć przez głośny śmiech, który wypełnił komnatę, a wargi uniosły się, odsłaniają rząd białych zębów. Yusheng odrzucił poduszkę, odsłaniając swój uśmiech, i zaczął całować mnie w szyję, do której miał teraz dobry dostęp, gdy odrzuciłem głowę do tyłu podczas wybuchu radości.
– Nie wiedziałem, że coś tak infantylnego tak bardzo cię rozbawi – powiedział, przyglądając mi się z najszczerszym zaintrygowaniem i zachwytem. – Gdybym wiedział, częściej robiłbym z siebie głupka.
Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.
– Robiłbyś to dla mnie? – zapytałem, nie potrafiąc pozbyć się uśmiechu z twarzy ani powstrzymać chichotu, który co chwilę wprawiał moją klakę piersiową w drżenie.
– Kiedy tylko byś zechciał – odpowiedział, samemu parskając śmiechem. – Potrafię się wygłupiać.
Uśmiech na krótką chwilę zniknął z mojej twarzy, aby wrócić na nią z lekką niepewnością.
– Myślałem, że jesteś poważnym królem.
– Mówiłem ci, że dopóki jesteśmy tylko we dwoje, jestem gotowy zapomnieć, kim jesteśmy i co nam przystoi. Przy tobie staję się zwykłym głupcem, który stracił głowę dla kogoś, w kim nigdy nie powinien się zakochiwać. Wybaczysz mi to kiedyś? Wybacz mi, że się w tobie zakochałem.
Ostrożnie sięgnąłem do oszpeconej twarzy Yushenga, aby złączyć nasze wargi w namiętnym pocałunku. Przez ten jeden pocałunek, intymniejszy niż wszystkie dotąd, poczułem, że naprawdę byłbym w stanie kochać go mimo wszystko.
Pytał, czy mu wybaczę? Prawdą było, iż byłem w stanie wybaczyć mu wszystko. Nieważne, ile noży wbiłby w moje plecy, nieważne, ile łez wylałbym przez niego, nieważne, jak nisko bym upadł – moja miłość do niego była czymś silniejszym niż najbardziej niszczycielska siła na świecie. Kochałem mężczyznę, który odebrał mi wszystko, odpłacając się swoją miłością, a ja nienawidziłem go za to, jednocześnie będąc mu wdzięcznym.
– Kocham cię.
I nagle cały świat zatrzymał się w miejscu: całujące się wargi, powietrze wdychane i wydychane przez nasze płuca, a nawet serca, które aż do tej chwili biły równie szybko zsynchronizowane ze sobą. Jedynie moje powieki uniosły się do góry, abym mógł odnaleźć zagubionym spojrzeniem ciemne oczy Yushenga, w których łzy błyszczały niczym najszczersze diamenty. Cenniejsze nawet od tych, którymi wysadzany był naszyjnik leżący spodem do góry na mojej grdyce.
– Co powiedziałeś?
– Kocham cię – powtórzyłem szeptem, a ciepła łza króla Daiyu skapnęła na mój policzek. – Myślałem, że to oczywiste.
– Myślałem, że nigdy mi tego nie powiesz – odszepnął, wciąż pozwalając swoim łzom pokrywać moją twarz, gdzie zaczęły mieszać się z moimi. – Kocham cię, Iain, i mógłbym to powtarzać bez końca, wiesz o tym. Kocham cię. Kocham i nigdy nie przestanę, nawet jeśli weźmiesz ślub z Yuming, nawet jeśli będziesz miał z nią dzieci, nawet jeśli nie będę mógł powiedzieć tego głośno, będę cię kochał. Pokochałem cię, wciąż cię kocham i będę kochał za milion lat, gdy moje ciało będzie jedynie prochem, ponieważ w każdej jego cząstce, nawet tej najmniejszej, zapisane jest, że cię kocham. Chciałbym, żebyś pamiętał, że nasz rozwód jest tylko papierem i dla mnie na wieczność pozostaniesz moim jedynym mężem.
Nie mogłem powstrzymać szlochu, który tak jak wcześniej śmiech wstrząsnął moim ciałem. Znowu zacząłem płakać niczym dziecko, które nie jest w stanie poradzić sobie ze swoimi uczuciami. Rozpacz, strach, tęsknota... Czułem wręcz fizyczny ból na samą myśl, że już za kilka godzin mój mąż już nim nie będzie. Nie będę mógł go dotknąć, nie będę mógł go pocałować i nie będę mógł powiedzieć, że go kocham.
Dlaczego te słowa tak późno zostały przeze mnie wypowiedziane?
– Kocham cię – załkałem, zsuwając dłonie na łopatki Yushenga, który bezbłędnie odczytał moje zamiary.
Wtuliłem się w jego ciało, a on schował twarz w mojej szyi i zacisnął dłonie na wąskiej talii. Pozwalał mi płakać przez długie minuty, szlochając w jego ramię te dwa słowa – kocham cię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top