♔ 43
W moim wnętrzu panował całkowity chaos. Szalało w nim tyle sprzecznych emocji, że nie byłem w stanie określić swoich uczuć. Czy się cieszyłem? Tak, byłem naprawdę szczęśliwy na myśl, że raz na zawsze mogłem uwolnić się od zdrajcy, że już nigdy więcej nie wróciłbym do haremu, który był dla mnie piekłem, i że będę mógł zostać w Beatie, które było moim domem, ojczyzną. Czy byłem smutny? Tak, byłem zrozpaczony myślą, że po tym wszystkim, co wycierpiałem, co poświęciłem dla tego mężczyzny, on wypuszczał mnie, porzucając niczym zepsutą dziecięcą zabawkę, która już nigdy nie zostanie przez nikogo użyta. Szedł na łatwiznę, nie chcąc naprawiać naszej relacji, abyśmy mogli trwać razem. Czy poczułem ulgę? Tak, ulżyło mi na myśl, że w końcu to wszystko może się skończyć, że moje życie nie będzie więcej zagrożone, że nie będę każdej nocy zasypiał z przerażeniem, że w łożu mojego męża położy się ktoś inny. Czy byłem zagubiony? Tak, czułem się niczym ślepiec porzucony w obcym miejscu, który musi trafić do domu zupełnie sam bez pomocy innych, ponieważ tak samo, jak on, nie wiedziałem, gdzie jest mój dom.
Oczy Yushenga wpatrywały się prosto w moje, a chociaż jego policzki nieprzerwanie znaczyły łzy, ja nie potrafiłem ani płakać, ani się śmiać, umierając i odradzając się wciąż na nowo w jednej chwili. Zbliżył się do mnie, wyciągając dużą dłoń przed siebie, jakby chciał pogładzić moją twarz lub poprawić rozpuszczone włosy, a jego spojrzenie wręcz mnie błagało, abym mu na to pozwolił. Ja jednak nie byłem jeszcze na to gotowy, nie chciałem dawać mu nadziei, nie chciałem deklarować czegoś, czego nie potrafiłem jeszcze zadeklarować. Właśnie dlatego ostatecznie odwróciłem się na pięcie, wybiegłem z komnaty i ruszyłem biegiem przez dobrze znane korytarze, pokonując kolejne zakręty, wciąż nie potrafiąc zebrać myśli.
Chociaż mój ubiór nie należał do wyjściowych i nie powinienem pokazywać się w nim na zewnątrz, nie powstrzymało mnie to przed wybiegnięciem do ogrodu. Ruszyłem ścieżką prosto do stajni, czując kamyczki wbijające się w skórzane podeszwy butów. W środku pachniało sianem i końmi, które zaczęły rżeć na mój widok, kiedy zaglądałem do każdego boksu, szukając odpowiedniego zwierzęcia. Siwa barwa sierści dość szybko przyciągnęła moje spojrzenie, a koń ucieszony moim widokiem nastawił się do głaskania, chętny na pieszczoty. Został już rozsiodłany i teraz odpoczywał po bardzo intensywnych dniach.
– Panie? – Usłyszałem za plecami nieznajomy głos.
Oderwałem spojrzenie od zwierzęcia, odnajdując przyglądającego mi się mężczyznę, którego ubiór nie pozostawiał wątpliwości, iż to pod jego opieką były konie.
– Gdzie są rzeczy, które... – Urwałem, widząc, jak mężczyzna od razu podchodzi do jednej z licznych skrzynek w pomieszczeniu i unosi jej ciężkie wieko, wyciągając ze środka złotą szkatułkę.
– Schowałem ją panie, nie wiedząc, kto jest właścicielem – wyjaśnił, podając mi przedmiot i kłaniając się głęboko, jakby samo przekazanie mi mojej zguby było dla niego zaszczytem.
– Dziękuję – odpowiedziałem, uważnie przyglądając się zapieczętowanej szkatułce, a coś w moim wnętrzu zacisnęło się boleśnie, gdy sięgnąłem palcami do zamknięcia.
Z jednej strony chciałem ją otworzyć i upewnić się, że mąż nie kłamał, twierdząc, iż w środku są dokumenty rozwodowe. Z drugiej bardzo się bałem, że jego słowa były prawdą, a wtedy będę musiał podjąć decyzję, której nie potrafiłem podjąć. Miałem stanowczo zbyt wiele wątpliwości, za dużo było niewiadome: jeśli wrócę do Daiyu z Yushengiem, on nie zaprzestanie swoich praktyk, więc sam siebie skarzę na spędzenie reszty życia w haremie; jeśli się z nim rozwiodę, nie dość, że stracę osobę, którą kochałem, to zaryzykuję też utratę władzy. Nad beatyckim tronem wisiał wielki znak zapytania, nie wiadomo było, czy rodacy uznają mnie za swojego króla, jeśli służyłem ciałem innemu mężczyźnie, i czy nie stracę władzy, jeśli kiedyś dowiedzą się prawdy o moim pochodzeniu. Nie wiadomo też, czy lordowie i sędzia uznają moje małżeństwo z Yushengiem za zobowiązujące, ustanawiając go władcą dwóch królestw, a mnie jego królową. Nie wiedziałem również, ile władzy dałby mi sam Yusheng. Nawet jeśli byłem jego mężem, drugą najważniejszą osobą w całym kraju, to wciąż podlegałem jemu, a jedno słowo mogłoby odebrać mi wszystko. Ponadto tradycje Daiyu zniszczyłyby Beatie, a do tego nie mogłem dopuścić nawet za cenę własnego życia. Może moja ojczyzna nie była tak idealna, jak mi się wydawało, jednak wciąż daleko było jej do barbarzyństwa, które miało miejsce w sąsiednim królestwie.
– Nie otworzysz? – Dobiegł mnie znajomy niski głos, który kaleczył słodki beatycki język. Odwróciłem się, zerkając przez ramię na naczelnego królewskiego sekretarza, który stał w progu stajni, przyglądając się mi uważnie.
– Co tu robisz? – zapytałem, nasączając słowa jadem.
– Szedłem za tobą, Wasza Wysokość – odpowiedział, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. – Pozwól, że odprowadzę cię do pałacu.
Prychnąłem z pogardą, ale Zhong nie wydawał się przejęty moją wrogością. Wystawił rękę, proponując mi swoje ramię, abyśmy przemierzyli ogrody, idąc tuż obok siebie. Nie miałem zamiaru zniżać się do tego poziomu, więc zadarłem głowę do góry, omijając mężczyznę w drzwiach i samodzielnie rozpoczynając powrót. Sekretarz zaśmiał się cicho, najwidoczniej rozbawiony moim zachowaniem, i ruszył za mną nieśpiesznie, idealnie zgrywając swoje kroki z moimi.
– Przychodzę z przyjacielskim gestem – oświadczył, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że go wysłucham.
– Ostatnimi dniami twoje zachowanie odbiegało od przyjacielskiego – zauważyłem, zerkając kątem oka na Zhonga, który wciąż delikatnie się uśmiechał.
– Ponieważ mój król jest dla mnie najważniejszy – wyznał. – Czyż nie powiedziałem ci tego na samym początku naszej znajomości? Jeśli życie Yushenga byłoby zagrożone z twojej winy, z pewnością wyciągnąłbym konsekwencje mimo jego rozkazów.
– Więc dlaczego nagle chcesz być moim przyjacielem? – zapytałem, zatrzymując się nagle i odwracając do niego przodem, aby móc spojrzeć mężczyźnie prosto w oczy. – To dość dwulicowe z twojej strony, nieprawdaż?
– Ponieważ chcę, żebyś podpisał rozwód – odpowiedział. – Osłabiasz Yushenga, zagrażasz mu i doprowadzasz do upadku rodziny królewskiej.
Prychnąłem.
– Będziesz próbował mnie przekupić? – zapytałem z kpiną w głosie.
– Chcę złożyć ci propozycję – powiedział, podchodząc bliżej, i ściszył głos. – Weź za żonę wdowę po bracie. Yuming się zgodzi na ślub z tobą, rozmawiałem już z nią. Zasiądź na tronie Beatie, mając za królową siostrę króla Daiyu, jak miało być od początku, a ja przyrzekam, że zrobię wszystko, aby tak się stało. Będziesz miał poparcie Daiyu, korzystne warunki pokoju, ponieważ Yusheng dla ciebie zrobi prawie wszystko, szczególnie kiedy ja mu tak zasugeruję. Odbuduj swój ród i spełnij obowiązek, z którym się urodziłeś.
Przez dłuższą chwilę przyglądałem się Zhongowi, dostrzegając najszczerszą powagę na jego twarzy. Nie bał się mojego spojrzenia, wytrwale pozwalając mi mierzyć go wzrokiem i wciąż trzymając plecy wyprostowane. Wiedział, że jego propozycja jest właściwie nie do odrzucenia, bo czyż nie tego chciałem przez cały ten czas? Czy nie pragnąłem wrócić do dawnego życia? A on właśnie teraz zaproponował mi małżeństwo z kobietą, która zaakceptuje fakt, iż wcześniej leżałem pod innym mężczyzną, poparcie w odzyskaniu tronu i władzy, a przede wszystkim pokój. Pokój, dla którego tamtego przeklętego dnia przekroczyłem granicę naszych królestw, a następnie zostałem porwany i zamknięty w haremie.
Pierwszy przerwałem nasz kontakt wzrokowy, przenosząc go na złotą szkatułkę, którą w końcu otworzyłem. Moje dłonie trzęsły się równie mocno, co serce. Serce, które błagało mnie, abym nie porzucał miłości dla władzy.
Czyż nie to samo powiedziała mi matka? Czy nie to samo mówił Huan? Czy nie to sugerował Sying?
Kiedy uniosłem wieczko, dostrzegłem zwinięty pergamin, starannie przewiązany czerwoną wstęgą z doczepionym królewskim symbolem. Wszystko zostało starannie ułożone na krwistym jedwabiu, który wyścielał wnętrze szkatułki. Chwyciłem drżącymi palcami dokumenty, przekazując złote pudełeczko Zhongowi, a on nie zawahał się ani przez sekundę, posłusznie przytrzymując dla mnie przedmiot, bym mógł odpieczętować i rozwinąć pergaminy.
W moich oczach mimowolnie zebrały się łzy, chociaż byłem pewny, że wyczerpałem ich limit na dzisiaj. Wzrok prześledził wpierw tekst w języku Beatie, a następnie w języku Daiyu, który ogłaszał zakończenie mojego małżeństwa z królem, moją abdykację ze stanowiska królowej oraz całkowitą niezależność. Wystarczyły dwa podpisy, abym dostał to, o co walczyłem tak długi czas, abym po siedmiu długich miesiącach walki o życie, ojczyznę oraz wolność, w końcu dostał to wszystko, co mi odebrano lub próbowano odebrać.
– Kocham go – szepnąłem, pozwalając pierwszej łzie przeciąć mój policzek, kiedy uniosłem spojrzenie na sekretarza. – Naprawdę go kocham.
– Yusheng nie potrafi kochać tak jak ty – odpowiedział, odnajdując w sobie śmiałość, by sięgnąć do mojej twarzy i zetrzeć palcem samotną łzę. – Wychowano go w haremie wśród nałożnic oraz nałożników. Wychowano go w świadomości, że jego matka nie jest jedyną kobietą jego ojca. Wychowano go w przekonaniu, iż jako król ma święte prawo do posiadania haremu, który jest zaszczytem oraz symbolem jego potęgi. Oczekujesz od niego wyrzeczenia się wszystkiego, w co wierzy, samemu nie potrafiąc zrobić tego dla niego, chociaż, jak twierdzisz, Wasza Wysokość, naprawdę go kochasz.
Kolejna łza spłynęła po moim drugim policzku i równie szybko została wytarta przez Zhonga.
– On się nie zmieni – kontynuował, wypowiadając kolejne słowa całkowicie opanowanym głosem. – Ukrywał przed tobą przyjęcie do alkowy Huana, teraz ukrywa przed tobą, że spędził noc z tą dziewczyną... Jak jej tam było...? Meilin. W jej łonie dojrzewa trzecie dziecko Yushenga.
– Kłamiesz! – krzyknąłem, odpychając mężczyznę od siebie, a moja twarz zalała się łzami. Wnętrze ogarnął przeraźliwy ból, nawet mocniejszy niż tego dnia, w którym dowiedziałem się o zdradzie Yushenga... O jego pierwszej zdradzie, która miała miejsce jeszcze przed naszym ślubem, i nie chciałem wierzyć, że mógłby mnie zdradzić drugi raz, będąc już moim mężem.
– Jeśli mi nie wierzysz, Wasza Wysokość, to sam go zapytaj – odpowiedział, wciąż będąc spokojnym, a następnie chwycił mój nadgarstek, aby unieść do góry dłoń, w której ściskałem lekko zgniecione dokumenty rozwodowe. – To ja przekonałem go do tego, teraz przekonuję ciebie, byś również złożył tam swój podpis. Nigdy nie powinieneś był trafić do haremu, trzeba naprawić ten błąd. Wróć tam, gdzie jest twoje miejsce, bo nie ma go przy Yushengu.
***
Niewielki płomień świecy tańczył na wietrze, sprawiając, że długie cienie drżały na ścianach komnaty, wypełniając mnie dodatkowym niepokojem. Pałac pogrążony był we śnie i zapewne jedynie ja wciąż nie spałem, sunąc opuszką palca po starannie zapisanych literach na bladym pergaminie. Słowa oznajmiające koniec mojego małżeństwa z Yushengiem oraz jego podpisy wypełniały mnie zimnem i pustką. Wiedziałem, że nigdy już nikogo nie pokocham tak jak jego – był moją pierwszą miłością i zapewne jedyną. W dość brutalny sposób nauczył mnie kochać mimo wszystko i pozwolił zrozumieć, dlaczego nigdy w moim sercu nie znalazła się żadna kobieta. Nie potrafiłem go zabić, nie potrafiłem się od niego odwrócić... Więc czy będę umiał go stracić?
Czarny kleks w miejscu przeznaczonym na mój podpis zdawał się temu przeczyć. Pozwoliłem ponieść się silnym emocjom, bólowi zdrady, pragnieniu odpłacenia się cierpieniem za cierpienie, jednak kiedy pierwsze włosy cienkiego pędzla musnęły pergamin, moja dłoń zamarła, nie potrafiąc złożyć na nim podpisu, jakbym nagle zapomniał, kim jestem.
Kim ja w ogóle byłem? Iainem – księciem Beatie czy jego podróbką z brudną krwią krążącą w żyłach? Lanem – królową Daiyu czy zazdrosnym i mściwym zdrajcą ludzi, za których powinienem być odpowiedzialny?
Nagle dookoła mnie zapanowała ciemność, płomień świecy zgasł, a cienie przestały drżeć. Potrzebowałem chwili, aby dostrzec w mroku wypaloną świecę, i wypuściłem głośno powietrze, opierając głowę o łoże, u którego podnóża siedziałem, podkulając nogi i opierając na kolanach dokument. W końcu odłożyłem pergaminy na podłogę obok mnie i wstałem nieśpiesznie, aby podejść do okna kierującego się na wschód.
Za pałacowymi murami mogłem bez problemu dostrzec morze oraz liczne statki zacumowane w przystani. Spokojne fale uderzały w ich burty, a horyzont szarzał, zwiastując budzące się słońce. Wraz z pierwszymi promieniami przedzierającymi się przez wody Morza Guthrie nastanie nowy dzień. Ostatni dzień mojego małżeństwa z Yushengiem, które będę musiał zakończyć.
Bez znaczenia, co podpowiadało mi serce. Bez znaczenia, że czułem się słaby bez ukochanego u boku. Wiedziałem, że to jedyne wyjście, które może uratować nas obu. Nie potrafiliśmy żyć bez siebie, ale żyjąc razem, jedynie zabijaliśmy się nawzajem, umierając z każdym dniem coraz bardziej.
Zdradził mnie raz. Zdradził mnie drugi raz. Zdradzi też kolejny. Ile takich zdrad bym zniósł, nim moje ciało runęłoby z tarasu, idąc śladem Huana?
Zhong miał rację. Nigdy nie powinienem był trafić do haremu i musiałem teraz naprawić ten błąd. Jednak pragnąłem odroczyć to na jeszcze jeden dzień. Tylko jeden dzień, abym mógł przygotować się do życia w świecie, w którym już nigdy nie będę mógł nazwać ukochanego mężczyzny moim, w którym już nigdy nie będę mógł powiedzieć głośno, że go kocham, i w którym już nigdy nie będę szczęśliwy.
Odsunąłem się od okna, przeczesując palcami rozpuszczone włosy i zatrzymując opuszki palców dłużej na nierówno obciętych kosmykach, które kończyły się za szczęką, powoli długością sięgając do ramienia. Przymknąłem oczy, wspominając moment słabości oraz szaleństwa, który mnie do tego popchnął. Planowałem obciąć sobie całe włosy, aby Yusheng nie chciał wzywać oszpeconego nałożnika do swojej alkowy. Był to dzień, w którym straciłem naprawdę wiele i w którym poznałem drugie oblicze króla Daiyu.
Wyszedłem z komnaty bez zapowiedzi, początkowo ignorując dwójkę gwardzistów, którzy strzegli mnie na rozkaz matki, aby nikt nie zamachnął się na moje życie, kiedy byłbym pogrążony we śnie. Mężczyźni spojrzeli po sobie ze zdziwieniem, bez słowa ruszając za mną, jednak od razu się zatrzymali, gdy uniosłem dłoń, nakazując im zostać. Korytarze były ukryte w półmroku, a każdy wydawał się taki sam jak poprzedni. Zapewne ktoś, kto nie znał dobrze beatyckiego pałacu, zgubiłby się w nich, aż do świtu błądząc niczym w labiryncie. Ja jednak i z zawiązanymi oczami trafiłbym pod odpowiednie drzwi, pod którymi również wartowała dwójka żołnierzy.
– Co cię sprowadza o tak wczesnej porze, Wasza Wysokość? – zapytał jeden z nich.
– Przyszedłem do męża – odpowiedziałem.
– Król śpi, Wasza Wysokość – zauważył.
– Wiem – oznajmiłem bez chwili wahania, na co mężczyzna zaczął nerwowo mrugać. – Po prostu mnie wpuść.
Nie czekałem już na jego odpowiedź, wymijając żołnierza, który nie miał śmiałości mnie zatrzymywać. W komnacie Yushenga okna również kierowały się na wschód, więc poszarzałe niebo delikatnie rozjaśniało wnętrze pomieszczenia, pozwalając mi bez trudu dostrzec łoże oraz leżącego w nim mężczyznę. Jego rozpuszczone włosy były rozsypane dookoła głowy na miękkiej poduszce, a kończyny rozprostowane, jakby ramiona ukochanego tylko czekały na to, aby kogoś w nie przyjąć.
Męża? Żonę? Nałożnicę?
– Na kogo czekasz? – szepnąłem do niego, przysiadając na brzegu łoża i przyglądając się twarzy mężczyzny, którego gałki oczne poruszały się pod powiekami, gdzie rozgrywała się akcja snu.
Ostrożnie sięgnąłem dłonią do jego policzka, aby pogładzić go wierzchem palca, wyczuwając odrastający zarost. Teraz podłużna rana wyglądała znacznie lepiej niż wieczorem. Najwidoczniej maść wsmarowana w nią przez medyka naprawdę działała, pozwalając rozcięciu dobrze się goić. Kiedy dotarłem palcem do kącika ust, powieki Yushenga uniosły się nagle, a dłoń mocno zacisnęła na moim nadgarstku, by chwilę później docisnąć moją rękę do falującej pośpiesznie ze strachu klatki piersiowej, a mnie samego objąć ciasno ramieniem za szyję.
– To ja – wykrztusiłem z trudem, próbując wydostać się z uścisku męża.
Chwilę później siedziałem już na podłodze, kaszląc i rozmasowując obolałe miejsce, a Yusheng dopytywał się, czy wszystko w porządku. W moich oczach zastygły łzy, które zebrały się tam na skutek podduszenia, a ich drobinki odbijały delikatne światło, wpadające do komnaty przez okna, gdy słońce w końcu przebiło się przez grubą warstwę wody.
– Co tutaj w ogóle robisz? – zdziwił się, kiedy w końcu mogłem na nowo złapać normalny oddech. – Jesteś szalony, że przychodzisz do mnie o takiej porze?
– Na każdego się tak rzucasz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, a on prychnął.
– Byłem pewny, że jesteś zabójcą. Broniłem się.
– Nieważne – westchnąłem, przeczesując palcami włosy i zerkając kątem oka na Yushenga, który wciąż przyglądał się mi pytająco.
– Twoja kolej na odpowiedź – mruknął.
Odwróciłem twarz w przeciwnym kierunku niż on, a chociaż chciałem zadać wiele pytań, żadne z nich nie opuściło moich ust.
Czy przyjąłeś nałożnicę do łoża po naszym ślubie? Czy prawdą jest, że Meilin nosi pod sercem twoje trzecie dziecko? Czy naprawdę wolisz mnie stracić niż rozwiązać harem? Czy będziesz umiał oddychać, będąc tak daleko ode mnie? Czy twoje serce również rozpada się coraz bardziej z każdą sekundą, chociaż już dawno byłeś pewny, iż bardziej się nie da? Czy tobie też cierpienie krąży w żyłach, boleśnie ściskając serce podczas każdego jego żałosnego uderzenia?
Nieprzerwanie milczałem.
Nienawidziłem tego mężczyzny, jednocześnie kochając go każdym skrawkiem mojego ciała. Chciałem, aby i on cierpiał, a jednocześnie pragnąłem, by na jego twarzy zawsze gościł uśmiech.
Dlaczego nie zadałem żadnego z tych pytań?
Ponieważ bałem się poznać prawdę. Ponieważ nie chciałem jej znać, mając nadzieję, iż to wszystko, co nas dzieli i co sprawia mi ból, okaże się zwykłym kłamstwem. Ponieważ wiedziałem, że nawet jeśli to wszystko okażę się prawdą, ja wciąż będę go kochał i potrzebował.
– Po prostu podjąłem decyzję – odezwałem się w końcu i bardzo powoli podniosłem się z podłogi.
Yusheng od razu zrobił to samo, a kiedy wstał, jasny promień wschodzącego słońca oświetlił jego bladą twarz oszpeconą podłużnym rozcięciem.
– Jaką decyzję? – dopytał, jednak jego spojrzenie nie pozostawiało żadnych wątpliwości, iż doskonale znał odpowiedź na to pytanie.
Zamknąłem oczy, nabierając powietrze do płuc, aż nie poczułem bólu w klatce piersiowej. Wiedziałem, że to prawdopodobnie ostatni oddech, który będę w stanie wykonać. Otworzyłem oczy, nawiązując kontakt wzrokowy z ukochanym.
– Podpiszę nasz rozwód – oznajmiłem.
Pojedyncza łza spłynęła wzdłuż rany, mieniąc się niczym najszczerszy diament. Tego dnia Yusheng z mojego snu i Yusheng z mojego życia stali się jedną osobą.
– Dobrze – odpowiedział. – Dziękuję, że mnie o tym poinformowałeś. Przynieś mi dokument, kiedy już go podpiszesz.
– Oczywiście – szepnąłem i już otworzyłem usta, aby wypowiedzieć kolejną prośbę, kiedy Yusheng odwrócił się do mnie tyłem, by nieśpiesznym krokiem podjeść do okna i pozwolić otulić się porannemu słońcu.
– Jeśli to wszystko, możesz odejść – powiedział, nie patrząc na mnie.
Zamknąłem rozchylone wargi i zacisnąłem dłonie w pięści, aby powstrzymać je przed próbą chwycenia męża i błagania go, by nigdy mnie nie opuszczał, by nigdy więcej nie odwracał się do mnie plecami.
– To wszystko – skłamałem, a chociaż powinienem teraz odejść, odwrócić się od Yushenga tak samo, jak on odwrócił się do mnie, i nigdy więcej już nie wybaczać mu zdrady ani nie okazywać czułości, na którą nie zasłużył, mojego nogi powiodły mnie w przeciwnym kierunku.
Wybuchnąłem głośnym płaczem, wtulając się w plecy męża i błagając w duchu, aby słońce ponownie schowało się za horyzontem, a ten dzień nigdy nie nadchodził i nigdy się nie kończył.
Nienawidziłem siebie za to, że byłem taki słaby. Nigdy nie powinienem był okazywać przy Yushengu mojej słabości, nie powinienem pokazywać mu, że mi na nim zależy, że zależy mi na naszym małżeństwie. Powinienem był złamać mu serce, dokładnie tak, jak on łamał moje, i odejść od niego, nie oglądając się za siebie, kiedy w końcu nadarzyła się taka okazja. A jednak zawiodłem, łkając żałośnie w jego plecy, niczym małe dziecko przytulone do nogi matki.
Kiedy to się stało? Kiedy tak bardzo zaczęło mi na nim zależeć? Dlaczego nie mogłem nienawidzić go całym moim sercem?
Dłonie Yushenga przykryły moje, a kciuki zaczęły czule gładzić miękką skórę, próbując mnie uspokoić. Jeszcze mocniej zacisnąłem pięści na szacie sypialnej męża, zapewne tworząc zagniecenia na delikatnym materiale i mocząc go na wysokości karku. Chwilę później na nasze złączone dłonie skapnęła inna łza, równie słona, równie nasączona tęsknotą, równie krzycząca z bólu, jednak nie należała do mnie
Ostatnio obaj za dużo płakaliśmy.
***
– O czym tak myślisz, Wasza Wysokość? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos kapitana Nealla, który nagle pojawił się przy moim boku i przyłączył się do popołudniowego spaceru w dobrze nam znanych ogrodach pałacowych. Potrzebowałem chwili, aby oderwać się od wspomnień z dzisiejszego poranka i wrócić do teraźniejszości. Na szczęście mój rozmówca był bardzo cierpliwy.
– O wielu rzeczach – odpowiedziałem, dyskretnie wycierając z policzka łzę, którą nieświadomie uroniłem. – O Beatie, o tronie, o rozwodzie i ślubie.
– Słyszałem, że rozwiodłeś się z królem Daiyu.
– Jeszcze się z nim nie rozwiodłem.
– Prawo Beatie nie zezwala na śluby dwóch mężczyzn – zauważył. – Musisz zrobić wszystko, panie, aby lordowie i najwyższy sędzia nie uznali tego ślubu za zobowiązujący. To by skomplikowało wiele spraw.
– To, że leżałem pod drugim mężczyzną, też je komplikuje – szepnąłem.
– Dopóki jest kobieta, której to nie przeszkadza, nie jest aż tak komplikujące, panie.
– A ja myślałem, że to po haremie plotki szybko się rozchodzą.
Neall się zaśmiał, układając ręce na plecach i wystawiając twarz w stronę słońca. Słońca, które ja przeklinałem, pragnąc zatrzymać jego wędrówkę po niebie.
– Rozmawiałem z królową Rhoswen – wyjaśnił. – Chciała, abym upewnił się, iż właśnie tego chcesz, panie.
– Plotkowania o mnie?
– Rozwodu i ślubu z kobietą, której nie znasz.
Odwróciłem wzrok, wbijając spojrzenie w krzewy rosnące przy ścieżce i żałując, iż o tej porze roku są one pozbawione kwiatów. Chłodny wiatr szarpał ozdobami doczepionymi do książęcych ubrań, które teraz były na mnie odrobinę za luźne, przez zanikającą tkankę mięśniową po wielu miesiącach pozbawionych intensywnych ćwiczeń oraz jazdy konnej. Krótsze kosmyki znowu wysunęły się z koka, na którego czubku miałem wciśniętą koronę, którą przetrzymywała długa srebrna szpila zakończona ozdobną głową smoka – dokładnie taka sama, jaką walczyłem z Jarynem w dniu porwania.
– Jestem to winien Yuming – powiedziałem, nieprzerwanie przyglądając się krzewom. – Została wdową tak młodo, a miała zostać królową i matką książąt.
– Ja uważam, że postępujesz słusznie – wyznał. – Urodziłeś się, aby władać tym królestwem. To jest przeznaczenie płynące w twoich żyłach, panie. A zabawiać króla Daiyu może ktoś inny. Obrzydzają mnie ich praktyki. Zwłaszcza to, co robią z mężczyznami. Ten niewolnik, którego zostawiłeś w Batair, na miłość boską. Na jego widok aż mnie ciarki przechodziły. Nie mogłem przestać myśleć o tym, że nie ma...
– Sying jest moim przyjacielem – przerwałem mu. – I gdybym mógł, zatrzymałbym go przy moim boku. Beatie wyrządziło mu wiele krzywd.
– Beatie?
– Tak, Beatie – szepnąłem, a następnie zerknąłem na kapitana Nealla, który przyglądał się mi ze zmarszczonymi brwiami. – Odebraliśmy mu wszystko tylko dlatego, że zrodził się z miłości, ale nie z małżeństwa.
– Ach... – mruknął i również skinął. – Czyli jest brudnym dzieckiem? Bękartem.
– Tak – odpowiedziałem.
– Najgorzej.
– Nie, najgorzej by było, gdyby zrodził się z kłamstwa.
– Hmm? – mruknął zdziwiony i już otwierał usta, aby dopytać, jednak zamilkł, dostrzegając, iż ktoś zmierza w naszym kierunku.
Drobna młoda dziewczyna ubrana w strojne szaty w kolorze błękitu i otoczona wianuszkiem służących, niosących nad jej głową parasolki osłaniające przed słońcem, uśmiechnęła się do mnie delikatnie, kiedy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Neall skłonił się jej, a ona skłoniła się mi, zatrzymując się tuż przede mną i ze śmiałością zerkając prosto w moje oczy.
– Wydaje mi się, czy mnie unikasz? – zapytała miękkim, bardzo przyjemnym głosem i był to chyba pierwszy raz, kiedy dane mi było go usłyszeć.
– Jakże bym śmiał – odpowiedziałem, odwzajemniając jej uśmiech, aby nie dostrzegła nieszczerości na mojej twarzy.
– Wracam od brata – wyjaśniła. – Powiedział mi, iż nie prosiłeś go jeszcze o moją rękę, chociaż nie wyglądał na zdziwionego, kiedy powiedziałam, że z chęcią przyjmę twoje oświadczyny.
– Nie wypada prosić własnego męża o rękę jego siostry – broniłem się.
Yuming uśmiechnęła się szerzej.
– Więc należy jak najszybciej złożyć podpis na dokumencie, który sprawi, że mój brat nie będzie mężem mojego przyszłego męża – powiedziała. – Wychowałam się w haremie, Wasza Wysokość, więc wiem, jak walczyć o swoje. Czekam na dobre wieści.
– Nim jutrzejsze słońce wstanie, twoja ręka będzie należała do mnie – obiecałem.
– Zatem do zobaczenia o świcie, mężu mojego brata – odpowiedziała, a zadziorny błysk w jej oku tak bardzo przypominał mi Yushenga.
Wyminęła nas, nie zaszczycając Nealla nawet jednym spojrzeniem, a służące wiernie podążyły za swoją panią, pilnując, aby najmniejszy promień słońca nie musnął jej pergaminowej skóry.
– Ma charakter – zauważył kapitan, kiedy Yuming oddaliła się od nas na bezpieczną odległość.
– To prawda – przytaknąłem.
– Wiem, że żona powinna być pokorna, ale zawsze wolałem te charakterne – mruknął. – Nie zrozum mnie źle, panie. Żona powinna być czuła i troskliwa, ale też wiedzieć, czego chce. Być piękna niczym kwiat, delikatna jak pierze, ale jednocześnie zaradna i wymagająca.
Parsknąłem śmiechem i ruszyłem w stronę pałacu, kręcąc głową z dezaprobatą. Jednak, chociaż na mojej twarzy gościł uśmiech, serce wciąż krwawiło, ogarnięte rozpaczą na samą myśl o rozstaniu z ukochanym. Wiedziałem, że ten ból nigdy nie zniknie, towarzysząc mi aż do końca moich dni. To ja z czasem przyzwyczaję się do tego, że wewnątrz mnie tkwi setka odłamków szkła, wbijająca się mocniej w ciało z każdym oddechem, który będzie jedynie pustym odruchem organizmu.
Decyzja już zapadła.
***
Gdy nastał wieczór, nie mogłem już dłużej chować się przed światem. Kolejny raz sam musiałem oczyścić własne ciało, z trudem odzwyczajając się od bycia wyręczanym przez służące w najdrobniejszej czynności. Chociaż szykowano mi kąpiel, dolewano ciepłej wody i podawano materiał do osuszenia się oraz czyste ubranie, nikt nie dotykał mojego ciała, aby je umyć. W Beatie było nie do pomyślenia, aby praktykować coś takiego, a przecież w Daiyu służące wcierały olejki w każdy skrawek mojego ciała, kiedy przygotowywały mnie na wizytę w alkowie.
Moje przybycie zostało zapowiedziane przez pilnujących komnaty króla żołnierzy, a ja od razu zostałem wpuszczony do środka, gdzie już na mnie czekano. Yusheng siedział przy biurku, przeglądając jakieś papiery, a tuż przy nim stał Zhong, z którym jako pierwszym nawiązałem kontakt wzrokowy. Naczelny sekretarz przyjrzał się mi uważnie, ewidentnie będąc rozczarowanym, kiedy nie dostrzegł w moich dłoniach dokumentu rozwodowego.
– Długo kazałeś na siebie czekać – westchnął Yusheng, odrywając się od pracy i przywołując moje spojrzenie, a ja poczułem się zawstydzony, gdy przed oczami zamajaczyło mi wspomnienie naszego ostatniego rozstania. Uciekłem wraz z minioną nocą, kiedy usta mężczyzny spróbowały zasmakować moich.
– Wybacz. – Tylko tyle byłem w stanie z siebie wykrztusić.
– Spisuję właśnie moje warunki nowego pokoju – powiedział, wstając od biurka i odkładając pędzel na bok. – Będę wdzięczny, jeśli przedyskutujesz je jutro z lordami. Jednym z nich jest oczywiście twoja koronacja i ślub z Yuming. Nie musisz prosić mnie o jej rękę. Cieszę się, że nie będzie długo wdową, nie zasłużyła na to, jest stanowczo za młoda i nie ma dzieci.
Ponownie na mnie spojrzał, więc nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.
– Przyniosłeś podpisany dokument? – zapytał, ze zdziwieniem dostrzegając, że nie trzymam niczego w dłoniach. – Chciałbym jeszcze przed wyjazdem do Daiyu sporządzić odpis.
– Kiedy planujesz wyjechać? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
– Jutro z rana – powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Nie ma sensu, bym zostawał tutaj dłużej.
– Wracasz do dzieci?
– Stęskniłem się za nimi.
– Ja też za nimi tęsknię – wyznałem. – Za Bolinem i małą Ruolan.
– Wezmę Bolina ze sobą, kiedy przyjadę zobaczyć siostrzeńca lub siostrzenicę – obiecał, a te słowa spowodowały, że łzy napłynęły do mi do oczu. Yusheng wydawał się niewzruszony, niczym rzeźba wykuta w marmurze, więc albo nie miał uczuć, albo bardzo dobrze je ukrywał. – Przyniosłeś dokument? – powtórzył wcześniejsze pytanie.
– Nie – odpowiedziałem.
– Nie szkodzi – westchnął. – Zhong, odprowadź księcia i przynieś...
– Nie podpisałem ich jeszcze – wyznałem.
– Zaczekam, aż to zrobisz, Wasza Wysokość – wtrącił się sekretarz, podchodząc do mnie i zatrzymując się stanowczo zbyt blisko, jakby próbował wywrzeć na mnie presję.
– Wyjdź, chciałbym porozmawiać na osobności z twoim królem – rozkazałem mu, nie szczycąc Zhonga nawet spojrzeniem.
– Zaczekam zatem na korytarzu – powiedział ewidentnie niezadowolony.
Jego kroki twardo odbijały się od posadzki, kiedy zmierzał do drzwi i odkaszlnął sugestywnie, śmiąc mnie poganiać. Miałem wielką ochotę uderzyć go w twarz za jego śmiałość, ale przewróciłem jedynie oczami, przypadkowo ponownie nawiązując kontakt wzrokowy z Yushengiem, nieśpiesznie zmierzającym w moim kierunku.
– Dlaczego to przeciągasz, Iain? – zapytał, zatrzymując się tuż przede mną.
Nie byłem w stanie mu odpowiedzieć, jedynie głośno przełykając ślinę i wpatrując się prosto w jego ciemne piękne oczy, od których już nigdy nie chciałbym odrywać spojrzenia. Mógłbym umrzeć, patrząc się właśnie na nie. Dłoń króla dotknęła mojej, ale nie po to, aby ją chwycić, lecz po to, by coś na niej położyć. Coś ciepłego, niewielkiego i okrągłego. Niechętnie spojrzałem w dół, dostrzegając złotą obrączkę wysadzaną diamentami; identyczną z tą, którą zostawiłem w Daiyu. Teraz długie palce Yushenga sięgnęły do pierścienia z krwistym rubinem, który symbolizował moją pozycję królowej, i bardzo ostrożnie zsunęły go, zostawiając jedynie pustkę. Na palcu i w sercu.
– Dziękuję ci, że chociaż przez chwilę byłeś w stanie mnie kochać – szepnął.
– Czy mogę cię kochać przez jeszcze jedną chwilę? – zapytałem, unosząc wzrok, by ponownie spojrzeć w zeszklone oczy męża. – Jeszcze tylko przez jedną noc.
Po tych słowach sięgnąłem do wiązania od mojej sypialnej szaty i pociągnąłem za nie mocno, pozwalając delikatnemu materiałowi zsunąć się z mojego ciała, odsłaniając je w pełnej okazałości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top