♔ 42
Odnosiłem wrażenie, że minęły wieki, nim w końcu znalazłem w sobie odwagę i siłę, aby spojrzeć na klęczącą przy moim boku kobietę. Po policzkach wciąż spływały mi łzy, których nie potrafiłem powstrzymać, czując, jak moje całe dotychczasowe życie rozpada się niczym krucha porcelana rzucona na posadzkę. Wszystko, w co wierzyłem, było kłamstwem, jakby ktoś, wpajając mi te ideały, próbował przykryć swoje wszystkie grzechy.
– Iain... – szepnęła i ostrożnie, wciąż z lekką niepewnością, spróbowała mnie dotknąć.
– Nie rób tego – wykrztusiłem, ale nie posłuchała mnie. Przysunęła się i zamknęła moje drżące ciało w miękkich objęciach. – Jestem brudny, nie dotykaj mnie – załkałem.
– Jesteś moim synem – wyszeptała w moje włosy. – Od zawsze nim byłeś i na zawsze nim będziesz.
Spróbowałem wziąć głęboki oddech, aby się uspokoić. Dłoń kobiety gładziła moje plecy, próbując mnie uspokoić. Sięgnąłem do twarzy, aby wytrzeć z niej słone łzy, a następnie odsunąłem się odrobinę, by spojrzeć matce prosto w ciemne zeszklone oczy.
– Nikt... – urwałem, nie będąc pewnym, czy jestem w stanie wypowiedzieć te słowa. – Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nikt.
– Oczywiście – odpowiedziała, kiwając głową. – Trzymałam to w sekrecie ponad osiemnaście lat i będę trzymała aż do mojej śmierci. Jesteś dzieckiem króla, Iain, więc jesteś jego następcą.
– Tego jeszcze nie jestem pewien – wyznałem. – Nie chcę, aby ludzie brzydzili się mną, bo jestem bękartem... Jednak wciąż nie wiem, czy będę umiał być królem.
– Nie podejmuj decyzji pochopnie – doradziła mi. – Przemyśl wszystko. Zastanów się, co jest twoim priorytetem.
Skinąłem głową, pozwalając dłoni kobiety pogładzić mnie po policzku, nim w końcu podnieśliśmy się z podłogi. Czułem się, jakby moje ciało stało się kilkukrotnie cięższe, kończyny poruszały się z trudem, sprawiając, że każdy ruch był niezdarny. Serce biło boleśnie, ale starałem się ignorować cierpienie krążące w moich żyłach i odganiałem okrutne myśli, w których wciąż powracały słowa, iż moja błękitna krew jest brudna, że płynie w niej piętno zdrady.
– Muszę wziąć kąpiel – odezwałem się cicho, a matka uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
– Przekażę służbie twój rozkaz – powiedziała, przysuwając się do mojego czoła, żeby złożyć na nim czuły pocałunek.
***
Tego dnia wydarzyło się naprawdę wiele; od mojej pobudki w namiocie, poprzez szaleńczą drogę do stolicy oraz pocałunek z Yushengiem, aż do poznania prawdy o moim pochodzeniu. Wiedziałem, że parująca woda nalana przez służbę do wielkiej drewnianej balii nie zmyje brudu, z którym się urodziłem, ani tego, który pozostawiły na mnie ręce zdrajcy, jednak mimo wszystko poczułem się lepiej, kiedy spłukałem z ciała i włosów zaschnięty pot oraz brud. Brakowało mi Syinga, który pomógłby mi się oczyścić, a następnie wytarłby mnie i natarł skórę olejkami oraz maścią na blizny. Mimo tego nie zamierzałem wnosić praktyk z haremu do beatyckiego pałacu i zgodnie z ojczystymi zwyczajami skorzystałem jedynie z niewielkiej pomocy służby, podającej mi materiał do osuszenia ciała oraz czyste ubrania do snu.
Czułem ciężar gigantycznej tajemnicy spoczywający na moich ramionach, który nie pozwalał mi odetchnąć i cieszyć się z powrotu do domu, w którym w końcu nie byłem tak długi czas. Moje nogi z lekkim oporem przesuwały się do przodu, niosąc mnie wzdłuż dobrze znanych korytarzy, w których za dziecka bawiłem się w ganianego z Zowie.
Rozpoznanie komnaty, w której zatrzymał się Yusheng, nie należało do trudnych zadań; dwaj żołnierze z Daiyu pilnowali drzwi, aby do środka nie dostał się żaden nieproszony gość. Kiedy zatrzymałem się przed nimi, skłonili się nisko, nie powstrzymując mnie przed pchnięciem ciężkiego grubego drewna i wejściem bez zapowiedzi do środka. Jak się okazało, nie byłem jedynym gościem.
Przy siedzącym na łożu królu stał medyk. Ostrożnie wklepywał w rozcięcie na twarzy maść i mówił coś cicho do władcy, zapewne instruując go, jak ma dbać o ranę. Nieopodal nich stał naczelny królewski sekretarz, który jako pierwszy dostrzegł moje przybycie, chyląc delikatnie głowę w pokłonie i przyglądając się mi intensywnie, jakby nie był pewny moich zamiarów.
– Wezwij mnie, panie, gdyby zaczęła krwawić – powiedział medyk, odsuwając się od Yushenga, który dopiero teraz zauważył, że stoję przy drzwiach. Kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu, gdy tylko skrzyżowaliśmy swoje spojrzenia.
– Iain – wypowiedział radośnie moje imię, co potraktowałem jako zaproszenie, pozwalając sobie wejść w głąb komnaty.
Moje serce przyśpieszyło niebezpiecznie, kiedy poczułem delikatne pieczenie na wargach, przypominając sobie o naszym niedawnym pocałunku. Minąłem się z medykiem, który opuścił komnatę, kłaniając się. Zostaliśmy w niej jedynie we trójkę, a atmosfera zrobiła się niezręczna.
– Muszę wiedzieć... – odezwałem się pierwszy. – Bądź ze mną szczery... Chociaż ten jeden raz bądź ze mną szczery – poprosiłem, zatrzymując się dopiero przy mężu, który podniósł się z siadu, abyśmy mogli bez przeszkód patrzeć sobie prosto w oczy.
– Stało się coś? – dopytał, a ja skinąłem głową, wypuszczając głośno powietrze.
– Obiecasz?
Yusheng zmarszczył delikatnie brwi i skrzywił się od razu, zapewne czując ból przez przecinającą jego twarz ranę. Zupełnie niespodziewania zrodziła się we mnie potrzeba, aby przyłożyć dłoń do jego policzka i czule ucałować rozciętą skórę. Możliwe, że naprawdę bym to zrobił, gdybym nie brzydził się samym sobą.
– Obiecuję – odpowiedział.
Nie przerywał naszego kontaktu wzrokowego, to ja pierwszy odwróciłem spojrzenie, wbijając je w ścianę za mężczyzną, której granatową powierzchnię zdobiły złote ornamenty.
– Czy... – urwałem, czując, że kolejne łzy napływają do moich zaczerwienionych oczu. – Czy to wszystko było kłamstwem? Czy to twój plan na przejęcie ziem? Czy moją naiwnością oddałem Beatie w twoje ręce?
– Iain, o czym ty mówisz? – dopytał ze zdziwieniem, a je nie potrafiłem powstrzymać szlochu, zasłaniając pośpiesznie usta dłonią. – Zhong, zostaw nas samych.
– Panie... – zaprotestował.
– To rozkaz – przerwał mu. – Wyjdź.
– Tak, panie.
Minęła jeszcze chwila, nim ciężkie kroki odbiły się od posadzki, gdy sekretarz zmierzał w stronę drzwi. Jego tupanie zagłuszało kapanie moich łez, za co byłem mu skrycie wdzięczny, zaciskając mocno powieki, jakbym w ten sposób był w stanie ukryć moją słabość. Drzwi zamknęły się z hukiem dokładnie w tej samej chwili, gdy ciepłe palce poprawiły moje rozpuszczone po kąpieli włosy, które opadły na twarz, kiedy pochyliłem się, chcąc się schować przed wzrokiem męża. Odskoczyłem jak oparzony od jego dłoni, którą opuścił, przyglądając się mi z lekkim zaskoczeniem zmieszanym ze smutkiem.
Wiedziałem, że od tak dawna pragnął móc mnie dotykać i że zapewne po tym, jak pozwoliłem mu na to kilka godzin temu, uznał, iż może na nowo to robić, a ja tak bardzo chciałem, by tak było. Jednak przez ten krótki czas po raz kolejny wszystko się zmieniło i chociaż przełamałem się przed dotykiem zdrajcy, teraz nie potrafiłem przełamać się przed swoją własną nieczystością.
– Iain...?
– Czy kłamałeś, że mnie kochasz, tylko po to, by dostać Beatie? – wykrztusiłem z siebie, nim zdołałem rozmyślić się przed zadaniem tego pytania.
– Nie – odpowiedział od razu. – Jak mogłeś tak pomyśleć?
– Jak mógłbym nie pomyśleć w ten sposób? – załkałem, czując jednocześnie ulgę i przerażenie, że jest to kolejne kłamstwo. – Najpierw uprowadzasz mnie do swojego haremu, potem bierzesz ze mną ślub, a na koniec pozwalasz mi wywołać wojnę i zabijasz mojego brata.
Yusheng odwrócił ode mnie wzrok, biorąc głęboki oddech.
– Prawdą jest, że pozwoliłem ci wywołać tę wojnę – odpowiedział, zaskakując mnie swoimi słowami. – To Jaryn cię zdradził. Przybiegł do Zhonga jak pies, gdy tylko przekazałeś mu swój rozkaz.
– Oczywiście – prychnąłem. – Zdrajca zawsze będzie zdrajcą.
– Zowie darowałem życie – dodał, ponownie krzyżując ze mną spojrzenie. – Kiedy zrozumiał, że przegrał, poddał się, a ja okazałem mu łaskę.
– Więc dlaczego?
– Gdy opuściłem miecz, wyciągnął ukryty nóż i zaatakował mnie niespodziewanie – wyjaśnił, unosząc dłoń, aby dotknąć wskazującym palcem kości policzkowej, którą teraz szpeciło podłużne rozcięcie. – Gdyby nie Zhong byłbym już martwy. Neall przekazał mi twoją prośbę i naprawdę...
– Jaką prośbę? – wtrąciłem się.
– By darować twojemu bratu życie – wyjaśnił. – Przed zaśnięciem powtarzałeś mu, że nie może umrzeć.
– Och... – mruknąłem, zagryzając dolną wargę i po prostu skinąłem głową, po raz kolejny czując napływające ciepło do policzków, gdy przypomniałem sobie moje własne słowa. Z jakiegoś powodu nie chciałem wyprowadzić męża z tego błędu, wyjawiając, iż wcale nie o Zowie wtedy mówiłem, bredząc pod wpływem leków.
Yusheng zrobił krok do przodu, nie odrywając spojrzenia od moich oczu, kiedy sięgnął dłonią do mojej. Jego dotyk był bardzo delikatny, gdy unosił nasze splecione palce, jakby się bał, że mocniejszy nacisk lub nagły ruch może mnie zranić, a następnie musnął moją skórę wargami, składając na jej wierzchu motyle pocałunki.
– Jesteś dla mnie najważniejszy – wyszeptał, łaskocząc moją skórę ciepłym oddechem i nie przerywając obdarowywania mnie czułymi gestami. – Kocham cię najbardziej na świecie, te słowa nigdy nie były kłamstwem. Jesteś melodią, którą wybija me serce w każdej sekundzie mojego istnienia, cudowniejszą niż najpiękniejszy śpiew słowików, poruszającą, jednocześnie najradośniejszą i najsmutniejszą, a przede wszystkim, nadającą mojemu życiu sens. Jak to uczucie mogłoby być kłamstwem? Iain, śnię tobą, budzę się tobą, jem tobą i oddycham tobą...
Po moim policzku spłynęła kolejna łza, pozornie taka sama jak inne łzy wylane tego dnia, jednak w rzeczywistości zupełnie się od nich różniła. Była lżejsza i cieplejsza.
– Rozwiąż harem – wyszeptałem, bojąc się wypowiadać te słowa, a jednocześnie nie będąc w stanie zatrzymać ich w swoim wnętrzu.
– Co powiedziałeś? – zapytał, otwierając szeroko oczy. Opuścił delikatnie nasze dłonie, przyglądając się mi z niedowierzaniem.
– Wybaczę cię – obiecałem drżącym głosem. – Wybaczę ci wszystko, nawet to, czego wybaczyć się nie da. W zamian proszę tylko o jedno – rozwiąż harem. Nie dam rady tam żyć, więc jeśli chcesz, żebym wrócił z tobą, żebym był twoim mężem, żebym mógł cię kochać, nie mogę być jednym z wielu. Wiem, że prosiłem cię o to już wcześniej, wiem, że odmówiłeś mi wtedy, ale teraz... Nie pójdę na kompromis. Oddam ci wszystko, a to mój jedyny warunek.
– Iain, ja...
– Błagam! – krzyknąłem, czując, że umrę z rozpaczy, jeśli jeszcze raz ktoś inny dotknie Yushenga. Jeśli on dotknie kogoś, kto nie będzie mną.
– Nie mogę – wyszeptał, łamiąc mi serce.
– Błagam! – załkałem, zalewając się łzami i padając na ziemię, chociaż moja dłoń wciąż tkwiła w uścisku dłoni męża. – Błagam... Błagam cię...
Czułem, że się rozpadam. Z każdą kolejną łzą odpadał kawałek mojego ciała, całkowicie mnie rujnując. Pozostało jedynie przeraźliwie bolące serce, które ze wszystkich sił pragnęło kochać, ale nie mogło, oraz dłoń wciąż ściskana przez dłoń Yushenga, który uklęknął przede mną, próbując pozbierać mnie z powrotem. Tylko on mógł to zrobić; dla innych kawałeczki były zbyt drobne, aby byli w stanie je zebrać, a tym bardziej dopasować.
Czy naprawdę wymagałem tak wiele? Chciałem trwać przy jego boku, będąc gotowym, by oddać mu wszystko, co mam, a w zamian prosiłem tylko o to, abym był jego jedynym. Jeśli mnie kochał, jeśli naprawdę mnie kochał, to powinien przekładać mnie ponad liczne dziewczęta w haremie, do których przecież nic nie czuł. Dlaczego więc wciąż mi odmawiał? Dlaczego nasze małżeństwo mu nie wystarczało? Czyżby się bał, że przyjdzie taki dzień, w którym się od niego odwrócę, a on zostanie całkiem sam? Czyżby bał się dokładnie tego samego co ja?
– Iain – wyszeptał czule, składając delikatne pocałunki na moim śródręczu, zapewne próbując uspokoić mnie tym przepełnionym miłością gestem. – Twoje łzy łamią mi serce.
– Twoje słowa łamią moje – wykrztusiłem z siebie, zbierają się na odwagę, by unieść wzrok i spojrzeć Yushengowi prosto w ciemne błyszczące się niczym miliony gwiazd na niebie oczy. – Jak możesz mówić, że kochasz mnie najbardziej na świecie, skoro to harem jest twoją największą miłością? Nie używasz serca do kochania, kochasz inną częścią ciała.
Król zaczął kręcić głową, przykładając moją dłoń do swojej klatki piersiowej, abym pod zaplamionym krwią materiałem mógł wyczuć mocne i szybkie uderzenia serca. Byłem absolutnie pewien, że każde z nich idealnie pokrywa się z moim, jakby naprawdę nasze serca wybijały wspólny rytm.
– Gdybym mógł, to wyrwałbym z piersi własne serce i oddał tobie, abyś nigdy nie zwątpił, że należy ono tylko do ciebie – powiedział, nie odrywając spojrzenia od moich oczu. – I nawet jeśli nigdy nie pozwolisz mi się dotknąć w ten sposób, wciąż będę cię kochać, bo to nie ma znaczenia. Wystarczy, że mógłbym widzieć uśmiech na twojej twarzy, słyszeć twój głos, wdychać zapach twojego ciała i smakować warg słodszych od miodu.
– Więc dlaczego nie rozwiążesz haremu? – zapytałem, zaciskając palce na materiale opinającym klatkę piersiową Yushenga, a świeże łzy skapnęły na moje kolana. Po tak długim płaczu musiałem wyglądać okropnie, jednak zupełnie się tym nie przejmowałem, kiedy mąż niezmiennie wpatrywał się we mnie, jak na najpiękniejszy kwiat, który właśnie rozkwitł w pełni, skąpany w czułych pocałunkach promieni słonecznych. Zapewne nigdy nie spojrzałby na mnie w ten sposób, gdyby dowidział się, że byłem brudnym bękartem.
– Zrobiłbym to bez wahania, gdybyś... – urwał, odwracając ode mnie wzrok.
– Gdybym? – dopytałem sfrustrowany. – Co mam zrobić? Czego tak naprawdę chcesz?! Czego mam się jeszcze wyrzec?! Jak mam oddać ci więcej niż wszystko?!
Yusheng pokręcił głową, a po jego policzku spłynęła pierwsza łza, chociaż naprawdę musiał długo z nią walczyć, próbując być silnym.
– Gdybyś mógł dać mi dziecko – dokończył szeptem, nie protestując, kiedy wyszarpnąłem dłoń z jego uścisku, aby już nie dociskać palców do klatki piersiowej, w której szalało serce złączone z moim. – Iain, wiem, że to zrozumiesz. Jestem królem i muszę spłodzić potomka, który zajmie moje miejsce, kiedy odejdę. To jeden z moich najważniejszych obowiązków jako władcy, to moja odpowiedzialność. Jak mógłbym patrzeć na siebie w lustrze, jeśli odwróciłbym się od moich poddanych?
– Masz już syna – powiedziałem, sięgając do twarzy męża, aby przyłożyć dłoń do jego policzka i zmusić mężczyznę do spojrzenia mi w twarz. Yusheng przymknął powieki, pozwalając łzom wypłynąć spod nich, kiedy przytulał się do mojej ręki dającej mu ulgę, a gdy uniósł je z powrotem, widziałem w jego oczach błaganie, bym już nigdy jej nie zabierał. – Czy Bolin ci nie wystarczy?
– Jeden syn to za mało – odpowiedział.
– Możesz mieć ich nawet piętnastu, ale na koniec i tak zostanie tylko jeden! – krzyknąłem, czując, jak złość zaczyna parzyć moje żyły. Poderwałem się z posadzki, jakbym liczył, że stojąc, znajdę siłę, by uspokoić płonący we mnie żal i gniew.
Yusheng od razu poszedł w moje ślady i spróbował ponownie chwycić moją dłoń, ale cofnąłem się o krok, aby mu to uniemożliwić.
– A jeśli zginie?! Jeśli zachoruje?! Co się stanie, kiedy go zabraknie?! – Również zaczął krzyczeć, tracąc nad sobą panowanie. – Beatie miało dwóch książąt! Ilu ma teraz?! Gdzie oni są, Iain?!
W pierwszej chwili miałem ochotę, aby zamachnąć się i z całych sił uderzyć męża w twarz, a chociaż już uniosłem dłoń, aby to zrobić, zatrzymałem ją, spoglądając na podłużne, świeże rozcięcie przebiegające przez jego oko. Ostatecznie pozwoliłem, aby między nami zapanowała cisza, przerywana jedynie ciężkimi drżącymi oddechami dwójki kochających się osób, które jedynie potrafiły zadawać sobie ból.
Po prostu przez chwilę zapomniałem, że nasza miłość była niczym silnie uzależniająca trucizna trawiąca nasze ciała – zabijała nas, ale nie potrafiliśmy bez niej żyć.
– Jeden został zamordowany – odpowiedziałem całkowicie opanowanym głosem, powoli cofając się, aby wyjść z komnaty męża i już nigdy do niej nie wracać. – A drugi jest królewską dziwką.
Odwróciłem się, by uciec od swoich uczuć. Zupełnie niespodziewanie przed moimi oczami pojawiła się twarz Huana w ostatnich chwilach jego życia, kiedy wiedział, że przegrał, że stracił osobę, która nadawała jego istnieniu sens.
Czy wtedy czuł się tak samo, jak ja w tym momencie? Czy właśnie to jest to uczucie, kiedy wiesz, że słońce już nigdy nie wzejdzie, dając początek nieskończonej mrocznej nocy przepełnionej bólem i samotnością? Czy znajdę w sobie na tyle odwagi, aby wyrwać się z jej szponów, kończąc cierpienie wraz ze wszystkim?
Poczułem mocne szarpnięcie za ramię, kiedy długie palce boleśnie wbiły się w moją miękką skórę. Już chwilę później płakałem niczym dziecko, wtulając się w ciepłe ciało pachnące krwią oraz potem i pozwalając zamknąć się w szczelnych objęciach, które odgoniły wszystkie czarne myśli.
– Nigdy więcej nie nazywaj się tym słowem. – Przez mój szloch przedarł się głos Yushenga. – Nigdy więcej nie myśl o sobie w ten sposób.
– Usycham – szepnąłem, przełykając łzy. – Jestem kwiatem, a ty mnie podlewasz swoją miłością, ale umrę mimo to. Harem mnie zabija, więc jeśli chcesz, żebym przeżył, musisz zabrać mnie z ogrodu pełnego innych kwiatów i zanieść do miejsca, w którym słońce świeci tylko dla naszej dwójki.
– Obawiam się, że nie ma takiego miejsca – odszepnął, czule gładząc moje włosy.– Nie ma słońca, które świeciłoby tylko nad nami. Właśnie dlatego dałem ci szansę, abyś znalazł swoje własne słońce, abyś nie musiał żyć w wiecznej ciemności przy moim boku.
Odsunąłem się od mężczyzny, by odnaleźć zagubionym spojrzeniem jego pokrytą łzami twarz i nawiązać z nim kontakt wzrokowy.
– O czym ty mówisz?– dopytałem, marszcząc brwi w niezrozumieniu.
Przez chwilę między nami zapanowało milczenie, pozwalając nam porozumiewać się jedynie spojrzeniami. W końcu Yusheng cofnął się o krok, rozdzielając nasze ciała i pozostawiając po sobie jedynie zimno oraz pustkę, a następnie sięgnął ręką do włosów, przeczesując palcami rozczochrane kosmyki. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, jednak nie był on szczęśliwy. To był uśmiech szaleńczej rozpaczy.
– Jak mogłem być taki naiwny – powiedział do siebie i zaśmiał się cicho, jakby właśnie stracił zdrowe zmysły. – Przecież ty o niczym nie wiesz! Ja myślałem, że mówisz i robisz to wszystko, bo naprawdę tego chcesz, a ty po prostu o niczym nie wiesz!
– Yusheng...? – wyszeptałem imię męża z lekkim przerażeniem, widząc, w jak złym jest stanie.
– Co zrobiłeś ze złotą szkatułką? – zapytał nagle, zaskakując mnie tym pytaniem.
Zamrugałem kilkukrotnie, próbując zebrać myśli i przypomnieć sobie, co zrobiłem z prezentem.
– Chyba została przy moim koniu – odpowiedziałem w końcu, kiedy Yusheng wciąż uśmiechał się zrozpaczony. – Czy jakaś błyskotka jest teraz...
– Dlaczego nawet nie zajrzałeś do środka? – przerwał mi.
– Nie miałem czasu – wydukałem z siebie. – Zostawiłeś mnie w namiocie, samemu wyruszając na moją wojnę, i jakoś nie znalazłem chwili, aby się stroić.
– W środku jest dokument naszego rozwodu – powiedział, w końcu pozwalając powadze wrócić na jego twarz. – Dwie kopie z moim podpisem, dla mnie i dla ciebie.
– Nie rozumiem – wykrztusiłem, będąc w głębokim szoku.
Zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że powinienem poczuć szczęście, ale moje ciało wypełnił jedynie ból spowodowany wyrwanym z piersi sercem.
Jeśli kochał szczerze, to dlaczego wolał mnie stracić niż zatrzymać przy sobie?
– Stanie się ważny z chwilą, w której go podpiszesz – kontynuował, patrząc prosto w moje oczy i nie powstrzymując już łez. – Ale nie musisz tego robić... Z okazji twoich urodzin chciałem dać ci coś, czego nigdy tak naprawdę ci nie dałem, Iain – wybór.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top