♔ 4

Moje powieki stawały się coraz cięższe, a głowa zsuwała się z dłoni, którą się podpierałem, słuchając nużącego wykładu Syinga. Nadzorca tak bardzo wciągnął się we własny monolog, że nawet nie zauważył, kiedy ostatecznie pozwoliłem oczom się zamknąć, odcinając się od jego paplaniny.

W krótkim śnie, który zamajaczył mi pod powiekami, z powrotem byłem w Beatie, biegałem z młodszym bratem po pałacowych ogrodach, w ręku trzymałem łuk, a na plecach miałem przewieszony kołczan z miękko zakończonymi strzałami. Atakowaliśmy nimi wszystko: ptaki, motyle, a nawet służących, którzy starali się wykonywać swoje obowiązki. Dziecięce śmiechy niosły się wzdłuż krętych ścieżek, gdy udało nam się kogoś wystraszyć, za co zbieraliśmy wieczorną burę od matki. Jednak w momencie, w którym wraz z Zowie wypuszczaliśmy kolejne strzały, nie w głowie nam była późniejsza kara. Byliśmy jednocześnie braćmi i najlepszymi przyjaciółmi.

Uderzenie otwartą dłonią w stół sprawiło, że poderwałem opadniętą głowę i wyprostowałem plecy. Lekko zagubiony spojrzałem prosto w twarz Syinga, wykrzywioną w grymasie pełnym niezadowolenia oraz dezaprobaty. Wypuściłem głośno powietrze, żałując, że obraz ze snu był tylko jednym z pięknych wspomnień. Nadzorca odchrząknął, a następnie skrzyżował ręce na piersi, unosząc wyzywająco brwi.

– Więc... – zaczął, przyglądając mi się z góry. – Powtórz, czego się nauczyłeś.

– Nie mam zamiaru się tego uczyć – odpowiedziałem. – Nie obchodzi mnie działanie haremu ani wasze obrzydliwe zwyczaje oraz zasady. Nie jestem i nie będę nałożnikiem. Chcę się widzieć z naczelnym sekretarzem. Ile mam jeszcze czekać na jego odpowiedź?

– Przysięgam, że jak osiwieję, to będzie to tylko twoja wina – westchnął. – Powtórzę jeszcze raz. Najważniejszą osobą w haremie jest matka króla, czyli królowa wdowa, którą jest królowa Yuan. Tuż za nią w hierarchii jest żona króla, królowa Biyu, jest matką następcy tronu, dlatego nazywamy ją królową matką. Gdyby król miał więcej małżonek, one zajmowałyby kolejne miejsca w hierarchii, jednak, jako że ich nie ma, trzeci jestem ja – nadzorca haremu.

– A następne są wszystkie królewskie dziwki – mruknąłem, nie chcąc dłużej tego słuchać.

– Tak – odpowiedział mi Sying, zanim zorientował się, co dokładnie powiedziałem. – Nie! Nie używaj tego wulgarnego określenia, nie wypada nałożnikowi używać takich brzydkich słów. Wśród nałożników również panuje hierarchia. Huan jest ulubieńcem króla, więc on jest na pierwszym miejscu. Za nim jesteś ty, ponieważ zostałeś wezwany do alkowy. Reszta dziewczyn nie została wyróżniona.

– Nie? – Pierwszy raz dałem się zaskoczyć. – Oprócz Huana nikt stąd nie...

Sying znowu westchnął ciężko, ewidentnie nie przepadając za poruszonym tematem. Zerknął w stronę drzwi do mojej komnaty, zanim zdecydował się podejść do stolika, przy którym siedziałem. Ukląkł po przeciwnej stronie, mimo że nie było tam dodatkowej poduszki, i ściszył głos.

– Królowa Biyu oraz Huan robią wszystko, co w ich mocy, aby tak pozostało – zaczął wyjaśniać szeptem. – Każda dziewczyna wezwana do alkowy oraz każdy inny mężczyzna w haremie zawsze zostaje prędzej czy później otruty, zamieszany w jakiś spisek i stracony, popełnia samobójstwo albo zostaje odesłany z jakiegoś innego powodu. Teraz ich wrogiem numer jeden jesteś ty, Lan. Zapewne dlatego król nakazał mieć na ciebie szczególną uwagę. Spodobałeś się Jego Wysokości i nie chce, żeby sytuacja znowu się powtórzyła.

– Spiski tuż pod nosem króla – mruknąłem, uśmiechając się, co wyraźnie zaniepokoiło Syinga. – Czyli mówisz, że żona króla i ta królewska dziwka z wysokim mniemaniem o sobie mogą mnie stąd odesłać.

– Lub zabić – warknął. – Nie wchodź w ich spiski, jeśli nie chcesz podpaść królowej wdowie. Oni się nienawidzą.

– Robi się jeszcze ciekawiej – zaśmiałem się.

– Nie do wiary. – Sying pokręcił głową. – Jesteś prawdziwym szaleńcem.

– To twój król jest szaleńcem, bo zamknął mnie tutaj. Przekona się o tym, jak poderżnę mu... – Nadzorca przyłożył mi dłoń do ust, otwierając szeroko oczy.

– Nie wolno ci nawet myśleć o takich absurdalnych rzeczach, a co dopiero wypowiadać je na głos! – krzyknął. – Ściany w pałacu mają uszy.

Dokładnie w tej chwili w mojej komnacie rozległo się delikatne pukanie do drzwi, jakby los chciał potwierdzić słuszność słów Syinga. Obaj spojrzeliśmy w ich kierunku, aż w końcu dobiegł nas cichy głos jednej z pomocnic nadzorcy:

– Naczelny królewski sekretarz zgodził się na spotkanie z Lanem.

– Mówiłem, że się zgodzi – wymruczałem w dłoń Syinga, zanim w końcu zabrał ją z moich ust.

Znowu na siebie spojrzeliśmy, a nadzorca przyglądał mi się dłuższą chwilę, ostatecznie podsumowując absurdalność tej sytuacji jedynie kręceniem głowy.

– Kiedy?! – odkrzyknął w stronę drzwi.

– Dzisiaj, kiedy pałac pójdzie spać.

– Nie do wiary – powtórzył swoje wcześniejsze słowa, wypowiadając je tak cicho, jakby kierował je jedynie do siebie. – Coś jeszcze?

– Przybyła szwaczka. Czy mam ją przyprowadzić?

Nadzorca potwierdził i westchnął głośno, będąc wyraźnie zmęczonym nauczaniem mnie zasad panujących w haremie. Również byłem zmęczony życiem, które miałbym tu wieść. Nałożnicy całymi dniami nie robili absolutnie nic – zapytany, czy chciałbym uczyć się śpiewu, gry na instrumencie czy malarstwa, po prostu prychnąłem, na propozycję haftowania wystąpiłem z propozycją łucznictwa, wtedy to nadzorca prychnął. Potrzebowałem ruchu, jazdy konnej, ćwiczeń walki wręcz, a w czasie odpoczynku ciała, powinienem skupiać się na naukach, jak rządzić państwem. W końcu byłem księciem koronnym, to były dla mnie priorytety. A nie strojenie się i zabawianie króla wrogiego królestwa!

Szwaczką okazała się starsza kobieta o czarnych włosach licznie przepasanych siwizną. Niosła ze sobą worek, z którego zaczęła wyciągać próbki materiałów, zachwalając te, które z pewnością były droższe. Sying słuchał jej uważnie, brał do rąk każdą z próbek i sam oceniał, czy jest warta zakupu. Ostatecznie wybrał ich siedem, każdą z nich uprzednio przykładając do mojej twarzy, aby się upewnić, czy kolor pasuje do mojej urody.

– Ile masz lat? – zapytała mnie kobieta, gdy w końcu ustawiła mnie wraz z nadzorcą na środku komnaty i zaczęła szczegółowo mierzyć.

– Wczesną jesienią skończę osiemnaście – odparłem, czując ucisk w brzuchu. Nie wyobrażałem sobie, że miałbym zostać w tym miejscu do czasu moich urodzin.

– Jest starszy niż większość nałożników, którzy trafiają do haremu, ale już został wezwany do alkowy – odparł Sying, zwracając się do szwaczki.

– To dobry wiek na szycie szat, nie wyrośnie z nich, więc posłużą.

– Ile ma wzrostu? Jest bardzo drobny.

– Sto sześćdziesiąt pięć.

– Sześć – poprawiłem ją. – Sto sześćdziesiąt sześć.

Sying przewrócił oczami.

– Jest też bardziej umięśniony niż inni nałożnicy – zauważyła szwaczka.

– Przez to większość szat, które mamy, na niego nie pasują. Albo są za ciasne na ramionach, albo ciągną się po ziemi.

– Mam już wszystko, czego potrzebuję, do końca tygodnia powinnam dostarczyć pierwszą część zamówienia.

– Twoja zapłata – mówiąc to, Sying wyciągnął zza paska woreczek ze złotem, który podał szwaczce.

Kobieta przyjęła go z uśmiechem, a następnie wyszła, uprzednio kłaniając się nadzorcy i chyląc przede mną głowę. Znowu zostaliśmy tylko we dwójkę.

– Kim ty właściwie jesteś? – zapytał mnie nadzorca, krzyżując ręce na piersi.

Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, więc obdarzyłem go uśmiechem przepełnionym szaleństwem.

– Ja? – spytałem retorycznie. – Jestem klęską tego narodu. Jeszcze wszyscy pożałujecie, że otworzyliście przede mną drzwi i przywlekliście w progi tego piekła.

Sying znowu przewrócił oczami, nie biorąc moich słów na poważnie.

***

Resztę dnia spędziłem, wyglądając przez okno w mojej komnacie. Wciąż miałem zakaz opuszczania jej bez nadzoru Syinga, który musiał zająć się „ważniejszymi sprawami", albo po prostu miał mnie dość. Właśnie dlatego zostałem skazany jedynie na swoje towarzystwo, starając się wykorzystać ten czas na stworzenie planu ucieczki. Niestety bez znajomości pałacu wroga, nie było to takie proste.

Ogród, który rozpościerał się tuż za oknem, był naprawdę piękny. Ścieżki wiły się między kwiatowymi krzewami oraz niewielkimi drzewami, które kwitły, obracając główki kwiatów w stronę zbliżającego się do zachodu słońca. Między nimi spacerowały chichoczące dziewczęta, niektóre po prostu wyszły cieszyć się ciepłym, wiosennym dniem, inne niosły jakieś kosze lub materiały, pomagając w pracach haremowych. Dookoła ogrodu wznosiły się jasne mury pałacu, nie pozostawiając wątpliwości, iż nie ma szans, by ktoś z zewnątrz się do niego dostał, albo ktoś z wewnątrz wydostał. Tuż naprzeciw mojego okna znajdowały się dwa ogromne tarasy, a na lewo trzy mniejsze. Czasami na którymś z nich pojawiała się sylwetka człowieka, jednak znajdowały się one zbyt daleko, bym był w stanie rozpoznać twarze. Ogród był naprawdę ogromny i gdyby krzewy w nim nie były regularnie przycinane, można by było się w nim zgubić.

Oprócz dziewcząt z haremu, służby i Syinga ścieżkami nie przechodził nikt inny. Żaden gwardzista, żaden lord, nikt z zewnątrz. To nie była dla mnie dobra informacja – znaczyła tylko tyle, że serce pałacu naprawdę było odcięte od świata zewnętrznego. Małe królestwo wewnątrz innego królestwa.

Tego dnia, gdy czekałem na nadejście nocy, by spotkać się z naczelnym królewskim sekretarzem, do ogrodu zawitała nowa osoba. Nowa dla mnie. Była to młoda kobieta, która swoim ubiorem znacznie wyróżniała się wśród nałożnic. Jej szata miała liczne zdobienia, a we włosy wpleciono tyle ozdób, że kobieta bardziej przypominała malowidło naścienne, niż żywą osobę. Poruszała się nieśpiesznie i z gracją, a każda mijana osoba kłaniała się jej głęboko. Wraz z nią w ogrodzie pojawiła się jedna ze starszych służących, która truchtała za radośnie biegnącym małym chłopcem. Nie miałem żadnych wątpliwości, kim był. Na drobnej głowie znajdowała się srebrna, książęca korona. Chłopiec śmiał się głośno, biegając wśród kwiatów i uciekając przed służącą, z którą musiał bawić się w ganianego. Wydawał się taki szczęśliwy, zapewne nie będąc świadomym, w jak barbarzyńskim miejscu mieszka.

Przyglądając się małemu księciu, zacząłem myśleć o mojej rodzinie. O ojcu, matce oraz młodszym bracie. Czy dotarła już do nich fałszywa wiadomość o mojej śmierci? Czy bardzo rozpaczają przez nieprawdziwą śmierć ich księcia koronnego? Czy całe Beatie jest już w żałobie? Ile bym dał, by znowu znaleźć się w domu wśród bliskich mi osób. Odwiedziłbym ojca i ucałował w dłoń, napiłbym się herbaty z matką, a następnie wyrwałbym się z zajęć z łucznictwa, by ścigać się konno z Zowie ku niezadowoleniu nauczycieli. Ostatnio za bardzo skupiałem się na moich obowiązkach jako przyszłego władcy i zapomniałem, że to inni ludzie są w tym wszystkim najważniejsi.

***

Nadzorca przyszedł po mnie naprawdę późno. Błękit nieba został zastąpiony granatem obsypanym licznymi gwiazdami, ogród całkowicie opustoszał, a za oknami panowała ciemność. Tylko w jednej komnacie wciąż paliły się świece – w tej z największym tarasem. Poza tym wyjątkiem cały pałac zdawał się pogrążony we śnie. Sying również miał na sobie sypialną szatę, zdjął większość ozdób, pozostawiając jedynie szpilę w koku oraz kolczyki w uszach. Skinął na mnie głową bez słowa, a następnie ruszył prosto do schodów.

W milczeniu podążyłem za nim, a tuż za mną, nie opuszczając mnie na krok, podążyła dwójka gwardzistów w zielonych szatach. To właśnie oni pilnowali mojej komnaty, abym nie mógł jej opuścić bez nadzorcy. Odnosiłem wrażenie, że nawet więźniowie w celach nie byli tak pilnowani, jak ja. Wszystkie trzydzieści osiem dziewcząt spało na swoich posłaniach we wspólnej komnacie, służba również zniknęła z korytarzy. Nie minęliśmy ani jeden żywej duszy, błądząc nimi w nieznanym mi kierunku. Harem naprawdę przypominał labirynt, a każdy zakręt wyglądał identycznie do poprzedniego. Próbowałem je zapamiętać, jednak zdawało mi się, iż od kilku minut krążymy w kółko, jakby sam Sying nie wiedział, gdzie zmierzamy.

Tak zagubiłem się w próbach rozróżnienia korytarzy, że z opóźnieniem dotarło do mnie, że do echa naszych kroków, dołączyło echo kroków zmierzających z przeciwnego kierunku. Zerknąłem na nadzorcę, którego brwi zmarszczyły się delikatnie, jednak nim zdołałem zapytać, zza zakrętu wypadł Huan w towarzystwie swoich czterech służących. Miał na sobie więcej ozdób niż kiedykolwiek widziałem w szkatułce mojej matki, ale jego misterna fryzura została zniszczona przez czyjąś dłoń, a szafirowa szata założona w pośpiechu, delikatnie przechylając się w prawo i odsłaniając fragment jasnej skóry nałożnika.

Wpierw spojrzenie Huana padło na nadzorcę, jednak bardzo szybko wbiło się we mnie, a twarz królewskiej dziwki wykrzywiła się w grymasie nienawiści, gdy mierzył mnie wzrokiem.

– Dokąd prowadzisz tego bękarta? – zapytał, wciąż wpatrując się we mnie, jednak to pytanie było skierowane do Syinga.

– Skoro skończyłeś odwiedzać króla w alkowie, to wracaj do swojej komnaty – odparł mu nadzorca, widocznie nie zamierzając wchodzić w dyskusję z nałożnikiem. W przeciwieństwie do mnie.

– Zostałeś wyrzucony z łoża prosto na korytarz? – zapytałem, przyglądając się mu z obrzydzeniem. – Czy jakiś gwardzista dobrał się do ciebie po drodze?

Gdy tylko to pytanie padło z moich ust, na korytarzu zapanowała absolutna cisza. Zupełnie inna niż ta, która otaczała nas kilka chwil temu. Ta była ciężka, unosiła się w powietrzu, zabierając tlen i opadając na nasze ramiona, jakby miała fizyczną formę. Służące Huana zatkały usta dłońmi, jakby zobaczyły coś strasznego, sam Huan rozchylił wargi w niedowierzaniu, a Sying odwrócił się, by spojrzeć na mnie, jakby dopiero zorientował się, że wciąż za nim szedłem. Nie miałem wątpliwości, że powiedziałem coś, czego nigdy nie powinienem był mówić.

– Jak śmiesz? – Pierwszy głos odzyskał Huan. – Takie wyszczekane kundle z Beatie powinny wisieć przed pałacem!

Mówiąc to, uniósł prawą dłoń, a liczne bransolety na jego nadgarstkach zagrzechotały, gdy zamachnął się, z zamiarem wymierzenia mi ciosu. Przygotowałem się na odepchnięcie ręki nałożnika, jednak Sying mnie uprzedził, stając między mną a Huanem.

– Uspokójcie się, obaj – pouczył nas. – Nie wolno wam podnosić na siebie rąk ani używać takich słów! Zrozumieliście?! Lan jeszcze nie rozumie wszystkich zasad panujących w haremie, powinieneś wykazać się większą mądrością niż on, Huan.

– Ale on... On zasugerował, że...

– Dziwka to dziwka – odparłem, nie potrafiąc ugryźć się w język, gdy słowa nadzorcy ugodziły prosto w moja godność. Nie byłem głupszy od tej brudnej zabawki ich króla. – Skoro dla zysku leży pod jednym mężczyzną, dla zysku położy się pod drugim i trzecim.

Nadzorca zareagował tak szybko, że początkowo nie rozumiałem, co się stało. Dźwięk uderzenia zmieszał się z echem mojego głosu, a lewy policzek przeszył ból. Odgarnąłem włosy z twarzy, które wysunęły się z niskiego upięcia przez siłę uderzenia, a następnie spojrzałem ostro na nadzorcę. On jednak nie wyglądał na zlęknionego chęcią mordu w moich oczach. Wyglądał na wściekłego i śmiało mierzył się ze mną wzrokiem.

– Za takie słowa powinieneś stracić głowę! – wrzasnął. – Skoro nie potrafisz powstrzymać swojego języka, powinienem ci go przypalić lub obciąć! To ostatnie ostrzeżenie! Twoje wysokie mniemanie o siebie i przychylność króla nie uchroni cię przed przestrzeganiem prawa w haremie! Pogódź się z tym i przestań zachowywać się jak dzikie zwierzę zamknięte w klatce, bo zwierzęta, których nie da się oswoić, uczy się potulności batem!

Odwróciłem wzrok od Syinga i zacisnąłem dłonie w pięści, by spróbować zapanować nad wypalającą mnie wściekłością. Nikt nigdy nie upokorzył mnie bardziej. Pragnąłem krzyczeć, pragnąłem poderżnąć im wszystkim gardła, ale byłem bezsilny. Zachowanie spokoju było najrozsądniejszym zachowaniem w tej sytuacji.

– To będzie lekcja pokory, potraktuj to jako najważniejszą lekcję życia w haremie – Sying kontynuował już spokojniejszym głosem. – Uklęknij i proś o przebaczenie za swoje słowa.

Zamknąłem oczy i jeszcze mocniej zacisnąłem dłonie w pięści. Poczułem, jak paznokcie wbijają się w moje śródręcza, ale nie przejąłem się tym. Ból fizyczny nie umywał się do bólu, który rozsadzał mnie od środka.

Byłem księciem, byłem przyszłym królem Beatie, następcą tronu. Nie zamierzałem kajać się przed królewską dziwką i nadzorcą haremu. Przypalony język był niczym w obliczu upokorzenia, którym byłoby klęknięcie przed nimi. Właśnie dlatego wziąłem głębszy oddech, wyprostowałem plecy i w końcu ze śmiałością spojrzałem w twarz Syinga, którą wykrzywiał grymas złości.

– To nie była prośba – odparł nadzorca, widząc, że nie zamierzam się ugiąć. – Moja cierpliwość i wyrozumiałość mają swoje granice. Albo uklękniesz z własnej woli, albo kilka uderzeń kijem w łydki cię do tego zachęci.

– Nie zamierzam przepraszać kogoś takiego jak on – odpowiedziałem, nie dając się zastraszyć.

– Jesteś wart mniej niż on.

– Jestem wart więcej niż wszystkie dziwki w tym piekle.

– Co tu się dzieje? – Obcy głos wtrącił się w rozmowę, nim Sying zdążył zareagować na moje słowa. Wszyscy spojrzeliśmy w kierunku, z którego dobiegał, a nasze spojrzenia padły na naczelnego królewskiego sekretarza, który zatrzymał się tuż za służącymi Huana. – Wrzaski niosły się aż do wyjścia z haremu. Nie potrafisz zapanować nad nałożnikami, nadzorco?

– Świetnie sobie radzę – odwarknął mu Sying. – Nie masz prawa przekraczać progu haremu bez zezwolenia króla.

– Kiedy dobiegają mnie groźby o ścinaniu głów i przypalaniu języków, ciężko nie zareagować.

– Świetnie sobie radzę – powtórzył się nadzorca. – Wyjdź z haremu, nim ktoś cię o coś oskarży. Lan wraca do swojej komnaty przygotować się na jutrzejszy zabieg.

– Miałem pomówić z sekretarzem! – przypomniałem Syingowi ostrym tonem.

– Nie odzywaj się, jeśli nie masz zamiaru błagać o przebaczenie za swoje karygodne słowa! – krzyknął na mnie nadzorca, a na twarzy Huana pojawił się uśmiech przepełniony poczuciem wyższości. Uważał, że wygrał tę bitwę.

– O jakim zabiegu mowa? – zapytał Zhong, na którym krzyki nadzorcy widocznie nie robiły żadnego wrażenia.

– Czyżbyś zapomniał, że każdy mężczyzna w haremie jest wytrzebiony? – sarknął Sying, z powrotem zerkając na sekretarza. – Myślałem, że kto jak kto, ale ty znasz się na haremowym prawie.

– Chyba nie słuchałeś mnie uważnie, gdy przekazywałem Lana w twoje dłonie, nadzorco – głos Zhonga nabrał na ostrości, jakby szczerze ugodziły go słowa Syinga. – Powiedziałem, że ma być nietknięty.

– Co to ma znaczyć? – odwarknął mu.

– Król chce go w nienaruszonym stanie. Żadnych chłost kijem po łydkach, żadnego przypalania języka i żadnych zabiegów.

– Słucham?

– Czyżbym mówił niewyraźnie? – prychnął. – Pomów jutro z królem, może jego słowa zrozumiesz lepiej. Skończcie te krzyki, skoro panujesz nad sytuacją. Chyba nie chcesz obudzić króla. Dobrej nocy.

Po tych słowach Zhong odwrócił się i ruszył w kierunku, z którego przyszedł zwabiony wcześniejszym hałasem. Sying i Huan nie odezwali się ani słowem, jednak nie potrzebowałem słów. Samo ich milczenie oraz uśmiech, który zniknął z twarzy nałożnika i pojawił się na mojej, oznaczały, że wygrałem pierwszą z najważniejszych bitew, czekających na mnie w drodze do odzyskania wolności. Wróciłem do swojej komnaty w towarzystwie Syinga oraz dwóch gwardzistów, całą drogę zadzierając głowę, by okazać moją wyższość nad nadzorcą i królewską dziwką.

W komnacie panował półmrok, ponieważ jedynym źródłem światła była pojedyncza świeca na niewielkim stoliku. Zatrzymałem się na środku pomieszczenia i obejrzałem przez ramię na Syinga, z którym nawiązałem kontakt wzrokowy. Przyglądaliśmy się sobie w milczeniu przez dłuższą chwilę, ja z uśmiechem, nadzorca z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

– Kim ty jesteś? – zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie.

Zamknął drzwi do mojej komnaty, zostawiając mnie samego, a ruch powietrza zgasił świece.

– Klęską – odpowiedziałem ciemności. – Już ci mówiłem, że jestem klęską tego narodu. Wraz ze śmiercią księcia Iaina narodził się wasz koniec. Sami mnie na siebie zesłaliście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top