♔ 37
Czekanie...
Teraz mogłem tylko czekać, a każda minuta ciągnęła się w nieskończoność, wystawiając na próbę moją cierpliwość. Nie dziwne było, że większość wolnego czasu, którego miałem od groma, spędzałem na wypatrywaniu posłańców lub wojsk na horyzoncie. Jednak, jak na złość, każda sylwetka, która zamajaczyła w oddali, ostatecznie okazywała się jednym z żołnierzy z Batair, który wracał do twierdzy zdać raport po spatrolowaniu okolicznych terenów.
U mego boku wiernie trwał Sying, który wręcz nie opuszczał mnie na krok. Wciąż pilnował, czy niczego mi nie brakuje lub, co gorsza, czy aby na pewno nie brakuje mnie. Pilnował też, abym spożywał wszystkie potrzebne posiłki i wyglądał tak, jak na królową Daiyu przystało. Przynajmniej odrobinę, ponieważ nie ubierał mnie już w wytworne szaty, nie obwieszał rąk ciężkimi bransoletami, nie zmuszał do noszenia w uszach długich kolczyków, ani nie wpinał we włosy setek wsuwek, spinek i kwiatów. Moja twarz również nie była już pudrowana, powiek nie zaciemniano popiołem, a warg nie podkreślano czerwoną pomadą. A chociaż w Beatie było nie do pomyślenia, by mężczyzna nosił się właśnie w taki sposób, to czułem wewnętrzną pustkę, gdy widziałem swoje odbicie w lustrze i dostrzegałem tylko obcisły książęcy strój i prosty kok upięty na czubku głowy przebity jednolitą złotą szpilą.
Tylko naszyjnik z kwiatem wiśni wysadzanym czarnymi jadeitami, który przyciśnięty do grdyki drżał z każdym moim ruchem, wciąż przypominał, kim byłem przez ostatnie miesiące. Niczym dowód, że nie były one tylko koszmarem, który na krótką chwilę przerodził się w piękny sen.
Gdzie jest środek mojego świata?
– Wasza Wysokość. – Usłyszałem za plecami ciepły męski głos, więc odwróciłem się, by spojrzeć Neallowi prosto w oczy. Kapitan uśmiechał się do mnie, chyląc głowę w pokłonie, a gdy się wyprostował, złączył dłonie za plecami i rozejrzał się dookoła, podziwiając rozpościerający się przed nami widok: po lewej leniwie płynąca rzeka Hong, po prawej wbijające się w niebo góry Daron. – Przyszło mi sprawować władzę w twierdzy w najpiękniejszym miejscu na świecie – powiedział, podchodząc bliżej.
– Nie sposób zaprzeczyć, iż Batair cieszy się niesamowitym krajobrazem – odpowiedziałem i, idąc śladem rozmówcy, prześledziłem wzrokiem strome zbocza gór i nierówny brzeg rzeki. – Szkoda tylko, że Daiyu wciąż próbuje wydrzeć te ziemie z naszych granic.
– Panie... – Dłoń Nealla spoczęła na moim ramieniu. – Czy Daiyu nie jest też cząstką ciebie? Nie wiem, jakie dokładnie masz plany, jednak mam nadzieję, że po wojnie domowej nie zacznie się wojna między Beatie a Daiyu. Początkowo myślałem, iż skoro wziąłeś króla Daiyu za męża, to łączy cię z nim pewne uczucie.
Zacisnąłem wargi i odwróciłem głowę w przeciwnym kierunku niż kapitan.
Gdyby to naprawdę było takie proste. Gdyby uczucie mogło sprawić, że wszystkie złe chwile nigdy nie nadejdą. Gdyby Yusheng mnie nie zdradzał i wciąż nie okłamywał. Gdyby...
Gdyby naprawdę mnie kochał...
W oczach zabłysły mi łzy, a coś ścisnęło całe moje wnętrze, nie pozwalając przez dłuższą chwilę nabrać powietrza do płuc. Kiedy w końcu udało mi się to zrobić, mój oddech był nienaturalnie głośny. Sying od razu znalazł się przy moim boku, przyglądając mi się uważnie i dopytując cicho, czy dobrze się czuję. Był gotowy, by w każdej chwili wezwać medyka. Jednak ten problem z oddechem nie był winą choroby płuc, która już raz i na zawsze zacisnęła na mnie swoje szpony, by dać o sobie znać w najmniej odpowiednich chwilach. Zacisnąłem powieki, pozwalając zebranym łzom spłynąć po policzkach, a palcami po omacku odnalazłem wisiorek, który wciąż spoczywał na szyi, nieprzerwanie przypominając Yushengowi, iż jest powodem mojego nieszczęścia.
– Wasza Wysokość? – Do głosu Syinga dołączył głos Nealla, który zmierzył nadzorcę haremu oceniającym spojrzeniem pełnym zdegustowania, a następnie machnął na niego dłonią, nakazując, aby odsunął się ode mnie. Oczywiście jego rozkaz został zignorowany, wywołując jedynie ciche prychnięcie. – Nie byłem pewny, czy wypada mi to proponować, jednak myślę, że potrzebujesz tego, panie – zaczął, z powrotem przywołując na twarz uśmiech. – Skoro poddani nie mogą świętować urodzin swego księcia koronnego wraz z nim, nakazałem kucharzowi przygotować ucztę i, jeśli Wasza Wysokość się zgodzi, otworzyć kilka beczek z winem.
– Urodzin? – zdziwiłem się, marszcząc brwi.
– Wasza Wysokość nawet nie pamięta, że dzisiaj są jego urodziny?
– To już dzisiaj? – dopytałem, a on z lekkim rozbawieniem skinął głową. – Świętujmy zatem.
***
Kapitan Kim miał całkowitą rację, mówiąc, że potrzebuję właśnie tego. Siedząc przy stole zastawionym tradycyjnymi beatyckimi daniami, popijając niekończący się alkohol i słuchając ojczystych melodii wygrywanych przez służące, w końcu mogłem zapomnieć o miesiącach spędzonych w piekle. Zhong dołączył do nas, aby mieć pewność, iż świętowanie moich osiemnastych urodzin nie jest pretekstem do snucia spisków przeciw jego królowi. Natomiast lordowie, którzy przybyli wraz z nami do Beatie, byli chętni, aby napchać brzuchy jedzeniem i winem do granic możliwość, bez względu na to, jaka okazja temu towarzyszyła. Zapewne nawet nie rozumieli połowy słów, które padały przy stole.
Jedyną osobą, która mogła do nas dołączyć, jednak tego nie zrobiła, był Yusheng.
– Książę zawsze zgrywał zdystansowanego, ale kiedy przyszło co do czego, potrafił również się zapomnieć – westchnął Neall, wspominając stare czasy. – Byłem młodziutkim żołnierzem, który dopiero co skończył szkolenie, kiedy poznałem księcia osobiście. Wiedziałem, że wymyka się książę wraz z bratem z pałacu, ale zawsze przymykaliśmy na to oko. To było takie nieodpowiedzialne, jednak...
– Królowa – przerwał mu Sying, który wciąż stał za moimi plecami, chociaż kilkukrotnie zapraszałem go do stołu.
– Słucham? – mruknął kapitan, zerkając na nadzorcę.
– Królowa, nie książę – poprawił go.
– Sying, usiądź, napij – urwałem, żeby czknąć – się z nami. Nie musisz mnie ciągle pilnować.
– Wydaje mi się, Wasza Wysokość, że jednak muszę.
– Nie wiem, jak może książę trzymać przy swoim boku kochanka własnego męża – skrzywił się Neall, a z każdym słowem jego policzki stawały się bardziej czerwone. – To wielce niesmaczne.
Roześmiałem się, przyciskając naczynie z alkoholem do warg i opróżniłem je, nim z uśmiechem na ustach z powrotem spojrzałem na krzywiącego się w niezrozumieniu kapitana.
– Sying nie jest nałożnikiem – odpowiedziałem. – Jest czysty, nigdy nie został dotknięty. Jego zadanie polega na zrzędzeniu.
– Och... – westchnął Neall, patrząc to na mnie to na nadzorcę. – Wybacz mi książęca mość, nie wiedziałem. Myślałem, że każdy w haremie chodzi do łoża króla.
Zhong zaczął się krztusić winem, przyciągając nasze spojrzenia jedynie na krótką chwilę.
– W haremie jest wiele nietkniętych dziewcząt – wyprowadziłem rozmówcę z błędu. – Chociaż sam już nie wiem, czy naprawdę są nietknięte. Yusheng lubi wchodzić na...
– Panie. – Poczułem, jak ręka nadzorcy zaciska się na moim ramieniu. – Myślę, że już pora, by udać się na spoczynek.
– Noc jeszcze młoda! – krzyknął Neall, niezadowolony z zachowania mojego sługi. – Nikt nie pozwolił ci się odezwać! Język masz zdecydowanie zbyt długi, a nawet nie jesteś mężczyzną.
Znowu zacząłem się śmiać, ale przestałem, gdy ponownie czknąłem.
– Sying ma racje – stwierdziłem w końcu, już od jakiegoś czasu czując, że moje powieki stają się coraz cięższe. – Pora już późna, a jutro może w końcu doczekamy się odpowiedzi od – czknięcie – posłańców.
Oparłem dłonie na blacie, podnosząc się z siadu i czując lekkie zawroty głowy, które odbierały mi zmysł równowagi. I tym razem z pomocą przyszył ręce nadzorcy, który objął mnie w pasie, pomagając zachować mi pion. Byłem w cudownym nastroju, czując, że przez ostatnie dni niepotrzebnie się tak zamartwiałem, ponieważ wszystko szło zgodnie z planem. Jednak Sying wpatrywał się we mnie karcąco ze ściągniętymi wargami. Nie chciałem, żeby jego mina wszystko mi psuła, więc sięgnąłem ręką do jego twarzy, by palcami unieść kąciki ust nadzorcy, naprawiając ten błąd.
– Panie, błagam cię – szepnął, ciągnąć mnie w stronę drzwi, chociaż planowałem jeszcze przed wyjściem wypić ostatni kieliszek pysznego wina. – Władca powinien znać umiar.
– Nie wiem, o co ci chodzi, Sying – mruknąłem, z niezadowoleniem pozwalając mu prowadzić mnie korytarzami twierdzy. – Czy twój władca zna umiar w liczbie nałożników? Nie...
– Panie...
– Zaprowadź mnie do łaźni – rozkazałem, przerywając mu. – Muszę się wykąpać przed snem.
Skrzywiłem się lekko, czując, jak z każdym niezdarnym krokiem alkohol i jedzenie w moim brzuchu zaczynają bulgotać, jednak starałem się to zignorować.
– Lepiej będzie, jeśli wykąpiesz się rano, Wasza Wysokość – odparł, zatrzymując się nagle.
Początkowo nawet nie zwróciłem na to uwagi, skupiając się na dziwnym procesie, który zachodził wewnątrz mnie. Cała przyjemność z wypitego alkoholu i kilkugodzinnej uczty zanikała przez nieprzyjemne bulgotanie, a chociaż jeszcze chwilę temu najchętniej kontynuowałbym zabawę, to teraz pragnąłem jak najszybciej o niej zapomnieć. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że nadzorca zatrzymał się w połowie drogi. Zmarszczyłem po raz kolejny brwi, wpierw zerkając na bladego Syinga, by następnie odszukać przyczynę jego zachowania.
Oczywiście nie mógł być nią nikt inny, niż mój mąż, którego ciemne oczy wpatrywały się prosto we mnie z nieukrywaną dezaprobatą. Przewrócił nimi, kiedy po raz kolejny czknąłem głośno, a następnie westchnął, odwracając się do nas tyłem, jakby nie chciał widzieć mnie w tym stanie.
– Gdzie idziesz? – zawołałem za nim. – Dlaczego środek mojego świata przede mną ucieka?
Znowu czknąłem, a Yusheng zatrzymał się jak na zawołanie. Kiedy obejrzał się przez ramie, jego spojrzenie było całkowicie inne, jakbym wpatrywał się w oczy dziecka, które jeszcze nie wie, jaki ten świat jest okrutny. Uśmiechnąłem się do niego, czknąłem po raz kolejny, a gdy otworzyłem usta, by ponownie się odezwać, to nie słowa je opuścił lecz częściowo strawione jedzenie i alkohol, ściekając po mojej brodzie i pokrywając ubrania oraz podłogę.
***
Pierwszą rzeczą, która przedarła się do mojej świadomości poprzez gęstą ciemność nieskończonej otchłani, był silny ból głowy. Odnosiłem wrażenie, że głowa mi pulsuje z bólu, a gdy otworzyłem oczy, skrzywiłem się przez jasne światło dnia wpadające do komnaty. Leżałem w łożu okryty delikatną w dotyku pościelą, a ciało osłaniała szata sypialnia, chociaż w ogóle nie pamiętałem, żebym ją na siebie zakładał.
Nie pamiętałem też, żebym kładł się do łoża... I wracał do komnaty... Ostatnia rzecz, którą potrafiłem przywołać we wspomnieniach, był stół pełen beatyckich potraw oraz alkoholu, przy którym siedziałem wraz z Neallem, Zhongiem i lordami.
Uniosłem się do siadu, marszcząc brwi przez nieustępliwy ból głowy, a kiedy rozejrzałem dookoła, z ulgą dostrzegłem Syinga, który przysypiał na leżance w kącie pomieszczenia. Z trudem zacząłem wysuwać się spod pościeli, wyglądając przez okno, a po położeniu słońca mogłem poznać, że po raz kolejny wstaję koło południa, co naprawdę było nie do pomyślenia. W końcu władca miał pełno obowiązków, których na pewno nie zdoła wykonać, jeśli przez większość doby będzie pogrążony we śnie. Kiedy w końcu bose stopy dotknęły zimnej podłogi, a ja podniosłem się z materaca, aby podejść do naszykowanej dla mnie misy z wodą, do moich nozdrzy dobiegł bardzo nieprzyjemny zapach, który przypominał odór wymiocin.
– Sying! – wychrypiałem przez zaschnięte gardło, które pragnęło szklanki wody. – Sying!
Nadzorca potrzebował chwili, by wybudzić się z drzemki, a kiedy jego powieki w końcu się uniosły, od razu zerwał się na równe nogi i zgiął w pół, oddając mi pokłon.
– Wybacz mi, Wasza Wysokość – zawołał o wiele za głośno, przez co znowu się skrzywiłem. – Jak się czujesz? Przekazać medykowi, by przygotował napar? Chciałbyś się wykąpać? Jesteś gło... – zamilkł, widząc, jak unoszę dłoń.
– Ciszej – mruknąłem. – Dlaczego tak krzyczysz? Nie jestem głuchy.
– Wcale nie krzyczę, panie – odpowiedział, w końcu mówiąc ciszej. – Wybacz mi, panie, mą śmiałość, ale upiłeś się wczoraj i zapewne masz objawy zatrucia alkoholem.
– I to ja tak nieprzyjemnie pachnę?
– Tak, panie – powiedział, wbijając wzrok w podłogę. – Nie wiem, czy pamiętasz, Wasza Wysokość, swoje spotkanie z królem... – urwał, wykonując dziwny gest dłonią, zbliżając ją kilkukrotnie do ust, by dość gwałtownie ją opuścić.
Westchnąłem, zupełnie nie rozumiejąc, co się dzieje. Ból głowy nie pozwalał mi swobodnie myśleć, a jedyną rzeczą, którą byłem w stanie w tym momencie poczuć, to zagubienie. Pragnąłem w końcu znaleźć coś do picia i dać ulgę zaschniętemu gardłu, zażyć lekarstwo na przeraźliwy ból głowy i zmyć z siebie nieprzyjemny zapach. Sying, który powinien już dawno zacząć wykonywać rozkazy, wciąż stał w rogu komnaty, robiąc nietypową dla siebie minę i marszcząc się przy tym, nieprzerwanie machając ręką oraz wygadując skończone bzdury.
– Przecież Yusheng nie brał udziału w biesiadzie – odpowiedziałem, w końcu sprawiając, że nadzorca zamarł w bezruchu, jedynie podnosząc na mnie wzrok.
– Czyli nie pamiętasz tego, panie – wydukał, zagryzając wargę. – Wczoraj, Wasza Wysokość, kiedy wracaliśmy do komnaty, spotkaliśmy króla i powiedziałeś mu, że... że jest...
– Wysłów się w końcu i przynieś mi ten ziołowy napar, bardzo chce mi się pić – syknąłem na niego.
– Powiedziałeś królowi, że jest środkiem twojego świata, panie – wykrztusił. Wszystkie moje wnętrzności ścisnęły się nieprzyjemnie, by po chwili wykonać fikołka w brzuchu, gdy dreszcze przeszły wzdłuż mojego kręgosłupa, a ciepło uderzyło w policzki. – A potem...
– Nie mów, że pozwoliłem mu mnie dotknąć! – krzyknąłem, na co Sying, przynosząc mi ulgę, pokręcił gwałtownie głową.
– Nie, panie – odpowiedział. – Potem zwróciłeś zjedzone jedzenie i wypity alkohol na siebie samego...
Przycisnąłem dłoń do oczu, jakbym próbował ukryć się przed światem. Chyba nigdy nie czułem się tak zażenowany, jak w tym momencie.
Czy ja nie potrafiłem nad sobą zapanować? Gdzie był jakiś umiar lub zdrowy rozsądek? Jak głupi szczeniak postanowiłem wykorzystać okazję do chwili zapomnienia, udowodnić wszystkim wokół i sobie samemu, że jestem już dorosłym mężczyzną, skoro skończyłem osiemnaście lat. A tak naprawdę jedynie upokorzyłem się przed każdym w twierdzy Batair, gdzie już musiały chodzić plotki o moich wczorajszych wybrykach. Pozostało mi jedynie udawać, że nic się nie stało i unikać Yushenga najdłużej, jak tylko to będzie możliwe.
– Czy to wszystko? – zapytałem nadzorcy, który po krótkiej chwili zastanowienia pokręcił głową.
– Jest jeszcze jedna rzecz, panie – wyznał, a ja zawahałem się, czy nie powstrzymać go, byleby nie słyszeć więcej kompromitujących rzeczy o sobie samym. Jednak nim zdołałem podjąć decyzję, Sying dokończył: – Król pragnie się z tobą widzieć.
***
Nie chciałem przyznać sam przed sobą, że robiłem wszystko, by tylko odwlec moją rozmowę z Yushengiem w nieskończoność. Yusheng wciąż czekał na odpowiedź na prośbę o widzenie, a ja spławiłem go, odpowiadając nadzorcy, iż nie czuję się teraz na siłach, więc musi zaczekać. W ten sposób wypiłem w komnacie ziołowy napar na ból głowy wywołany zatruciem alkoholowym, który niestety niewiele mi pomógł, jedynie łagodząc nieprzyjemne skutki. Później zażyłem kąpiel, która zmyła ze mnie nieprzyjemny zapach częściowo strawionego jedzenia i alkoholu, a palce Syinga przyjemnie masowały moje skronie, kiedy czyścił włosy po ciężkiej nocy. Następnie natarł mi plecy maścią, która miała zmniejszyć widoczność blizn i poprawić ich elastyczność. Po tych zabiegach w końcu zjadłem coś, chociaż wcale nie czułem głodu.
Moje wymówki skończyły się, gdy słońce powoli zmierzało w stronę Daiyu, sprawiając, że na górach Daron kładły się długie cienie wież twierdzy. Yusheng, który w ciągu tego dnia upomniał się o widzenie ze mną aż sześć razy, czekał na dużym tarasie, z którego można było podziwiać rzekę Hong oraz wzbijające się ku niebu szczyty górskie. Widok z tego miejsca był na tyle niesamowity, iż nie miałem najmniejszych wątpliwości, dlaczego każdy lubił przebywać właśnie na tym tarasie. W tym malutkim skrawku Beatie czuło się, jakby cały świat poza twierdzą Batair w ogóle nie istniał, więc teraz byłem tylko ja, Yusheng i wieczorny wiatr, który rozwiewał mi kilka krótszych kosmyków wysuniętych z koka.
Wzrok Yushenga przesunął się po moim ciele, które ciasno opinały jego dawne, książęce stroje. Dzisiejszego dnia zdecydowałem się na czerń przełamaną srebrnymi zdobieniami, twarz była pozbawiona makijażu, w uszach nie zwisały kolczyki, na nadgarstkach nie ciążyły bransolety. Jedynie na palec wciśnięty był pierścień symbolizujący mój status, wciąż przecież byłem królową Daiyu, a do szyi ciasno przylegał naszyjnik w kształcie kwiatu wiśni wysadzany ciemnymi jadeitami. Na tej drugiej ozdobie wzrok Yushenga zatrzymał się przez dłuższą chwilę.
– Miło cię widzieć trzeźwego – przywitał się ze mną tymi słowami.
– Mnie nie jest w ogóle miło cię widzieć – odpowiedziałem oschle, spoglądając na niewielką szkatułę, którą trzymał w dłoniach.
Mimo mojego zachowania na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy dostrzegł zainteresowanie nieznanym przedmiotem. Sam również zerknął na złote pudełeczko, a następnie wyciągnął ręce w moim kierunku.
– Poprosiłem cię o widzenie, ponieważ chciałbym wręczyć ci prezent – wyjaśnił. – Niestety lekko spóźniony, gdyż uznałem, iż wczoraj nie byłeś w stanie go przyjąć.
– Nie chcę żadnych prezentów od ciebie – oświadczyłem, ostatni raz zerkając na szkatułkę, a następnie odwróciłem się, aby wyjść i zakończyć rozmowę z mężem.
– Moje dwa ostatnie prezenty nieprzerwanie nosisz przy sobie – zawołał za mną. – Naszyjnik i sztylet. Jesteś z nimi wręcz nierozłączny.
Moja dłoń mimowolnie powędrowała do szyi, by dotknąć delikatnych płatków kwiatu, a następnie ześlizgnęła się na zdobioną rękojeść sztyletu. Poczułem, jak serce ściska się boleśnie, a płuca z trudem wypełniają się powietrzem, gdy w głowie pojawiły się dwa wspomnienia. Pierwsze było z nocy, gdy Yusheng podarował mi naszyjnik, wyjaśniając, iż strona wysadzana diamentami oznacza moje szczęście, a ta wysadzana czarnym jadeitem smutek. Drugie było z tego dnia, kiedy otrzymałem sztylet – ten sam sztylet, którym młodszy brat próbował zabić mojego męża i od którego sam ostatecznie zginął.
Czym mógł być ten najnowszy prezent i ile bólu mi przyniesie?
Wypuściłem gwałtownie niewielką ilość powietrza, którą udało mi się nabrać. Ponownie się odwróciłem, tym razem wyciągając dłoń w stronę Yushenga, by bez słowa przyjąć kolejny z jego prezentów. Na jego twarzy pojawił się czuły i szczery uśmiech, jakby moje zachowanie dało mu nadzieję. I przez krótką chwilę ponownie zapragnąłem odwzajemnić ten gest... Zapomnieć o całym bólu oraz smutku i odwrócić naszyjnik na jasną stronę.
Jednak nim moje opuszki dotknęły gładkiej struktury złotego pudełeczka, naszych uszu dobiegł szybki tętent kopyt, a spojrzenia dokładnie w tym samym momencie powędrowały na brzeg rzeki Hong. Tam dostrzegłem jednego z żołnierzy z Batair, który patrolował okolice. Jego pośpiech mógł oznaczać tylko jedną rzecz – złe wieści.
Z Yushengiem spojrzeliśmy sobie prosto w oczy i obaj nie mieliśmy wątpliwości, iż myślimy w ten sam sposób. Złota szkatułka upadła na posadzkę, kiedy ruszyliśmy biegiem w stronę schodów, aby dostać się na parter, a następnie na dziedziniec twierdzy. Moje serce biło przeraźliwie szybko, ściskane przez strach, gdy w głowie przetaczały się setki możliwych scenariuszy.
Może poddani wypięli się na mnie i zadeklarowali wierność Zowie? Może mój młodszy brat wraz z wojskami był już po drugiej stronie gór Daron? Może wojna już się rozpoczęła, kiedy my skupiliśmy się na amorach i własnych złamanych sercach?
Wybiegłem pierwszy, a moje płuca paliły, gdy wciągałem w nie gwałtownie powietrze. Rozbiegany wzrok odnalazł przybyłego żołnierza, który właśnie zaskakiwał z konia, od razu padając na ziemię, by oddać nam pokłon. Wiatr, który jeszcze chwilę temu był przyjemny, teraz boleśnie smagał odsłoniętą skórę na policzkach i drobnych dłoniach, gdy zatrzymałem się tuż przed mężczyzną, a przy moim boku chwilę później pojawił się Yusheng.
– Mów! – rozkazałem klęczącemu żołnierzowi.
– Wasza Wysokość! – krzyknął, wciąż chyląc się nisko nad ziemią. – Przynoszę wieści ze stolicy! Książę Zowie dowiedział się, iż Wasza Wysokość przebywa w Batair i zmierza prosto do stolicy! Nakazał zachować tę informację w tajemnicy przed poddanymi i przyszykować dla niego łódź! Planuje wypłynąć za dwa dni i poprosić o wsparcie cesarza Mirai, by u jego boku podbić Beatie i Daiyu, dzieląc się ziemiami!
Nie byłem w stanie wykrztusić z siebie chociażby słowa, zupełnie nie spodziewając się takiego posunięcia ze strony brata. Nie mógł tego zrobić, przecież...
– To oznacza wielką wojnę – Yusheng wypowiedział moje najgorsze obawy na głos. – Nasze królestwa i cesarstwo będą walczyły przeciw sobie, zginą tysiące, jak nie miliony, niewinnych ludzi. Nie możemy do tego dopuścić. Musimy natychmiast wyjechać do stolicy. Nie mamy czasu, by czekać. Niech szykują konie!
– Co ja najlepszego zrobiłem... – wyszeptałem tak cicho, że sam ledwo dosłyszałem własne słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top