♔ 32

Wszystko szło zbyt gładko, aż nie byłem w stanie w to uwierzyć. Yusheng odesłał urzędników państwowych oraz lordów, z kilkoma małymi wyjątkami, abym mógł przedstawić im mój plan. Łącznie w sali tronowej zostało osiem osób. Na moje nieszczęście jedną z nich był ojciec królowej Biyu, który nie ukrywał już swojego wrogiego spojrzenia. Zapewne uważał, iż to ja stałem za odesłaniem jego córki do małego pałacyku. Jednak nie tylko jego spojrzenie nie wyrażało zadowolenia. Reszta zgromadzonych mężczyzn również zerkała na mnie z niechęcią, a nawet lekką pogardą – wieść, że jestem księciem Beatie, musiała już roznieść się po królestwie.

Nowa królowa Daiyu okazała się zamordowanym księciem koronnym Beatie. Sam czułem niesmak na te słowa.

– Przedstaw swój plan – odezwał się Yusheng, przyglądając mi się z niezadowoleniem na twarzy. – O ile jakiś dokładny plan masz – dodał.

Najwidoczniej Zhong był jedyną osobą, której moja obecność nie przeszkadzała.

– Mam – odparłem niezrażony i zerknąłem na stojącego przy boku króla Zhonga. – Potrzebuję mapy.

– Oczywiście. – Skinął głową i odwrócił się, by pośpiesznie podejść do stojaka, na którym leżała zrolowana mapa naszych królestw.

Sięgnął po nią bez wahania i rozłożył sprawnym ruchem. Jeden z towarzyszących nam mężczyzn poszedł mu na pomoc i docisnął rogi mapy, aby nie zwinęła się z powrotem. Ostatni raz zerknąłem na Yushenga, zanim ruszyłem do stolika. Słyszałem za plecami, jak wstaje z tronu i podąża za mną, a za nim ruszyła reszta lordów. Mapa wyglądała na dość nową i uwzględniała wszystkie twierdze wybudowane na terenie Beatie, nawet te, które budowaliśmy w tajemnicy przed Daiyu.

– Powinniśmy wyruszyć bezzwłocznie – odezwałem się pewnym głosem, a moje słowa wywołały poruszenie u zebranych osób. – Najlepiej niewielką grupą udać się do twierdzy w górach Daron, tam urzęduje kapitan Neall, który z pewnością mnie wysłucha.

– A jeśli tego jednak nie zrobi i każe nas zabić, Wasza Wysokość? – wtrącił się ojciec królowej Biyu.

Spojrzałem na niego z wyższością.

– Powinieneś znać język Daiyu lepiej ode mnie – odpowiedziałem mu z ironią w głosie. – Powiedziałem, że kapitan Neall z pewnością mnie wysłucha.

– Jeśli królowa tak twierdzi...

– Właśnie tak twierdzę. – Tymi słowami zakończyłem tę zbędną dyskusję i spojrzałem ponownie na mapę. – W twierdzy Batair zaczekamy na dotarcie wojsk Daiyu, w tym czasie roześlemy posłańców, by przekazali wieści do reszty twierdz Beatie.

– Ktoś na pewno doniesie o tym twojemu bratu – wtrącił się Yusheng, wysłuchując moich słów z nieustającą niechęcią.

– I to zadziała na naszą korzyść – odparłem, na co uniósł wysoko brwi. – Zowie będzie miał tylko dwa wyjścia. Pierwszym z nich będzie otoczenie nas w twierdzy Batair, która jest właściwie nie do zdobycia. Będzie myślał, że ma przewagę, ale po dojściu twoich wojsk i wsparcia od moich ludzi, to on zostanie otoczony od środka i od zewnątrz. Jednak śmiem twierdzić, że prawdopodobnie nie zdecyduje się na takie posunięcie.

– Skąd takie stwierdzenie? – dopytał inny z lordów, który również wyraźnie nie popierał mojego planu.

– Królowa zna swego brata najlepiej – obronił mnie Zhong.

– Zowie jest tchórzem – wyjaśniłem. – Od zawsze bał się walki i wolał umywać od niej ręce. Zapewne postanowi ukryć się w stolicy. Zamknie bramy pałacu i wyśle innych do walki w jego imieniu, samemu trzymając się od niej najdalej, jak to możliwe. Wtedy wojska Daiyu i część wojsk Beatie będą musiały podbić stolicę, wtargnąć do pałacu i tam dopaść mego brata.

Kiedy skończyłem, wszystkie spojrzenia wbiły się w Yushenga, który analizował moje słowa. Wiedziałem, że nie był głupim królem i z pewnością będzie kierował się głównie dobrem swoich poddanych, a oni ucierpią najmniej, kiedy przeniesiemy miejsce walk albo do stolicy Beatie, albo w okolice Puszczy Yanlin, gdzie nie mieści się wiele domostw.

– Panie – odezwał się ojciec królowej Biyu, jakby nie dowierzając w to, że Yusheng naprawdę bierze mój plan pod uwagę. – Zbyt wiele niepewności, zbyt wiele ryzyka...

– Każda wojna niesie ze sobą niepewność i ryzyko – przerwał mu. – Uważam, że ten plan ma szansę się powieść i jest lepszym rozwiązaniem, niż wielka wojna, jednak... – urwał i spojrzał na mnie. – Nie podoba mi się wizja narażenia ciebie na tak ogromne niebezpieczeństwo.

– No właśnie! – przytaknął mężczyzna, który już wcześniej wykazał niechęć do wysłuchania mnie. – Kto widział, by królowa brała udział w...

– Nie zapominaj, że jestem również żołnierzem – warknąłem. – Szkolono mnie do walki i do prowadzenia wojen, miałem zostań królem Beatie, a nie... ozdobą – dokończyłem, ostatnie słowo wypowiadając, patrząc się prosto w oczy mojego męża.

Dostrzegłem w nich najszczerszy smutek, który pogłębił się, gdy przeniósł spojrzenie na naszyjnik zdobiący moją grdykę czarnymi jadeitami.

– Muszę się zastanowić. – Tymi słowami Yusheng zakończył spotkanie. – Wieczorem ogłoszę moją decyzję, a teraz zostawcie mnie samego.

Mężczyźni nie sprzeciwiali się rozkazowi. Od razu oddali swojemu władcy głębokie pokłony pełne szacunku i oddalili się w stronę drzwi, za którymi czekali na nich ich służący. Mnie nie było tak śpieszno do wyjścia. Niepewnie odsunąłem się od mapy leżącej na stole i wolnym krokiem przemierzałem komnatę.

Czekałem na coś, chociaż sam nie byłem pewny na co. Aż Yusheng mnie zawoła i powie, iż mój plan tak naprawdę przekonał go od samego początku i tylko udawał, że było inaczej? A może liczyłem, że znowu wyzna mi miłość i poprosi o wybaczenie zdrady? Cokolwiek pragnąłem usłyszeć z jego ust, nie miało to znaczenia, ponieważ nie zostałem obdarowany ani jednym słowem. Drzwi zamknęły się za moimi plecami, a król Daiyu wciąż pozostawał milczący.

Nie miałem innego wyboru. Musiałem czekać i dowiedzieć się wszystkiego w swoim czasie.

Z lekkim grymasem niezadowolenia i wysoko uniesioną głową ruszyłem z powrotem do haremu, aby przeczekać do wieczora w mojej komnacie. Na pożegnanie dostałem kilka pogardliwych spojrzeń i szeptów.

Nikt nie brał mnie na poważnie. W ich oczach byłem jedynie królową, byłym nałożnikiem, którego jedyny obowiązek polegał na leżeniu pod ich królem. Jednak byli w błędzie. Tak naprawdę byłem potęgą, która w odpowiednim czasie odbierze im wszystko, co mają. A oni nawet się nie spostrzegą. Zrozumieją swój błąd, kiedy będzie już za późno.

W haremie wciąż panowało zamieszanie i podenerwowanie. Już na korytarzu dobiegły mnie krzyki Syinga, który próbował zapanować nad niesfornymi dziewczętami, dającymi dzisiaj wyjątkowy pokaz nieposłuszeństwa. I chociaż początkowo byłem pewny, iż zawiniło tutaj widmo nadciągającej wojny, dość szybko przekonałem się, w jak wielkim byłem błędzie. Młode kobiety otaczały jedną z dziewcząt, która z uśmiechem pełnym zadowolenia skupiała na sobie uwagę wszystkich wokoło. Dzięki jej zachowaniu nikt nie zwrócił uwagi na mnie. Niepostrzeżony zatrzymałem się w wejściu do komnaty wspólnej.

– Czuję, że to będzie chłopiec – powiedziała głośno, czule głaszcząc swój brzuch. – Piękny i mądry książę, który zostanie królem.

– Nie ma teraz królowej Biyu, ale jej syn wciąż jest starszy – odezwała się inna z dziewcząt, która wraz z małym tłumem otaczała, jak się domyśliłem, nową nałożnicę Yushenga.

– To bez znaczenia – odparła, nie tracąc dobrego humoru, po czym dodała, zanosząc się śmiechem. – Czyż teraz w Beatie na tronie nie ma zasiąść młodszy z książąt?

– Meilin – warknęła na nią Dongmei, która niespodziewanie wyłoniła się z tłumu dziewcząt. – Powinnaś zważać na słowa.

– Bo co? – Meilin nie dawała za wygraną. – Twój książę może być małżonkiem króla, ale wciąż nie da mu dziecka. W przeciwieństwie do mnie.

– Powtórz to, kiedy medyczka potwierdzi, iż jesteś brzemienna – odpowiedziała jej ostro.

– Dongmei, nie powinnaś pozwalać im się sprowokować – pouczył ją wyraźnie już zmęczony dzisiejszym dniem nadzorca haremu. – Jednak Meilin, zauważ, że królowa Biyu również była przekonana, iż wyda na świat drugiego księcia, a tymczasem mamy małą księżniczkę.

Przez całą ich rozmowę z całych sił próbowałem powstrzymać się przed wkroczeniem do komnaty i pokazaniem im, kto tu rządzi. Bezczelna mała dziwka sypiająca z cudzymi mężami pyszniła się, twierdząc, iż nosi pod sercem kolejne dziecko Yushenga. Ta myśl sprawiała, że moje serce przebijały tysiące zimnych niczym lód grotów strzał, a płuca niechętnie napełniały się powietrzem.

Zapragnąłem zetrzeć dziewczynie uśmiech z twarzy, uderzając ją otwartą dłonią w rumiany policzek. Wiedziałem, że to ból zdrady i zazdrość popychają mnie do takich myśli. Zapewne dałbym się im ponieść, nie dbając o konsekwencje, gdyby nie ciche chrząknięcie, które niespodziewanie rozległo się za moimi plecami.

Odwróciłem się nagle, czując się zawstydzony faktem, iż zostałem przyłapany na podsłuchiwaniu. Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Huana i przez chwilę po prostu wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Jego włosy były upięte w niski kok i pozbawione licznych ozdób, z uszu zwisały szmaragdowe kolczyki, na szyi wciąż można było dostrzec delikatne zaczerwienienie po zawiśnięciu, a ciało osłaniała jedna z szat w kolorze czerni ze złotymi obszyciami.

– Czego chcesz? – zapytałem, mierząc go chłodnym spojrzeniem nasyconym czystą nienawiścią.

– Wyznać całą prawdę o tamtej nocy – odparł. – Oczywiście, jeśli chcesz ją poznać.

Nie wiedziałem, dlaczego zgodziłem się na propozycję Huana krótkim skinięciem głowy. Nałożnik odwrócił się bez słowa, więc ostatni raz spojrzałem na pyszniącą się Meilin, która czule gładziła brzuch dłonią, i ruszyłem za nim wzdłuż korytarza. Wpatrywałem się w jego plecy, gdy prowadził mnie dobrze mi znanymi zakrętami, aż w końcu, ku mojemu zaskoczeniu, zatrzymał się tuż przed drzwiami do mojej komnaty. Dopiero wtedy odwrócił się do mnie i ponownie nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Jego twarz była blada, a spojrzenie nienaturalnie wyblakłe, jakby był chory. Nie chciałem patrzeć na niego dłużej, niż to było konieczne, więc wyminąłem go i pierwszy wszedłem do komnaty. Wślizgnął się do środka, nim drzwi za mną zamknęły się z łoskotem. Opadłem na leżankę ustawioną w nogach łoża i spojrzałem na Huana, który zamiast paść przede mną na kolana i okazać skruchę, wciąż stał nieopodal drzwi. Promienie słońca padały na jego bladą twarz i mieniły się we łzach, które zaczęły zalewać blade policzki nałożnika.

– Odsyła mnie – wykrztusił z siebie, jeszcze bardziej zanosząc się szlochem. Jego dłonie były zaciśnięte w pięści, a dolna warga drżała lekko. – Król odsyła mnie z pałacu.

– Nie jest mi z tego powodu przykro – odpowiedziałem, z całych sił starając się wyglądać na niewzruszonego.

Nie chciałem okazywać żadnych emocji przy Huanie. Miałem nadzieję, iż pomyśli, że był mi całkowicie obojętny, niczym usychające liście na drzewach za oknem.

– Wiem. Gdyby to ciebie odesłał, zacząłbym tańczyć ze szczęścia – wyznał. Zupełnie nie przejmował się swoimi łzami, a przynajmniej nie dawał tego po sobie poznać. – Przegrałem. Przegrałem z tobą tę wojnę, dlatego chciałbym wyznać ci prawdę. Nie robię tego dla ciebie, nie chcę, żebyś tak myślał. Robię to dla Yushenga, ponieważ go kocham.

Przez chwilę między nami zapanowało milczenie.

Nie byłem pewny, na co czekał. Zbierał się w sobie? Może oczekiwał ode mnie jakiegoś potwierdzenia? Nie zamierzałem mu go dawać, pogrążając się w dumnym milczeniu, niczym władca wysłuchujący skomlenia skazańca, nim jego głowa oddzieli się od reszty ciała.

Huanowi się nie śpieszyło albo próbował wyprowadzić mnie z równowagi. Jednak nie miałem innego zajęcia, wyczekując wieczornej decyzji Yushenga. Właśnie dlatego pozwoliłem mu milczeć tyle, ile będzie chciał. Łza za łzą spływała z jego ciemnych oczu, zatrzymywała się na brodzie, by po chwili skapnąć na czarną szatę lub posadzkę. Śledziłem spojrzeniem każdą z nich od początku jej życia aż do rychłego końca.

– Nie wiem, od czego zacząć – odezwał się w końcu.

– Mam sporo czasu – westchnąłem. – Zacznij od początku.

Skinął głową.

– Nie urodziłem się niewolnikiem – wyszeptał to z prawdziwym żalem w głosie. – Jestem synem byłego urzędnika państwowego. Byliśmy bogatymi i wpływowymi szlachcicami, nasz majątek był ogromy, moją matkę nazywano piękniejszą od owdowiałej królowej, a na mnie mówiono Słońce Stolicy. Byłem naprawdę radosnym dzieckiem, ale kiedy miałem piętnaście lat, mój ojciec został okrzyknięty zdrajcą. Ponoć spiskował przeciwko królowi, chcąc odebrać mu życie i tron. Nie wiem, czy to prawda, nigdy się nie dowiedziałem. Został stracony, a mój ród pozbawiono szlachectwa i uczyniono niewolnikami. Trafiłem do pałacu, a następnie do haremu i stałem się nałożnikiem mężczyzny, którego rozkazy odebrały mi wszystko. Nie chciałem tu być. Nienawidziłem Yushenga i pragnąłem zemsty.

Przyglądałem się twarzy Huana, jednak on wciąż nie patrzył w moją stronę. Dopiero teraz tak naprawdę zrozumiałem, co Sying miał na myśli, powtarzając, że jesteśmy z Huanem do siebie bardzo podobni. Niestety odraza do nałożnika, z którym zdradził mnie mój mąż, była silniejsza niż współczucie tlące się głęboko w moim wnętrzu.

– Nie oczekuj współczucia lub litości – wycedziłem. – Gdy trafiłem do tego samego piekła, również mi ich nie okazałeś.

– Nie oczekuję i nie żałuję, iż próbowałem się ciebie pozbyć. Teraz widzę, że słusznie uznałem cię za moje największe zagrożenie – westchnął, a brak szacunku w tonie jego głosu nieustannie przypominał mi, jak bardzo musiał mnie nienawidzić. – Nie dla współczucia dzielę się z tobą moją historią. Gdy trafiłem do haremu, chciałem zabić króla, by wyrównać rachunki. Życie za życie.

– A jednak Yusheng wiedział, że go podtruwacie, i pił odtrutkę – mruknąłem z pogardą. – Najwidoczniej potrafisz zabijać jedynie niewinne służące.

– Wiedział, ponieważ sam mu o tym powiedziałem – odparł i w końcu spojrzał mi prosto w oczy.

Prychnąłem w niedowierzaniu.

– Chcesz mi powiedzieć, że jesteś idiotą? – dopytałem. – Nie musisz.

– Nigdy nikomu się do tego nie przyznałem – kontynuował, nie zwracając uwagi na moje słowa. – Wiesz, dlaczego ostrzegłem go przed samym sobą? Wiem, że wiesz.

Znowu zamilkł, oczekując ode mnie odpowiedzi lub potwierdzenia, jednak ich nie otrzymał. Wpatrywałem się w milczeniu w jego wypełnione łzami oczy.

– Ponieważ go kocham – sam odpowiedział, zdradzając przyczynę swojego irracjonalnego zachowania. – Jednocześnie pragnąłem zemsty i trwania przy jego boku każdego dnia oraz każdej nocy. To stało się moją zgubą. Pokochałem mężczyznę, którego powinienem nienawidzić. Dokładnie tak samo, jak ty.

Dokładnie tak samo, jak ja...

– Uważasz, że uznam twoją miłość do mojego męża za usprawiedliwienie wszystkich złych uczynków? – zapytałem z kpiną, unosząc wysoko brwi. – Nie rozumiem, co ma to wspólnego z tamtą nocą.

– Sam powiedziałeś, bym zaczął od początku – odparł. – Byłem oczkiem w głowie króla, nim pojawiłeś się ty.

– Uwierz, że nie chciałem się tu pojawiać.

– Właśnie przez to nienawidzę cię jeszcze bardziej. Nie dość, że odebrałeś mi to, co czyniło tę niewolą znośną, to jeszcze zrobiłeś to wbrew swojej woli. – Jego szloch się nasilił. – Tamtej nocy pomyślałem, że mam szansę odzyskać ukochanego. Widziałem w jego oczach słabość, kiedy mijał mnie korytarzem, wracając z twojej komnaty, i wiedziałem, że to najlepszy moment, by wkroczyć. Może nie było to honorowe, ale postanowiłem wykorzystać jego cierpienie do moich celów. Byłem egoistą i właśnie przez to zostanę odesłany.

Jeden z licznych koralików wplecionych w moje włosy, zsunął się z czarnego kosmyka i odbił kilkukrotnie od posadzki, wydając cichy, ale dźwięczny odgłos.

– Przyszedłem do niego, kiedy układał się do snu – kontynuował. – Skłamałem, że chcę okazać skruchę, a kiedy dopuścił mnie do siebie, udawałem współczucie. Potrzebował, by ktoś powiedział mu kilka pocieszających słów, więc to zrobiłem. Pozwolił chwycić się za dłoń, kiedy siedział na łożu, a ja klęczałem u jego stóp. Trzymałem jego dłoń, wciąż powtarzając to, co chciał usłyszeć. W jego oczach błyszczały łzy, gdy w sercu wciąż ciążyła wizja twojej śmierci. Nie zareagował, kiedy złożyłem kilka pocałunków na jego palcach, ani kiedy wciąż klęcząc u jego stóp, zacząłem rozwiązywać jego szatę. Nie zareagował też, gdy zacząłem kochać go moimi ustami.

– Wystarczy! – przerwałem mu, nie chcąc słyszeć ani słowa więcej.

Czułem wstręt i paraliżujący ból w klatce piersiowej, a do oczu cisnęły się łzy. Nie chciałem pokazywać Huanowi, jak bardzo bolały mnie jego słowa... i jak bardzo kochałem Yushenga.

– Nie – powiedział ostro. – Jeszcze nie skończyłem.

– Skończyłeś! – krzyknąłem tonem nieznoszącym sprzeciwu i wstałem, by wystawić dłoń w kierunku drzwi. – Wynoś się!

Jednak Huan nawet nie drgnął, nie zamierzając słuchać się mojego rozkazu.

– Wyszeptał twoje imię! – wykrztusił, odpowiadając krzykiem na mój krzyk, a nogi ugięły się pod nim. – Będąc ze mną, wyszeptał twoje imię! Kiedy spojrzałem w jego oczy, zrozumiałem, że nigdy nie kochał i nigdy nie pokocha mnie tak bardzo, jak kocha ciebie! Straciłem jedyną osobę na tym świecie, która nadawała memu życiu sens. Sam zdecydowałem się wyjść, a kiedy byłem przy drzwiach, zamiast mnie zatrzymać, przeprosić i powiedzieć, że mu zależy, on rozkazał, bym nic ci nie mówił. Zależy mu tylko na tobie. Do świtu płakałem, błagając, byś umarł. To jest prawda o tamtej nocy!

Moje wnętrze wypełniały uczucia, których częściowo nie rozumiałem. Wciąż byłem obrzydzony, wściekły, zraniony i przepełniony pragnieniem zemsty. Jednak głupie i naiwne serce, które już dawno wybaczyło Yushengowi uprowadzenie mnie, zapragnęło wybaczyć mu również zdradę. Nie chciałem go słuchać, nie mogłem go słuchać, bo nawet jeśli niewierny mąż mnie kochał i będąc z kochankiem, myślał o mnie, to wciąż dopuścił się zdrady, która była niewybaczalna.

Dopiero kiedy łza skapnęła na moją dłoń, zorientowałem się, że płaczę.

– Czy teraz skończyłeś? – zapytałem, a mój głos był tak bezemocjonalny, że sam zdziwiłem się jego brzmieniem.

Huan pokręcił głową, próbując zapanować nad silnym szlochem, który po raz kolejny zawładnął jego ciałem.

– Chciałbym, byś przyjął moją radę i prezent pożegnalny – odpowiedział cicho i delikatnie. To było do niego niepodobne. – Jesteśmy do siebie zbyt podobni, więc wiem, że szukasz zemsty za zdradę. Podejrzewam nawet, że ta wojna jest częścią twojego planu. Właśnie przez nasze podobieństwo, błagam cię, byś odpuścił. W ten sposób nie zaleczysz ran w twoim sercu. Jeśli go kochasz, chociaż w połowie tak bardzo, jak ja go kocham, to nie przeżyjesz w świecie bez niego nawet dnia.

Po tych słowach sięgnął do swoich włosów i wyciągnął z koka podłużną, srebrną szpilę z ogromnym jadeitem na końcu. Musiała być to jego ulubiona szpila, ponieważ prawie się z nią nie rozstawał. Jego włosy opadły na plecy, gdy wystawił przed siebie dłonie z ozdobą.

– Nawet jeśli mnie już nie będzie, nigdy nie chodź bezbronny po haremie – szepnął i niespodziewanie rozdzielił szpilę na dwie części.

Teraz z jadeitowej główki wystawał ostry szpikulec, który zapewne bez najmniejszego problemu byłby w stanie przebić moją klatkę piersiową. Cofnąłem się o krok, jednak Huan wcale nie zamierzał mnie atakować. Schował ostrze w srebrnej osłonie i ułożył szpilę na posadzce tuż przed sobą.

– Teraz już skończyłem – powiedział, podnosząc się z klęczek.

Nie zatrzymałem go, kiedy ruszył w przeciwnym kierunku niż wyjście z komnaty. Nie zatrzymałem go, kiedy mnie minął, wpatrując się przed siebie pustymi, wyblakłymi oczami. Nie zatrzymałem go, kiedy wspiął się na barierkę tarasu i kiedy zrobił ostatni krok.

Podniosłem z ziemi podarowaną szpilę i zerknąłem w stronę tarasu, gdy z ogrodu dobiegły mnie przerażone krzyki służących. Wsunąłem ozdobę we włosy i wytarłem resztkę łez z twarzy.

Wygrałem z Huanem, jednak zamiast szczęścia czułem jedynie pustkę. Zapłaciłem zbyt wielką cenę za wygranie tej wojny.

***

Wieczorem nie szykowałem się do snu. Zamiast tego wpatrywałem się bezmyślnie w moje odbicie w lustrze i wciąż wyczekiwałem decyzji króla. W całym pałacu panowała nienaturalna cisza, jakby każdy wstrzymywał oddech i czekał na kolejne złe wieści. Wojna, samobójstwo Huana... Co będzie dalej?

Ręce mi drżały niekontrolowanie i co jakiś czas pojedyncza łza przecinała jeden bądź drugi policzek. Powinienem świętować, ale nie potrafiłem odgonić w niepamięć słów nałożnika.

Nie chciałem odpuszczać. Nie chciałem skazywać siebie na dożywocie w tym piekle. Musiałem trzymać się planu, by ostatecznie naprawdę móc stać się wolnym. Nawet jeśli kochałem Yushenga, tylko zemsta mogła uwolnić mnie od bólu zdrady.

Z zamyślenia wyrwały mnie liczne kroki rozlegające się na korytarzu. Zdołałem jedynie poderwać się z siedziska przy toaletce, nim dotarło do mnie delikatne pukanie do drzwi. Odkrzyknąłem lekko łamiącym się głosem, żeby wejść, a wielkie skrzydła otworzyły się na oścież. Od razu dostrzegłem naczelnego królewskiego sekretarza. Tuż za nim stał Sying i dwóch haremowych gwardzistów, którzy nieśli wielką skrzynię z ciemnego drewna.

– Wybacz późną porę, Wasza Wysokość – odezwał się Zhong, wskazując dwójce mężczyzn miejsce, w którym mają postawić przyniesiony przedmiot. – Przybywam z rozkazu króla, by osobiście dopilnować jego przesyłki do ciebie, panie.

Gwardziści po wykonaniu swojego zadania wyszli, nie czekając na rozkaz. Przyjrzałem się Zhongowi, jego przystojnej twarzy, czarnym włosom związanym w wysoki kok oraz ciemnym oczom, wpatrującym się we mnie ze śmiałością.

– Cóż to? – dopytałem, a Zhong uśmiechnął się delikatnie, nim pozwolił sobie podejść do skrzyni i podnieść jej wieko.

Początkowo nie rozumiałem, na co patrzę. Moim oczom ukazały się liczne materiały w ciemnych odcieniach granatu, zieleni oraz czerni, gdzieniegdzie dostrzegałem skrawek czerwieni, złota lub srebra czy skóry. Dopiero kiedy podszedłem i przesunąłem dłonią po jednym z obcisłych rękawów, zrozumiałem.

– To... – zacząłem, nie potrafiąc skończyć zdania, przytłoczony silnymi emocjami, które niespodziewanie opadły na moje barki.

– Ubrania króla zza czasów, gdy jeszcze był księciem – odpowiedział Zhong. – Mam nadzieję, że będą na ciebie pasowały, panie, gdyż nie ma czasu, by szwaczka zdążyła uszyć nowe.

– Kiedy wyruszamy?

– Przed świtem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top