♔ 27

Właśnie w ten sposób rozpoczął się mój test. Zostałem zupełnie sam na ulicy, bez Yushenga i bez Zhonga, którzy zniknęli za drewnianymi drzwiami. Może słowo „sam" nie było jednak adekwatne. W końcu otaczali mnie żołnierze, którzy mieli powstrzymać moją ewentualną próbę ucieczki. Więc Sying miał rację, ostrzegając mnie przed podstępnym testem Yushenga. W końcu król Daiyu wziął mnie za męża właśnie dlatego, abym więcej nie próbował przed nim uciec. Wiedziałem, że nie powinienem tego robić, jednak w mojej głowie zaczęły się już tworzyć potencjalne scenariusze.

Mógłbym rzucić się teraz do biegu, ukraść skądś konia i ruszyć galopem w stronę granicy. Mógłbym spokojnym krokiem zakraść się na ciemną uliczkę i zniknąć żołnierzom niepostrzeżenie z oczu. Mógłbym... A jednak stałem posłusznie, ponieważ wiedziałem, że próba nie była warta ryzyka. Byłem wolnym człowiekiem, ale to nie oznaczało, że po pochwyceniu przez żołnierzy Yusheng nie zamknąłby mnie w mojej komnacie, jak zrobił to z królową Biyu.

Zacząłem niepewnie rozglądać się dookoła, spoglądając na otaczające mnie stoiska. Przez to, że stałem na środku ścieżki, utrudniałem ruch, a ciekawskie spojrzenia przechodniów wprawiały mnie w zakłopotanie. Nie powinienem zwracać na siebie uwagi, gdyby ktoś mnie rozpoznał lub uznał za dobry cel do obrobienia, ponieważ wyglądałem na dość zamożnego, nie miałem jak się obronić. Obecnie poczucie bezpieczeństwa czerpałem jedynie z obecności żołnierzy – w końcu nie tylko mieli pilnować, bym nie uciekł, z pewnością ich zadanie również polegało na zapewnieniu mi bezpieczeństwa.

Nieprzerwanie wędrowałem moim spojrzeniem po ulicy, aż w końcu dwa stoiska dalej dostrzegłem coś, co mnie zainteresowało. Uniosłem kąciki ust w delikatnym uśmiechu i spokojnym krokiem, by nie prowokować pilnujących mnie żołnierzy, ruszyłem do stoiska z tradycyjnymi potrawami z Beatie. Rosły mężczyzna z przepasanymi siwizną włosami właśnie wykładał beatyckie pierożki z mięsem do wielkiej misy na ladzie. Ubrania oraz fartuch ubrudzone miał mąką ryżową.

– Witaj, panie – przywitał mnie z uśmiechem, a nasz ojczysty akcent cudownie zabarwił obce słowa. – Podać coś?

– Cóż mi polecisz? – zapytałem w języku Beatie, na co mężczyzna uśmiechnął się szerzej, a w jego oczach zatańczyły radosne iskierki.

– Wszystko, panie – również posłużył się naszym językiem i zaśmiał się delikatnie. – Jeszcze gorące pierożki z kurzym mięsem lub roladki z ryżem i warzywami albo ulubione danie mojej żony, kieszonki z ciasta z gulaszem mięso-warzywnym, mogę dla ciebie, panie, specjalnie podgrzać, żeby były gorące.

– Tak zrób – poprosiłem.

Mężczyzna odwrócił się i krzyknął zagraniczne imię, a po chwili przybiegła około dziesięcioletnia dziewczynka. Podał jej misę z beatyckimi kieszonkami i poprosił, by wrzuciła je na chwilę do wrzącej wody. Dziewczynka skinęła głową, zerkając na mnie onieśmielona, i posłusznie wzięła od ojca misę, a następnie zniknęła we wnętrzu domu, przy którym stało stoisko.

– Moja najstarsza córka – powiedział, kiwając głową w kierunku, gdzie zniknęła dziewczynka. – Prawdziwy skarb.

– Szczęśliwie wam się żyje w Daiyu?

Byłem szczerze zaciekawiony, jak żyje się moim rodakom za granicą.

– Jak każdemu naszemu – odpowiedział zdawkowo, a widząc moje zmarszczone brwi, dodał: – Głównie problemy z rabusiami, zawsze okradają handlarzy z Beatie.

– Dlaczego?

– Sędziowie nie rozpatrzą sprawy na niekorzyść swojego – wyjaśnił, zniżając głos do szeptu. – Przez wiele lat nienawiści między naszymi królestwami w sercach chowamy urazę i złość do bliźnich. Inne dzieciaki nie chcą się bawić z moimi córkami, bo ich ojciec jest z Beatie, a żona nie ma kontaktu z krewnymi, chociaż mieszkają dwie godziny drogi stąd.

– To wielce niesprawiedliwe – przyznałem, czując nieprzyjemny ścisk w żołądku.

– Dlatego nasze nadzieje pokładamy w nowej królowej – dodał, z powrotem przywołując na twarz uśmiech. – Ponoć pochodzi z Beatie i jeśli los nam poszczęści, nie zapomni o swych korzeniach. Tak między nami, panie, szczerzę wierze, że o nas pamięta.

– Skąd ta wiara? – Odwzajemniłem jego uśmiech. – Chociaż nie twierdzę, iż jest niesłuszna.

– Tato...

Naszą rozmowę przerwał cichy głosik dziewczynki, która przyniosła ze sobą misę z parującymi kieszonkami z ciasta.

Mężczyzna podziękował córce i nałożył mi dwie porcje kieszonek na materiałową chusteczkę, którą wyciągnąłem z kieszeni, by nie dotykać jedzenia bezpośrednio brudnymi dłońmi. Wgryzłem się w pierwszą z kieszonek, a moje usta wypełnił cudowny smak, który przywołał wspomnienia domu i dzieciństwa. Westchnąłem, rozkoszując się delikatnością i subtelnością ojczystych przysmaków, gdy kątem oka dostrzegłem idącego w moją stronę Yushenga wraz z Zhongiem u boku.

– Widzisz, panie – odezwał się handlarz, znowu zniżając głos do szeptu, by udzielić mi odpowiedzi na wcześniejsze pytanie. – Ozdoby w uszach są coraz popularniejsze wśród młodej szlachty Daiyu, jednak tylko jeden mężczyzna z Beatie również by je nosił.

Przeniosłem na niego spojrzenie szeroko otwartych oczu, ale nie zdążyłem nic powiedzieć przez pełne usta. Po chwili dotarł do nas mój mąż i przywitał się uprzejmie ze sprzedawcą.

– Smakuje ci? – zwrócił się do mnie, więc skinąłem głową. Uśmiechnął się wyraźnie zadowolony i z powrotem spojrzał na sprzedawcę. – Poproszę jeszcze jedną... dwie porcje.

Po tych słowach skinął na Zhonga, który podszedł bliżej, zapłacił mężczyźnie za nasze jedzenie i wziął swoją porcję kieszonek, dziękując Yushengowi, że o nim pomyślał. Nim odeszliśmy, spojrzałem jeszcze raz przez ramię na mężczyznę, który niezmiennie stał przy swoim stoisku. Teraz jednak kłaniał mi się głęboko, jak w Beatie poddany kłania się swojemu władcy.

***

Po godzinnym spacerze wśród licznych stoisk opuściliśmy przepełnione ulice handlowe, by kontynuować spacer w znacznie cichszych i spokojniejszych ulicach stolicy. Wolnym krokiem zbliżaliśmy się do pałacu. Idący za nami Zhong prowadził nasze konie, a ich kopyta rytmicznie uderzały w uklepaną ziemię lub kamienne uliczki. Ciepły wiatr rozwiewał nasze szaty i przynosił zapachy z okolic. Panującą dookoła nas ciszę przerywał mój cichy śpiew, o który zostałem poproszony przez Yushenga, wpatrzonego we mnie, jakbym był najpiękniejszą istotą na świecie. Jakby jego oczy nie potrafiły widzieć nikogo poza mną.

– Czuję się, jakbyśmy byli kimś innym – odezwał się, gdy zamilkłem, kończąc spokojną, pełną nadziei pieśń. – Jest tak... inaczej.

– W pałacu życie jest inne – przytaknął. – Bardziej skomplikowane, a jednocześnie bardzo schematyczne.

– Masz rację... Jednak miałem na myśli ciebie. Nas. Ciągle czekam, aż ukąsisz mnie słowem pełnym jadu, ale ty... Jesteś taki ciepły i dostępny.

– Staram się być szczęśliwy – wyznałem, zerkając na męża. – I nie żałować ślubu z tobą.

– Czy mogę zrobić coś, co by ci w tym pomogło? Zatrzymałbym słońce i ruszył góry, jeśli to miałoby dać ci szczęście.

Odwróciłem od niego wzrok i wbiłem go w mury pałacu, do których zbliżaliśmy się z każdym krokiem. Nie potrafiłem nic poradzić na smutek, który wypełnił moje wnętrze na myśl o powrocie do otaczających mnie czterech ścian. Zacisnąłem dłonie w pięści i z powrotem nawiązałem kontakt wzrokowy z Yushengiem.

– Chciałbym wychodzić częściej – poprosiłem, na co Yusheng od razu skinął głową.

– To oczywiste – odpowiedział. – Jesteś wolny, więc bramy pałacu otworzą się na twój rozkaz, jednak rzeczą oczywistą jest to, iż sam wyjść nie możesz. To niebezpiecznie, a ja nie mogę pozwolić, by coś ci się stało. Kiedy tylko będziesz chciał wyjść, przekaż swą wolę Syingowi, a on przydzieli kilku strażników, by dbali o twoje bezpieczeństwo.

Oczywiste...

– Chciałbym też, by moim rodakom lepiej żyło się w Daiyu – wymieniłem kolejną rzecz. – Sprzedawca beatyckich potraw wyznał mi, iż sędziowie pozwalają rabusiom okradać ich stoiska, gdyż nie działają na szkodę swoich.

– Zhong! – Yusheng odwrócił się do naczelnego królewskiego sekretarza.

– Zlecę śledztwo w tej sprawie – odpowiedział mu. – Każdy, kto zezwolił na bezprawie, poniesie karę.

Uśmiechnąłem się, jednak to nie był koniec moich warunków, aby zaznać szczęścia. Zatrzymałem się niespodziewanie, a zaskoczony Yusheng poszedł w moje ślady. Spojrzałem na Zhonga, który potrzebował dłuższej chwili, aby zrozumieć, że ma odsunąć się od nas, byśmy pozostali poza zasięgiem jego uszu. Yusheng również uśmiechał się do mnie. Ostrożnie sięgnął dłonią do mojej i ścisnął delikatnie moje palce.

– Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić, kochanie? – zapytał.

Uśmiech powoli znikał z mojej twarz, gdy zbierałem się na odwagę, by wypowiedzieć dwa słowa, które bałem się wypowiadać. A właściwie bałem się odpowiedzi Yushenga. To od niej zależało, czy kiedykolwiek naprawdę uda mi się zaznać szczęścia i odnaleźć się w roli królowej Daiyu, czy jednak będę umierał każdego dnia i każdej nocy, kochając Yushenga i tęskniąc za ojczyzną.

– Rozwiąż harem – wyszeptałem, wpatrując się prosto w jego jadeitowe oczy.

Odniosłem wrażenie, że przez te słowa świat się zatrzymał. Nawet liście na drzewie zamarły, kończąc na dzisiaj swój koncert. Wpatrywałem się prosto w oczy Yushenga, wyczekując jakiejkolwiek reakcji. Jednak on milczał, jakby znaczenie moich słów wciąż do niego nie docierało, błądząc między nim a mną.

Nerwowo sięgnąłem dłonią do krótszych włosów, które wydostały się z upięcia, i po raz kolejny dzisiaj wsunąłem je za ucho. Zerknąłem kątem oka na Zhonga, który stał paręnaście kroków od nas i uważnie rozglądał się po okolicy, a następnie wbiłem wzrok w moje dłonie, na których wciąż można było dostrzec delikatne ślady henny. Zignorowałem je jednak, skupiając spojrzenie na złotym pierścionku, który symbolizował moje małżeństwo z samym królem Daiyu.

– I chciałbym, byś rozwiódł się z żoną – dodałem, przenosząc wzrok na dwie obrączki na palcu Yushenga. – Bez tych dwóch rzeczy, raczej nigdy nie będę szczęśliwy.

– Lan... – Yusheng w końcu się odezwał, wzdychając ciężko, i ścisnął mocniej moją dłoń. – Wiesz, że Daiyu to nie Beatie. Mamy inne tradycje i prawo...

– Wiem – odpowiedziałem i w końcu ponownie nawiązałem z mężem kontakt wzrokowy. – Jednak ty również wiedziałeś, że bierzesz za męża księcia Beatie, a te dwie rzeczy są prostsze niż zatrzymanie słońca i ruszenie gór, nieprawdaż?

– Niektórych rzeczy po prostu nie mogę zrobić...

– Zatem zatrzymaj słońce i rusz góry! – warknąłem i wyrwałem dłoń z jego uścisku, by się odwrócić i ruszyć w stronę pałacu. By ukryć łzy, które zeszkliły mi oczy.

– Lan! – zawołał, od razu ruszając za mną.

– Myślisz tylko o tym, co możesz zyskać, posiadając mnie! – zarzuciłem mu, gdy zrównał się ze mną krokiem.

– Słucham?

– Czy zatrzymanie słońca nie oznacza jego wchodu nad morzem Guthrie, a ruszenie gór to nie przeniesienie ziem z górami Daron i lasem Faolan w granice Daiyu?

– Wszędzie doszukujesz się spisku – westchnął. – Jeśli oczekujesz potwierdzenia, dam ci je! Tak, twój brat obiecał mi ziemie za pomoc w przejęciu tronu! Jednak nie ma to nic wspólnego z moją miłością do ciebie i nie to miałem na myśli, wypowiadając tamte słowa.

– Więc dostaniesz ziemie Beatie, a Zowie dostanie mój tron, gratuluję wam wspaniałego spisku! Jednak pozwól, że powtórzę. Jeśli chcesz mojego szczęścia, a może nawet wybaczenia i... cieplejszych uczuć, rozwiąż harem i rozwiedź się z żoną. Możesz nadać mi setki imion i tytułów, ale ja zawsze będę Iainem, księciem Beatie. Nie zaakceptuję zdrady. Nigdy ci jej nie wybaczę.

– Jak mógłbym rozwieść się z matką moich dzieci? – zapytał, kręcąc głową w niedowierzaniu. – Wiesz, że odeślę ją po porodzie do małego pałacu, za karę za wszystkie jej przewinienia. Obiecuję, że wtedy całkowicie zniknie z naszego życia. Jednak rozwód byłby zbyt wielkim skandalem, który mógłby przyczynić się do buntu wśród szlachty. Ród, z którego pochodzi, jest bardzo szanowany.

– Polityka – prychnąłem, odwracając wzrok.

– Jeśli chodzi o harem – kontynuował. – Pomyślę, co mogę zrobić. Jednak rozwiązanie go jest trudniejsze, niż mogłoby ci się wydawać. To nie jest jedynie przywilej, ale również obowiązek. Muszę przejrzeć akty prawne oraz kroniki, przedyskutować wszystkie możliwości z matką oraz lordami i dopiero wtedy podejmę decyzję. Wiesz, że kocham cię, Lan. Skradłeś moje serce w całości i nie musisz się nikogo obawiać.

Skinąłem głową, godząc się pójść na kompromis. Przynajmniej do czasu.

– Nawet jeśli jesteśmy w Daiyu i zobowiązuje tutaj inne prawo, nie zaakceptuję zdrady, którą dla mnie będzie wizyta nałożników w twojej alkowie – szepnąłem. – Tak jak przysiągłem ci wierność, biorąc cię za męża, tak przysięgam ci teraz, że jeśli mnie zdradzisz, już nigdy więcej nie pozwolę ci mnie dotknąć. Może to pomoże ci w podjęciu decyzji.

***

Bez licznej biżuterii, która przez ostatnie miesiące codziennie zdobiła moje ciało, czułem się nagi. Właśnie dlatego z przyjemnością pozwoliłem Dongmei założyć mi długie kolczyki, złote bransolety stukające o siebie przy każdym ruchu oraz pierścionki. We włosy służąca wpięła mi kilka spinek oraz wsuwek, które przytrzymywały część włosów, zebranych w niewielki kok na tyle głowy, reszta była puszczona luzem i sięgała aż do mojej talii. Na koniec pozwoliłem ubrać się w piękną purpurową szatę, zdobioną złotymi haftami.

Przyglądając się sobie, zacząłem wspominać moje początki w haremie. Wtedy byłem zupełnie inny. Nie przyjmowałem do świadomości, iż zostanę nałożnikiem króla Daiyu. Wierzyłem, że uda mi się uciec z haremu w ciągu niecałych dwóch tygodni, że wrócę do ojczyzny i krwawo zemszczę się na Yushengu. Stając się jego niewolnikiem, spadłem na samo dno. Straciłem wszystko, co miałem. Poza nadzieją. Tamten ja na pewno nie spodziewał się, że za niespełna pół roku zostanę królową Daiyu, a Yushenga, którego uważałem z obrzydliwego barbarzyńcę, wezmę za mojego męża. Tamten ja z pewnością nie byłby ze mnie dumny, ale już nie byłem tamtym mną. On już nie żył. Zginał w momencie, w którym został zdradzony przez rodzonego brata. Ten ja, który narodził się tamtego dnia, był dumny z tego, kim właśnie się stałem. Byłem potęgą, jedną z najważniejszych osób w całym królestwie.

Nie śpieszyłem się, gdy wieczorem szedłem do alkowy, odpowiadając na wezwanie męża. Uniosłem wysoko podbródek i nie szczyciłem nikogo spojrzeniem, mimo iż czułem, że każda mijana osoba wpatruje się prosto we mnie. Nie chciałem, by ktokolwiek zwątpił w moją potęgę i śmiał się ze mną mierzyć. Miałem być jedynym, który dostąpi zaszczytu udania się Złotą Drogą do alkowy króla.

Gdy dotarłem na miejsce, od razu wpuszczono mnie do środka, nawet nie zapowiadając mojego przybycia. Najwidoczniej Yusheng już na mnie czekał. W komnacie było chłodno, przez otwarte na oścież drzwi na taras wdzierał się silny wiatr, rozwiewający zasłony w oknach i baldachim nad łożem. Po moim ciele przebiegł dreszcz, gdy rozglądałem się po pustej komnacie, domyślając się, że naszą kolację podano właśnie na zewnątrz. Wyszedłem nieśpiesznie na taras, od razu dostrzegając stolik, na którym ustawiono liczne miseczki oraz talerzyki z potrawami, porcelanowe czarki na wino i kolejne ozdobne pudełeczko z kwiecistymi żłobieniami. Yusheng siedział przy stoliku, jego długie włosy spięto w prostego kucyka na czubku głowy, na którego nasunięto złotą koronę, a ciało osłaniały szaty w kolorze czerwieni.

Uśmiechnąłem się do męża, który wskazał mi wolne miejsce, zachęcając, bym usiadł na poduszce tuż naprzeciwko niego. Zająłem moje miejsce i od razu rozpocząłem nasz posiłek. Yusheng nie skarcił mnie za to śmiałe posunięcie, po raz kolejny jedynie się uśmiechał, gdy powinien się na mnie rozzłościć.

– Chyba bardzo zgłodniałeś po naszym spacerze – odezwał się pierwszy, przyglądając się, jak jem. – Ja również wyczekiwałem wspólnej kolacji.

– Byłbym szybciej, gdyby przygotowania do nocy w alkowie nie zajmowały tyle czasu – odpowiedziałem całkowicie szczerze, na co Yusheng zachichotał cicho. – Nawiązując do naszej wcześniejszej rozmowy...

– Lan... – przerwał mi.

– Chciałbym omówić z tobą szczegóły twojej umowy z moim bratem – dokończyłem. – Chcę wiedzieć, ile Beatie musi zapłacić za jego zdradę.

– Ledwie dostałeś władzę, a już mieszasz się w politykę – zauważył. – Czy to dlatego wziąłeś ze mną ślub?

– Nie wyszedłem za ciebie z miłości – wyznałem oczywistą prawdę. – Muszę wiedzieć, co obiecał ci Zowie.

– Dobrze, omówimy to – obiecał. – Jednak nie teraz, to nie pora na politykę.

Skinąłem głową i zdecydowałem się wrócić do jedzenia, chociaż na usta cisnęła się kąśliwa uwaga, iż Yusheng wszystko odwlekał w czasie, jakby chciał mnie zwieść. Starałem się zachować cierpliwość i ostrożnie wprowadzać w życie mój plan. Nie chciałem skończyć jak Biyu, która swój spektakularny upadek zawdzięczała własnej porywczości i nieostrożności.

Jedliśmy w milczeniu, chętnie popijając wino. Niebo nad nami było bezchmurne, a gwiazdy mieniły się radośnie na czarnym tle w towarzystwie okrągłego, srebrnego księżyca. Gdy dopiłem resztkę wina, kończąc mój posiłek, Yusheng sięgnął do drewnianego pudełeczka, które leżało przy nim przez cały ten czas. Czule pogładził jego wieko, nim wstał i podszedł do mnie. Również wstałem i spojrzałem mężowi prosto w oczy.

– Spędziłem ten dzień szczęśliwie, mimo kilku niemiłych słów, które padły między nami – powiedział, uśmiechając się do mnie niepewnie. – Pragnę jednak, byś wiedział, że każde twoje słowo trafia do mojego serca, a mi szczerze zależy na twoim szczęściu. Właśnie dlatego odebrałem dzisiaj ostatni ślubny prezent dla ciebie, mam nadzieję, że go przyjmiesz.

Uniósł powoli wieko od drewnianego pudełeczka, a moim oczom ukazał się złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie kwiatu wiśni. Jego delikatne płatki były wysadzane diamentami, w których radośnie tańczyły rozbłyski odbijające płomienie pochodni. Całość zapierała dech w piersi.

– Ta strona oznacza szczęście – szepnął Yusheng i sięgnął ręką do naszyjnika, by go obrócić, a miejsce diamentów zajęły czarne jadeity. – A ta oznacza smutek. Niestety komunikacja nie jest naszą najlepszą stroną, dlatego chciałbym, żebyś w ten sposób okazywał mi swoje najszczersze emocje. To będzie nasza tajemnica. Tylko nasza dwójka będzie wiedziała, co oznaczają te kolory. Zachciałbyś go założyć?

Niepewnie wyciągnąłem naszyjnik z pudełeczka i zacząłem przyglądać się pięknej zawieszce. Jednocześnie próbowałem odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jestem szczęśliwy?

Bolesne kłucie w moim sercu znikało, gdy tylko Yusheng pojawiał się przy mnie i obdarzał mnie uśmiechem lub spojrzeniem pełnym miłości. Zaczynałem marzyć, by to niestosowne uczucie między nami rosło z każdym dniem i zapuściło w moim wnętrzu korzenie, abym w końcu zapomniał o wszystkim złym. Status królowej dawał mi nadzieję, że uda mi się zmienić prawo Daiyu, znaleźć kompromis, który pozwoliłby mi zatracić się w mojej miłości do Yushenga. Miałbym władzę, wolność i miłość. Zadbałbym o moich ludzi żyjących za granicą i dopilnował, by Zowie był dobrym królem.

Jednak wciąż pamiętałem, że zostałem uprowadzony. Yusheng odebrał mi wszystko, co miałem, i uczynił swoją własnością. Chociaż mnie kochał, potrafił również wymierzać surowe kary za sprzeciwianie się jego woli. Mimo mojego statusu królowej wciąż miał nade mną władzę jako król. Miał też żonę, nałożnika i cały harem pełen kobiet.

Bałem się, że nasza miłość może okazać się niewystarczająca, właśnie dlatego zawahałem się, nim w końcu założyłem naszyjnik. Zimne kamienie przylgnęły do mojej skóry, a łańcuszek objął szyję. Kiedy uniosłem głowę, spojrzałem prosto w oczy Yushenga, w których odbijało się ciepłe światło ognia. Widziałem, jak coś w jego spojrzeniu się zmieniło, gdy dostrzegł wybrany przeze mnie kolor.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top