♔ 24
Dongmei wróciła do mojej komnaty dopiero wieczorem. Jej oczy były zaczerwienione i opuchnięte, lecz mimo to starała się zachowywać, jakby nic się nie stało. Wiedziałem, że była blisko z Yenay i cierpiała z powodu jej śmierci najbardziej z nas wszystkich, jednak nie chciałem jej odsyłać. Gdyby poczuła się teraz niepotrzebna, odebrałbym jej sens życia.
– Przekazano mi, że zostałeś wezwany dzisiaj do alkowy, panie. – Jej głos był słaby i drżący. – Pozwól, że cię przygotuję.
– Nie – odpowiedziałem, zerkając na różany pierścionek, który wciąż miałem na małym palcu, po tym, jak został na niego wsunięty przez Yushenga. – Nie czuję się na siłach, by odwiedzić alkowę. Przekaż służącym króla, że się nie zjawię.
Dongmei nie ukrywała zdziwienia na swojej twarzy.
– Jesteś pewien, panie? Wciąż... Wciąż jesteś nałożnikiem i...
– Nie mam prawa odmówić, wiem – przerwałem jej. – Mimo to przekaż, że nie czuję się na siłach.
– Oczywiście, panie.
Służąca skłoniła się nisko i ruszyła do wyjścia, zostawiając mnie samego z myślami.
Chciałem być sam. Chciałem zrozumieć, co działo się w moim wnętrzu. Strach i ból po śmierci bliskiej służącej, która uratowała mnie przed otruciem, nie były jedynymi uczuciami, które mnie przytłaczały. Kiedy zamykałem oczy, wciąż widziałem przed nimi Huana, który wtulał się w ciało Yushenga, szukając w nim tego, co powinienem móc znaleźć jedynie ja. Wspomnienie tej dwójki razem tak blisko wywoływało we mnie wściekłość, a ta wyzwalała łzy, które nieprzerwanie zbierały się w oczach. Huan nie powinien mieć prawa, by dotykać Yushenga. Nikt oprócz mnie nie powinien mieć takiego prawa. Jeśli miałem stać się jego mężem, to musiało się zmienić. Chciałem być jedynym. Chciałem, by jego oczy patrzyły zawsze tylko na mnie, chociaż jeszcze nie wiedziałem, co to by dla mnie oznaczało.
To było uczucie, którego jeszcze nie rozumiałem, ale zdążyłem je już poznać. Leżąc na łące, gdzie tańczyły kwiaty i śpiewały ptaki, czułem się podobnie.
***
W Beatie ceremonia ślubna była prosta i nie wymagała wielu przygotowań, a haremowe nauki Syinga nie uwzględniały tradycji ślubnych, dlatego zaskoczyło mnie ich skomplikowanie w Daiyu. Spodziewałem się, że ich praktyki ślubne będą równie barbarzyńskie, jak wszystko inne, jednak tutaj się omyliłem. Nawet w Daiyu małżeństwo traktowano niczym świętą przysięgę i należało się do niej odpowiednio przygotować. Każdy z sześciu dni przed ceremonią objęty był inną tradycją.
Pierwszym etapem przygotowań było złożenie sobie obietnicy zaślubin, której symbolem był pierścionek z rubinem. Otrzymanie pierścionka było niestety najłatwiejszą częścią.
Drugiego dnia Sying wraz z sześcioma służącymi natarł moje ciało i włosy licznymi olejkami. Trwało to kilka godzin i chociaż początkowo było przyjemne, bardzo szybko zacząłem mieć dość, a moja skóra była śliska i lepiąca aż do późnego wieczora.
Trzeciego dnia przygotowaną wcześniej skórę wymalowano czerwoną henną, a kwiatowe wzory zaczęły znaczyć moje ręce, ramiona, obojczyki, brzuch oraz nogi. Plecy pozostawiono nieozdobione z powodu licznych blizn, które je pokrywały. To również trwało całymi godzinami, a dodatkowo nie mogłem się ruszać i bardzo szybko zacząłem tęsknić za wczorajszym olejowaniem.
Czwarty dzień był ulubionym dniem służby, ponieważ wtedy każdego od świtu do nocy częstowano słodyczami. Miały one osłodzić wszystkie złe chwile w przyszłym małżeństwie i odgonić nieszczęście, które niosła za sobą cyfra cztery. Ten dzień Sying wykorzystał na nauki, abym wiedział, jak będzie przebiegała ceremonia i jak mam się podczas niej zachowywać. Słuchałem go, zajadając się suszonymi owocami.
Piąty dzień był dniem tańca na cześć płodności, a chociaż nie dotyczyło to mnie i Yushenga, Sying upierał się, iż muszę w tym uczestniczyć. Nawet Huan tego dnia opuścił komnatę medyczną, aby usiąść w samym kącie wspólnej komnaty. Ze znudzeniem przyglądałem się tańczącym kobietom, czując na sobie spojrzenie królowej Yuan. Królowa wdowa pozostawała milcząca, nie sprzeciwiając się woli syna otwarcie, chociaż słyszałem plotki, iż pokłóciła się z Yushengiem, zakazując mu wyjścia za mnie za mąż. Mimo dokumentu zniewolenia, który podpisał mój brat, wciąż pozostawałem pierworodnym synem króla Beatie, a ślub z królem Daiyu wpisałby mnie do drugiej rodziny królewskiej. Był to naturalny zabieg przy małżeństwach politycznych, jednak ja wciąż pozostawałem mężczyzną i właśnie to było problemem. Bynajmniej nie dla mnie.
Szósty dzień spędziłem z medyczką, która upewniła się, iż moje ciało jest godne, by stać się częścią rodziny królewskiej Daiyu.
Aż w końcu nadszedł dzień siódmy, czyli dzień ślubu. W noc poprzedzającą ten dzień wtarto w moją wciąż pokrytą śladami henny skórę wiele dziwnych, upiększających specyfików. Dokładnie wymasowano moje ciało, bym mógł odprężyć się przed snem i obudzić wypoczęty oraz gotowy do ceremonii. Oczywiście wszelkie wysiłki były daremne. Nie zmrużyłem oka nawet przez chwilę, spędzając tę noc na tarasie i wpatrywałem się w migoczące gwiazdy.
Czy to działo się naprawdę? Czy naprawdę za kilka godzin miałem stać się mężem wrogiego króla i królową Daiyu? Ta myśl niezmiennie napawała mnie przerażeniem, ponieważ wiedziałem, iż nie będzie od niej odwrotu. Nawet jeśli kiedyś udałoby mi się uciec, wciąż pozostawałbym mężem Yushenga. Zwiążę siebie z nim czymś potężniejszym niż najmocniejszy łańcuch. Jednak to była jedyna droga do wolności i władzy. Jedyna droga, która pozwalała mi zachować czystość, tak ważną w mojej ojczyźnie. Dopóki Yusheng będzie mi wierny, ja będę wierny obowiązkom małżeńskim.
Spojrzałem na różany pierścionek z rubinem, a następnie przycisnąłem dłoń do klatki piersiowej, by kolejny raz wyczuć szybkie bicie serca. Na samą myśl o Yushengu zrywało się do galopu, a ostatnimi czasy myślałem o nim dniami i nocami.
***
Kiedy rano Sying przekroczył próg mojej komnaty, jego usta się nie zamykały. Trajkotał coś z podekscytowaniem i zadowoleniem, ale nawet go nie słuchałem, czekając, aż napar na ból głowy zacznie działać. Wciąż leżałem na łożu, nie mając apetytu na stygnące śniadanie, a na oczach miałem zimny okład, który Dongmei sumiennie zmieniała co kilka minut, by nie zdążył się nagrzać.
– Coś się stało, Wasza Wysokość? – zapytał i w końcu zamilkł, gdy wyczekiwał odpowiedzi.
Westchnąłem ciężko, sięgając ręką do okładu. Po omacku ściągnąłem z oczu wilgotny materiał i spojrzałem na nadzorcę.
– Na moje pozbawione zmarszczek czoło, co ci się stało?! Wyglądasz potwornie!
– Doceniam twą szczerość – odmruknąłem i wyciągnąłem rękę po świeży okład. – Nieprzespana noc. Po co przyszedłeś?
Usłyszałem, jak Sying cicho prycha pod nosem, a następnie podchodzi do mnie i z impetem odkłada coś ciężkiego na łoże. Wtedy zrozumiałem, że mój spokój dobiegł końca. Musiałem wrócić do nowej codzienności oraz przygotowań do dzisiejszego ślubu.
Zrzuciłem okład na ziemię i usiadłem powoli, czując, że poranny ból głowy wciąż daje o sobie znać, chociaż na szczęście znacznie zelżał. Spojrzałem na pudełko, które musiał przynieść ze sobą nadzorca. Było wykonane z ciemnego drewna, starannie wypolerowane i ozdobione kwiecistymi grawerunkami. Każdy z kwiatów na nim miał płatki wykonane z błyszczących, drogocennych kamieni, które mieniły się tęczą w blasku wpadającego przez okno słońca. Przesunąłem po wieczku opuszkami palców, by zbadać jego nierówną strukturę i przez chwilę móc zachwycać się tak pięknym opakowaniem ostatniego z przedślubnych prezentów od Yushenga.
– Otwórz, panie – szepnęła Dongmei z podekscytowaniem w głosie, którego tak dawno u niej nie słyszałem.
Niepewnie zrobiłem to, o co mnie poprosiła. Przesunąłem na bok zamknięcie od pudełka, a następnie uniosłem wieko. Moim oczom ukazała się złota szpila do włosów, na której główce znajdowała się przepiękna piwonia wysadzana czerwonymi kamieniami. Wstrzymałem oddech, gdy ostrożnie wyciągnąłem delikatną ozdobę i, trzymając ją niczym najcenniejszy skarb, podałem służącej. Dongmei z najszczerszym zachwytem odebrała szpilę i zaniosła ją do toaletki. Teraz mogłem sięgnąć po jedwabny materiał, który wypełniał resztę pudełka. Był tak gładki w dotyku, aż zapragnąłem przysunąć go do twarzy i otrzeć delikatnie o policzek. Za pomocą Syinga wyciągnąłem prezent z pudełka i wstałem, by podziwiać go w pełnej okazałości.
– Wspaniała – westchnął nadzorca, wpatrując się w moją szatę ślubną.
Jej czerwony odcień miał niesamowitą głębię, idealnie pasując do rubinu w pierścionku na moim małym palcu, a liczne hafty przedstawiały białe, lecące żurawie. Podszewkę natomiast wykonano ze złotego, mieniącego się w słońcu materiału, który dopełniał całość. Nie mogłem się powstrzymać i, całkowicie zachwycony prezentem od Yushenga, zarzuciłem szatę na plecy, pozwalając okryć się jej delikatnej strukturze.
– Szata godna najprawdziwszej królowej, panie. – Sying z uśmiechem na ustach zatrzymał się nieopodal mnie, gdy podziwiałem swoje odbicie w lustrze, ignorując lekko podpuchnięte oczy po nieprzespanej nocy.
Oderwałem spojrzenie od szaty, by nawiązać kontakt wzrokowy z lustrzanym odbiciem nadzorcy. To przypomniało mi o słowach Huana, które od tygodnia nie dawały mi spokoju. Tak bardzo nie chciałem, by Huan miał rację, że bałem się to sprawdzić. Jednak jeśli miałem dzisiaj stać się królową Daiyu, musiałem mieć pewność, kto jest po mojej stronie, a kto jedynie mnie zwodzi.
– Dongmei, wyjdź na chwilę – rozkazałem służącej, wciąż wpatrując się w Syinga, który szybko opuścił wzrok, nie śmiąc patrzeć mi w oczy.
Dongmei skinęła głową i posłusznie opuściła komnatę, pozostawiając mnie samego z Syingiem. Poprawiłem miękki materiał nowej szaty i odwróciłem się tyłem do lustra, by spojrzeć prosto na nadzorcę.
– Czy coś się stało? – zapytał wyraźnie zaniepokojony odesłaniem Dongmei.
– Za kilka godzin wezmę ślub z twoim królem, tym samym stając się twoją królową – powiedziałem, na co skinął głową. – Jednak nim się to stanie, chciałbym wiedzieć, kto stoi przy moim boku, by mi służyć, a kto, by zdradzić.
– Co masz na myśli, panie? – dopytał, marszcząc delikatnie brwi.
– To będzie rozkaz przeciwko rozkazowi – ostrzegłem go. – Masz mi powiedzieć, o czym Yusheng zabronił mi mówić.
– Nie rozumiem. Skąd przypuszczenie, że król zabronił...
– Nie kłam – przerwałem mu ostrym tonem. – Możesz mieć tylko jednego pana, więc zdecyduj, komu służysz. O czym Yusheng zabronił mi mówić? Wiem, że wiecie o tym tylko ty i Huan.
Gdy skończyłem mówić, w komnacie zapanowała cisza. Zdawało się, iż nawet ptaki za oknem zamilkły, wyczekując w napięciu na odpowiedź. Jednak Sying wpatrywał się we mnie z zagubieniem w oczach i milczał. Jego zęby zagryzły dolną wargę, a dłonie zacisnęły się w pięści, lecz on wciąż milczał, wzbraniając się od wykonania mojego rozkazu.
– Rozumiem – przerwałem ciszę, gdy moja cierpliwość się wyczerpała. – Odejdź zatem. Już mi nie służysz.
– Nie, panie – jęknął błagalnie. – Nie powiedziałem ci o tym, ponieważ uznałem, iż tak jest lepiej. Ta rzecz nie jest istotna, jedynie mąci, chcąc zniszczyć twą potęgę.
– Nie obchodzą mnie twoje pobudki – warknąłem. – Wydałem rozkaz, a ty się sprzeciwiłeś. Powiedz, o czym Yusheng zabronił mi mówić, albo odejdź. Nie chcę, by przy moim boku stał niewierny sługa.
– Dobrze, powiem! Jednak miałbym prośbę. – Sying padł na kolana i przycisnął czoło do podłogi, okazując swoje poddanie. – Pozwól, iż zrobię to po ślubie. Nie chcę, by cokolwiek stanęło na twej drogę na szczyt. Wyznam wszystko, gdy już nic nie zagrozi twojej pozycji. Błagam! Chcę jedynie twego dobra, panie!
Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w klęczącego nadzorcę, zanim uległem jego błaganiom. Miałem jedynie nadzieję, iż nie będę tego żałował.
***
Tuż po śniadaniu zostałem porwany przez wir przygotowań do ceremonii. Umyto mnie chyba po raz setny w tym tygodniu, a następnie Dongmei i dwie inne służące pod czujnym okiem Syinga zaczęły przygotowywać moją fryzurę. Większość włosów upięto w niski kok, przez który przełożono nową szpilę z kwiatem piwonii. Pozostałe włosy spięto w trzy miejsce koki na czubku głowy. Wpięto w nie żywe kwiaty piwonii oraz złote spinki i mniejsze szpile z wiszącymi łańcuszkami, które opadały mi na twarz wraz z dwoma pejsami włosów, które zawijały się za uszami i niknęły z tyłu głowy. W całe włosy wpięto liczne perły oraz jeden spory rubin, który nachodził na środek czoła. Na ręce wsunięto mi trzy jadeitowe bransolety, a pozbawione malunków henną plecy ozdobiono licznymi, cienkimi łańcuszkami, które miały zasłaniać blizny podczas nocy poślubnej. Podobne łańcuszki założono mi na kostki, zanim służące wsunęły na stopy czerwone buty ze skórzanymi podeszwami. Gdy pozwoliłem ubrać się w piękną, czerwoną szatę, byłem gotowy. Jeszcze przed wyjściem spojrzałem w lustro, nawiązując krótki kontakt wzrokowy z przepięknym mężczyzną, którego twarz rozjaśniono pudrem, oczy przyciemniono popiołem, a usta podkreślono intensywnie czerwoną pomadą. Aż ciężko było mi uwierzyć, że to naprawdę ja.
Ruszyłem do sali tronowej otoczony służącymi oraz gwardzistami. Nietknięte dziewczęta z haremu stały pod ścianami na korytarzach, by móc mnie zobaczyć, zanim wyjdę poza harem i już tu nie wrócę aż do rana. Szeptały i wzdychały na mój widok, a w ich cichych głosach dało się usłyszeć zazdrość. Zapewne każda oddałaby wszystko, żeby być na moim miejscu, jednak nie zamieniłbym się za nic. Yusheng miał być tylko mój i żadna z nich nie miała już prawa go tknąć. Zamierzałem osobiście tego dopilnować.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, mogłem już liczyć tylko na siebie. Sying zasłonił mi twarz prześwitującym, czerwonym materiałem, a następnie pomógł wsiąść na palankin. Zacisnąłem dłonie na podłokietnikach, bojąc się upadku, gdy czwórka haremowych gwardzistów uniosła go prawie na półtora metra nad ziemią. Nie musieliśmy długo czekać na otwarcie drzwi. Nieświadomie wstrzymałem oddech, odnajdując na tronie Yushenga, który już na mnie czekał. Nie obchodzili mnie lordowie, sędziowie i inni państwowi urzędnicy, którzy oddawali mi ukłony, jako przyszłej królowej. Teraz liczył się jedynie Yusheng. Również wyglądał pięknie. Czarne włosy spięto w wysoki kok, na który wsunięto mu koronę, a królewskie czerwone szaty również miały złotą podszewkę. Nie musiałem widzieć jego pleców, by wiedzieć, że znajduje się na nich również złoty smok.
Yusheng wstał z tronu, by pomóc mi zejść z palankinu. Ścisnąłem jego dłoń, szukając stabilizacji w silnych ramionach Yushenga, i spojrzałem prosto w jego czarne oczy. On jednak na mnie nie patrzył. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, kiedy poprowadził mnie do tronu, na którym ponownie usiadł. Posłusznie klęknąłem tuż przy jego stopach.
– Nałożniku Lan – zwrócił się do mnie starszy mężczyzna, stojący po lewicy króla. – Dostąpiłeś zaszczytu, by stać się małżonkiem króla Yushenga oraz królową Daiyu. Czy przysięgasz być wiernym swojemu królowi oraz królestwu?
Zadrżałem i wbiłem palce w podłogę, nim odpowiedziałem:
– Przysięgam.
– Czy przysięgasz?
– Przysięgam.
– Czy przysięgasz?
– Przysięgam.
– Czy przysięgasz zawsze kierować się dobrem swojego męża i królestwa?
– Przysięgam.
– Czy przysięgasz?
– Przysięgam.
– Czy przysięgasz?
– Przysięgam.
– Czy przysięgasz wypełniać obowiązki królewskiego małżonka i królowej?
– Przysięgam.
– Czy przysięgasz?
– Przysięgam.
– Czy przysięgasz?
– Przysięgam.
Byłem zaskoczony, iż mój głos nie zadrżał przy żadnej przysiędze, ponieważ serce drżało z każdym słowem.
– Wasza Królewska Mość! – Teraz mężczyzna zwrócił się do Yushenga. – Czy czynisz tego mężczyznę zwanego imieniem Lan i będącego twoim nałożnikiem wolnym obywatelem Daiyu?
– Czynię.
– Czy czynisz?
– Czynię.
– Czy czynisz?
– Czynię.
– Czy czynisz Lana swoim mężem?
– Czynię.
– Czy czynisz?
– Czynię.
– Czy czynisz?
– Czynię.
– Czy jako swojego małżonka czynisz go królową Daiyu?
– Czynię.
– Czy czynisz?
– Czynię.
– Czy czynisz?
– Czynię.
– Na mocy prawa Daiyu uznaję wyzwolenie, zaślubiny i koronację za zobowiązujące od tej chwili aż król nie rzeknie inaczej. Niech żyję król Yusheng i królowa Lan!
To było całkowicie nieprawdopodobne. Nie mogłem uwierzyć w słowa, które właśnie padły, chociaż doskonale je usłyszałem. Niepewnie podniosłem się z klęczek, czując drżenie nóg. Yusheng również wstał, a następnie chwycił moją lewą dłoń.
– Niech te obrączki będą symbolem naszego małżeństwa – powiedział, wsuwając na mój serdeczny palec złoty krążek wysadzany diamentami, które mieniły się niczym łzy Yushenga na łące w moim śnie.
Wpatrywałem się w obrączkę z niedowierzaniem, w tym czasie, w którym król wsuwał na swój palec prawie identyczny pierścionek, był jedynie trochę większy. Oderwałem wzrok od obrączki, dopiero kiedy Yusheng sięgnął po moją drugą dłoń.
– Niech ten sygnet będzie symbolem twojego statusu królowej Daiyu.
Teraz na serdeczny palec prawej dłoni, tuż obok różanego pierścionka, został wsunięty sygnet z ogromnym rubinem. Drżący oddech wdarł się do moich płuc, gdy w końcu uniosłem wzrok, by spojrzeć Yushengowi prosto w oczy. Teraz był moim mężem, a ja byłem jego. Zmieniło się tak wiele, jednak wciąż to do mnie nie docierało.
Yusheng na mnie nie patrzył. Nie puścił mojej dłoni, od razu prowadząc mnie do niewielkiego stolika, który ustawiono tuż przy tronie. Leżały na nim trzy pergaminy, pióro oraz kałamarz z czarnym atramentem. Yusheng bez chwili wahania złożył podpisy na wszystkich trzech pergaminach. Dwa z nich miał miejsce tylko na jego podpis, trzeci czekał na jeszcze jeden. Podszedłem do pergaminu i przyjrzałem się wypisanym na nich słowom w języku Daiyu. Mój jeden podpis miał ostatecznie uczynić mnie mężem Yushenga. Chwyciłem pióro drącą dłonią i ostrożnie ułożyłem go na pergaminie, pierwszy raz składając podpis moim nowym imieniem.
Stało się. Ceremonia dobiegła końca.
– Jestem wolny? – Tylko tyle byłem w stanie wykrztusić przez zaciśnięte z nerwów gardło.
– Tak – odpowiedział mi mój mąż, nie zaszczycając nikogo nawet cieniem uśmiechu. – Jesteś wolny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top